2015-06-03
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Bieganie nad morzem, ale nie po plaży - Dziwnowska Liga Biegowa - bieg 3 (czytano: 660 razy)
Ostatni mój start 3 maja w Świnoujściu był na żywca, bez większego przygotowania. Postanowiłem wziąć się więc za bardziej systematyczne bieganie. Bieganie, a nie treningi. Trenować jakoś nie lubię, ale biegać i owszem. Napędem do systematyczności okazał się pobliski bieg w Dziwnowie w ramach Dziwnowskiej Ligi Biegowej, który miał się odbyć 30 maja. Dystans - około 7 km. Więc zacząłem biegać. Od 4 maja do 13 maja po 6 km, potem naprzemiennie 8-10km swobodnie i 6km w miarę szybko z przyspieszeniem na ostatnich 500 metrach. W miarę szybko, to znaczy na maxa. A że ten max jest na razie mizerny, to najlepszym czasem było 27.19. 27 maja - 10km, 28 i 29 - swobodnie 6km. Większość po szosie, ale też część po polnych drogach.
Planowałem na bieg pojechać rowerem, ale pogoda była deszczowa, więc wybrałem się swoim samochodem. Start biegu usytuowany był blisko plaży, gdzie był zakaz wjazdu, więc zaparkowawszy samochód na leśnym parkingu udałem się pieszo kilkaset metrów, żeby się zapisać na bieg. Musiałem jeszcze raz się wrócić, żeby się przebrać. Kilkanaście minut rozgrzewki, trochę rozmów z biegaczami i o godzinie 11.00 start. Ustawiłem się na początku, ale pierwszy poprowadził bieg Marek, prezes mojego klubu BKS Maniak Wolin. Jakoś był niedoinformowany i zamiast skręcić w lewo na leśną drogę, postanowił biec na plażę. Krzyczę więc - w lewo, w lewo. Biegliśmy leśną drogą w stronę Międzywodzia, gdzie było dużo piasku, więc było ciężko. Z 3 miejsca zrobiło się 4, 5, 6. Dobiegliśmy do Międzywodzia i tu jeszcze trzech mnie przegoniło, w tym jeden z mojej kategorii staruszków, czyli M50. Starałem się biec równym tempem, ale bez szaleństw. Przebiegliśmy ulicami Międzywodzia i teraz powrót drogą rowerową do Dziwnowa. Udało mi się wyprzedzić jednego z biegaczy i przede mną biegł blisko jeszcze jeden. Po dłuższym czasie udało mi się go dogonić, a ten pierwszy został trochę w tyle. Biegliśmy tak razem aż do skrętu w drogę prowadzącą na metę, która była równocześnie startem. Tutaj udało mi się uzyskać kilka metrów przewagi, ale co widzę? Ktoś mnie przegania. Nie - to nie on, to ten pierwszy. Zdziwiłem się trochę, ale cóż - tempa zwiększyć nie potrafiłem i poddałem się bez walki. Finiszu nie było, chociaż na treningach taki finisz ćwiczyłem. Może był za wysokie tempo, więc za duże zmęczenie, może nie było kogo ścigać?
Podsumowując - bieg na miarę obecnych możliwości w tempie 4.22. Dokładny dystans - 6,940 km, czas 30:19. Miejsce 8 na 31 startujących.
Po biegu pierwsza trójka mężczyzn i kobiet otrzymała puchary i dyplomy. Jeszcze pamiątkowe zdjęcia i koniec imprezy.
No cóż - impreza kameralna, taka jakie lubię. Tylko trasa mogła by przynajmniej w części prowadzić po plaży. Kto mieszka nad morzem już nie docenia jego walorów i biegania brzegiem morza. Po "krzakach" można biegać w całej Polsce. Po plaży tylko nad morzem.
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |