2015-09-30
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Ale jazda. (czytano: 330 razy)
Jak tu nie wykorzystać takiej okazji, kiedy jest możliwość wyrwania się z wioski i wzięcia udziału w biegu … też na wsi, ale za to koło wielkiego miasta.
Dostałem wiadomość o planowanym biegu z okazji otwarcia ścieżki biegowej w okolicach Jelcza – Laskowic. Miejscowy klub biegacza, „Harcownik”, poprzerabiał już chyba wszystkie ścieżki, w okolicznych miejscowościach, na trasy biegowe. Chwali się to, a wybrać się do nich na biegi warto, bo są zawsze świetnie zorganizowane. Jednak nie mogłem się zapisać, bo w dzień i noc przed biegiem miałem ostro pracować, nie chciałem więc blokować listy. W piątek podjąłem decyzję o rejestracji, jednak bez wpłaty symbolicznej dychy startowej. Właściwie, to wyszło takie samo ryzyko, bo wpłacając 10 zł wcześniej, mogłem stracić, gdybym nie pojechał, a wpłacając na miejscu obowiązkowe 20 zł, też byłem dychę do tyłu w stosunku do pierwotnej kwoty. Po zapisaniu się pojechałem do Wrocławia (120 km).
W sobotę, przed południem, zapakowałem się i pojechałem 120 km do roboty. Tam spędziłem czas do szarego rana, po czym wsiadłem w auto i dawaj z powrotem do Wro (120 km). Przed ósmą byłem w domu, umyłem się, wypiłem herbatę, przebrałem się, wsiadłem do samochodu z butami biegowymi i pojechałem do Chwałowic 35 km. Przy wjeździe na osiedle Kowale okazało się, że droga jest zamknięta. Nawrót i … jak tu jechać? Mózg bez spania nie bardzo chciał wymyślić nową trasę. Ale jakoś dojechałem. Najpierw był bieg dla maluchów mniejszych, większych i jakich kto chciał, dla nastolatków i wreszcie dla starszych nastolatków i dla nas. Nigdy nie biegałem po plaży i zawsze uważałem, że to trudna sztuka. Sporo piasku było w Ostrowie Wielkopolskim, podczas półmaratonu. Tutaj był prawie sam piach, co przy biegu crossowym może nie jest wielkim zaskoczeniem, jednak tak umorusany (zakurzony) nie byłem dawno. Jednego biegacza, przed samą metą, zabrała karetka. Pomiar czasu, obsługa biura, ochrona i prowadzenie imprezy było zawodowe. Nagrody dla zwycięzców open i w kategoriach, medale dla wszystkich (przy rekordzie frekwencji, zabrakło dla niektórych ale mają oni otrzymać w późniejszym terminie), puchary dla najmłodszego i najstarszego od pani burmistrz, słodkie bułki, napoje, kiełbaska z grilla i losowanie upominków. A to przecież tylko (aż) otwarcie ścieżki biegowej. W oczekiwaniu na medalowanie kimnąłem sobie w kuckach, pod krzaczkiem. Potem w samochód i do Wro (35km). Przespałem noc i rano pojechałem autem do domu (120 km).
Trochę nakręciłem kilometrów kółkiem ale za to przebiegłem 7 km w nie byle jakiej, bo sympatycznej, rodzinnej imprezie, koło wielkiego miasta.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu paulo (2015-10-01,10:48): czyli jesteś, mimo upływu wieku, :) ciągle zakręconym, o niespożytych siłach biegaczem :) Myślę, że jest to bardzo pozytywny objaw :) Hung (2015-10-01,15:46): Siły się wyczerpują, Pawle, ale zakręcenie pozostaje. I niech tak będzie. Mahor (2015-10-01,21:56): Marek wędrowniczek...:-) Hung (2015-10-01,22:59): Mahor, tak właściwie, to nocny Marek, chociaż skojarzenie z Jasiem Wędrowniczkiem też mi się podoba.
|