|
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO | Dyscyplina | | Status | Wątek aktywny ogólnodostępny | Wątek założył | Martix (2008-03-09) | Ostatnio komentował | Tusik (2008-03-18) | Aktywnosc | Komentowano 19 razy, czytano 125 razy | Lokalizacja | | POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2008-03-09, 14:26 Czy życie biegacza można porównać do życia zakonnika?
Chodzi mi czy choć trochę można porównać bo wiadomo że nie całkiem.I mam tu na myśli raczej biegaczy zawodowych co tłuką w tygodniu i po 160 km niż nas amatorów.
Popatrzmy na zakonnika-jego zycie podporządkowane jest Panu Bogu-czystość,ubóstwo,modlitwa i drugiemu człowiekowi{posługa w szpitalach,Domach Pomocy Społecznej np.bracia Bonifratrzy}.Cały niemal czas trzeba myśleć o Bogu,doskonalić się duchowo,wystrzegać się tego i owego i na swoje zainteresowania zakonnik wiele czasu nie ma.
Podobnie jest u biegaczy.Nieraz czytałem plan dnia wielu zawodowców i muszę powiedzieć,ze też jest to w pewnym sensie asceza bo wiele rzeczy trzeba się wystrzec by zycie podporządkować bieganiu i rozwojowi zdolności biegowych.Jak nie raz czytałem zwierzenia biegaczy zawodowych to ich plan jest następujący-rano bieganie,śniadanie,odpoczynek,odnowa biologiczna po czym znowu bieganie i spanko.I nie ma w planie wyjścia na piwo,zjedzenia sobie coś słodkiego-kuchnia jest raczej dość rygorystyczna.No może wieczorem coś tam w domu może zrobić,czymś się zająć ale ciągle jest świadomość że nie wszystko jest dozwolone i polecane by osiągnąć jakieś dobre wyniki.
Jak tak rozważymy życie obydwu grup to wniosek się nasuwa że aż tak wielkich różnic między nimi nie ma! |
| | | | | |
| 2008-03-09, 14:59
2008-03-09, 14:26 - Martix napisał/-a:
Chodzi mi czy choć trochę można porównać bo wiadomo że nie całkiem.I mam tu na myśli raczej biegaczy zawodowych co tłuką w tygodniu i po 160 km niż nas amatorów.
Popatrzmy na zakonnika-jego zycie podporządkowane jest Panu Bogu-czystość,ubóstwo,modlitwa i drugiemu człowiekowi{posługa w szpitalach,Domach Pomocy Społecznej np.bracia Bonifratrzy}.Cały niemal czas trzeba myśleć o Bogu,doskonalić się duchowo,wystrzegać się tego i owego i na swoje zainteresowania zakonnik wiele czasu nie ma.
Podobnie jest u biegaczy.Nieraz czytałem plan dnia wielu zawodowców i muszę powiedzieć,ze też jest to w pewnym sensie asceza bo wiele rzeczy trzeba się wystrzec by zycie podporządkować bieganiu i rozwojowi zdolności biegowych.Jak nie raz czytałem zwierzenia biegaczy zawodowych to ich plan jest następujący-rano bieganie,śniadanie,odpoczynek,odnowa biologiczna po czym znowu bieganie i spanko.I nie ma w planie wyjścia na piwo,zjedzenia sobie coś słodkiego-kuchnia jest raczej dość rygorystyczna.No może wieczorem coś tam w domu może zrobić,czymś się zająć ale ciągle jest świadomość że nie wszystko jest dozwolone i polecane by osiągnąć jakieś dobre wyniki.
Jak tak rozważymy życie obydwu grup to wniosek się nasuwa że aż tak wielkich różnic między nimi nie ma! |
W jakims sensie można porównać myslę jednak, że my mamy z tego naszego biegania wiecej przyjemności. Chciaż kto wie? Jednak coś w tym musi być bo wielu zakonników również jest biegaczami tyle, że nie startują na zawodach jeżeli zabrania im tego reguła. Oczywiscie mówie tu o zakonnikach a nie ksieżach bo to różnica. Napewno w obu przypadkach istota jest konsekwencja, pracowitość, pewna forma ascezy i zycie wedle z góry ustalonego planu. Zarówno zakonnik jak i biegacz zyje pewnym rytmem dnia i czuje sie spełniony jeśli ten rytm nie zostaje czymś zaburzony.
Różnice jednak widze w ujeciu duchowym, dla biegacza bieg to przede wszystkim uczucie fizyczne, choć po biegu przeistacza sie w psychiczne zadowolenie zaś dla zakonnika ta sfera wygląda nieco inaczej. Zreszta sam nie wiem bo jesli przywołać maraton to przecież istota jest odpornosć psychiczna i siła biegnaca z wnętrza ciała a nie siła mięśni. Trudne to wszystko. Ja wole być biegaczem. |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-03-09, 15:34
Tak,można wywnioskować że pod względem poświęcenia i podporządkowania się pewnym regułom życie biegacza i zakonnika nie różni się wiele.Myślę,że podobnie może być odnośnie odczuć.Fakt Krzysiek,że my przeżywamy euforię i przyjemność gdy dobiegamy np.z nienajgorszym wynikiem na metę maratonu i myślimy sobie że warto było się pomęczyć by teraz to odczuć ale zakonnik też może przeżywać w pewnym sensie euforię i satysfakcję gdy dostrzega skuteczność jego wysiłku i działań-pomoc potrzebującym i cierpiącym.Wie że to co robi nie marnuje się i przynosi owoce.Choć może te odczucia trochę emocjonalnie się różnią ale są jednak podobne.Biegacz ma więcej swobody gdyż nie ma nad sobą nikogo nadrzędnego jak w zakonie chyba że ma trenera który od niego wymaga.
I jeszcze jedno-zarówno dobry biegacz jak i dobry zakonnik to człowiek z dobrym charakterem,skutecznie dążący do celu,dbający o porządek,stroniący od nałogów,mający samodyscyplinę jak również i upór,cierpliwość i chęć pomocy innym. |
| | | | | |
| 2008-03-10, 10:24
| | | | | |
| 2008-03-10, 12:44
ciekawe porównanie, może coś w tym jest, jakieś cechy wspólne na pewno są, jak choćby wspomniane wyrzeczenia, ale te wyrzeczenia najpewniej zależą od poziomu na jakim się uprawia bieganie i sport ogólnie, jeśli ktoś robi to zawodowo, to tych ograniczeń i wyrzeczeń jest o wiele więcej, pewnie niemalże jak w zakonie, w porównaniu z kimś kto co dwa - trzy dni wychodzi na kilkadziesiąt minut tylko potruchtać :) |
| | | | | |
| 2008-03-10, 12:50
2008-03-09, 14:26 - Martix napisał/-a:
Chodzi mi czy choć trochę można porównać bo wiadomo że nie całkiem.I mam tu na myśli raczej biegaczy zawodowych co tłuką w tygodniu i po 160 km niż nas amatorów.
Popatrzmy na zakonnika-jego zycie podporządkowane jest Panu Bogu-czystość,ubóstwo,modlitwa i drugiemu człowiekowi{posługa w szpitalach,Domach Pomocy Społecznej np.bracia Bonifratrzy}.Cały niemal czas trzeba myśleć o Bogu,doskonalić się duchowo,wystrzegać się tego i owego i na swoje zainteresowania zakonnik wiele czasu nie ma.
Podobnie jest u biegaczy.Nieraz czytałem plan dnia wielu zawodowców i muszę powiedzieć,ze też jest to w pewnym sensie asceza bo wiele rzeczy trzeba się wystrzec by zycie podporządkować bieganiu i rozwojowi zdolności biegowych.Jak nie raz czytałem zwierzenia biegaczy zawodowych to ich plan jest następujący-rano bieganie,śniadanie,odpoczynek,odnowa biologiczna po czym znowu bieganie i spanko.I nie ma w planie wyjścia na piwo,zjedzenia sobie coś słodkiego-kuchnia jest raczej dość rygorystyczna.No może wieczorem coś tam w domu może zrobić,czymś się zająć ale ciągle jest świadomość że nie wszystko jest dozwolone i polecane by osiągnąć jakieś dobre wyniki.
Jak tak rozważymy życie obydwu grup to wniosek się nasuwa że aż tak wielkich różnic między nimi nie ma! |
Martix, zdradź mi "bracie" (zakonny) gdzie sprzedają tyle fantazji i wyobraźni. Brakuje mi tegoż produktu i chciałbym się w w niego zaopatrzyć ;) |
| | | | | |
| 2008-03-10, 13:55
Cóż, wydaje mi się, że mogę co nieco napisać w tym temacie... :))) bo zarówno biegam, jak i byłem kiedyś... w zakonie - co prawda tylko 4 miesiące (w nowicjacie u Salezjanów), jednak pragnąłbym podzielić się moimi odczuciami...
Martixie, jeśli nie byłeś w zakonie, wyobraźnię o nim bierzesz ze swoich odczuć i opowiadań innych, którzy tam byli lub są - a rzeczywistość jest zupełnie odmienna. Każdy zakon jest oczywiście różny i dodatkowo posiada swój własny tzw. charyzmat. Jednak, generalnie, nam - ludziom z "zewnątrz", wydaje się, że największą trudnością dla większości zakonników jest dotrzymanie ślubu czystości i ubóstwa oraz rygor (jak treningowy, czy wojskowy) i poświęcanie wiele czasu modlitwie i pracy - właściwie bez wolnego czasu dla siebie, swoich potrzeb i zainteresowań. Tak nie jest - naprawdę, nie sprawiało mi to problemów, bo gdy modlisz się dużo, gdy czujesz, że to twoje powołanie i Boże prowadzenie i że jest na właściwej Drodze, nie zastanawiasz się ani na chwilę czy to ma sens, czy np. wstawanie niemal w połowie nocy ma sens czy nie lub cisza o 22:00... ;-) lub to, że nie możesz robić czegoś w danym momencie, a na co masz ochotę - bo wszystko musisz robić to, co inni, jak w zegarku. Nie zastanawiasz się wtedy czy w zakonie jest gorzej niż w wojsku, czy jednak nie, bo takie pytania mają ludzie, których męczy to, co robią:)) Byłem przygotowany na ten reżim, trudne wstawanie i wyzwanie;)) i na to, że nic do mnie nie należy i że "stary człowiek" musi we mnie umrzeć... czyli stare przyzwyczajenia... :-)
Najgorszym do przeżycia okazało się dla mnie POSŁUSZEŃSTWO. Nie mylić z posłuszeńtwem np. wobec Rodziców, którym zawsze możesz powiedzieć 'nie', jeśli zwłaszcza coś wyda się tobie bez sensu i wręcz nie będziesz się zgadzał.... Oczywiście, możesz porównać to z "posłuszeństwem" wobec reżimowego trenera (w sporcie), jednak - po pierwsze, trener nie jest trenerem przez 24h na dobę i nie musisz mieć od niego pozwolenia na dosłownie wszystko - w swoim życiu: nie musisz np. prosić go o to, czy możesz kupić sobie coś, czy możesz gdzieś pójść wieczorkiem, np. iść z kumplami na piwo lub pospać sobie po południu, bo jesteś wolnym człowiekiem i masz swoje pieniądze i masz swój wolny czas - może mało, ale jednak... I w ogóle, jako zakonnik, jesteś przez całe życie samotynm człowiekm!
Trener jest tylko od treningu i może dyktować Ci, abyś żył zdrowo; nie palił i nie pił za dużo;)) oraz solidnie trenował - to jest przecież logiczne i oczywiste, bo jeśli chcesz się osiągnąc sukces sportowy, wiesz i czujesz, że on chce dla Ciebie dobrze! Natomiast, tu jest odwrotnie, posłuszeństwo wobec przełożonego zakonu - wydaje się często w wielu nawet drobnych prawach (w których sprawdzają twoją cnotę popsłuszeństwa) wręcz bez sensu, wbrew ludzkiej logice, upierdliwe aż do bólu i musisz podporządkowywać się, choćbyś był nie wiem jak pewien, że twój Mistrz źle postępuje, że rani innych swoimi słowami i swoją postwą... ty musisz być malutki... Jeśli sprawia Ci to problem, i nie daj Boże, stwierdzisz, że coś jest bez sensu - zakon nie jest dla Ciebie. A zanając Cię z forum, Martixie i twój "dyskusyjny", pełen komentarzy charakter... nawet nie myśl o tym:)) Chyba, że od razu, zostaniesz Mistrzem zakonu. ;-) |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-03-14, 16:34
2008-03-09, 14:26 - Martix napisał/-a:
Chodzi mi czy choć trochę można porównać bo wiadomo że nie całkiem.I mam tu na myśli raczej biegaczy zawodowych co tłuką w tygodniu i po 160 km niż nas amatorów.
Popatrzmy na zakonnika-jego zycie podporządkowane jest Panu Bogu-czystość,ubóstwo,modlitwa i drugiemu człowiekowi{posługa w szpitalach,Domach Pomocy Społecznej np.bracia Bonifratrzy}.Cały niemal czas trzeba myśleć o Bogu,doskonalić się duchowo,wystrzegać się tego i owego i na swoje zainteresowania zakonnik wiele czasu nie ma.
Podobnie jest u biegaczy.Nieraz czytałem plan dnia wielu zawodowców i muszę powiedzieć,ze też jest to w pewnym sensie asceza bo wiele rzeczy trzeba się wystrzec by zycie podporządkować bieganiu i rozwojowi zdolności biegowych.Jak nie raz czytałem zwierzenia biegaczy zawodowych to ich plan jest następujący-rano bieganie,śniadanie,odpoczynek,odnowa biologiczna po czym znowu bieganie i spanko.I nie ma w planie wyjścia na piwo,zjedzenia sobie coś słodkiego-kuchnia jest raczej dość rygorystyczna.No może wieczorem coś tam w domu może zrobić,czymś się zająć ale ciągle jest świadomość że nie wszystko jest dozwolone i polecane by osiągnąć jakieś dobre wyniki.
Jak tak rozważymy życie obydwu grup to wniosek się nasuwa że aż tak wielkich różnic między nimi nie ma! |
Masz dużo racji, ale nie całkiem się z Tobą zgadzam. Przez kilka lat biegałam jak to nazwałeś "zawodowo" ale nie czułam że wszystko podporządkowuję bieganiu. Zaczęłam biegać stosunkowo "póżno" bo w wieku 27 lat, mając męża, dwóch synów i pracując zawodowo. Żeby "zaliczyć" trening musiałam wstawać o 5 rano. Robiłam to zprzyjemnością, bo kochałam bieganie. Mając 28lat(1984r)nabiegałam klasę mistrzowską w maratonie-2.44.53 i "załapałam" się zarówno na stypendium sportowe jak i do kadry narodowej w maratonie.Mając 40-stkę nabiegałam 1.10.36 na 20km i 1.14.15 na 21.1km. Nigdy przez ten okres nie było tak że bieganie "ustawiało" mój plan zajęć. Bieganie sprawiało mi przyjemność i dawało satysfakcję. Przez ostatnie 3 lata nie biegałam(skutki spotkania 1 stopnia z wilczurem niemieckim) i złej diagnozy lekarskiej. Powoli zaczynam się ruszać i mam zamiar ponownie pojawić się na trasach biegowych. |
| | | | | |
| 2008-03-14, 16:38
2008-03-14, 16:34 - kawior napisał/-a:
Masz dużo racji, ale nie całkiem się z Tobą zgadzam. Przez kilka lat biegałam jak to nazwałeś "zawodowo" ale nie czułam że wszystko podporządkowuję bieganiu. Zaczęłam biegać stosunkowo "póżno" bo w wieku 27 lat, mając męża, dwóch synów i pracując zawodowo. Żeby "zaliczyć" trening musiałam wstawać o 5 rano. Robiłam to zprzyjemnością, bo kochałam bieganie. Mając 28lat(1984r)nabiegałam klasę mistrzowską w maratonie-2.44.53 i "załapałam" się zarówno na stypendium sportowe jak i do kadry narodowej w maratonie.Mając 40-stkę nabiegałam 1.10.36 na 20km i 1.14.15 na 21.1km. Nigdy przez ten okres nie było tak że bieganie "ustawiało" mój plan zajęć. Bieganie sprawiało mi przyjemność i dawało satysfakcję. Przez ostatnie 3 lata nie biegałam(skutki spotkania 1 stopnia z wilczurem niemieckim) i złej diagnozy lekarskiej. Powoli zaczynam się ruszać i mam zamiar ponownie pojawić się na trasach biegowych. |
Marysiu świetne wyniki a czy ja kiedykolwiek zbliżę sie do 2.44 w maratonie? to przecież kosmos. |
| | | | | |
| 2008-03-14, 16:48
2008-03-14, 16:38 - bialykrzys napisał/-a:
Marysiu świetne wyniki a czy ja kiedykolwiek zbliżę sie do 2.44 w maratonie? to przecież kosmos. |
hehe. Krzychu wystarczy że podczas imprezy biegowej na której będzie obecna Marysia podejdziesz do niej blisko.
No i już wtedy będziesz mógł z czystym sumieniem ogłosić wszem i wobec że zbliżyłes sie do 2:44 w maratonie.
Kurde jakie to proste;):))
Ja osobiście sie kiedyś otarłem o 1:05 w połówce jak stałem na starcie w Skarzysku zaraz obok Michaela Karonei:)) |
| | | | | |
| 2008-03-14, 17:15 woooow
2008-03-14, 16:48 - TREBORUS napisał/-a:
hehe. Krzychu wystarczy że podczas imprezy biegowej na której będzie obecna Marysia podejdziesz do niej blisko.
No i już wtedy będziesz mógł z czystym sumieniem ogłosić wszem i wobec że zbliżyłes sie do 2:44 w maratonie.
Kurde jakie to proste;):))
Ja osobiście sie kiedyś otarłem o 1:05 w połówce jak stałem na starcie w Skarzysku zaraz obok Michaela Karonei:)) |
no nieźle..
ale ja bywam lepszy; ocieram się o 2:12 w maratonie, trenując na tych samych trasach co Arek Sowa:)
choć nie wiem czy mogę sobie ten wynik zaliczyć bo zawsze biegam w odwrotnym kierunku niż Arek i nasz "kontakt" trwa zaledwie ułamki sekund....... |
| | | | | |
| 2008-03-14, 18:00
2008-03-14, 16:48 - TREBORUS napisał/-a:
hehe. Krzychu wystarczy że podczas imprezy biegowej na której będzie obecna Marysia podejdziesz do niej blisko.
No i już wtedy będziesz mógł z czystym sumieniem ogłosić wszem i wobec że zbliżyłes sie do 2:44 w maratonie.
Kurde jakie to proste;):))
Ja osobiście sie kiedyś otarłem o 1:05 w połówce jak stałem na starcie w Skarzysku zaraz obok Michaela Karonei:)) |
Robercie to jest sposób, masz rację jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Mam tylko nadzieję, ze Marysia nie będzie miała nic przeciwko temu. |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-03-14, 18:05
2008-03-14, 17:15 - adamus napisał/-a:
no nieźle..
ale ja bywam lepszy; ocieram się o 2:12 w maratonie, trenując na tych samych trasach co Arek Sowa:)
choć nie wiem czy mogę sobie ten wynik zaliczyć bo zawsze biegam w odwrotnym kierunku niż Arek i nasz "kontakt" trwa zaledwie ułamki sekund....... |
to rzeczywiscie wysoka półka, a jeśli ja na maratonie w Berlinie 2007 stałem za Gebrselassie 150 m, to czy to jest tak jakbym np. otarł się o Ochala? hi hi |
| | | | | |
| 2008-03-15, 09:45
2008-03-14, 18:05 - bialykrzys napisał/-a:
to rzeczywiscie wysoka półka, a jeśli ja na maratonie w Berlinie 2007 stałem za Gebrselassie 150 m, to czy to jest tak jakbym np. otarł się o Ochala? hi hi |
Pomyśleć zjak kilka zdań moze zmienic temat dyskusji.Co do tego "ocierania" - niektóre powodują iskrzenie. Tak poważnie wszystkim życzę uzyskanie satysfakcjonujących wyników |
| | | | | |
| 2008-03-15, 17:11
2008-03-15, 09:45 - kawior napisał/-a:
Pomyśleć zjak kilka zdań moze zmienic temat dyskusji.Co do tego "ocierania" - niektóre powodują iskrzenie. Tak poważnie wszystkim życzę uzyskanie satysfakcjonujących wyników |
tak to prawda czasami iskrzy ale to co my mamy na myśli jest oczywiscie przenośnią. |
| | | | | |
| 2008-03-15, 21:49 ?
2008-03-09, 14:26 - Martix napisał/-a:
Chodzi mi czy choć trochę można porównać bo wiadomo że nie całkiem.I mam tu na myśli raczej biegaczy zawodowych co tłuką w tygodniu i po 160 km niż nas amatorów.
Popatrzmy na zakonnika-jego zycie podporządkowane jest Panu Bogu-czystość,ubóstwo,modlitwa i drugiemu człowiekowi{posługa w szpitalach,Domach Pomocy Społecznej np.bracia Bonifratrzy}.Cały niemal czas trzeba myśleć o Bogu,doskonalić się duchowo,wystrzegać się tego i owego i na swoje zainteresowania zakonnik wiele czasu nie ma.
Podobnie jest u biegaczy.Nieraz czytałem plan dnia wielu zawodowców i muszę powiedzieć,ze też jest to w pewnym sensie asceza bo wiele rzeczy trzeba się wystrzec by zycie podporządkować bieganiu i rozwojowi zdolności biegowych.Jak nie raz czytałem zwierzenia biegaczy zawodowych to ich plan jest następujący-rano bieganie,śniadanie,odpoczynek,odnowa biologiczna po czym znowu bieganie i spanko.I nie ma w planie wyjścia na piwo,zjedzenia sobie coś słodkiego-kuchnia jest raczej dość rygorystyczna.No może wieczorem coś tam w domu może zrobić,czymś się zająć ale ciągle jest świadomość że nie wszystko jest dozwolone i polecane by osiągnąć jakieś dobre wyniki.
Jak tak rozważymy życie obydwu grup to wniosek się nasuwa że aż tak wielkich różnic między nimi nie ma! |
NIE
Bo zakonnicy nie mogą pić piwa a biegacze tak.
Najlepsze jest Łomżyńskie.
hej. |
| | | | | |
| 2008-03-17, 22:31
2008-03-15, 21:49 - karolbiegacz napisał/-a:
NIE
Bo zakonnicy nie mogą pić piwa a biegacze tak.
Najlepsze jest Łomżyńskie.
hej. |
Kiedyś zakonnicy mogli je pic bo je sami warzyli ale reguły mogą się zmieniać i co dawniej było dozwolone obecnie już nie!. |
| | | | |
| | | | | |
| 2008-03-17, 22:49
2008-03-10, 13:55 - Tusik napisał/-a:
Cóż, wydaje mi się, że mogę co nieco napisać w tym temacie... :))) bo zarówno biegam, jak i byłem kiedyś... w zakonie - co prawda tylko 4 miesiące (w nowicjacie u Salezjanów), jednak pragnąłbym podzielić się moimi odczuciami...
Martixie, jeśli nie byłeś w zakonie, wyobraźnię o nim bierzesz ze swoich odczuć i opowiadań innych, którzy tam byli lub są - a rzeczywistość jest zupełnie odmienna. Każdy zakon jest oczywiście różny i dodatkowo posiada swój własny tzw. charyzmat. Jednak, generalnie, nam - ludziom z "zewnątrz", wydaje się, że największą trudnością dla większości zakonników jest dotrzymanie ślubu czystości i ubóstwa oraz rygor (jak treningowy, czy wojskowy) i poświęcanie wiele czasu modlitwie i pracy - właściwie bez wolnego czasu dla siebie, swoich potrzeb i zainteresowań. Tak nie jest - naprawdę, nie sprawiało mi to problemów, bo gdy modlisz się dużo, gdy czujesz, że to twoje powołanie i Boże prowadzenie i że jest na właściwej Drodze, nie zastanawiasz się ani na chwilę czy to ma sens, czy np. wstawanie niemal w połowie nocy ma sens czy nie lub cisza o 22:00... ;-) lub to, że nie możesz robić czegoś w danym momencie, a na co masz ochotę - bo wszystko musisz robić to, co inni, jak w zegarku. Nie zastanawiasz się wtedy czy w zakonie jest gorzej niż w wojsku, czy jednak nie, bo takie pytania mają ludzie, których męczy to, co robią:)) Byłem przygotowany na ten reżim, trudne wstawanie i wyzwanie;)) i na to, że nic do mnie nie należy i że "stary człowiek" musi we mnie umrzeć... czyli stare przyzwyczajenia... :-)
Najgorszym do przeżycia okazało się dla mnie POSŁUSZEŃSTWO. Nie mylić z posłuszeńtwem np. wobec Rodziców, którym zawsze możesz powiedzieć 'nie', jeśli zwłaszcza coś wyda się tobie bez sensu i wręcz nie będziesz się zgadzał.... Oczywiście, możesz porównać to z "posłuszeństwem" wobec reżimowego trenera (w sporcie), jednak - po pierwsze, trener nie jest trenerem przez 24h na dobę i nie musisz mieć od niego pozwolenia na dosłownie wszystko - w swoim życiu: nie musisz np. prosić go o to, czy możesz kupić sobie coś, czy możesz gdzieś pójść wieczorkiem, np. iść z kumplami na piwo lub pospać sobie po południu, bo jesteś wolnym człowiekiem i masz swoje pieniądze i masz swój wolny czas - może mało, ale jednak... I w ogóle, jako zakonnik, jesteś przez całe życie samotynm człowiekm!
Trener jest tylko od treningu i może dyktować Ci, abyś żył zdrowo; nie palił i nie pił za dużo;)) oraz solidnie trenował - to jest przecież logiczne i oczywiste, bo jeśli chcesz się osiągnąc sukces sportowy, wiesz i czujesz, że on chce dla Ciebie dobrze! Natomiast, tu jest odwrotnie, posłuszeństwo wobec przełożonego zakonu - wydaje się często w wielu nawet drobnych prawach (w których sprawdzają twoją cnotę popsłuszeństwa) wręcz bez sensu, wbrew ludzkiej logice, upierdliwe aż do bólu i musisz podporządkowywać się, choćbyś był nie wiem jak pewien, że twój Mistrz źle postępuje, że rani innych swoimi słowami i swoją postwą... ty musisz być malutki... Jeśli sprawia Ci to problem, i nie daj Boże, stwierdzisz, że coś jest bez sensu - zakon nie jest dla Ciebie. A zanając Cię z forum, Martixie i twój "dyskusyjny", pełen komentarzy charakter... nawet nie myśl o tym:)) Chyba, że od razu, zostaniesz Mistrzem zakonu. ;-) |
Bierz pod uwagę,że nie wszyscy którzy są czy byli w zakonie byli od urodzenia święci.Nawet w żywocie wielu świętych są tacy co ich początkowy życiorys i to co robili do zakonu czyświętości nie pasowały.Sądzę że jest w tym jakimś sens gdyż są oni językiem nauk Kościoła dobrym przykładem nawrócenia.U człowieka może się dużo zmienić,może się zmienić charakter-na gorszy ale częściej na lepszy,może też odkryć powołanie i to na tyle dobre że może być lepszy od tego kto zawsze był przykładem wszelkich cnót.Powołanie jest tajemnicą zakrytą przed człowiekiem i on sam może być zaskoczony ze go dosięga.Miałem kiedyś sen że byłem w habicie,jestem dość mocno religijny ale wcale nie chciałem w moim wątku się zwierzyć że go kiedyś założe.Rozmyślam jak wyglądało by takie życie i przy okazji czytania życiorysu znanego zakonnika-stygmatyka O.Pio starałem się rozmyślać nad tym że może być jakiś wspólny mianownik w życiu zakonnym i sportowym.W nieznacznym nawet stopniu ale sądzę że jednak jest. |
| | | | | |
| 2008-03-18, 14:37
Zgadzam się, w nieznacznym stopniu na pewno jest!;) bo tu są ludzie i tu są ludzie - nie jest to taka różnica jak pomiędzy Niebem a Ziemią;) Jednak, czynnik ludzki odgrywa tu wielką rolę... ludzie muszą zmagać się z różnymi problemami, pytaniami, wyzwaniami - bo i to i to zależy dużo od samego człowieka i jego charyzmatu, zależy dużo od poziomu (profesjonalizmu) sportu (jaki on uprawia). Podobnie, jak i samej charyzmy człowieka, jego powołania w dziedzinie, która mu najbardziej odpowiada:) |
|
|
|
| |
|