Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
10 / 73


2014-04-08

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Allez ragazzi ! (czytano: 715 razy)

 

Mediolan przywitał nas ciepłym wieczorem z mżawką, trochę ospałą starówką, której piątkowy spokój zakłóciła, tradycyjnie, różnokolorowa japońska wycieczka "wysypująca" się z hałasem z turystycznego autobusu u wejścia do przestronnych wnętrz snobistycznej Galerii Wiktora Emmanuela. Następnego dnia jednak był to już kipiący, turystyczny tygiel podążający we wszystkich kierunkach, nawołujący się i błyskający fleszami aparatów, z rozmachem wydający pieniądze w drogich knajpach i bezlitośnie tłumiący dostojeństwo lombardzkich przestrzeni.
Wróżki i wróże rozłożyli karty na swoich turystycznych stolikach i założyli lśniące cekinami stroje. Obok nich ciemnoskóry sprzedawcy "markowych" torebek zajęli swoje miejsca. Gucci, Prada, Louis Vuitton , cokolwiek zapragniesz za 25 euro. Restauracje na ulicy Breda, nieopodal słynnej galerii, zajmuje międzynarodowe towarzystwo, spieszące na wieczorne "happy hours". W cenie drinka mogą najeść się do woli i nie zamierzają przepuścić takiej okazji.
Kilka godzin później Maratończyk przeżywa swoją kolejną, przedstartową, bezsenną noc. Powracają stare, budzą się nowe demony. Tym razem są to wizje upadku z piętrowego, wąskiego łóżka, hałasy za ścianami miejscowego hostelu, na jaki zaadaptowano średniowieczny monastyr, wreszcie brak zaufania do telefonu, który ma go obudzić na czas.
Kiedy ranek wreszcie nadchodzi rusza w kierunku metra, które zawiezie go na odległy start przy futurystycznej Rho Feria. Po drodze przechodzi przez linię mety nieuchronnie myśląc o czasie, który wyświetli się kiedy, kilka godzin później dane mu będzie ją ponownie przekraczać. Czy z przodu będzie upragniona dwójka ?
Już wkrótce rozpocznie swój jedenasty bieg na królewskim dystansie. Po raz drugi w Italii. Dlaczego ?
Kiedy przed rokiem, okrążając Colosseum kończył wyzwanie rzymskie zapragnął wrócić na te ziemie jak najszybciej. Z zachwytu nad bogatą kulturą, historią Półwyspu, z sympatii do ludzi, przyjaznego klimatu, niezrównanej kuchni, czy ze zwykłego sentymentu ? A może aby znowu usłyszeć "Alle ragazzi", "Forza ragazzi", które poniesie go jak na skrzydłach do nowego rekordu...Wszak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a Mediolan był kiedyś starożytnego Rzymu stolicą...
Ciepło, niemal bezwietrznie, helikopter obserwuje prawie czterotysięczny tłum maratończyków z impetem rozpoczynający pierwszy kilometr. Na początku tłoczno, głośno, potem przestrzeń się powiększa, przez przedmieścia biegacze docierają do słynnego San Siro. Jest dobrze, tempo 4:10 po 5, 10 km, na półmetku.
Już jesteśmy w zabytkowym centrum. Park Sempione, coraz więcej kibiców. "Alle ragazzi", trąbki, oklaski, klaksony. Zbliżamy się do Stazione Centrale, nawrót, 25 km, jest dobrze, co 5 km woda, izotonik, i gąbka wody wyciśnięta pod czapkę.
Wpadają na plac przed dostojną katedrą. Maratończyk biegnie z Włochem mocnym, równym tempem. Spogląda w lewo, w blasku słonecznych płomieni lśni majestatyczna fasada "Duomo". Uśmiecha się. To kwintesencja tego, dlaczego tu przyjechał. Zaznaczyć ślad na bruku w wyjątkowym mieście na zawsze stając się jego częścią. Trzydziesty kilometr, La Scala i ulica Verdiego. Trzydziesty pierwszy, zostało tylko 11 km. Tylko albo AŻ, a z każdym kilometrem AŻ staje się coraz potężniejsze, złowrogie, niszczące... Robi się coraz goręcej, tempo spada, choć wciąż wydaje się wystarczająco szybkie. San Ambrogio, nawoływania zza pleców stają się niepokojąco głośne. Kiedy mijam tablicę z napisem 39, AŻ mnie dopada, a potem prześciga. Trzech pacemakerów, z granatowymi balonikami i kilkuosobową grupą biegaczy, mija mnie bezlitośnie. Ostatni z nich odwraca się i zachęca, abym "podłączył się", "złapał koło" mknącego peletoniku. Nie daję rady, chwila rezygnacji, ale to przecież TYLKO 3 km. Staram się trzymać równy dystans...może na ostatnich metrach coś jeszcze uda mi się z siebie wykrzesać...
Kilometr 41, piątka przybita dziecku na rękach atrakcyjnej Włoszki, "ultimo kilometro" - pojawiają się barierki,
500 m - "Forza ragazzi !", tłum gęstnieje, 150 m - Najwierniejszy Kibic celuje we mnie obiektywem aparatu, podnoszę rękę, meta...3:00:36...O włos. Zabrakło mniej niż sekundę na kilometrze, ale rekord pobity o przeszło 9 minut. Zadowolony :-) Następne maratońskie wyzwanie już za 12 tygodni.

A po biegu przespacerowaliśmy się po pięknym parku i dziedzińcach Pałacu Sforzów, stanęliśmy w długiej kolejce aby obejrzeć wystawy Klimta i Kandinskiego, a na zakończenie ruszyliśmy na "happy hours" :-)

Ciao Milan !
Arrivederci Italia !!!


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
michu77
07:57
Lucas
07:42
biegacz54
07:19
Brytan65
07:05
alex
07:03
Leśny Dziadek
07:01
Januszz
06:56
Admin
06:20
piotrhierowski
05:56
Stonechip
05:46
pbest
00:50
Arti
00:46
wroner
00:03
szakaluch
23:46
Snake
23:42
conditor
23:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |