Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [91]  PRZYJAC. [91]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Magda
Pamiętnik internetowy
Ziorko do ziorka

Magdalena R-C
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: hożuf
810 / 949


2014-03-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Rude natchnienie. (czytano: 617 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://like095.wrzuta.pl/audio/a6kJyJU7elo/manam_-_cykady_na_cykladach

 

To było dokładnie tydzień temu.
Doszłam do wniosku, że mogę iść powolutku potruchtać, bo zagrożenia związane z bieganiem przestały być istotne.
Jednak nie miałam jakoś specjalnie natchnienia i przekonania do tego truchtania.
Pies w ogóle nie potrafił się odnaleźć w sytuacji, bo on rozpoznaje trzy rodzaje moich wyjść- z torebką w ręce, to znaczy że nie ma się co cieszyć, nawet nie warto tyłka ruszać z posłanka, bo i tak nie ma co liczyć na spacerek. Z miską w ręce to znaczy z/po pranie na strych, też odpada. No i jak niczego w rękach nie mam, to znaczy że wychodzimy razem, bezapelacyjnie.


I jak to teraz tak- ręce puste i on zostaje w domu?
Nie wiem czy cały czas płakał, ale słyszałam go wychodząc, i słyszałam go wracając, a to było już po północy.... No i oczywiście nie było co dyskutować, musieliśmy wyjść na dodatkowy spacerek, chociaż krótki, ale musiał być!

To pierwsze bieganie, takie niezdecydowane byłoby do niczego, gdyby nie lisek.
Wyskoczył przede mną między cmentarzem a osiedlem, przebiegł ulicę i zaczaił się w krzakach, uważnie mnie obserwując. A ja stałam i z radości piszczałam jak przedszkolak na widok króliczka. Zaraz spojrzałam w stronę, z której przyszedł i zaczęłam się zastanawiać, czy są całą rodziną i gdzie mieszkają, i czy ja im mogę jakoś podrzucić jakieś witaminki albo szczepionki na różne świństwa?
Postanowiłam rudaska nie stresować i pobiegłam dalej, ale humor miałam już zdecydowanie lepsiejszy!
Przypomniały mi się różne dziwne spotkania w czasie treningów, zajączki to może nic nadzwyczajnego, ale lis, tak w środku miasta prawie?


W czasie tego biegania poukładały mi się w głowie założenia. Wcześniej siedziałam nad Danielsem, kombinowałam, liczyłam, dumałam, notowałam ołówkiem z IKEA, kartkowałam, zaglądałam w kalendarz.
I ciągle nie byłam pewna.
Ale rytm kroków wszystko poukładał.
Kolejny raz robię podejście Danielsem do maratonu. Celem jest Maraton Warszawski.
Do tej pory nie udawało się z dwóch powodów. Albo byłam rozbita z powodu jakiegoś posiadacza penisa, albo łapałam jakąś kontuzję albo coś co na nią wyglądało, bo z żadną z nich nie byłam u lekarza, więc nie wiadomo co to było. Wystarczało poczekać i samo przechodziło. W obu przypadkach.
Na pewne rzeczy, oczywiście nie mam wpływu. Poniekąd.
Ale są takie, które powinnam usprawnić, i to akurat jest moje bieganie.
Trudno określić mój poziom danielsowskiego VDOTu, bo wyniki z moich biegów są niemiarodajne, tzn każdy pokazuje coś innego i rozpiętość ich wynosi kilka poziomów. Do tej pory biegałam według "najlepszego", ale doszłam do wniosku, że to było niemądre. I ustalenie VDOTu zaczęłam od końca. Nawet jeśli sumiennie będę trenować te pół roku, to w supermenkę się nie zamienię. Więc zaczęłam patrzeć na tabelkę z tempem maratońskim i zastanawiać się, jakie tempo jest realne? I w ten właśnie sposób ustaliłam plan działania.
Jeszcze najpierw trochę planu kolorowego, później już przygotowanie pod maraton.
Zastanawiam się tylko, czy nie zaplanować jednego tygodnia więcej. Może jakieś wakacje? obóz treningowy? Przyrzeczony? W ten sposób nic nie stracę, jeżeli już teraz o tym pomyślę.

Jedyny bieg przed wakacjami, na który się zapisałam, to mój ukochany godzinny w Siemianowicach. Ale teraz zastanawiam się jeszcze na Maratonem Wolności, który będzie u nas 1 czerwca, z trasą przez miasta Chorzów, Siemianowice i Katowice, zupełnie różną od Silesia Marathonu. Co prawda, byłoby to na koniec I fazy planu Daniels"a, czyli samego człapania, ale właśnie może mogłabym go potraktować jako wolne długie wybieganie? a pobiec- dla sprawy?
Nie umiem się zdecydować.
Na pewno nie jest mi to do niczego potrzebne i może trochę rozwalić plan. Ryzyko jest spore. Ale pokusa też niemała.

A później to już tylko biegać z wzrokiem skierowanym na Narodowy... Silesię, jeśli będzie, i jeśli ja będę miała siły po Warszawskim, pobiegnę na ukończenie, no chyba że się okaże że będę w dobrej kondycji.







Piosenka? bo jakoś tak mi wakacyjnie... ale to przez Przyrzeczonego.

Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga







 Ostatnio zalogowani
mieszek12a
12:51
maratonczyk
12:03
Admin
11:58
marz
11:35
AK1971
11:30
Andrea
11:08
wujotem
11:06
kostekmar
10:54
ona
10:46
flatlander
10:46
BAT.76
10:44
adamrp61
10:23
cumaso
10:23
batoni
09:59
chris_cros
09:46
Henryk W.
09:42
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |