Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
264 / 338


2016-07-14

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
24 Bieg Sztafetowy od Ratusza do Ratusza (czytano: 377 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: mosir.zgora.pl/aktualnosci/2016/07/10/24.-bieg-sztafetowy-od-ratusza-do-ratusza

 

Mam jakiś sentyment do sztafet, mimo iż lubię rywalizację solo.
Moja pierwsza impreza biegowa była w Ekiden w WAW - maraton sztafet. Idea zacna i smerfna, a zarazem prosta - maraton do pokonania przez zespół, przy czym każdy biegnie jeden kawałek i finito.

W sobotę startowałem w imprezie, gdzie zasad jest nieco więcej.
24 Bieg Sztafetowy od Ratusza do Ratusza - jednego roku start spod Ratusza w Zielonej Górze, meta pod Ratuszem w Cottbus, drugiego roku odwrotnie.

Bieg jest na dystansie 100km do pokonania przez 5 osobowy zespół, w którym musi znajdować się kobieta, oraz 50 latek. Każdy musi przebiec minimum dwa odcinki. Strefy zmian są z góry ustalone w niektórych miejscowościach, więc jest niejako podobnie, jak na stadionie (nie ma możliwości zmiany np. w połowie odcinka).
Reszta już dowolna.

Odcinki są różne, najkrótszy ma 3km, pozostałe od 5km do 10km, oraz jeden ponad 15km.

Impreza ma wiele wymiarów, które mi się podobają.
Oczywiście można pójść na łatwiznę i po kolei rozplanować odcinki, aby każdy biegł od razu minimum dwa odcinki i niejako jednym ciurkiem leciał "swoje", jednak... jest to mało efektywne.

Zabawa polega na rywalizacji z innymi zespołami, mimo iż wielu tam opowiada na prawo i lewo, że "dzisiaj lecę tylko dla zabawy, treningowo, zachowawczo"... to jednak wśród ludzi, kiedy się widzi kogoś tam przed sobą, albo słyszy się "goni Cię Niemka"... włącza się ten mityczny duch rywalizacji ;)

Trudność tej imprezy polega również na tym, że trzeba przemieszczać się z miejsca na miejsce, wszak ten nasz ktoś z zespołu pokonuje dystans do przodu, nie na stadionie czy pętli. Trzeba zorganizować jakiś punkt z piciem, czasem z samochodu, czasem przy drodze.
Trzeba też dojechać wcześniej, aby się poruszać, trochę chociaż rozgrzać i czując adrenalinkę widząc kompana z zespołu już nakręcać się na swoją zmianę :)


Na język telewizyjny - wyobraźmy sobie, że oglądamy sztafetę np. 50x400m na stadionie, gdzie zawodnicy zmieniają się co okrążenie, czasem dwa lub więcej, tylko przy linii startu, a koledzy z zespołu jadą Melexem obok.

Taki trochę Monty Python, ale w rzeczywistości jest to fajowa zabawa.
Dystans 100km zdecydowanie szybciej mija w drodze biegowej, niż powrotnej w samochodzie, kiedy to wszyscy są padnięci ;)


Teraz trochę biegowo... bo działo się u mnie i to sporo.

W tym roku rozpoczynałem bieg, więc na Dzień Dobry miałem najdłuższy odcinek - 15.5km.
Z jednej strony jest to fajne, z drugiej nie. Jest to ciężki dystans, bo ani to dycha, ani połówka. Fajne jest to, że początek jest w grupie. Jest przed kim uciekać i kogo gonić, chociaż im dalej, tym wiadomo... Jest to też ciężki odcinek, bo trzeba grzać praktycznie od początku do końca no i ruch na trasie jest spory, co czasem utrudnia.

Cały myk w tej zabawie polega też na tym, aby nie zajechać się na pierwszym odcinku, bo do pokonania są jeszcze dwa inne.
Czasem o wyniku na koniec decyduje jakiś niuans, bo jak nazwać różnicę 100m czy np. 4 sekund na mecie, tak jak w przypadku innego zespołu w tym roku? ;)
Nie ma więc zmiłuj i trzeba kręcić łydką już na tym pierwszym odcinku.

Pogoda była świetna, jakoś w okolicach 17C, tylko niestety spory wMordęWind. Mam jakąś traumę od czasu wiosennego maratonu z wiatrem i wystarczy lekki powiew, aby na ustach cisnęły się swoiste "kurcze, motyla noga" ;)

Planowałem pobiec poniżej 4:00min/km bez jakiegoś tyrania, czułem od kilkunastu dni trochę lewą łydę, więc miało być z umiarem.
Zacząłem jednak ścigać Niemców, których widziałem przede mną z nadzieją, że się trochę uchronię od wiatru. Potem już leciałem tak, jak mi grało. Po drodze dwa konkret podbiegi i sporo wiatru, który ostro mnie hamował. Na koniec trochę podkręciłem gubiąc Niemców i zameldowałem się na zmianie prawie po równiej godzinie. Pięknie. Całość wyszła średnio w 3:54 :)

Trochę się porozciągałem, wypiłem trochę płynów, wyciągnąłem żel, chwilę pogadaliśmy... i już zwijaliśmy się na punkt kolejnej zmiany.
Od tego momentu zaczęło się notoryczne przemieszczanie się. Niestety jest to spore utrudnienie. Nie można sobie spokojnie potruchtać, odpocząć w wygodnej pozycji, tylko fik do samochodu i łubudu.

Potem zmiana i kolejna, gdzieś jakieś stawanie w polu, czy po drodze. Kontrola z czasami kto za nami i przed nami. Minuty, a właściwie godziny mijały w expresowym tempie. Moja kolejna zmiana wypadła prawie, że natychmiast, mimo iż minęły dwie godziny ;)
4.73km było dziwne... początek mega ospały, a zarazem mini kumulacja energii, która jednak po kilometrze była tylko miłym wspomnieniem ;)

Zabawa niejako zaczyna się od swojej drugiej zmiany, bo na tej zmianie pojawiają się pierwsze kryzysy.
Udało mi się jednak jakoś dobrze rozłożyć siły, gdzie początek był najwolniejszy, koniec najszybszy, a całość zamknąć średnio w 3:52min/km.
Tempo było bardzo pocieszające, żeby nie napisać smerfne :)
Cieszyło mnie to, ale z drugiej strony takim tempem pokonałem mój ostatni półmaraton. Nijak to się jednak ma porównywanie bezwietrznego wieczornego biegu, z dziennym przerywaniem w wietrze ;)

Sytuacja na trasie była prawie klarowna. Do tych przed nami mieliśmy sporo straty, a za nami jednak zaczęła się ostra pogoń.
Fajny jest moment, kiedy się rozmawia z innymi zespołami... z jednej strony można wyczuć "kurcze, ale zaiwaniacie", wymieszane z "spoko wyprzedzimy was" ;)

Po przekroczeniu granicy jakoś się uspokoiło z wiatrem oraz ruchem samochodów. Było jakoś spokojniej, a i coraz częściej słońce zaczęło się przebijać.
Niestety przy kolejnych pit-stopach zacząłem mocniej odczuwać moją łydę, a raczej okolice pięty przy Achillesie po zewn. stronie ale w środku. Po krótkim rozruszaniu jakoś mniej to czułem, jednak przy rozciąganiu łydy przy zgiętej nodze bardziej to czułem. Przy macaniu samego Achillesa nie odczuwałem bólu, więc to coś za/pod nim.
Czekała mnie jeszcze jedna zmiana i po krótkim rozruchu jakoś nie czułem tego. Może adrenalinka...? ;)

Ostatni odcinek 5.4km leciałem jakoś w okolicach godziny 15ej. Tym razem sporo słońca, znowu jakieś dwa podbiegi, a energetycznie już miałem lekkie rezerwy, kiedy wkręcałem się na prędkości ;)
jako, że miałem ten luz i nikt mnie nie gonił, nie musiałem jakoś lecieć na żyletki :) przed nami zespół był o jakieś 23 minuty, a za nami 5 minut. Doleciałem więc do Cottbus oddając "szarfę" na ostatnią zmianę w średnio 3:54. Wyszło więc gites :)

Potem do samochodu i niestety błądzenie po Cottbus, gdzie wystarczy zjechać nieodpowiednio i już klapa... błądziliśmy sporo i niestety nie zdążyliśmy dotrzeć do Ratusza, aby wspólnie finiszować. Małe zdobyczne piwko na mecie jednak było, mała fotka również, więc nie było tak źle :)


Fajna imprezka i fajna odskocznia od typowego ścigania się. Cały dzień na nogach, z zespołem, z innymi. Polecam każdemu spróbowanie czegoś takiego.
Kolejna okazja w Głębokim, gdzie będzie maraton sztafet, czyli coś podobnego, tylko na krótszym dystansie, jednak o wiele szybszym tempie, bo na krótszych odcinkach ;)


Straty niestety są w tej nodze. Wieczorem ją trochę czułem, w niedzielę również, ale trochę mniej. Nawet trochę rozjeździłem delikatnie na rowerze. Kilka dni odpoczynku od biegania jednak mi się należy. Na razie trochę prądami ją stymuluje, okładami lodem i smarowanie Reparil`em.
Dziwne, bo od jakiegoś czasu myślałem o mini przerwie i bachhhh.
Życie bywa ironiczne ;)


W linku trochę zdjęć i wyniki wszystkich ekip.
Ekipa z Krosna Odrz. znowu zmontowała drużynę harpaganów i po raz kolejny zwyciężyła z przewagą ;)
Mój zespół zameldował się na 10 miejscu :) było git :)



Aloha
pl

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2016-07-14,11:58): w 3:54 czasami uda mi się jakiś interwał na "tysiaczka" zrobić :) A tak poważniej to fajna zabawa w zespole :)
snipster (2016-07-14,12:15): Paulo, w sumie to też taki interwał był, tylko dłuższy z większymi przerwami ;)
maleńka26 (2016-07-15,23:25): Gratki.
snipster (2016-07-16,10:07): Senkju :)
żiżi (2016-07-18,11:27): Brawo ps.i kto tu ma ADHD :)))
snipster (2016-07-18,20:31): moje ADHD jest na ciasnej smyczy ;)







 Ostatnio zalogowani
Admin
08:16
Daro091165
08:01
BOP55
07:48
przemek300
07:25
Henryk W.
07:00
Qba23
06:55
POZDRAWIAM
06:54
marand
06:29
KKFM
06:22
Basia
06:01
biegacz54
05:41
42.195
05:16
orfeusz1
01:47
wd70
23:39
MarasP
23:00
przystan
22:23
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |