Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [55]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
kokrobite
Pamiętnik internetowy
Widziane z tyłu

Leszek Kosiorowski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Jelenia Góra
220 / 300


2012-10-15

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Poznań - między Warszawą a Pragą (czytano: 766 razy)



Dałem z siebie wszystko, ale starczyło tylko na brązowy medal. Świadomość, że nie popełniłem żadnego błędu, poprawia mi humor. Na tyle po prostu było mnie stać.

Przybyliśmy z Robertem do Poznania w sobotę około 18. Żadnych kolejek po numerki, targi całkiem całkiem, przy okazji poznałem osobiście Małgosię i Piotra, którym podesłałem na obóz Piotra z mojej rodziny. Bardzo mi się podoba w światku maratońskim, że wybitni biegacze i trenerzy są normalnymi ludźmi, a nie jakimiś zakręconymi celebrytami. Każdy może z nimi pogadać. I nie jest to coś nadzwyczajnego, ale takie są w tym środowisku normy.

Pasta party za 2 złote. Smaczne. Spacer wieczorem na bazę – na Starym Mieście, przy ul. Rybaki w starej kamienicy. Po drodze zakupy spożywcze. Specjalnie wybrałem pokój, w którym jest kuchnia (świetnie urządzone 13 metrów kwadratowych z osobno położoną łazienką, z bezpośredniem wejściem z klatki schodowej – staromieszczańskie klimaty:-) Dzięki temu sam mogłem sobie zrobić kolację i śniadanie, unikając ryzyka sensacji żołądkowych, które wiosną w Mediolanie zmusiły mnie do przerwania biegu i szukania toalety.

Sen OK, choć jacyś młodzi szaleli w nocy i mnie obudzili, ale wiadomo, jak to jest w noc przedmaratońską – rzadko śpi się idealnie.
Makaron i kawa, potem tramwajem dwa przystanki do Międzynarodowych Targów Poznańskich. Depozyt prowadzony przez fantastycznych młodych wolontariuszy, miejsca wokół tyle, że nie ma mowy o ścisku i tłumie.
Wielu kolegów z moich stron. Krótka rozgrzewka. Na 10 minut przed startem wizyta w toalecie – bez kolejki w tym momencie! Czegoś takiego jeszcze nigdzie nie widziałem. A jednak można ten problem, niemal wszędzie newralgiczny, rozwiązać.

Ustawiam się nieco przed zającami na 3:45. Czuję się na 3:39 i tak chcę biec, z możliwością korekty na plus.

Powoli do przodu, poza jednym zwężeniem biegnie się bardzo wygodnie. Ulice szerokie, asfalt wyśmienity, punkty z piciem i zakąskami OK. Lecę po pięć z hakiem na kilometr. Gdzieniegdzie zwalniam, bo trasa trochę pofałdowana, podbiegi są odczuwalne, ale nie masakryczne. Przynajmniej na tym etapie podróży.

Połówka w 1:49 z sekundami. Bardzo ładnie. Nie czuję się zmęczony, wręcz przeciwnie, czuję się lekki, biegnie się świetnie. Kibiców – jak na Polskę – dużo. Grupy dzieci krzyczą, dorośli też, wołają nas po imieniu, które każdy ma na numerze. Kierowcy pokornie czekają w autach, tylko jeden wyzywa nas od najgorszych.

Żele (jabłkowe isostara, jak zawsze) wsuwam na dwudziestym i trzydziestym. Po tym drugim kalkuję, że lecę na 3:36, więc nieco poniżej życiówki (3:34), a że czuję się dobrze, postanawiam powalczyć. Po trzydziestce przyspieszam. Wiem, że będzie jeszcze najtrudniejszy podbieg, ale... Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

Od 30 do 34 lecę poniżej pięciu na kilometr. Wyprzedzam wszystkich. Co za moc, co za szczęście :-)

No ale na trzydziestym piątym trzeba pod górę. Zwalniam. Nic się nie da zrobić. Jak śpiewał Rysiek Riedel w „Czerwonym jak cegła”: „Krótki to był zryw” :-)

Zamulam się, wyraźnie wolniej lecę jeszcze przez dwa następne kilometry. Ale to nie jest ściana, bo potem wracam do lepszego rytmu. Straty są jednak na tyle spore, że pozostaje tylko cień szansy, by zejść poniżej 3:40. No to spróbujmy. Po czterdziestym przyspieszam, na oparach :-) Pół kilometra przed metą czuję, że zaraz złapie mnie skurcz lewej nogi. Ale to już blisko.

Nie udało się – 3:40:04. Zabrakło sił na mocniejszy finisz. Ostatnie 2195 metrów ze średnią 5:23.

Za metą skurcze, mam problem żeby wstać i iść. Gadam chwilę z Mirkiem, który kończy tuż po mnie, potem próbuję dojść do hali z depozytem, ale skurcze obu łydek skutecznie mi to uniemożliwiają. Proszę napotkanego biegacza o pomoc, bo prawa noga odmawia posłuszeństwa. Dobrze, że dopiero teraz, a nie na trasie. Skurcze atakują przez niemal godzinę po biegu. Leżę, przeczekuję.

Koledzy kończą, wspólne piwo, jeść nie mogę. Nie chce mi się stać w kolejce pod prysznic i masaż.

Maraton doskonale zorganizowany. Z rozmachem. Trasa w miarę szybka. Podbiegi po trzydziestce dają w kość. Ale nie są straszne, gdy ktoś jest w formie, spokojnie (no, może nie do końca spokojnie) poradzi sobie z nimi.

Widoki: pamiętam drogę przez las, jakieś jeziorko po prawej, rzekę widzianą z mostu, Wydział Prawa UAM, i tyle... Koncentrowałem się na trasie i na ekonomice biegu (ręce przy sobie ;-).

Do życiówki z Dębna brakło ponad 5 minut, do wiceżyciówki z Pragi – 49 sekund. Od dotychczasowego trzeciego wyniku – z Warszawy, Poznań był lepszy o 54 sekundy. Tak więc w prywatnym wyścigu z samym sobą zdobyłem trzecie miejsce i brązowy medal. Poznań dla mnie leży mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Warszawą a Pragą.

Byłem przygotowany, pogoda była doskonała (chłodno), schudłem od wiosny o sześć kilogramów, a mimo to tylko trzeci wynik (na jedenaście prób). Bez zmian w treningu, a właściwie bez porzucenia beztroskiego biegania na rzecz trenowania według planu, najlepiej w konsultacji z kimś, kto się na tym zna, trudno będzie o poprawę. Problem w tym, że trenować mi się nie chce. Plany treningowe mnie odrzucają. Kocham bieganie, nie będę zabijać tej miłości.

Było pięknie. Na szczęście za miesiąc jeszcze Maraton Beskidy. To oczywiście inna bajka. Podobno jest bardzo wesoło. Impreza w sam raz na koniec sezonu.









Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Truskawa (2012-10-15,19:13): W takim razie, wychodzi na to, że to trzeci wynik w maratonie. Trzecia ale tylko pięć minut. Tyle co nic. Gratuluję. :)
Kedar Letre (2012-10-15,20:15): Kochasz bieganie?!..... I niech tak zostanie! GRATULUJĘ!!!( a dobrze wiesz, że wiem, co to znaczy( i ile to zdrowia kosztuje) przebiec maraton poniżej 3.40
Kedar Letre (2012-10-15,20:18): Mała korekta do powyższego komentarza. Zamiast "poniżej" ma być "w granicach" :)
kokrobite (2012-10-15,21:47): Dziękuję, na pewno tak zostanie, dziś już jestem po basenie, nóżki całkiem okej. Jutro truchcik jakiś :-)







 Ostatnio zalogowani
aktywny_maciejB
15:14
kirc
15:09
flatlander
15:02
GrandF
15:00
Admin
14:49
tomako68
14:39
benek
14:37
przemek300
14:27
AntonAusTirol
14:21
Yatzaxx
14:21
ksieciuniu1973
14:18
mieszek12a
14:14
Mirek73
14:04
Mircoh
13:48
BemolMD
13:48
lordedward
13:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |