Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [40]  PRZYJAC. [58]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jaszczurek
Pamiętnik internetowy
(Biegowe) Szelmostwa niegrzecznego chłopczyka

Janusz Łopusiewicz
Urodzony: 1984-04-02
Miejsce zamieszkania: Wrocław
171 / 210


2012-03-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
1:36:11 (czytano: 381 razy)



Przed Ślężańskim postanowiłem odpocząć, we wtorek i czwartek dwa niebyt długie i powolne treningi. Plan przewidywał czas 1:35. Nie ukrywam, że po cichu liczyłem na minutkę, dwie szybciej. Forma niestety była zagadką, to dopiero mój drugi półmaraton... Pogoda również wybitnie nie sprzyjała ostre słońce i bardzo ciepło:).

Zapomniałem wziąć kremu do opalania, o ile maść rozgrzewającą bez problemów udałoby się pożyczyć, to o coś przeciwsłonecznego w marcu wśród biegaczy jest trudno:). Do linii startu dobiegłem w szóstej setce. Od wystrzału minęło szesnaście sekund. Pierwszy krok do zrobienia życiówki zrobiony. Utknięcie w korku to najgorsze co się może przytrafić:):). Rok temu moja różnica pomiędzy czasami wynosiła 34 sekundy, a jeszcze długo po przekroczeniu bramy startu nie mogłem biec własnym tempem. Po starcie staram się biec do przodu, a nie na boki:). Wyprzedzam ludzi dość płynnie, bez nerwowych, krótkich sprintów.

Pierwszy kilometr 5:05. Przy drugiej tabliczce już poniżej 10 minut. Biegnę spokojnie. Początkowe kilometry mijają. Oddech mam spokojny i czuję, że to może być mój dzień. Na piątym kilometrze mam 23:18 i jestem 409. Tempo odpowiednie. Rok temu na piątym miałem aż 27:02. Siódmy kilometr (32:18 i 384 miejsce), biorę łyczka wody, resztę wylewam na łeb. Przestaję biec na śródstopiu. Zaczyna się ten słynny podbieg. Mam spory zapas czasu. Biegnę na górę całkiem żwawo. Ze wielkim zdziwieniem obserwuję jak wyprzedza mnie gość z balonikami nad głową... Pacemaker na 1:40 mnie dogonił... A wydawało mi się wtedy, że mam szansę sporo złamać 1:35:). Staram się nie przyspieszać. Na 9km czas: 43:02 i 350 miejsce, 283 miejsce w kategorii "góral". Wyprzedziłem ponad 30 osób:). Oddech mam ciężki. 10km 47:15 i 343 miejsce. Rok temu na dyszce było 52:15. Już pięć minut lepiej! A myślałem, że to dopiero początek.

Na dwóch ostrych zbiegach oddech mi się uspokaja, ale zaczyna chcieć mi się pić. 12 kilometr wybiegamy z lasu, zaczyna się dłuższy w miarę płaski odcinek. Pora przycisnąć. Robię kilometry sporo poniżej 4:30. 14km, korzystam z izotoniku i wody. 15 km i czas 1:08:17 i 318 miejsce. Rok temu 1:13:48 Kolejne 31 sekund lepiej niż w zeszłym roku.

Dobiegam do 16km, znowu chce mi się pić, czuję, że słabnę. Podbiegi są coraz gorsze, męczę się straszliwie, ludzie zaczynają mnie wyprzedzać. Przechodzę przez punkt z wodą na 18 kilometrze, wypijam izotonik i dwa kubeczki wody. Ochłodzony przez chwilę biegnę w miarę szybko. Wyprzedza mnie Jacek, zachęca do szybszego biegu, próbuję się za nim wieźć, niestety trwa to tylko kilkadziesiąt metrów. Poważnie zastanawiam się nad przejściem do marszu:). Ledwo dobiegam do mety. Czas brutto 1:36:27 i 355 miejsce .
Zabrakło sił... Życiówka netto poprawiona o trochę pięć minut. Pomimo że nie pobiegłem tak jak chciałem, jestem bardzo zadowolony:). Co śmieszniejsze, moje średnie tempo na ostatnich 6,097km wynosiło 4:37... Całkiem nieźle jak na umieralne samopoczucie:). Rok temu ten fragment przebiegłem zaledwie o pięć sekund szybciej... A miałem wrażenie, że pędzę jak szalony:). Procent zajętego miejsca jeden z lepszych w życiu (wyżej byłem chyba tylko w Biegu dla Maćka). Do planowanego 1:30 w półmaratonie jeszcze trochę brakuje:)

Miałem szansę nawet na podium... w kategorii wiekowej w mistrzostwach klubu. Zabrakło ułamka sekundy... Jakby Adaś wygrałby mistrzostwa klubowe open (przegrał na samym finiszu o długość nadgarstka:)), to dla mnie zwolniłby się najniższy stopień podium w M-20:):). No nic trzeba liczyć na siebie i zacząć szybciej biegać:):):)

W niedzielę z okropnymi zakwasami w udach poszedłem pobiegać, było ciężko... Ogólnie po Sobótce jestem dość obolały, zakwasiory, obtarte uda (spodenki wylądują na allegro:)) i popękane pęcherze na stopach, miałem skarpetki we krwi, pierwsze dni upałów i asfalt tak na mnie wpływa:). Dzisiaj biegałem na Cholernej Górze, na szczęście wszystko wraca już do normy:).

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


placekjacek (2012-03-28,00:26): Dziękuję za wzmiankę o mnie:))) I tak dałeś radę!!! Pozdrawiam:))
a.Klimczak (2012-03-28,16:52): Jakbym pobiegł te pół sekundy szybciej, to Artur by nie miałby swojej pierwszej statuetki. Ale za rok postaram się pobiec szybciej :)
Jaszczurek (2012-03-28,22:16): A proszę Jacku:). Widzę Adam, że bawisz się w wszechmogącego;):)







 Ostatnio zalogowani
BOP55
19:30
drakomir
19:26
Wojciech
18:51
wadas
18:30
TOM-69
18:24
shymek01
18:15
anielskooki
18:06
tete
17:57
romangla
17:28
Marco7776
17:23
szyper
17:21
vipsektor
17:17
gpnowak
17:01
sova100
16:58
tomas
16:50
Pawel63
15:46
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |