Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [126]  PRZYJAC. [286]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
mamusiajakubaijasia
Pamiętnik internetowy
"Byle idiota pokona kryzys; to co cię wykańcza, to codzienna harówka" - Antoni Czechow

Gabriela Kucharska
Urodzony: 1972-08-26
Miejsce zamieszkania: Rudawa / Kraków
493 / 580


2013-05-15

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Skawina i cisza o Silesii... (czytano: 703 razy)



Zawsze lubiłam bieg w Skawinie.
Może przez sentyment, bo to był mój trzeci w życiu bieg zorganizowany a drugi uliczny. A może dlatego, że bardzo cieszy mnie i moją rodzinę atmosfera całodniowego rodzinnego pikniku towarzysząca temu biegowi.
I jeszcze jedno.
Zawsze ten bieg mi dokopywał:)
Bo to taka niby prosta trasa - tam i z powrotem, bez zakrętów, z jednym raptem nawrotem, tuż pod domem można powiedzieć, niezła na życiówki (podobno), a tymczasem to jest trasa trochę jednak wymagająca, bo pod górkę i z górki, pod górkę i z górki. No, równo to tam nie jest:)
Ale po każdej kolejnej edycji biegu "zapominam" sobie o tym i cieszę się na kolejny łatwy bieg po prostej jak stolnica trasie:)
W tym roku też, zwłaszcza, że biegać już mogę a i głód biegania na zawodach mam niemały:)

W sobotę rano zapakowaliśmy się zatem do auta, po drodze zabraliśmy Klaudię (koleżanka z klasy Jakuba) i ruszyliśmy w nieodległą dal.

Na miejscu szybka rejestracja do biegów dziecięcych i dzieci (Jerzyk) i młodzież (Jasiu, Klaudia i Kuba) stanęli - każde w swojej kategorii - na starcie.
Pokrzyczałam, oj pokrzyczałam:)
Potem okazało się, że zamiast tradycyjnego marszobiegu po parku w tym roku zorganizowano rajd Nordic Walking po jego trasie. Bez kijków na starcie nie można było stanąć, więc smutek wielki, ale cóż zrobić. Młodzież nie potruchtała.

Natomiast mnie zaczął nadgryzać stres.
Jakoś tak mam po powrocie do biegania, że przed każdym jednym startem stresuję się jak totalna debiutantka (nawet minimaraton mi taką jazdę zafundował). Jak dziecko normalnie.
W tym przypadku stres był na tyle duży, że zastanawiałam się, czy w ogóle do tego startu podchodzić.
Na szczęście skawińskie gimnazjalistki swoim pokazem zumby natchnęły mnie pozytywną energią i wiarą, że góry przeniosę - wystarczy zacząć, więc przebrałam koszulkę i udałam się na start. Przed startem krótkie zwierzenie Pawłowi Żyle "Paweł, przytul mnie, bo stresuję się jak debiutantka: głowa mnie boli, kostka mnie boli, mam sztywne kolana i serce mi rozsadza". Paweł, jak to Paweł, uśmiechnął się promiennie, po czym jawnie zaczął się za mnie nagrzewać "Weź, Gabrysia, nie piernicz, ty jesteś zawodowiec a nie debiutantka. Dasz radę."
No i stał się start, no i zaczęłam biegnąc, no i gdzieś tam z boku dodał mi otuchy krzykiem Piotrek, no i zaczęło się pod górkę:)
Ponieważ ostatnio biegałam głownie podbiegi, więc mnie to "pod górkę" nie przeraziło, bo i nie powinno.
Biegłam tak sobie i biegłam, i wyprzedzałam i wyprzedzałam, a potem zaczęłam być zmęczona, ale zwalczyłam głowę i do marszu nie przeszłam, bo "bez przesady", no i jakoś tak... fajnie się biegło - nie powiem.
Ale powiem uczciwie, że gadać to bym w czasie tego biegu nie dała rady. A na pewno nie biegnąc w tym tempie.
Powrót do miasta, krzyk i fotki w wykonaniu mojego męża, doping w wykonaniu Darka Kaczmarskiego, bębny w parku i ciepłe słowo w wykonaniu Kazima, doping i fotka Beatki i... META.
Ufff...
Ciężko było. Dosyć, ale bez przesady.
Wybiegałam trzeci czas w życiu. To chyba nie jest źle, ale... Zauważyłam, że zmieniłam sposób biegania i bardzo mnie to nie cieszy.
Wydłużyłam krok (zawsze miałam bardzo króciutki - takie przebieranie nogami prawie że w miejscu), ale chyba zwolniłam. Generalnie to moje bieganie teraz jest dość mocno siłowe, a nie powinno. Siłowo maratonu nie przebiegnę, bo padnę gdzieś bez ducha, a przyciężkie truchło organizatorzy będą musieli zawlec na metę i oddać mężowi. To nie jest moim celem.
Moim celem jest powrót do lekkiego truchtania z możliwością swobodnej konwersacji z elementami czarowania ;)
Może to głupie, ale bardziej cieszy mnie rozmowa w biegu z kimś miłym, niż milczące wyprzedzanie kolejnych osób.
(W minimaratonie chyba nikt mnie nie wyprzedził, ja wyprzedziłam przeszło 200 osób, i satysfakcja była - i owszem, ale myślałam, że ducha wyzionę (było duszno! Bardzo.)
Nie mam natury fighterki, nie mam natury poważnej zawodniczki. Skończyć (może niekoniecznie jako ostatnia) - tak; zarzynać się w milczeniu wyprzedzając innych - nie.

Kiedyś, dawno temu na wątku RGO wrzuciłam piosenkę, do której uczyłam się biegać. Biegałam do niej (i tylko do niej!) przez okrągły rok. Ona nauczyła mnie trzymać tempo - dokładnie 6:30 na kilometr. Janusz Wacnik powiedział wtedy, że szybko biegam. Nie przyznałam mu wówczas racji, bo biegam wolno i doskonale o tym wiem. Teraz zrozumiałam, co on miał na myśli; gdybym w takim tempie przebierała nogami normalnym, wydłużonym krokiem, to rzeczywiście zadylałabym jak wściekła. A ja stawiając malutkie kroczki ledwie truchtałam. Za to bezwysiłkowo:)

Teraz rodzi się pytanie co wybrać. Przyspieszenie wydłużonym krokiem (pewnie będzie się to wiązać ze zdychaniem podczas biegu), czy przyspieszenie przy jednoczesnym skróceniu kroku. Nie lubię biegać siłowo!



Generalnie z tej Skawiny jestem bardzo zadowolona. Następny mój bieg to będzie piątka na Interrunie - ale z dziećmi i aparatem, więc to się w ogóle nie liczy. Na poważnie to dopiero Nocny Półmaraton Wrocławski. (Z tym, że jeżeli mnie atmosfera biegu pochłonie, to wcale nie nie będę się tak znowu bardzo starała o to by powalczyć. Półmaraton pobiegnięty uczciwie do Mistrzostw TEAM`u już w tym półroczu mam. Reszta jest zabawą.)


W niedzielę Piotrek z Tomkiem biegli w Silesii.
Pierwotnie zamierzałam napisać obszerny wpis, w którym chciałam metodycznie wypunktować wszystkie plusy i minusy tej edycji śląskiego maratonu. Po namyśle zrezygnowałam. Na forum wylano na ten maraton tyle pomyj, że miałabym wrażenie kopania leżącego, a takich rzeczy zwyczajnie się nie robi.
Zapewne musiałabym między wierszami wspomnieć też o kilku rzeczach, których dowiedziałam się w zaufaniu z "wiarygodnych źródeł", a to jednak trąci nielojalnością.
Więc nie napiszę nic:)

No, może tylko to, że widok świecących własnym blaskiem Piotrka i Tomka wbiegających na metę w towarzystwie Magdy ubawił mnie do zerwania nerek:)
Jacyż oni byli szczęśliwi - bo i maraton ukończyli, i męczyć się już nie muszą, i to towarzystwo Magdy (które nota bene bardzo sobie chwalili, twierdząc, że "nawijanie Magdy pozwalało zapomnieć o zmęczeniu").
Mama Magdy z herbatą z sokiem porzeczkowym była dla mnie zbawieniem. Polubiłam kobietę z miejsca. No bo jakże nie polubić osoby, do której podchodzę (zupełnie obcy człowiek, którego widzi pierwszy raz w życiu na oczy) i mówię "Dzień dobry, przyszłam na herbatkę", a ona już się rzuca do odkręcania termosu, nalewania tej herbatki, wypytywania czy bardzo zmarzłam...? Cudo baba:))
Jeszcze herbata w knajpie ze zmęczonym i zmarzniętym Miłoszem i... do domu czas.


Jeszcze jedno tylko napiszę.
Kiedy rannym świtkiem wyjeżdżaliśmy do Katowic z Piotrkiem, tuż po minięciu przez nas zakrętu (jeszcze w Rudawie) - prawie na wysokości wysepki na jezdni, nagle krzyknęłam strasznym głosem JEZU!!!
Z naprzeciwka pędził prosto na nas, nie swoim pasem ruchu, po NASZEJ STRONIE wysepki samochód.
Jezdnia w tym miejscu jest bardzo wąska, bo: wysepka, przejście dla pieszych, a z drugiej strony chodnik biegnący tuż pod oknami przydrożnych domów. Tam po prostu nie ma gdzie zjechać. Z drugiej strony wysepki jechał z normalną prędkością inny samochód.
Piotrek ostro zahamował, nawiedzony skurwiel mignął nam przed maską ocierając się nam o błotnik i pognał dalej.
Gdybyśmy byli dwa metry dalej...

Kiedy wracaliśmy wieczorem z maratonu, Piotrek zapytał mnie czy wiem, co nas spotkało rano. Wtedy z głęboką wiarą we własne słowa powiedziałam "Wiem, gdybyśmy byli dwa metry dalej, już byśmy nie żyli."
"Właśnie"

Bo dokładnie tak to było.
Chryste Panie! Można umrzeć w sekundzie, nawet nie wiedząc, że się umiera.
Po prostu nie było nam dane!

Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora


Truskawa (2013-05-15,15:22): Gratulacje Gaba. W ogóle niezmierni cieszy mnie, że biegasz. Nareszcie Twoje wpisy prócz tych dotyczących ducha, wróciły do relacji z biegów. No kto potrafi napisać lepszą relację niż Ty? :) Fajnie się czytało i cieszę się, że te dwa metry mieliście w zapasie. Kiedyś przeżyłam identyczną sytuację, tylko jechałam sama z malutkimi dziećmi i wiem co się wtedy czuje. :)
bartus75 (2013-05-15,15:37): niestety wariatów na naszych drogach nie brakuje :( trzeba czasem mieć to szczęście żeby być właśnie te dwa metry wcześniej ... gratuluje truchtania i byle do przodu







 Ostatnio zalogowani
Yatzaxx
21:55
ArturSz
21:41
marekcross
21:07
lisu
21:02
slaw.rost
21:01
mieszek12a
20:41
BOP55
20:25
Bartaz1922
20:17
Leniwiec
20:17
DaroG
20:11
Henryk W.
20:07
kaes
19:58
andre 84
19:42
szakaluch
19:25
CZARNA STRZAŁA
19:23
Pawel63
19:22
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |