Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
96 / 151


2016-01-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Dychawica. (czytano: 1906 razy)

 

Minął miesiąc mojego pochorobowego truchtania i „dochodzenia do formy”. Bardziej - pewnie - dochodzenia niż dobiegania, bo tempa mam początkującego chodziarza albo krowy z nogą w gipsie.
Jak to było: najpierw miałem zaplanowany tydzień przerwy, potem była choroba, następnie dochodzenie do żywych i wreszcie bieganie. Przez pierwszy tydzień robiłem cztery razy po pięć kilometrów, a potem, z każdym następnym tygodniem, powiększałem dystans. Byłem dobrej myśli ale „nadzieja, to matka głupich” a ja aż taki głupi nie jestem i wiem, że to za mało.
Od prawie ośmiu miesięcy mam w domu kota. Żywego sierściucha, potomkinię naszego poprzedniego przybłędy, który w tajemnicy nas opuścił zostawiając czwórkę maluchów na karku mikrej mamusi. Przy życiu pozostała jedynie nasza kicia, a jej rodzeństwo zjadły świnie (w świniarni się urodziły) albo lis (grasuje w okolicy a ludzie mówią, że małe koty też mu smakują).
Ona (ta nasza kotka) żyje, a ja dogorywam. Im kotka była większa, tym ja częściej dostawałem duszności. Jestem alergikiem, a choroba objawiała się przez katar, nieraz poprzez swędzenie oczu, rzadko przez zmiany skórne a najrzadziej w postaci dychawicy. Teraz koło fortuny się obróciło. Katar mam rzadko, resztę podobnie jak dotychczas a duszności coraz większe.
Przez miesiąc, w większości, przebywałem we wrocławskim mieszkaniu i tam nie miałem wrednych objawów (nie było kota), a po powrocie na wieś brak powietrza w płucach powrócił. Mogę więc być pewny, że to sprawa kota (kotki). Miałem jeszcze wątpliwości, że to pozostałość po chorobie, ale gdy chorowałem, to tak nie dusiłem się a jedynie pokasływałem od okropnego kataru.
Przed świętami córka (moja krew, alergiczna) wspomogła mnie w nocy - by ratować kilka godzin na spanie i moje męki – czymś takim wziewnym ale nie wiem czy to pomogło, czy tabletka na alergię, którą wziąłem wcześniej. Tabletki – zresztą – nie bardzo mnie ratują, bo to zwykłe, przeciwalergiczne bez recepty, i nigdy nie wiem, czy coś pomogło, czy zwyczajnie przetrwałem. Wreszcie moja latorośl zostawiła mi inny wziewny specyfik, na którego od kilku dni spoglądam jak wstydliwa dziewczyna na chłopaka podczas potańcówki. Chcę, muszę ale się boję. A jak nie pomoże? To całą nadzieję na ratunek szlag trafi. W dzień zazwyczaj jest lepiej a w nocy głowa leci od czytania, a gdy odłożę książkę i próbuję przysnąć, to nie mogę, bo głębokie nabieranie powietrza mnie rozbudza. Wiem, do lekarza trzeba iść ale nie mam na to zdrowia ani nerwów.
Póki co, biegam bez względu na zgrzytanie oskrzelowych (płucnych?) zębów.
Zawsze w moich biegach było dodatkowe nabieranie powietrza, takie poza stałym rytmem, ale teraz, to jakaś masakra. Próbowałem przebiec ile się da bez dodatkowego wdechu – one są tak głębokie, po samą dwunastnicę, że nieraz muszę się pochylić. W oczach miałem mgłę, na oczach zaćmę, a wytrzymałem około 800 m., trzy razy na dwa i pół kilometra. Doszedłem do wniosku (podczas jednego z treningów), że mogę swoje truchtania traktować jako treningi beztlenowe. Będę miał dwa w jednym, wybieganie i trening beztlenowy. Zaoszczędzę czasu. Problem w tym, że słabowity przy tym jestem, bo pewnie tlen słabo dociera do moich mięśni. Dobrze, że nadeszły święta, bo mogę jeść do woli mięsa (na święta i ich okolice daję sobie pozwolenie na jedzenie chabaniny) i może szybko nie padnę gdzieś pod drzewem. Naszła mnie też taka myśl, że jak już nie dam rady biegać, to będę łaził z kijkami albo jeździł na rowerze. Tylko, żeby dostać się w te rejony, do których zmierzałem biegiem, na piechotę będzie bardzo długo trwało, a na rowerze można złapać gumę. Ale jest też plus, dłużej i dokładniej będę mógł oglądać spotykane widoki, i zimą nie będę się tak ślizgał. Jest dobrze, są perspektywy, a bez dobrych wyników da się żyć. Żona kupiła nawilżacz powietrza z filtrem, to może przefiltruje trochę zło wiszące u nas w domu.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Mahor (2016-01-04,19:10): Oprócz dychawicy dopadła Ciebie chyba również deprecha...:-(
Hung (2016-01-04,19:56): Depresja i melancholia też trochę mnie dopada, Maćku, ale z nimi walczę dzielnie.
paulo (2016-01-05,08:29): Marku, sytuację masz zaiste patową :( Śliczna kotka, ale musiałbyś bez niej żyć, by wrócić do biegania. Decyzję jednak musisz sam podjąć
Hung (2016-01-05,15:58): Pawle, decyzja już dawno podjęta. Kot zostaje a ja biegam tak, jak się da.







 Ostatnio zalogowani
maciekc72
06:52
farba
06:43
Leno
06:20
StaryCop
06:18
Admin
06:15
niemir
05:31
biegacz54
05:28
SantiaGO85
23:41
lordedward
23:25
kos 88
23:00
rokon
22:41
ryba
22:19
Andrzej_777
22:04
Artur z Błonia
21:53
perdek
21:43
knapu1521
21:21
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |