Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
19 / 292


2015-02-18

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Najsłabszy start - XII Międzynarodowy Maraton Ekologiczny Lębork 2003 (czytano: 1437 razy)

 

Wielu biegów nie mogę zaliczyć do udanych. Wynikało to w dużej części albo z braku odpowiedniego treningu, albo z za mocnego początkowego tempa. Tak kiepskiego maratonu nie spodziewałem się jednak. Na maratońskich trasach przeżywałem już kryzysy, ale zawsze jakoś biegłem i dobiegłem. Tutaj kryzys był tak duży, że w dużej części trasy szedłem. Organizm zwyciężył i pokierował mną.
A więc jak to było?
Forma w 2003 roku była. Świadczy o tym wynik na 15 km w Kołobrzegu - 58:51 (marzec). W maju na 10km miałem 39:23 (Koszalin). W tym samym miesiącu powróciłem znowu do Koszalina, gdzie uczestniczyłem w biegu 12-godzinnym. Na dystansie maratonu uzyskałem czas 3:29, ale potem spuchłem i wynik końcowy to tylko 90km. 8 czerwca na 15km było słabiutkie 1:10:27 (Domacyno-Karlino), chociaż wysoka temperatura tłumaczyła trochę ten kiepski czas.
W czerwcu dopadł mnie ząb. Spuchło dziąsło, więc do dentysty. Orzeczenie - wyrwać, ale najpierw zlikwidować antybiotykiem opuchliznę. Opuchlizna zeszła, a ja nie chciałem rozstawać się z zębem. Może uda się go uratować? Do maratonu stale go czułem, a po maratonie opuchlizna powróciła, więc i tak został wyrwany. Cóż - warto było spróbować. Łatwo wyrwać, trudniej wstawić.
Przed maratonem jeszcze dwa większe 2-godzinne rozbiegania i czas na start.
START
Biegniemy. Myślę sobie - forma nie najlepsza, to może zrealizuję wreszcie cel - dwie równe połówki? Zaczynam więc stosunkowo wolno. Nigdy tak nie zaczynałem. Biegnę sobie, biegnę, ale czuję mimo niezbyt szybkiego biegu narastające zmęczenie. Półmetek - czas 1:50:31, a ja mimo tak kiepskiego czasu czuję się zarżnięty. Gdzieś na 25 kilometrze nie mogę już biec. Przechodzę do marszu. Ledwo nawet idę. Mam chęć przerwania tego "biegu", położenia się gdzieś i niech dzieje się co chce. Ale przyjechałem na maraton i muszę go ukończyć, jak ukończyłem wszystkie dotychczasowe biegi. Więc idę. W mijanych miejscowościach wartało by podbiec dla picu, ale nawet tego nie mogę. Oczywiście wyprzedza mnie wielu biegaczy, w tym pani Janka Rosińska i pyta, czy coś mi nie jest. Odpowiadam - nic, tylko kryzys. Wyprzedza mnie też wiekowy Marian Parusiński. Tego było za wiele. Postanowiłem biec. Przytrzymałem się więc pana Mariana i tak we dwójkę przetruchtaliśmy parę kilometrów. Kilka kilometrów przed metą postanowiłem przyspieszyć. No i do końca biegnąc dopadłem metę w tragicznym wręcz czasie 4:32:36. Rodzinka obawiała się najgorszego. Przecież powinienem być w najgorszym przypadku godzinę wcześniej. Ale doczekali się i mnie.
Cóż, kiedyś trzeba przebiec ten najsłabszy bieg. Jak organizm zaczyna rządzić, to nic się nie poradzi.
Po dwóch tygodniach w Szczecinie biegłem półmaraton. Czas - 1:28:27, więc forma nie uciekła. Maraton w Lęborku był takim krótkotrwałym załamaniem.

... ale medal nie był najsłabszy, wręcz najlepszy.

... tyle zapamiętałem po latach. Właśnie się zreflektowałem, że relację z tego maratonu już tu zamieściłem. Była ona pisana na żywo. Ciekawe co człowiek pisze od razu, a co po latach.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
bunioz
21:00
zulek
20:54
Admin
20:53
WhiteBart
20:48
entony52
20:25
placekjacek
20:01
crespo9077
20:00
sprinter86
19:55
42.195
19:54
empi40
19:51
Świstak
19:46
szakaluch
19:44
JW3463
19:38
Tyberiusz
19:22
marczy
19:17
Wojciech
19:16
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |