Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
49 / 338


2012-05-07

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Leming i jego (majowa) przestrzeń (czytano: 591 razy)

 

Koniunkcja w kalendarzu przyniosła nam jedną z najlepiej rozłożonych majówek w ostatnim czasie, a pogoda dołożyła swoje drobne. Wyszło z tego całkiem smerfne zajście w czasoprzestrzeni w galaktyce :)

Majówka na dobre się jeszcze nie rozpoczęła, a ja już miałem pełnie wrażeń za sprawą fajowego Crossika w Czerwieńsku, oraz fajowego wypadziku na "góralu" dnia następnego nad jeziorko.
Bociek (o którym pisałem ostatnio), który przeleciał nad moją głową dał mi do myślenia...

Oszczędzanie kostki i rzepki w planie, więc z bieganiem trochę luzowałem, dwa maratony jeszcze czułem w kościach. Crossik poleciałem z lekką obawą, ale nie było źle, to mnie cieszyło jak... cholera, a rowerek przyjaźnie nie obciążał mojej kostki, a i rzepka pozytywnie również się czuła :)
Poniedziałek z okazji urlopiku pośmigałem po lokalnym mieście i deptaku (sklepach) aby sprawdzić co się pozmieniało, spotkałem znajomych, cola, lodzik, gadanina... dzień zleciał.
Wtorek przywitał powtórką z rozrywki, czyli upałem... długo się nie zastanawiałem, postanowiłem śmignąć na "góralu" nad jeziorko ponownie, tym razem inną trasą - przez prom (ręcznie obsługiwany) na Odrze.
Pierwsza część wyprawy wręcz idealna, podziwiałem przyrodę, ptasiory odprawiały harce na drzewach, słoneczko przypiekało, ja w spodenkach biegowych z małym plecaczkiem na plecach, no pycha... Po dotarciu nad jeziorko chwila opalanka, mała kąpiel w zimnej wodzie, znowu małe opalanko i nadciągnęła wielka chmura. Powrót to walka z ucieczką przed piorunami, ulewa z gradem, co kilka km dopompowaniem przebitej lekko dętki, masakra, rzeź na maxa można powiedzieć.
Co dziwne, miałem lekkiego stracha przed piorunami, ale co najlepsze, podobało mi się :)
Bałem się jedynie o komórę w plecaczku, jednak mimo prawie wiecznego oberwania chmury przeżyła.
Po dotarciu do domu, front który dręczył mnie od jeziorka zatrzymał się przed miastem. Czułem się jednak fajowo, przeżyłem fajny dzionek z fajną przygodą, błotko w ustach z adrenaliną w żyłach tak jakoś przyjemnie smakowało ;)
Dzień następny przyniósł również ciepełko pogodowe przez niektórych zwanych upałem, co mnie ucieszyło ;) poczekałem więc na najlepszy moment, czyli najcieplejszy i wybiegłem na godzinkę do lasu.
Przeżyłem Maraton we Wrocku i wiem jedno, nie warto unikać upałów na treningach, dlatego z premedytacją wybieram najcieplejszą porę dnia, a że akurat to jest po pracy... ;) W Krakowie się lekko gotowałem, więc wiem jedno, na następnym bieganiu chcę mieć upał po swojej stronie, nie przeciw sobie.
W lesie jest tyle do zobaczenia i "usłyszenia", upał nie istniał dla mnie wtedy. Polubiłem to bardzo, obcowanie z naturą, takie mini obcowanie, tylko ja i moja przestrzeń, jestem ja, tu i teraz i nic więcej. Wyciszam się i ładuję bateryjki, czuję nogi, jak z ołowiu, cóż... dwa dni ostrego pedałowania po ponad 93km każdy robi swoje, lecę jednak wolno bo nigdzie się nie spieszę - Gremlinek piszczy jednak jak oszalały bo pędzę jak wariat, oszczędzam nóżki jak tylko mogę i śmieję się jak małe dziecko. Mijam jakąś sarnę z boku, która po chwili zatrzymuje się i się gapi na mnie, a ja dalej się śmieje, ciekawe co sobie pomyślała ;) kolejny dzionek zleciał, niczym z bicza strzelił, ach ta majówka pomyślałem... ;)
Czwartek przywitał mnie upalnym dzionkiem z pustymi niebiosami, ledwo zjadłem śniadanko i dostałem sms od Dario, czy do Zbąszynka się nie chce wybrać na taki kameralny bieg, odpisałem marudząc jak zwykle "zakwasy mam... okay jadę" ;)
Spojrzałem na szybko na necie, w kalendarzu MaratonówPolskich brak śladu, ale był ślad na LubuskimPortalu o tej imprezie, 5.2km przy okazji imprezy dla dzieciaków. Spoczes ;) Po dotarciu na miejsce z wymiataczami biegowymi (Arturem i Adamem oraz Dario) zapisaliśmy się w biegu (bieg bez opłaty startowej). Chwilę pogadaliśmy z tym i owym, a po niedługim czasie wpadła Marysieńka w swojej "przerwie na obiad". Pogadaliśmy, przebraliśmy się, rozgrzaliśmy i poszliśmy na start.
"Uwaga start będzie na gwizdek" krzyknęła kobieta - no mega! :) bardzo lubię takie kameralne biegi ;)
po chwili pognaliśmy na małą pętle - 5.2km w upale na asfalcie zleciało szybko, jak na zakwasy i ciężkie nogi bardzo szybko, co mnie mega naładowało, ale czas był mniej istotny, cała otoczka i atmosfera była po prostu wypaśna. Po biegu prysznic, lodzik waniliowy, goferek z bitą śmietaną i karmelem i byłem w siódmym niebie ;) Dzionek zleciał mega pozytywnie.

Piątunio zleciał w pracy oraz biegowym ładowaniem bateryjek w lesie, w międzyczasie pojawił się mały plan zawitania do Pszczewa na Półmaratonik. Hmmm miałem dylemat, ładować dalej bateryjki i oszczędzać kostkę oraz rzepkę, czy jednak na zakwasach z bananem na ustach polecieć połóweczkę. Długo się nie zastanawiałem, wszak to jest również ciekawa impreza jak mi tu wszędzie opowiadają, a przy okazji w Marysienkowej okolicy, trzeba było wpaść ;)

Pogoda jednak zluzowała i zrobiła się zimnica, nastała niedziela, pobudka 6 rano i po kilku godzinach już leciałem pierwszy zakręt z grupą innych zapaleńców - lemingów, takich jak ja ;) Cały Półmaraton zleciałem razem z Robercikiem z Bractwa, śmigało się fajnie i fajowo, trasa mijała różniasto, esy floresy wzgórza zakręt, agrafka i powrót. Początkowo chciałem pozwiedzać w tempie maratońskim, jednak bycie lemingiem, zwariowanym lemingiem zmieniło taktykę na bieg, sporo szybciej ;)
Nawet tak jakoś przyjemnie było się męczyć, gnać do przodu, uważałem jedynie na kostkę bo jednak mini ją czułem, ale wszystko miałem pod kontrolą, nie przeciążałem jej, nie zarzynałem się, nawet wiaterek w drodze powrotnej tak jakoś inaczej, smerfniej wiał ;)
Fajna imprezka mimo zimnej pogody, nawet małe zamieszanie na dekoracji na rynku mnie bawiło, jednak jak na imprezę z tradycją można takich błahostek unikać dość łatwo... jednak to temat na inny kąt.
Po powrocie zaserwowałem sobie finał Snookera w tv z małą colką i pierniczkami ;)

W głowie tylko pozostały pozytywne myśli tego wszystkiego ;)

Bociek jednak coś tam przyniósł - radochę :)

a ja ? cóż, dalej będę jednym z wielu, jeden z wielu lemingów, którzy gnają bo nie potrafią usiedzieć na miejscu ;)
pomyśleć, że już 8 Półmaratonów za mną i 4 Maratony... ja chcę jeszcze i jeszcze :)

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


jacdzi (2012-05-08,06:48): Pamietaj ze wiosna i bociek moga zwiastowac przybycie dzidziusia. Apropos treningu, podziwiam rowerowa wytrwalosc. Nie moge sie przemoc i przez rower wlasnie swoje triathlonowe pkany odkladam do lamusa.
Marysieńka (2012-05-08,06:54): "... byłem w siódmym niebie ;) ".....jeszcze raz...to co robiłeś, że aż do nieba trafiłeś....mam nadzieję, że moja "piwniczka" miała w tym swój mini udział...hahaha...gratki młodzieniaszku:))
snipster (2012-05-08,08:50): Jacku hehe ;) a propos triatlonu to piękna sprawa, sam mam w planie kiedyś spróbować... tylko pływać musiałbym zacząć ;)
snipster (2012-05-08,08:53): Marysiu, oczywiście popijanie czekoladki z ciachem w twojej piwniczce w doborowym gronie również się składa na te niebiańskie odczucia ;) każda wizyta u Ciebie zresztą jest miła ;)
snipster (2012-05-08,08:53): Aniu, młodość to wieczność... ducha :)
snipster (2012-05-08,09:16): Wiesiu, jak to mówią, nie ufaj nikomu ;) nawet Boćkowi ;)
dario_7 (2012-05-08,13:31): No tak - siódme niebo, bociany (ja na nie mówię pterodaktyle)... a potem "baba... dada..." itp... Gratki ścigaczu, rozkręciłeś się!!! ;)))
Truskawa (2012-05-08,13:59): Czy to wpływ Marysieńki, że taki wariat z Ciebie czy Ty tak z natury masz? :)) Ładnie się bawiłeś przez weekend. :)
snipster (2012-05-08,15:47): Dario, Pterodaktyle to czasem tyle radości ;) ale ja naprawdę nic nie wiem o "baba dada" ;))
snipster (2012-05-08,15:47): Iza, hehe ;) ja tak sam z siebie czasem mam ;)
snipster (2012-05-08,21:01): nie nie nie :p nie i już :p
wiewiorka (2012-05-09,09:34): "...ptasiory odprawiały harce na drzewach..." - mój number one! ( z tymi ptasiorami to trzeba uważać, bo wczoraj byłam świadkiem, jak jeden siedzący sobie na drzewku mhmmmmm nie wytrzymał biedak i zrobił swoje "toi toi " na siedzącą parę na ławeczce - biedna dziewczyna, w ładnej kiedyś sukience ;-))) No ale sedno - zajefajny miałeś weekend :-)
snipster (2012-05-09,09:46): wiewiórko haha :) z ptasiorami nigdy nic nie wiadomo ;)







 Ostatnio zalogowani
wd70
23:39
MarasP
23:00
Henryk W.
22:30
przystan
22:23
Robertkow
22:17
agajagoda
22:16
mario1977
22:11
kos 88
22:06
lachu
22:06
lordedward
21:57
Namor 13
21:47
Piotr Fitek
21:41
Przemek_Czersk
21:38
soniksoniks
21:08
nysa
21:08
Darek Ł.
21:06
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |