Wtorek, 30 grudnia 2003, godz.21.30.
Jutro Sylwester. Przychodzą znajomi, więc trzeba będzie rano zrobić jeszcze jakieś zakupy, przygotować sałatki, posprzątać. Spoko, od rana do 20.00 jest dużo czasu, zdążę. Godz. 21.50: dzwoni telefon. Któż to może być o tej porze? Leszek 'Toyota' Mielcarek.
Zaraz, zaraz, co On mówi?! W pierwszej chwili zupełnie nie dociera do mnie treść jego słów. Bieg?! Jaki bieg? Przecież w tym roku nie ma już żadnych biegów!! Ostatni był w Strzelcach.
Jutro w Trzebnicy??? Gdzie to jest?? Chyba na końcu świata! Są 2 miejsca w samochodzie. Czas na decyzję: 15 minut. O Boże, jutro Sylwester!! goście!!, nic nie przygotowane!! No i co zrobić z Agnieszką?! Jedziemy? Oczywiście, że jedziemy! (bieganie jest 'chorobą' nieuleczalną ;-))
Środa, 31 grudnia 2003, Sylwester.
Wyjeżdżamy o godz. 8.00. Oprócz Leszka, mnie i Jurka jedzie Ania Balbus i Michał Balbus. W połowie drogi 'zaskoczyła nas zima' (skąd my to znamy?). Na miejsce dojechaliśmy z dużym zapasem czasu (ok.1 godz.), więc spokojnie udaliśmy się do Hali Sportowej, aby odstać swoje w kolejce do rejestracji. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tłum ludzi: jedni coś jedli, inni truchtali, jeszcze inni rozglądali się za znajomymi, a nieliczni stali w kolejce do biura zawodów. Zostaliśmy zapisani w – jakieś – 5minut. Brawo!
Później przebieranki, jak kto wolał: w szatni lub na hali, trochę rozgrzewki, parę zdań ze znajomymi, no i.... o 11.45 nastąpiło oficjalne otwarcie XIX Biegu Sylwestrowego.
Oklaski, oklaski, po czym tłum 483 biegaczo-truchtaczy wytoczył się na linię startu, nieopodal hali sportowej. Niektórzy jeszcze nerwowo zbaczali do WC, gdzie – o dziwo – drogocennej 'taśmy życia' było pod dostatkiem.
Linia startu zlokalizowana była w wąskiej uliczce, więc w związku z tym było trochę zamieszania. Niektórych dobry humor nie opuszczał i pytali: 'a właściwie, to w którą stronę biegniemy?' Wesoło było do....... momentu wystrzału. Bum i 'poszły konie po betonie'. Trasa: 3 okrążenia z 'niezłym' podbiegiem, a pod nogami rozdeptany śnieg, miejscami kałuże i kilka ostrych zakrętów. Suuuper!
Ruch samochodowy, pomimo, że bieg odbywał się w centrum miasta, był wstrzymany do końca imprezy, co nie zawsze się zdarza. Było o co walczyć: I miejsce 3tys.zł, kategorie też miały swoje 'ecie-pecie'. Zakończenie biegu i wręczanie nagród przebiegło równie sprawnie jak rozpoczęcie. W pierwszej kolejności nagrodzono kategorie 'open', następnie odbyło się losowanie upominków, a na zakończenie uhonorowano najlepszych biegaczy w poszczególnych kategoriach wiekowych. Niestety 'sierotka' nie wylosowała żadnego z naszych numerów. Cóż.... pozostał nam medal (cudo!), koszulka, zapas jogurtów na dwa dni i.... w s p o m n i e n i a.
....No i jak to bywa na biegach: musiał nastąpić najsmutniejszy moment czyli zakończenie imprezy. Przez parę minut był jeszcze 'wolny mikrofon': kilku biegaczy składało podziękowania za organizację biegu oraz życzenia noworoczne. Sympatycznie i miło.
Ok. godz.14.30 ruszyliśmy w drogę powrotną, która momentami była 'drogą przez mękę', m.in. z powodu braku opon zimowych. W kilku miejscach czyhała na nas mgła tak gęsta, że widoczność spadała do kilku metrów. Ale jakoś, ok.17.30, dojechaliśmy szczęśliwie do domu.
I teraz zaczęła się polka! Trzeci bieg i sprint: zostały jakieś 2 godziny. Te 10km było niczym w porównaniu z tym co działo się w czasie powyższych 2-ch godz. A do tego wszystkiego.... znajomi przyszli o wiele wcześniej ;-/.
W sumie żałuję tylko jednego: że nigdy wcześniej nie biegałam w Trzebnicy.
Za rok....? ;-))
|