Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [26]  PRZYJAC. [123]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
paulo
Pamiętnik internetowy
moja radość-bieganie

Paweł Kasierski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Poznań
35 / 355


2012-11-21

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
zwykły pasterz MISTRZEM (czytano: 5927 razy)

 

Ta historia miała miejsce 29 lat temu w Australii, gdzie co roku organizowany jest zabójczy bieg wytrzymałościowy o długości 875 km!!! z Sydney do Melbourne. Dlaczego zabójczy? Bo najlepsi potrzebują 6-7 dni, by go przebiec. Wydaje mi się, że tylko biegacze, którzy kiedyś przebiegli w swoim życiu morderczy dystans maratonu, potrafią tak naprawdę wyobrazić sobie nierealną skalę tego przedsięwzięcia. Dla lepszego zrozumienia: zawodnicy, którzy zwykle biorą udział w tym ultramaratonie, mają ok. 30 lat. Są u szczytu swojej wydolności, wyczynowe doświadczenie i głęboką ekspertyzę, są sponsorowani przez wielkie korporacje, wyposażające ich w najlepszy, najdroższy sprzęt. Wracając do tej niezwykłej historii w 1983 roku ci właśnie topowi biegacze są skonfrontowani z ogromną niespodzianką. Przed startem pojawił się facet o nazwisku Cliff Young. Z początku nikt nie zwracał na niego uwagi. Wszyscy myśleli, że jest jednym z kibiców. Miał bowiem 61 lat i był ubrany nie fachowo. Ale Cliff chciał wziąć udział w biegu. Kiedy podszedł do stolika, by odebrać pakiet startowy, stało się jasne dla każdego, że to nie żart, że ma zamiar przyłączyć się do 150-u światowej klasy atletów i biec. Jednak nadal każdy myślał, że to jakiś chwyt reklamowy, albo jakiś prowokator, który chce za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę. I media i zawodnicy byli zgodni, że nie ma takiej możliwości, żeby przebiegł. A on był innego zdania: „Tak, przebiegnę”, powiedział. „Wychowałem się na farmie, gdzie nie było ani koni, ani traktorów. Zawsze kiedy przyszły burze, musiałem wychodzić w pole, by zgonić owce. Czasami trwało to dwa albo trzy dni bez przerwy. Myślę, że mogę przebiec ten wyścig; to tylko dwa dni więcej.” Niesamowite, prawda? Kiedy wyścig ruszył, profesjonaliści zostawili go daleko z tyłu. W całej Australii, ludzie oglądający relację telewizyjną na żywo modlili się, by ktoś powstrzymał tego wariata, bo umrze zanim osiągnie półmetek. Każdy z profesjonalistów wiedział, że ma na dobiegnięcie do mety ok. 7 dni i żeby ukończyć bieg żywym należy w nocy spać min 6 godz., regenerując siły po morderczym wysiłku dnia. Tak mówiła medycyna i wieloletnie doświadczenie fizjologów sportowych. Ale Cliff Young nie miał o tym pojęcia. Poranne wiadomości drugiego dnia wyścigu poinformowały, iż Cliff w dalszym ciągu biegnie, również w nocy. Najwyraźniej nie zatrzymał się po pierwszym dniu. Mimo, że w dalszym ciągu był daleko za czołówką, po prostu biegł dalej. Każdej nocy był coraz bliżej czołówki, aż przyszła ostatnia noc w której to wyprzedził wszystkich światowej klasy atletów. I ostatniego dnia to on prowadził w wyścigu i nie oddał tego pierwszego miejsca aż do mety, bijąc przy tym rekord czasowy o 9 godzin i stając się narodowym bohaterem. Australijczycy zakochali się w tym 61-letnim rolniku. Przebiegł 875 km trasy w 5 dni, 15 godzin i 4 minuty, nie wiedząc, że powinien spać w nocy :). Powiedział, że podczas biegu wyobrażał sobie, że goni za owcami, by zdążyć przed nadchodzącą burzą :) Australijczycy jeszcze bardziej go pokochali, gdy dowiedzieli się, że otrzymane 10.000 dolarów rozdał pięciu uczestnikom, którzy jego zdaniem byli lepsi, nie pozostawiając ani centa dla siebie. Ten czyn ujął serca całej Australii. Cliff był skromnym facetem, który podjął się wyjątkowego wyzwania i został narodową sensacją. Jeszcze w tym samym roku stworzono sześciodniowy ultra maraton, który nazwano jego imieniem. Obecnie w tym biegu prawie nikt nie robi przerw na spanie. Aby wygrać ten wyścig, trzeba biec po prostu jak Cliff Young, zarówno w dzień jak i w nocy :)
Wszystkim tym, którym brak silnej woli, niezłomności i wiary w siebie – w tym także czasem i sobie – tę piękną historię dedykuję. Często osiągnięty cel wynagradza wyrzeczenia i trudy. Wiele razy mogłem tego doświadczyć po zawodach. A czym większe nasze marzenia, tym więcej warto poświęcić w drodze do jego realizacji. W przyszłym roku zatem będzie (już postanowione :)) Ironman w Poznaniu :) (należy się śpieszyć, bo miejsc coraz mniej :)).

- częściowo na podstawie materiału „Follow blog Indywidualista”
- na zdjęciu: Cliff Young


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


renia_42195 (2012-11-21,13:00): Pawle, ten tekst nadaje się na główną :) Wspaniała historia, bardzo motywująca :)
Marysieńka (2012-11-21,14:19): Zawsze mówiłam, że w sporcie nie ma pewniaków....a dla mnie pocieszenie...jeszcze kilka latek mi "zostało" na zrealizowanie hardcorowych marzeń, jakie ostatnio "pukają" do mojej głowy...głowy córki rolnika:))
renia_42195 (2012-11-22,07:58): Pawle, super że postawiłeś sobie taki cel i życzę powodzenia w realizacji :) Jeszcze przeczytałam Twój wpis - wiem, że ja też dam radę osiągnąć zamierzone cele :)
jacdzi (2012-11-22,08:20): Bardzo ciekawe. Jak widac to nie wiek, stroj, itp, decyduja o wygranej. Charakter, wola walki a wiec GLOWA.
kasjer (2012-11-22,08:42): Myślę, że bardzo wiele osób powie - po co taki bieg? Kiedy biegałem 10-15 km pomyślałem, że może, kiedyś... pólmaraton. Kiedy pobiegłem pólmaraton, to pomyślałem, że może kiedyś... maraton. Tylko jak? Przecież to dwa pólmaratony, jeden po drugim. Kiedy przebiegłem maraton, to pomyślałem, że tak właściwie to na mecie czułem, że jeszcze te 8 km do 50 km to bym pewnie przetuptał chyba:). No i tak pewnie powstawały te różne szaleńcze biegi. Dla mnie maraton to już mój Mount Everest. Wystarczy. Ale może...?;)
Jasiek (2012-11-22,09:09): Hm... w dzieciństwie przytrafił mi się pastuszkowy epizod, a do szacownych 61 lat brakuje już tylko piątki, więc może i ja mam zadatki na mistrza? ;)
Henryk W. (2012-11-22,09:12): No dzięki, tak naładowany energią i niezłomnością siadam na rower i jadę pomorsować w Bałtyku:)
bartus75 (2012-11-22,09:19): każdy ma swój własny CEL ważne żeby go mieć i nie pozwolić by coś nam go odebrało .. nieważne czy będzie to 5,10,15 21 42 czy więcej km ...
stefek (2012-11-22,11:59): niesamowity człowiek. http://www.youtube.com/watch?v=uGFA2N0oS1Q&feature=player_embedded
paulo (2012-11-22,12:18): fantastyczny filmik. Dziękuję :)
dario_7 (2012-11-22,14:07): Dwu-, trzydobowe długie wybiegania na treningach... hmmm... nie, dla mnie jeszcze nie teraz ;)
Krzysiek_biega (2012-11-22,15:59): Dziś obecnie poziom się podwyższył, w 48h najlepsi potrafią zrobić ok 450km, w Australii jest bieg zdaje się na nieco ponad 1000km gdzie rekordzistą jest Grek Kouros (jak dobrze zapamiętałem nazwisko) który taki dystans pokonał też w 5 dni, czyli w tym samym czasie jakieś 200km więcej...
darianita (2012-11-22,17:02): ...znałem tą historię ,ale fajnie było ją sobie jeszcze raz przypomnieć ...trafne jest tu postawienie pytania : gdzie leży kres ludzkich możliwości ? ...jak wiele jeszcze przed nami:)
Robert1990 (2012-11-22,17:44): Niezwykła historia:) Pokłon i szacunek dla takich ludzi:)
ronan51 (2012-11-22,20:13): super wyczyn to mi zostało jeszcze 17 lat żeby też tak pobiec?
renia_42195 (2012-11-22,22:12): Ronan, z tego wniosek że nigdy nie jest na nic za późno :) I to jest wspaniałe :)
Truskawa (2012-11-23,12:19): Czytać takie rzeczy to sama przyjemność. :)
paulo (2012-11-23,13:00): przyjemnie jest czytać komentarze :)
Adamo13131 (2012-11-24,16:17): Podobna historia do plemienia Indian-biegaczy. Dobry tekst.
doogi (2012-11-25,12:36): Uwielbiam czytać takie historie, to ładuje "akumulatory" człowiekowi, warto sobie w chwilach zwątpienia podczas biegania przypominać np takiego Cliffa.
karolbiegacz (2012-11-27,07:20): Piękna historia.







 Ostatnio zalogowani
arco75
12:30
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
42.195
11:15
gabo
11:12
Nicpoń
11:10
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:06
ikswopil@onet.pl
11:03
AntonAusTirol
10:52
michu77
10:42
rolkarz
10:28
jann
10:23
jaro109
10:11
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |