Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
95 / 151


2015-12-30

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
"Jak biegać, żeby nie bolało". (czytano: 704 razy)



Ponoć bieganie jest proste jedynie w teorii, jednak wiadomo, że również teoria może przyprawić o ból głowy, zwłaszcza gdy się rozmija z praktyką. Oto garść przykładów, zaczerpniętych wprost z portali zrzeszających entuzjastów biegowego szaleństwa, którym najwyraźniej niestraszne ani bolesna praktyka, ani teoria.

„Cześć! Biegam od roku i w zasadzie nie mam z tym większych kłopotów, jednak od jakiegoś czasu boli mnie lewe kolano, zwłaszcza na ostrzejszych podbiegach w lesie. Byłbym wdzięczny za wszelkie uwagi w tym temacie. Pozdrawiam”.

W dosyć typowym wpisie nie pada żadne pytanie, jednakowoż autor sugeruje, iż chętnie przyswoi pewne kwantum wiedzy dotyczącej biegania po zalesionych pagórkach. Otóż ból kolana może się pojawić np. w wyniku upadku zakończonego uderzeniem o wystający korzeń. Jeśli fortunnie udało nam się uniknąć podobnego wypadku podczas podbiegu w lesie, to należy domniemywać, że przyczyna bólu w kolanie leży gdzie indziej. Póki co, przyjmijmy roboczo, iż poza zasięgiem naszego pojmowania. Można także czasowo zaniechać podbiegów w terenie lesistym, zwłaszcza unikając wzniesień, których pokonywanie skutkuje bolesnym dyskomfortem.

„Witam koleżanki i kolegów. Mam kłopot, mianowicie ostatnio trudno mi się zmobilizować do codziennych treningów. Niby wszystko jest OK, ale jakoś nie ciągnie mnie do biegania. Nadmienię, że ostatni sezon był dla mnie bardzo wyczerpujący (wziąłem udział w piętnastu startach na dystansie 10-15 km, poza tym siedmiu półmaratonach i czterech maratonach). Sam siebie pytam, czy to może nie za dużo? Jakie są wasze doświadczenia? Czy to normalne i przejściowe? Powinienem się martwić czy lepiej się tym nie przejmować?”

Cóż, generalnie lepiej się nie przejmować. W ogóle lepiej się przejmować mniej niż więcej, choć pewna doza przejęcia dodaje jednak życiu nieco smaku. Możliwe, że po prostu nie lubisz biegać, a w zawodach bierzesz udział z braku pomysłu na ciekawsze spędzanie wolnego czasu. W takim przypadku najlepiej ograniczyć ilość startów na wszelkich dystansach. Jeżeli „niby wszystko jest OK” po przebiegnięciu kilkuset kilometrów, to niby OK. Prawdziwy problem będzie wtedy, jeśli pomimo zerowego kilometrażu nadal będziesz czuł, że OK jest niby. Jednak nawet w tak dramatycznych okolicznościach nie należy wpadać w panikę. Ostatecznie życie to tylko zajęcie dorywcze.

„Proszę o pilną pomoc!!! Mam 20 lat i uwielbiam bieganie. Oprócz biegania czas dzielę między takie pasje jak gra na harfie, taniec nowoczesny, jazda konna i lekcje francuskiego. Bardzo bym chciała urozmaicić i wydłużyć moje treningi biegowe i tu pojawił się problem. Aby je urozmaicić postanowiłam poszukać trenera personalnego i nawet znalazłam odpowiedniego kandydata, niestety mój chłopak nie jest z tego zadowolony. Jak go przekonać, że bieganie jest dla mnie bardzo ważne i nie wyobrażam sobie rezygnacji z tej formy aktywności?!? Proszę (zwłaszcza koleżanki biegaczki) o radę, jak powinnam postąpić w tej sytuacji?!?”

Trudno ogarnąć tak złożoną kwestię w kilku zdaniach, niemniej spróbuję: prześpij się z chłopakiem, po czym przekonaj go, że trener personalny nie jest w twoim typie. Potem idź do łóżka z trenerem zapewniając, że to tylko w ramach urozmaicenia treningu, bo tak naprawdę kochasz swojego chłopaka jak lekcje francuskiego. Ewentualnie poznaj chłopaka z trenerem i sprawdź czy uda się ich namówić na seks we troje. Gdyby jednak problem zaczął eskalować zagrażając rozpadem twojego rozkładu zajęć, jedynym wyjściem z sytuacji może się okazać ekspresyjna gra na harfie. Swoją drogą, to niebywałe w jakich miejscach może człowieka rozboleć od biegania.

„Właśnie wróciłem z zawodów i borykam się z poważną kontuzją podudzia. Bolesne rwanie pojawia się za każdym razem gdy przyśpieszam schodząc poniżej granicy 5 min/km. Co ciekawe, ból w podudziu nie występuje kiedy biegam wolniej, za to po pewnym czasie rwie mnie w krzyżu. Martwi mnie to, bo czuję że mogę biegać znacznie szybciej, no ale ten ból w podudziu albo w krzyżu… Czasami czuję się jak mucha schwytana w pajęczą sieć bólu, im bardziej się szarpię tym bardziej boli. Próbowałem już okładów gorących i zimnych, byłem też dwa razy u masażysty, ale na razie nic nie pomogło. Może jakieś zastrzyki? Miał ktoś tutaj podobny problem?”

Podobne problemy to tutaj codzienność. Czasami czuję się jak pająk usiłujący, pomimo bolesnych parkosyzmów opętańczej beki, skonsumować muchę zaplątaną w pajęczynę idiotyzmów. A propos, taki np. pająk krzyżak: ma aż osiem odnóży, jak to pająk, całymi godzinami zasuwa snując i naprawiając sieć, sterczy w bezruchu dzień i noc, a nogi go nie bolą, ani nawet w krzyżu nie rwie. Co innego Krzyżacy. Wiecznie któryś borykał się z kontuzjami, ale to akurat nic dziwnego, jak się biegało dźwigając na sobie tyle żelastwa. Każdy dźwiga swój krzyż, choćby tylko ze względów anatomicznych. Proszę się nie „szarpać” i nie bić głową w mur, bo może się panu od tego pogorszyć. Najwyraźniej boryka się pan z poważnymi kontuzjami podudzia i okolic odcinka lędźwiowego. Nie można w tej chwili z całą pewnością stwierdzić, czy to pańskie najpoważniejsze kontuzje, wiele jednak wskazuje na to, że problem tkwi znacznie głębiej. Być może jakiś zastrzyk znieczulający mógłby panu przynieść choćby chwilową ulgę. Domyślam się, że jest pan tak zaplątany w „pajęczą sieć bólu”, iż rezygnacja z biegania nie wchodzi w grę. Proszę zatem częściej grać w chińczyka, jeść więcej warzyw i dobrze się wysypiać, a w chłodne dni zakładać szalik i czapkę.

„Ja mam za to taki zgryz, że bardzo chciałabym biegać, ale po prostu brak mi na to czasu. Wiecznie muszę się opędzać od obowiązków w pracy i w domu, a przecież człowiek chce mieć też jakieś tam życie towarzyskie. Jak to wszystko pogodzić? Może lepiej zorganizowani biegacze coś mi doradzą. Proszę, pomóżcie!”

Choć i mnie czas goni, zawsze gotów jestem wesprzeć damę w potrzebie. Zazwyczaj przemilczana prawda jest taka, że tzw. biegacze to ludzie żyjący z sowitych donacji i sponsoringu. Nie chodzi nawet o brak chęci do pracy, to nie to. Biegacze po prostu nie mają na to czasu. Co robią, kiedy nie pracują? To chyba oczywiste – trenują i to jest ich praca. W domu bywają z rzadka, a to z powodu częstych wyjazdów na rozmaite imprezy biegowe lub spotkania związane z obowiązkami wobec sponsorów. Niebagatelną rolę odgrywają też kontakty z mediami. Jednym słowem, jak nie sesja reklamowa czy konferencja, to zawody, treningi albo wywiady. Jeżeli biegacze mają już chwilę dla siebie, to przy takim tempie życia korzystają z zabiegów regeneracyjnych, ewentualnie rehabilitacyjnych. Zresztą rodziny biegaczy wiedzą, że aby utrzymać swój wysoki standard życia, muszą wspierać biegających partnerów, na barkach których spoczywa dbałość o rozwój kariery, zazwyczaj przynoszącej sowite zyski. Życie towarzyskie biegaczy, nawet jakieś tam, to mit. Ludzie skoncentrowani na wynikach, świadomi swej odpowiedzialności w ramach realizowanej doniosłej roli społecznej, nie mają czasu na takie pierdoły, co też podsuwam pani pod rozwagę. Żeby nie być gołosłownym, podam przykład z życia wzięty. Kuzyn harował na treningach jak wół przez pół roku. Niemal nie bywał w domu, przez co jego małżeństwo wisiało na włosku. Jednak biegacze to ludzie ulepieni z twardej gliny. Kuzyn dał radę, przezwyciężył własne słabości i teraz jest kimś. Konkretnie, wygrał zawody w Piszczulicach. Stanął na najwyższym stopniu podium i zgarnął główną nagrodę – 500 złotych. Wszyscy mu zazdroszczą pucharu. Wywalczył też kontrakt sponsorski i teraz zamiast jednej pary butów biegowych ma dwie, a do tego koszulkę z napisem „KAZEKTRANS PISZCZULICE – najlepsze usługi transportowe w twojej okolicy”. Dziennikarz z kwartalnika „Goniec Piszczulicki” zrobił kuzynowi zdjęcie, które ukaże się za miesiąc w rubryce sportowej. Sukces nie przewrócił mu jednak w głowie – nie rozpił się, długów nie narobił. Nawet z żoną doszedł już do porozumienia, choć tu akurat nie wszystko poszło gładko, bo gdy wrócił do domu w glorii zwycięzcy, to mu się małżonka do nóg rzuciła, żeby te jego bohaterskie kończyny wycałować i tak się w tym uniesieniu zagalopowała, że chłopak ma poważnie nadwyrężone ścięgno. Jednak nie narzeka, nie lamentuje, wie, że ciężka praca w końcu przynosi efekty. Pani też się uda. Trzeba jedynie wierzyć w siebie, zrzucić ograniczające więzy przeciętności, zmobilizować rodzinę i odpędzić uprzykrzonych znajomków, a potem skoncentrować się na treningach. Dla chcącego nic trudnego – sława i fortuna w zasięgu ręki.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Varia (2015-12-30,17:19): Hung, a myslałeś może o zatrudnieniu się w jakiejś gazecie w rubryce "porady dla wszystkich"? :) Sukces gwarantowany! pozdrawiam sylwestrowo.
Mahor (2015-12-30,20:15): Po tej lekturze problem z moim bolącym kolanem wrzucę np.na portal randkowy :-)
haruki (2015-12-30,22:28): Genialne!!! Ludzie nie przestają mnie zadziwiać...
paulo (2015-12-31,09:01): czyli pole popisu dla "rasowych" biegaczy :) Można wtedy jak Guru parę rad rzucić. A można też jak kwoka przygarnąć pisklę, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze :) Marku, dobrego Nowego Roku jeszcze raz :)
Cześ (2016-01-01,12:57): W kabarecie próbowałeś ??? :):) Pomyślnego Nowego Roku :)







 Ostatnio zalogowani
arkadio66
09:24
Wojciech
08:53
bobparis
08:32
bogsan
08:14
Daro091165
07:52
POZDRAWIAM
07:39
rebkow
07:37
platat
07:15
GriszaW70
06:46
Zając poziomka
06:34
Leno
06:11
kulja63
05:46
marian
05:07
biegacz54
04:52
pawko90
02:58
s0uthHipHop
01:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |