Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [2]  PRZYJAC. [10]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Marco7776
Pamiętnik internetowy
Bieganie w miejscach nieoczywistych

Marek Ratyński
Urodzony: 1976-07-12
Miejsce zamieszkania: Warszawa
29 / 72


2017-03-19

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Barcelona szlakiem biegowego autobusu (czytano: 394 razy)

 


Jednym z najlepszych momentów podczas maratońskiego "zamieszania" jest ten, kiedy stoisz już na starcie w wielobarwnym tłumie i oczekujesz na wystrzał startera. Wokół wielojęzyczne rozmowy, próby rozgrzewki w startowym ścisku, fotografie robione zza płotu. Nad tłumem, często, klekot helikoptera lub brzęczenie drona, z głośników muzyka zagrzewająca do walki i wrzask spikera, któremu czasem wydaje się, że zapomniał mikrofonu a musi dotrzeć ze swoim przesłaniem do wszystkich uczestników. W tym momencie ogrania mnie rodzaj ekstazy, rośnie wiara w czyny niezwykłe, których zaraz dokonam. Staję się częścią wydarzenia, dla którego warto było czynić wysiłek przygotowań. I wreszcie tłum rusza…
Nie inaczej było też w Barcelonie, dwudziestym drugim mieście na moim maratońskim szlaku. Tym razem rytmy "We will rock you" zamieniły się w hymn na cześć miasta w wykonaniu Freddiego Mercury i Montserrat Caballe. Wystrzeliło w górę confetti a wielokulturowy tłum ruszył z Placu Hiszpańskiego, w lewo, w stronę największego, barcelońskiego dworca, koło Parku Juana Miro i dzielnicy, w której stadion macierzysty ma jeden z najsłynniejszych klubów piłkarskich świata…
Kiedy przygotowywaliśmy się do wyjazdu, z perspektywą spędzenia ośmiu dni w malowniczej stolicy Katalonii, zapytaliśmy osób, które bywały tam wcześniej, nie tylko na jednodniowej lub weekendowej wycieczce, co warto zobaczyć i gdzie się udać. Odpowiedzi, w większości, nie zaskakiwały: stadion FC Barcelona, plaża, akwarium. Jedna odpowiedź jednak była zdumiewająca (jak na stałego bywalca): przejedźcie się turystycznym autobusem. I choć to jest właśnie forma zwiedzania, której nienawidzimy najbardziej, to ona przychodzi mi na myśl, kiedy wspominam niedawny maraton. Bo czym jest, czym są, komercyjne maratony miejskie, jak nie wycieczką autobusową, bez autobusu dla bardziej wytrwałych. Znakomita większość, z ponad ośmiu tysięcy obcokrajowców (i część z pozostałych ośmiu tysięcy "autochtonów") traktuje swój start w kategorii turystycznej przygody po najważniejszych zabytkach odwiedzanego miasta. I nie ma w tym nic złego ! O ile bardziej prestiżowo jest przebiec się reprezentacyjną Gran Via lub minąć potężną Sagrada Familia wśród tłumu wiwatujących turystów ? Ja jednak częściej spoglądam na zegarek niż wkoło, czego po fakcie zdarza mi się żałować. Tak też było i tym razem.
Niesiony entuzjazmem i kilkoma zbiegami na pierwszych kilometrach trasy ominąłem wspomniany stadion (7 km) w równym tempie 4:08. Tempo takie utrzymywałem do 15 km, co nie było zbyt rozsądne, jak okazało się później. Aż do podbiegu pod Casa Milla (rezydencji autorstwa Antoniego Gaudi ze wspaniałym tarasem na dachu, jednakowoż nie jestem przekonany, czy wydawanie na niego 23 euro jest ceną miarodajną), trzymałem to tempo budując sobie "zapas" na późniejsze starty. Celem moim było bowiem 2:58:00, czyli o minutę szybciej od rekordu i w sam raz, żeby wystartować w Nowym Jorku bez losowania. A do tego celu wystarczyło "trzymać" tempo 4:13/km. Kiedy "autobus wycieczkowy" skręcił w prawo, po długim, choć łagodnym, podbiegu zacząłem tracić swój zapas czasowy ale zupełnie mnie to nie niepokoiło ponieważ wciąż czułem się świetnie. Słońce, szczęśliwie, po porannych próbach, zrezygnowało, chwilowo, z przebicia się zza grubej warstwy chmur, a bardzo liczne serwisy wodno-izotoniczne zapewniały prawidłowe nawodnienie. Mimo dużej frekwencji nie było też specjalnie ciasno. Przestronne ulice zapewniały komfort dużo wyższy niż półtora roku wcześniej na maratonie w Walencji.
Po przebiegnięciu kolejnych dwóch kilometrów, wycieczce ukazała się z lewej strony, znienacka, monumentalna bryła, otoczonej "żurawiami" świątyni "Świętej Rodziny". "To jedno z miejsc w Barcelonie, dla których to miasto jest w absolutnej czołówce "topowych" miejsc świata Droga Wycieczko !". Wielokulturowy tłum znów zagłębił się w szerokie ulice dzielnicy Eixample, nie dotarł jednak do wspaniałego Parku Guel, kolejnego dzieła geniusza Gaudiego ("Droga wycieczko nasza trasa dzisiaj omija to miejsce, jednak to świetne tereny na wypoczynek pomaratoński"). Półmetek w czasie 1:27:37 To moja najszybsza połówka w maratonie. No, no ! Zatem się nie rozglądam, skupiam na pokonywaniu trasy i przegapiam Pont Calatrava i budynek Forum. Widzę tylko słynny wieżowiec, o mocno kontrowersyjnym, fallicznym kształcie.("O, jaka szkoda, drogi turysto, czy nie łatwiej byłoby pokonać trasę autobusem ?"). Na pewno łatwiej i zbliżam się do momentu, kiedy chciałoby się zdjąć buty biegowe i wygodnie się rozsiąść. Tym bardziej, że po 32 km trasa przebiega wzdłuż morza. Czuć bryzę i widać fragmenty plaży zza budynków dzielnicy Barcellonetta. To część miasta mocno związana z Igrzyskami Olimpijskimi w 1992 roku. Już wiem, że zbyt dużo tracę, żeby osiągnąć zamierzony czas, ale drugi w życiu wynik poniżej 3h jest całkowicie realny, a nawet "pewny". Tym bardziej, że zegarek pokazuje km w czasie 3:58 (WOW ! Czy to możliwe ?) Wraca euforia i trwa przez całe 1,5 km kiedy to mija mnie większa grupka z transparentem 3:00. I w ramach wszechobecnej ironii, dzieje się tuż przed Łukiem Tryumfalnym.
Co się stało ? Ano , mój zegarek, postanowił sobie ze mnie zażartować. Turyści na 3:00 oddalają się nieubłaganie    A ja wiem, że kiedy minę kolumnę, z której Krzysztof Kolumb wskazuje nową drogę "do Indii" pozostanie już tylko podbieg…
"A teraz drodzy turyści, słynna, barcelońska, promenada i droga Para-lel, która przez dzielnicę Rawal, która już nie jest jak Rawal - czyli slams - poprowadzi was z powrotem do podnóża Montjuic, Placu Hiszpańskiego, gdzie u stóp słynnej, już niemal stuletniej, śpiewającej, Magicznej Fontanny, będziecie mogli unieść swoje ręce w geście tryumfu (jeżeli będziecie mieć siłę) !
Skręcam zatem, rozglądam się, po raz pierwszy od dawna… i unoszę ręce. Zegar wskazuje 3:01:17 (netto). Oznacza to, że przybiegłem z moim trzecim, najlepszym czasem w maratonie. Zabrakło, ale jestem zadowolony, będą następne próby, a ja po raz kolejny czuję euforię (tym razem finiszową). Za metą: Żona, woda, izotonik, mandarynka. A na deser… wychodzi słońce.

PS: W Barcelonie polecam Drogiej Wycieczce jeszcze: wspaniałe widoki ze Wzgórza Montjuic, Galerię Narodową i Hiszpańskie Miasteczko-Poble Espanol. A także Ramblę, Riberę (ze wspaniałą Santa Maria del Mar, szczególnie jeżeli ktoś czytał Ildefonso Falconesa), Barri Gotic i targowisko La Boqueria i wiele, wiele innych miejsc, których nie ujrzycie z okien autobusu wycieczkowego. Jak zostanie czas, rekomenduję, oczywiście, wycieczkę do klasztoru na górze Montserrat i do uroczej, zabytkowej Tarragony.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2017-03-20,08:03): Marku, byłeś w Barcelonie :) Super! Też kiedyś myślałem o niej, bo są loty z Poznania :) Gratuluję Tobie! Pamiętam jak pisałeś przed zimą, że będziesz ciężko pracował i to są z pewnością efekty tych często nieludzkich treningów. Jeszcze raz gratuluję pięknego wyniku i szacun!







 Ostatnio zalogowani
Grzegorz Bl
04:37
biegacz54
04:31
Lektor443
04:25
FEMINA
04:09
orfeusz1
02:52
pbest
00:14
  Tomasz.Warszawa
00:03
Iryda
00:01
hajfi1971
23:59
milu7
23:45
bmakow
23:28
kasar
23:18
damiano88
23:07
zorza
23:06
Krzysiek_biega
22:47
grzedym
22:32
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |