Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [18]  PRZYJAC. [278]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Truskawa
Pamiętnik internetowy
Biegam, więc żyję.

Izabela Weisman
Urodzony: 1972-02-
Miejsce zamieszkania: Żory
427 / 483


2014-03-12

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
7-9 marca 2014 sztafeta w Bochni. (czytano: 643 razy)

 

W Bochni kocham biegać z kilku bardzo istotnych powodów. Mała przestrzeń, mało ludzi, niezwykła sceneria, doskonała organizacja, sporo znajomych. Najważniejszym powodem jednak, jest możliwość obserwowania jak biegają najlepsi. Tutaj nie ma możliwości żeby zniknęli zaraz po starcie. Cały czas biegają z nami, z tym biegowym planktonem co to dryfuje statecznie po kopalnianych chodnikach. A oni śmigają tam i z powrotem, tylko chodnik dudni pod ich stopami, kiedy mijają nas w pełnym pędzie. Oczywiście na dłuższą metę mogłoby to być dołujące i demotywujące. Na szczęście po nich też pod koniec imprezy widać zmęczenie. Inaczej trzeba by o nich myśleć, ze to jakieś cyborgi, ludzie z innego świata, kosmici nie wiadomo skąd, a tu, gołym okiem widać, że jednak też się zużywają. Jak wszyscy. Tylko nieco inaczej. Potrafią po prostu wykrzesać z siebie nieco więcej niż my. I nadal biegają szybko. :)

Nasza drużyna podzieliła się na dwa zespoły. Biegaliśmy dwie godziny, po jednym okrążeniu. Potem zmiana. Zaczął Zulus z Michałem, więc Tomek i ja mieliśmy jeszcze sporo czasu na pierdoły. Nie pamiętam co robiłam w tym czasie. Zdaje się, że zamartwiałam się tym jak sobie poradzę. Jak co roku pojawiło się pytanie „co ja robię tu”? Ale to oczywiście do czasu. Kiedy już trzeba było wleźć na górę, po tych 300 schodkach, głupie myśli pierzchały gdzie pieprz rośnie. Raczej trzeba było myśleć jak przetrwać, niż błąkać się po zakamarkach swojego mózgu.

No to idę. Do góry. Na górze tłum. Kurde.. gdzie są chłopaki. O! Jest Zulus, spocony tak, że wygląda jakby właśnie brał prysznic. Pytam jak tam? Zulus mówi, że skończył, a Michała mam pytać. Nie pytam. Staję w strefie zmian kiedy słyszę gromkie „dwadzieścia”. Uderzenie w łapę i już biegnę w stronę lodowatego podmuchu. Zimno jak diabli. Zaczynam żałować że nie ubrałam dodatkowej warstwy. Chodnik rozwidla się, zimne powietrze coraz bardziej daje się we znaki, potem zakręt i już pełna moc schłodzonego wiatru w twarz. Może to dziwne ale ten fragment trasy lubię. Wiatr tak daje po uszach, że zawsze wydaje mi się, że biegnę dużo szybciej niż jest w rzeczywistości. A kto nie lubi biegać szybko? :) Nawrót i od razu spadek morale. Wiatr w plecy, robię się momentalnie zmęczona. Ale ogarniam sytuację i biegnę. Ponownie strefa zmian, potem kaplica Sw. Kingi. Robi się coraz cieplej a ja dziękuję sobie, że nie uległam pokusie i nie założyłam dodatkowych ciuchów. Zdejmuję rękawiczki. W ogóle pierwszy raz biegałam w rękawiczkach i one naprawdę poprawiają komfort biegania. I jak łatwo regulować temperaturę. Założyć, albo po prostu zdjąć. Teraz mam lekko pod górkę, ciepło i mnóstwo pyłu do wdychania. Mijam znajomych. Machamy sobie łapkami. Staram się odsuwać kiedy ktoś biegnie szybciej niż ja, co jednak nie jest proste. Kopalniany chodnik nie jest z gumy, ale jakoś tam daję sobie radę. Nawrót i teraz już tylko z górki. Muzyka mnie niesie. Jest bosko. Myślę, że szkoda, że zaraz strefa zmian bo biegło się wybornie. Ale luzik. Przede mną jeszcze cztery zmiany. Nabiegam się. Podaję numer do tuby, więc Tomek już wie, że biegnę. Widzę go, strzał w łapę i już można odsapnąć. Gadam. Znajomi są, to jest fajnie. Do tego nowi znajmoi z bydgoskiej (!) żandarmerii. Fajne chłopaki, choć jeden budzi respekt samym tylko wyglądem. Rozmiar małej szafy gdańskiej, tylko bez zdobień. Ma co dźwigać ale walczy bardzo dzielnie na trasie. Daje radę.

Dwanaście minut i koniec słodkiego lenistwa. Tomasz wraca, a ja bardzo chętnie wracam na trasę. Nogi się kręcą więc humor mi dopisuje. No czad! Tak biegać to ja kocham!!
Cztery zmiany mijają jak z bicza strzelił. Wchodzi Zulus z Michałem, a my możemy iść coś zjeść. Biorę podusię i wykorzystuję mega zjeżdżalnię. W końcu nauczyłam się na tym jeździć i zamiast hamować przyspieszam coraz bardziej. To mi się bardzo podoba. Idę wcinać makaron, a Tomek gdzieś znika.

Postanowiłam sobie u góry, że będę bardzo pilnowała siebie i zmiany koszulek są obowiązkowe, zaraz po zejściu na dół. Przebieram się więc, a potem posiłek. Makaron znika mi błyskawicznie z talerza więc dopycham się zapiekanką i zonk… czy ja to jakoś strawię do kolejnej zmiany? Nie ma już jednak co rozpaczać. Stało się, żarłok wygrał. Może i brzuch ciężki nieco ale za to czuję, że mam przypływ energii. Może nie będzie tak źle?

Na górze znów ustawiam się w strefie i biegnę. Tym razem czuję, że może być cieżko ale daję sobie radę. Każde kółeczko zaczynam wolno i rozpędzam się stopniowo. Ostatecznie Tomek mówi, że w ciemno siedział 12 i pół minuty, potem wyłaził i już byłam. Bez sensacji minęły nasze dwie godziny.

Na dole gadamy z Tomkiem, że kurczę.. no fajnie nam idzie. Ze coś za łatwo, że na pewno cos się stanie bo to jest za proste. No trochę mi się śmiać z tego chciało ale z drugiej strony za długo żyję, żeby nie wiedzieć, że tak może być jak sobie gadamy. No i wykrakaliśmy. Kiedy nadchodzi nasza zmiana, z godziny którą mieliśmy spędzić na trasie robią się jednak dwie. Czy nie dwa okrążenia a cztery. Michał po prostu nie może już więcej biegać, i to była bardzo słuszna i rozsądna decyzja. Poczułam jednak, że świat mi się zawalił. No ale dobra. Biegnę i czuję, że słabnę. Postanawiam jednak wytrzymać jak dlugo się da. Starcza do strefy zmian ale zanim dojdę do siebie mija prawie cała zmiana Tomka.

Drugie okrążenie i znów to samo. Ale myślę: nie poddaję się. Najwyżej mnie z tego chodnika zniosą. W końcu są jacyś ratownicy w tej kopalni. Udaje się ale kiedy schodzę z trasy zawisam malowniczo na płotku i zaczynam jęczeć i ryczeć. Jest mi słabo. Czuję czyjąś rękę. „ Nie martw się, to już niedługo, wszyscy jesteśmy zmęczeni”. To mnie ustawiło w pionie natychmiast. Zregenerowałam się prawie od razu, aż mi się śmiać zachciało jak taka rzecz może człowiekowi pomóc. Na przedostatnim kółku stała się rzecz niewyobrażalna. Dobiegałam do zimnego nawrotu, byłam paskudnie zmęczona, tak że chwilę wcześniej musiałam odsapnąć na torach, a tu słyszę spod jakiegoś słupa „będziesz wracała, to uśmiech do aparatu i podskok”. No… i ja jestem tak durna, że pomimo tego, że po nawrocie znowu musiałam odsapnąć pod ścianą, to jak dobiegłam do fotografa to rzeczywiście wywaliłam wszystkie kły na wierz i do tego wykonałam piękny, sprężysty wyskok w górę.. ale fotograf nie zdążył. :))))Ale nic to, zdjęcie jest. Tyle, że bez podskoku. :)
A potem ostatnia zmiana i biegusiem polazłam pod prysznic. Strasznie źle czułam się już swojej skórze więc bez żadnych wyrzutów sumienia zostawiłam chłopaków i poszłam do łazienki. A Tomek znów mi powiedział, że śmierdzę mydłem. :))) Eh… No było bosko..


Potem, już po całym bieganiu były tradycyjne zajęcia w grupach. Wszystkie stoliki obsadzone i piwko i pogaduchy. Super. Do tego pewien przemiły kolega promował swój bieg naleweczkami swojej roboty więc zrobiło się jeszcze przyjemniej. Do łóżka trafiłam sporo po godzinie drugiej. Ale warto było. Wspomnienia są. Stresik też był, bo Damek od razu mi przypomniał, że za tydzień mamy powtórkę Bochni w Brennej. No taka ułańska fantazja. Najpierw 12 godzin biegu pod ziemią a potem to samo tylko w górach. :) Nie mogę się doczekać.. a póki co, to teraz łudzę się, że za rok znów będę mogła zjechać do kopalni i biegać, biegać, biegać… Zobaczymy co życie przyniesie. :)

Może dodam jeszcze tylko, że na górze, kiedy już wyjechaliśmy przywitało nas słonce. Nic niezwykłego, prawda? Ale kiedy się od piątku nie widzi dziennego światła to naprawdę człowiek się cieszy, kiedy widzi tę lampę. Chyba zresztą wszystkim udzielił się nastroj, bo co ekipa wyjeżdżała na powierzchnię to zaraz leciała na plac przed budynkiem pstrykać foty. Słoneczko jednak sporo zmienia. :)

I to byłoby chyba wszystko co miałam napisać, choć jest to może 1/3 tego co chciałabym tu umieścić.. no ale kto by mi to przeczytał? :)))





Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Katan (2014-03-12,09:45): Bardzo fajny opis zawodów. Może kiedyś uda mi się tam wystartować. Szczególnie, że to blisko. Gratuluje.
Truskawa (2014-03-12,09:56): Dziękuję. A ja byłam pewna, że już biegałeś w Bochni.. hm.. Jak to się człowiek może pomylić. :)
papaja (2014-03-12,10:18): Fajna relacja. Ale... dlaczego Michał jest taki zachmurzony???
snipster (2014-03-12,10:46): Walczyłaś jak Justyna K. :) może kiedyś i ja spróbuję zjechać na dół i tam pośmigać...
(2014-03-12,11:06): ja bym przeczytał ;) gratulacje, fajny bieg, fajna relacja, wszystko fajne! tylko qr.vaaaaaaaaaaaa czemu nas nie wylosowali... życzę Ci byś mogła tam (tu) wrócić
Truskawa (2014-03-12,12:26): No właśnie przykro. Lepiej jakby kolano mu się chowało za chmurką. Pól sypatycznego pyszczocha zniknęło. :)
Truskawa (2014-03-12,12:28): Ty, Marysia, Dario i kto jeszcze byłby w drużynie? :) Spróbuj. Jest naprawdę super, a pogłoski o powszechności zapaleń górnych dróg oddechowych są znacznie przesadzone. :)
Truskawa (2014-03-12,12:28): Wiem Wojtek!! Jak ja rozumiem takie uczucia. rozumiem doskonale co znaczy nie dostać się na impreze na której chce się być. Ale uda się Wam za rok. Trzymam za to kciuki. :)
DamianSz (2014-03-12,15:42): A tam na górze słoneczko śni, a my na dole biegamy jak ...piiiii ,-) ps. ten super gość od wyśmienitych nalewek to Mariusz Niziński - Pozdrawiam ,-)
kris0309 (2014-03-12,16:04): Po tym opisie nie będę się już zastanawiał w przyszłym roku... :)
Truskawa (2014-03-12,19:10): Z tych naleweczek to najbardziej siadła mi wiśniowa Damku. Natomiast rym...zacny. :))
Truskawa (2014-03-12,19:12): Otóż to, nie można się zastanawiać tylko trzeba się zapisać. Myślę, że Hrmax może wystawić naprawdę silną sztafetę. Tego nam życzę. No i przydałaby się też taka luzniejsza... Ale to losowanie... :)
jann (2014-03-13,07:39): świetna relacja, miło było poczytać, niestety my już czwarty raz odpadliśmy w losowaniu, trzeba się będzie zwrócić o pomoc do ś.w. Kingi
Truskawa (2014-03-13,07:52): Straszny pech! Może w przyszłym roku zapytajcie organizatora czy nie dałoby się Was upchnąć mimo niewylosowania? W tym roku pojechało tak pięć drużyn, które właśnie były najbarzdiej pechowe przy losowaniach. Trzymam kciuki za Waszą Bochnię. :)
jacdzi (2014-03-13,09:19): Ja trzy lata w kopalni pracowalem, bywalem na -800, ale nie biegalem. Moze trzeba w przyszlym roku sprobowac?
paulo (2014-03-13,09:20): starsznie dłuuugi tekst :) Fajna przygoda Izo. Super
Truskawa (2014-03-13,10:45): Jeśli jeszcze nie biegałeś to koniecznie musisz spróbować Jacku. :)
Truskawa (2014-03-13,10:47): Paweł, w Bochni ja naprawdę uwielbiam biegać. Nie ma drugiej takiej imprezy. Ta jest jedyna w swoim rodzaju, a opowieści o grypach, oskrzelach i innych cudach są naprawdę nieco przesadzone. Oczywiście, że można się przeziębić. Ale z drugiej strony jak dbasz tak masz. :)
michu77 (2014-03-13,14:45): ...muszę się kiedyś wybrać ;d
Truskawa (2014-03-14,08:48): Ale to się trzeba zapisać MIchał! Bez tego się nie zjedzie. :))







 Ostatnio zalogowani
Andrea
00:52
krzysztofl
00:43
13
23:33
grzedym
23:31
Prezol
23:28
benfika
22:55
Bodzioo
22:43
Artur z Błonia
22:32
jalec
22:30
Daro091165
21:51
arus
21:46
szyper
21:28
martinn1980
21:22
entony52
21:05
janusz.m
21:00
42.195
20:48
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |