2012-11-14
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| być gotowym (czytano: 765 razy)
Kilka dni temu pożegnałem na zawsze mojego Przyjaciela, głównie z kortu tenisowego, który odszedł tak nagle i przypomniał mi się na cmentarzu ostatni wiersz Wysockiego. Ten, który obiecał już z Moskwy przesłać Marinie depeszą. Ten, którego nie zdążył przetelegrafować. Śmierć była szybsza. Pisał Wołodia: „…Czterdzieści z hakiem latek sobie liczę, od lat dwunastu z Tobą biegną one, gdy przed Najwyższym stawię się obliczem, mam co zaśpiewać na swoją obronę”. Wiersz szczególny. Jest w nim przeczucie nieuchronnego. Jakby przygotowanie do spotkania Tego, co czai się za progiem. Jakiś rachunek sumienia. Trochę nonszalancki, zwarty w poetyckim skrócie – syntezie. Gotowość poddania się Najwyższemu osądowi. Pogodna, spokojna. Strach, lęk – przesłonięte, może nawet nieco zniwelowane – autoironią. „Mam co zaśpiewać na swoją obronę” – to ostatnie słowa wypowiedziane – napisane przez Wołodię. Słowa pożegnania z tymi, którzy TU jeszcze – z woli Bożej – zostają. A zarazem fraza powitania – spotkania z Nieskończonością. Co ja zaśpiewam na swoją obronę ? Mój Przyjaciel, mogę się domyśleć, „zaśpiewał”, że pomógł wielu osobom, że okazywał serce bezinteresownie, że leczył w dosłownym tego słowa znaczeniu. A ja, z jakim „repertuarem” pojawię się na „niebieskiej” scenie, gdy Wielki Inspicjent mnie na nią wezwie? Co mam na swoją obronę? Jak wytłumaczę swój tak długi pobyt na ziemskim padole? Dylemat, który towarzyszy mi od lat. Ostatnio jakby częściej i silniej. Domaga się odpowiedzi. Myślę, że krótkiej, klarownej i syntetycznej. On nie będzie miał „zdrowia” na wysłuchiwanie zawiłych tyrad i autopsychoanalitycznego gaworzenia. Zresztą On wie wszystko. Jeśli Go coś ciekawi, to jedynie stopień zgodności JEGO osądu z moją prawdą o sobie samym – z moją samooceną. To probierz mojej szczerości, mądrości i pokory. Stąd ważna jest tylko istota. Co zostanie na świecie po moim na nim przebywaniu? Ile i – zwłaszcza – czego przybędzie? Co zostawię innym i dla innych? Co mam na swoją obronę? Pytanie o sens. Nie da się jego ostrej, ojcowskiej klarowności rozmazać w buchalteryjnej wyliczance: rzeczy, które kupiłem, sukcesików – osiągnięć nawet, krzątaniny codziennej, gestów, działań i zaniechań… On zapyta o REZULTAT. O bilans. Choćby jedynie intencji i starań. W jakim zmierzały kierunku? Bardziej: od czy bardziej do siebie? Być gotowym do odpowiedzi na najważniejsze pytanie. Mieć pogodną świadomość, że i ja „mam co zaśpiewać na swoją obronę”. Swoją pieśń. Chociaż kilka jej aktów. Nie fałszować. Nie chcieć zaśpiewać cudzym głosem. Znać swoją piosenkę już teraz. By być pogodnie gotowym. Jak Wołodia, jak, mam nadzieję, mój Przyjaciel…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu Inek (2012-11-15,15:26): Niełatwo "być gotowym", tyle jest jeszcze do zrobienia. Zastanawia mnie np. na ile staram się szukać prawdy, a na ile zadawalam się serwowanymi mi półprawdami??
|