Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [117]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
gerappa Poznań
Pamiętnik internetowy
gerappa

Agnieszka
Urodzony: 1979-10-29
Miejsce zamieszkania: POZNAŃ
54 / 180


2011-11-13

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Każda królewna ma rycerza. Albo dwóch. (czytano: 2082 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.youtube.com/watch?v=6utDdnJxB9c

 

Palce ogrzewa mi kubek. W ustach smak malinowej herbaty z prądem. Już mi cieplej. Musiałam się schować do auta. Zmarzłam. Jesień rozpieściła mnie słońcem i wysokimi temperaturami. Powinnam się spodziewać chłodu w listopadzie… ale ja lubię czuć się jak w bajce… i tak było tego dnia.

Ranek przywitał mnie chłodem. W nadziei otworzyłam moje duże okno testując strój biegowy przygotowany na ten dzień. Krótkie spodenki i lekka góra. Zimno. Bardzo zimno. Przez ostatnie miesiące nareszcie nauczyłam się ‘właściwie’ ubierać. Biegacz ma przed startem odczuwać lekki chłód. Ale nigdy w takich temperaturach nie startowałam ‘na krótko’. Cóż, wciągnęłam spodnie na tyłek, polar, kurtka i jadę.

Przypięłam nr startowy i truchcikiem na rozgrzewkę. Na początku było chłodno ale kilka przebieżek sprawiło, że nogi dowiedziały się co będą robić na trasie.
Nic mnie nie bolało. Dziwne. Ustawiam się na starcie. Ostatnie odliczanie. I Start. Endomondo good a garmin... garmin się zbuntował, nie mierzył dystansu, nie wskazywał prędkości ani tętna tylko czas… . Tylko tego mi było trzeba. Zerkam w prawo: jest Maciej!, mówił, że chce pobiec lekko na ok. 50 min. Mała dziewczynka ma biec za wysokim silnym facetem? - Maciej masz miarkę ? nadal 50 min ? Tak. Biegł z Kolegą. Artur z entuzjazmem został mym osobistym pacemakerem. O ! pomyślałam jest fajnie! Zawsze kiedy poznaję kogoś nowego na trasie – ‘to wtedy sukces jest’ :)

Pierwszy kilometr – może być. Drugi – jakoś się za nimi utrzymywałam. Trzeci – podbieg, wiatr w twarz i zaczęłam tracić moc, wiarę i było mi wstyd. Tempo ok. 5’00. Po odpoczynku maratońskim mogło być lepiej, ale nie musiało. Czułam brak rozbudowanych i zróżnicowanych treningów w nogach. Tzn. nogi były oki, bo nawet delikatnie nic mnie nie zabolało… tylko płuca miałam w przełyku. Oddech krótki i charczący. Zwyczajnie byłam nie roztrenowana.
Czwarty kilometr – podjeżdża Krzyś na rowerze. On wie jak to jest. Poprosiłam , by ‘załatwił’ picie. To na trasie było mega zimne, jakoś ‘nie po drodze’ a sięgając po łyk picia zaburzyłabym rytm biegu. Krzyś przybył w porę. Kilka łyków. Cudowne. Chyba pochodziło z plecaka Pawła :). Zaczął się piąty kilometr. Mam dość. Miałam ochotę zejść z trasy, zdjąć nr startowy i udawać kibica. Ale Oni się ciągle oglądali, czy jestem, czy się trzymam. Chyba mnie przejrzeli. Już wcześniej pomagali mi łapać sekundy na zbiegach i pokonywać podbiegi, ale jak powiedziałam im ‘Chłopaki, ja odpuszczam’. To się dopiero zaczęło.

Szósty kilometr dobiega końca. - Bierzemy ten podbieg z rozpędu. – Złap kilka sekund na tym zbiegu, rozluźnij się i leć - mówi Artur. Udało się, tylko nie tak szybko jakby chciał. Artur Biegł przede mną, miałam naśladować jego rytm. Maciej z mojej prawej, pilnował bym nie zwiała. – Co to jest te 4 kilometry…, phii! większość mamy już za sobą – zagaduje Maciej. Kurde, znów dopuściłam do sytuacji, że muszą mnie motywować. Dlaczego oni to robią? Niech sobie biegną, mnie zostawią. Przecież to nie jest walka o życie. Tylko malutki bieg niepodległości na koniec sezonu. Biegli z taką lekkością, że ja też tak chciałam, ale mi nie wychodziło. Poruszałam rękoma tak jak On, chciałam stawiać takie kroki jak On, czasem wychodziło, ale raczej nie wychodziło.

Przed nami koniec drugiego okrążenia. I spory otwarty odcinek pod wiatr. Ten wiatr mnie zabije. Nagle Artur z Maciej robią mur, dla mnie. Padają komendy jak mam biec, w którym miejscu, a Oni mnie osłaniali. Igrali z wiatrem. Było lżej, dużo lżej. Może się uda… zostało tylko 3300. Pomyślałam: znów to samo. Biegłam to już dwa razy, mam dość! – Zostawcie mnie, mam dość, ja już nie mogę. Maciej ciągnie mnie za rękę. Próbuje zapodać nowy, szybszy rytm. Ale Ja się nie słucham. Chyba mój duch zrezygnował. Kończy się siódmy kilometr, Artur się cofnął. Biegnie z mojej prawej strony. Wbił mi swój palec wskazujący między żebra i mówi: "tak masz biec, to jest twój nowy rytm". O Mój Boże ! skąd oni mają tyle cierpliwości dla mnie ? Zaciskałam pięści coraz mocniej. Pracuję ramionami i chcę wypluć te płuca…

Ósmy km zaliczony. Nie wiem czy jest strata czy nie. Nie mam ochoty patrzeć na pulsometr. Przecież i tak nic nie pokazuje tylko czas…Ale w oczach Artura zauważyłam niepokój. Chyba jednak jest strata. Artur nawołuje do walki: że jeszcze mam szansę, że jeszcze może się udać, że biegnę na życiówkę. Nie mam siły – wydusiłam… Pojawił się Krzyś – kilka ostatnich łyków izotonika… i Maciej zaczyna się mądrować: że ’taki tak kilometr z hakiem, co to jest ?!’ , że ‘teraz to już dasz radę, przecież meta już blisko’. Maciej ciągnie mnie za rękę, Artur pacha mnie palcem. Kurcze, Aga weź się w garść! bo są gotowi cię tam zanieść. I próbuję biec szybko, praca rąk i nóg – kontrola, ale słabnę, ja nie mam siły – jęczę… Co nie masz siły? Masz! Został tylko kilometr. I znów tworzą mur osłaniając mnie od wiatru. Chcę walczyć. Wiem, że nie mam siły ale jednak: przecież żyje się raz ! :)

Koniec dziewiątego kilometra. Zaczyna się dziesiąty. Nie wiem co do mnie mówią, ale gadają jak nakręceni, jeden kończy drugi zaczyna, potem mówią już jednocześnie a potem ta motywująca pogawędka zamienia się w krzyki. I jak tu nie pobiec? Ruszyłam tyłek, ruszyłam ręce i przypomniałam sobie, że kolana wysoko ! Aga i odbijaj się trochę. Masz finisz a oni patrzą! Przecież na to czekali. Zasłużyli na to. Nie możesz biec jak ciapa! Endomondo wskazało, że na finiszu wirowałam 3’15.

Od 2011-11-11 1 Bieg Niepodległości Luboń


Na zdjęciu: z eskortą...

Meta, wzrokiem szukałam zegara, nie było zegara! Chciałam dać z siebie wszystko. Biegłam do końca na najwyższych obrotach. Ale jak się zatrzymałam… to już musieli mnie trzymać.

Upijam kolejny łyk gorącej herbaty. Aga przygotowała dwa termosy… Wyściskałam już Wszystkich. Gratulowałam już Wszystkim. Miał być Bieg Niepodległości a ja całe 50 minut byłam IM podległa :) widziałam już wyniki na tablicy. Netto 00:50:13. Jarka stała na podium. Ma piękny puchar i wspaniałe zakończenie sezonu. Wszystko się może zdarzyć… [patrz link] .

Od 2011-11-11 1 Bieg Niepodległości Luboń

....ależ Jarka była zdziwiona...

Życie mnie kocha. Ja kocham życie. Myślami przeniosłam się do ‘bufetu’ . Po zawodach jadłam z Nimi kiełbaskę. Mówili o mnie fajterka :).

Na zdjęciu: Rycerze dwaj : Maciej i Artur :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


jacdzi (2011-11-14,06:36): Nawet majac az dwoch wspanialych rycerzy nalezy pochylic czola przed jesienna aura i schowac krotkie spodenki i lekka gore do szafy na kilka miesiecy.
Marysieńka (2011-11-14,07:21): Jak to....rycerze mieliby zostawić swoją księżniczkę???? Gratki:))
snipster (2011-11-14,10:50): Herbatka z prądem dała POWER :)
tdrapella (2011-11-14,13:29): fajnie miec takie wsparcie na trasie :) Mnie cholernie motywuje jak widzę przed sobą jakiś warkocz albo dłudie (kobiece) włosy :)







 Ostatnio zalogowani
Marco7776
23:56
camillo88kg
23:43
przystan
23:39
inka
23:30
Roadrunner
23:21
conditor
23:12
Lektor443
22:21
pixel5
22:03
kornik
22:00
kos 88
21:50
Przemek_Czersk
21:49
rdz86
21:46
milosz2007
21:44
radosc
21:43
Stonechip
21:42
Pathfinder
21:34
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |