Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [31]  PRZYJAC. [132]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
tdrapella
Pamiętnik internetowy
Luźne myśli z nie tak odległego kraju...

Tomasz Drapella
Urodzony: 1979-07-31
Miejsce zamieszkania: Gdansk / Vänersborg
48 / 105


2011-05-27

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
GöteborgsVarvet czyli „Tu-Gdzie-Się-Wszystko-Zaczęło” (czytano: 717 razy)

 

Półmaraton w Geteborgu, GöteborgsVarvet, czy inaczej pętla Geteborga. Dla mnie to szczególny bieg. To właśnie tu w 2008 patrząc na uczestników tego największego na świecie półmaratonu, powiedziałem sobie, że skoro oni mogą to i ja dam radę. Mój pierwszy bieg na dystansie 21,1km miał miejsce właśnie tu rok później. Nie mówię tylko o zawodach, ale o pierwszym takim długim biegu, bo mój mały rozumek nie wyobrażał sobie treningu na takim dystansie. Z resztą ja wtedy nie wiedziałem co to znaczy trening. Zawsze gnałem ile sił i cieszyłem się jak głupi, że tym razem średnia pulsu była jeszcze wyższa. O losie, że ja tego nie okupiłem jakąś poważną kontuzją to mogę tylko dziękować szczęściu. Ale wciągnęło mnie i zacząłem wciągać w bieganie moją rodzinę, przyjaciół i znajomych. Moja żona Magda, zaczęła biegać i wspólne bieganie zawsze było dla nas i nadal jest wielką przyjemnością. Mój Tato również złapał bakcyla i w 2010 roku już byliśmy wszyscy zapisani na ten półmaraton - „Tu-Gdzie-Się-Wszystko-Zaczęło”. Niestety Magdzie w tym samym momencie wypadł dyżur w szpitalu, którego nie szło przełożyć (wszyscy inni pewno biegali :)), ale mój Tato, mimo problemów zdrowotnych wystartował i ukończył. Byłem z niego bardzo dumny.









21km_019

A zaraza, jak to zaraza zaczęła się rozprzestrzeniać dalej. Na ten rok zapisane było już prawie całe moje rodzeństwo i Tato. „Drapella Team” jak go Tata nazwał liczył sobie pięć osób. Z rodziny wyłamała się tylko Mama i siotra Gosia (jedyne które mają jeszcze równo pod sufitem w naszej rodzince – a przynajmniej najrówniej i realnie podeszły do sprawy :) ).

No ale zapisać się trzeba było jeszcze na jesieni, a plany na wiosnę następnego roku mogą się pozmieniać. I tak też się stało. Tato wypłynął w morze i mimo wielu wysiłków by jednak pojawić się w Geteborgu w czasie tego biegowego święta, ale nie udało mu się. Zaś najmłodsza siostra Magda w tym czasie poleciała do Stanów. Zostały dwa wolne miejsca.

Od dawna chcieliśmy poznać Gabę z jej rodzinką. Jakoś przy okazji maratonów jakie biegłem w Polsce udało mi się z Gabą zamienić może kilka słów i czułem niedosyt. Planowaliśmy przyjechać do Rudawy, ale te plany musieliśmy odłorzyć na następny rok. Więc skoro Mahomet nie przyjedzie do góry to może góra przyleci do Mahometa? Zaproponowaliśmy Gabie i Piotrowi przyjazd do nas. I ku naszej wielkiej uciesze zgodzili się. Ostatecznie przyjechała tylko Gaba z Jerzem.

I tu mała dygresja. Kiedy mówiłem Oldze, że przyjedzie do niej kolega który nazywa się Jerzyk, padło bardzo poważne pytanie: „Tato, a czy ten Jerzyk ma kolce?” :)

W między czasie dogadaliśmy się z Jaśkiem i silną ekipą Pogoria Biega, że jest możliwość taniego noclegu na naszym osiedlu, co w dużej mierze ułatwiało nam również zgranie wszystkich na pasta party u nas w domu. Rok temu miało miejsce pierwsze "pasta party" kiedy przyjechało do nas z osiem wspaniałych, acz zupełnie nieznanych nam osób z Polski. Było bardzo sympatycznie i postanowiliśmy to kontynuować w następnych latach. Już teraz i z tego miejsca zapraszam wszystkich chętnych do Geteborga na następny rok. Jak sie nie pomieścimy w mieszkaniu to do dyspozycji jest lokal na 50 osób więc miejsca starczy :)

Aby jakoś odebrać drogich gości, dla których wiedziałem, że są to pierwsze starty zagraniczne, udało mi się przebukować bilet powrotny ze szkolenia w Sztokholmie, na którym byłem w dniu ich przyjazdu. Terminarz był dość napięty. W prawdzie lądowaliśmy teoretycznie w odstępach pięciu minut, ale na zupełnie różnych lotnistach w przeciwległych częściach miasta. Autobusy do centrum miały też przyjechać w odstępie pięciu minut, ale trochę dużo było tych przesiadek na styk i wystarczyło, aby coś się opóźniło, aby cały misterny plan wziął w łeb i trochę się o to bałem. Ale jak dojechałem do centrum znalazłem Gabę i Jerza w towarzystwie Jaśka, Jarka i Rafała.

Odebraliśmy pakiety, krótkie zwiedzanie Geteborga z pokładu tramwaju, kilka informacji gdzie będziemy biegli i dalej w drogę pociągiem do naszego miasteczka. Magda przygotowała kolację i po położeniu dzieci spać (oczywiście łóżko stało puste a oboje Olga i Jerz spali na materacach, bo jakżeby inaczej) zaczęły się „długie Polaków rozmowy”. Gdyby nie świadomość, że dzieci i tak wstaną o tej samej porze co zwykle, to pewnie gadalibyśmy do białego rana.

W piątek wziąłem wolne z pracy. Przeszliśmy się na spacer po naszej wiosce, nad skraj jeziora i na plan filmowy filmu „Tańcząc w ciemnościach”, który tu swego czasu kręcili. Cały czas gadamy jak najęci, dużo śmiechu, widać że Olga i Jerz dobrze się bawią w swoim towarzystwie, co oczywiście nie znosi wszystkich konfliktów dziecięcych, ale ganiają za sobą po łące i wszędzi ich pełno:
IMG_0174
dwa zające na łące

IMG_0176
Magda, Gaba i Hubert

IMG_0182
chyba się polubili :)

Potem czas się wziąć za gotowanie makaronów więc przenosimy rozmowy do kuchni (nawet nie wiedziałem że jestem aż taka gaduła – to znaczy wiedziałem że gaduła, ale nie wiedziałem że aż taka).
Dzieciaki składają stół, Gaba mi pomaga w kuchni i jest bardzo miło. Potem przychodzi reszta naszych gości i jest jeszcze milej. Chyba się troche rozpędziłem z tym makaronem, bo ugotowałem tyle co w zeszłym roku, a przecież było nas prawie o połowę mniej. Nic nie szkodzi – będzie na jutro, bo do startów ostatnich samo śniadanie nie wystarczy.
Jarek i chłopaki rozsądnie idą ładować akumulatory przed jutrzejszą walką, a my znów rozmawiamy i naprawdę taka rozmowa jest czymś czego nam tu bardzo brakuje. A rozmawiamy o wszystkim. O sprawach ważnych i błachych, od banałów poprzez książki a skończywszy na zagadnieniach wiary i sensu życia. Taka rozmowa to coś wspaniałego. Niczym nie wymuszona, otwarta, a przecież znamy się tak naprawdę bardzo niewiele. Tworzą się jakieś mosty, poznajemy się bardziej. No ale czas już iść spać. Przed nami jutro start w największym półmaratonie świata. Ponad 59 tys. zgłoszeń wyczerpanych już na jesieni. Razem z biegami towarzyszącymi w sumie 75 tys biegaczy... Niby to już dwa razy przechodziłem, ale za każdym razem czuję dreszczyk emocji.

21km_011

Po śniadaniu, pakujemy samochód i jedziemy do Geteborga. Na miejscu pełno ludzi. W rejon startu nawet nie ma co próbować jechać samochodem. Lepiej wziąć tramwaj. Parkujemy na parkingu mojej firmy i w tym samym momencie podjeżdża mój brat prosto z promu. Cóż za zgranie. Jakbyśmy się umówili na konkretną godzinę, to by tak nie wyszło. Magda w ostatniej chwili decyduje się że pojedzie do znajomych. Jednak calutki dzień na słońcu z małym Hubertem którego trudno by było jakoś narmalnie nakarmić i przewinąć to trochę za dużo zwłaszcza, że potem czeka ich jeszcze jazda do Polski. Szkoda, ale wiem, że tak będzie lepiej.

Dojeżdżamy w rejon startu. Odnajdujemy namiot mojej firmy gdzie możemy się przebrać i zostawić rzeczy zamiast na placach dla tysięcy uczestników. W tym roku miłe zaskoczenie, bo mamy nawet ekipę masażystów (głównie masażystek) tylko dla nas. Jestem już zestresowany ardenaliną przedstartową i (nie wybaczę sobie tego) rezygnuję z zaproszenia na masaż przed biegiem. Jakoś mi się wydawało, ze masaż tylko po a nie przed (przynajmniej jeśli chodzi o bieganie). No cóż, ale one wiedziały co robią, o to był tylko masaż dogrzewający. Jeszcze tylko spotkanie z Tadkiem i jego żoną i lecę się rozgrzać. Dzieci zostają z Gabą i chłopakami. Na odchodnego dostaję od Gaby solidnego kopa w tyłek na szczęście i już mnie nie ma. Startuję w drugiej fali za Kenijczykami i Jarkiem :) (druga fala tzn numery od 3000 do 6000). Za nami rzeka ludzi. Pada start dla naszej grupy i ruszamy. Plan mam jasny: 1:37 do 1:39:59. Na tyle się przygotowywałem. Jeszcze dochodzę do siebie po kontuzji i nie chciałem się zbytnio forsować treningiem. Trenowałem tylko 3 razy w tygodniu i obawiałem się, że nie wytrzymam mięśniowo mocniejszego tempa. Ale wszystkie treningi zrealizowałem zgodnie z planem i cel wydawał się realny, zwłaszcza że nie było takiego upału jak rok temu. Ruszam spokojnie. Po wbiegnięciu na pierwszy most przyśpieszam. Jak się okazało wszystko poszło zgodnie z planem. Przyspieszałem od startu do samej mety. Każda kolejna piątka była szybsza od poprzedniej. Przełamałem swój kryzys z dwóch ostatnich lat kiedy to zdychałem od szesnastego kilometra. Teraz tylko podkręciłem tempo. Dobrze rozłożylem siły (może nawet ciut za ostrożnie patrząc po pulsie końcowym) i na mecie zameldowałem się z czasem 1:36:43. Wróciłem do dzieciaków i jeszcze zdążyłem życzyć udanego biegu Gabie, bratu i siostrze. Siostra Zosia i brat Bolek bardzo zdenerwowani, no i nie dziwota, bo to ich debiut. Zosia tylko powtarzała „Nie chcę być ostatnia!”. Widać że się ucieszyli że się jeszcze spotkaliśmy przed ich startem.

21km_032
Olga z Bolkiem

Teraz oddałem się w ręce masażystki i był to naprawdę porządny masaż, chyba najlepszy w moim życiu (oczywiście taki sportowy ma się rozumieć :) ). Naprawdę czułem, że to pomaga, bo przy poprzednich miałem wrażenie wręcz odwrotne, że po masażu było jeszcze gorzej i nie tylko w chwilę po ale i następnego dnia. W między czasie gdzieś się zapodział Jerz, który został z Jarkiem. Olga bawiła się grzecznie, a Jerza nie ma! Na szczęście Gaba mnie uprzedziła, że on tak pojawia się i znika, ale już się zestresowałem, ze się gdzieś zgubi w tym wielotysięczym, obcojęzycznym tłumie. Jest! Wrócił! Na moje pytanie gdzie był usłyszałem tylkoże wspinał się po skałkach w lasku... O zgrozo...Jaka ulga, że nic mu się nie stało, ale od tej pory już go z oczu nie spuszczałem nawet do „tojtoja”. Zacząłem dzieciakom wymyslać zabawy. Trlaliśmy się po trawie, biegali po lasku, balansowaliśmy na zwalonych drzewach i czas nam szybko zleciał. Pokolei zjawili się wszyscy na mecie. Najpierw debiutujący za moją namową Waldek (kolejny zainfekowany), Jasiu z Rafałem (życiówka i to na takiej trasie!), potem rozpromieniony Bolek, Gaba i Zosia, która wcale nie była ostatnia.

21km_038
mój Brat Bolek

Wszyscy z rogalami na buziach, bo jakżeby inaczej :) Na nogach wszyscy mają coś jakby szare błoto. To po prostu rozdeptana masa papierowa z kubeczków przy punktach żywieniowych. Daje to obraz ogromu przedsięwzięcia jakim jest zorganizowanie biegu dla przeszlo 43 tys. ludzi...



Koniec biegania na dzisiaj. Nie wiadomo skąd pojawiły się sztaplarki. Służby pożądkowe już poskładały banery główne i uporządkowały barierki wokół startu. Jeszcze jutro biegi dzieci i młodzieży, a w poniedziałek będzie już wszystko postrzątane jakby się tu nic nie wydarzyło.
Wracamy razem z tłumem innych biegaczy do centrum. Mimo wszystko poruszamy się dość sprawnie, umawiamy się na „efter party”. Waldek też dojedzie. Jak świętować to świętować. Na parkingu żegnamy się z Magdą, moimi dziećmi i rodzeństwem. Wracają razem do Polski, a ja zostaję sam. Ale jeszcze nie tego dnia, bo jeszcze będzie impreza :) Teraz już po biegu można coś wypić i uczcić ten bieg. Szkoda, że debiutantów reprezentuje tylko Waldek. Ale już połknął bakcyla, a ja go skwapliwie karmię informacjami o zbliżających się fajnych biegach w okolicy. Już się z matni nie wydostanie ;)

W końcu goście się rozchodzą, a my z Gabą co robimy? Gadamy i się nagadać nie możemy :) I tak ani się człowiek spotrzegł a tu już się jasnawo robi. Czuję, że gdybyśmy mieli jeszcze tydzień to byśmy dalej tyle gadali :) Nie wiem, ale czułem po prostu taką potrzebę, ale chyba gadaliśmy po mniej więcej równo nasawieni zarówno na odbiór jak i przekaz. Czas w końcu spać, bo rano jeszcze przed odlotem chcemy zdążyć na biegi dzieci by i Jerz miał biegową pamiątkę z Geteborga, a czasu mało. Jakoś udaje się nie zaspać, jedziemy do Geteborga. Dzieci mają do przebiegnięcia około 250m. Niektóre maluchy biegną z rodzicem za rękę, bo startują tu nawet trzylatki. Dzieci ubrane w żółte bananowe koszulki orgasnizatorzy puszczają grupkami co minutę tak po max 20 osób. Jerz wystartował aż się kurzyło.
IMG_0184
Jerz w akcji :)

Na mecie twierdził, że był drugi, ale on chyba po prostu dogonił grupkę startującą przed nim :) Teraz już szybko na halę kupić pamiątkowe koszulki i biegiem do samochodu. Czasu do odlotu samolotu mamy niewiele a są lekkie korki. Ostatecznie dojeżdżamy na lotnisko na 10min przed zamknięciem bramki. Wszystko się udało. Jerz z rogalem na buzi i medalem na szyi, z pamiątkowymi bidonami dla braci. Gaba tez się śmieje. Jest OK. Widać, że są zadowoleni więc się bardzo, bardzo cieszę, że się tak to wszystko udało zgrać.

IMG_0187
Jerz po akcji :)

Za każdym razem ten półmaraton jest dla mnie inny, ale zawsze wspaniały. Bo dla mnie to miejsce „Gdzie-Się-Wszystko-Zaczęło”. Bo za każdym razem przyjeżdżają nowi wspaniali goście. Bo jest ta niesamowita atmosfera wyjątkowego święta biegowego. Naprawdę warto to przeżyć i uczestniczyć w tym wydarzeniu. Bo to i wcale nie jest tak daleko od Polski. Już z niecierpliwością czekam na przyszłoroczną edycję i na nowych i starych gości. Czujcie się wszyscy zaproszeni J


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


mamusiajakubaijasia (2011-05-27,15:29): Aaaach...przeżyłam to na nowo w trakcie lektury:) Bardzo, bardzo piękny weekend, wyjazd, bieg, wspaniali ludzie, cudowna Wasza gościna, uśmiech Huberta, zabawy Jerza z Olą, trolle w parku.....Jeszcze raz - OGROMNIE WAM DZIĘKUJĘ :)))
Truskawa (2011-05-27,16:00): Tomek, fajnie się czytało ale to zaproszenie nei wiem czy przemyślałeś.. no chyba, że w pałacu mieszkacie.. Jak Ci się tak rodacy zwalą na głowę w przyszłym roku to matko jedyna.. :)))
tdrapella (2011-05-27,16:17): Spokojnie Iza :) Pasta party na około 25 osób biorę na siebie :) Ma w razie co lokal do dyspozycji na naszym osiedlu. Noclegów nie gwarantuję, ale pomoc językową i przy znalezieniu noclegów tak i odpowiedzi na ewentualne pytania :) Tyle jestem wstanie zaoferować :)
Jasiek (2011-05-27,16:43): Fajnie było znowu przenieść się do Göteborga, i jeszcze raz przebiec ten niezwykły półmaraton, i jeszcze raz przejechać się zabytkowym tramwajem... To były Tomku niezapomniane trzy dni!... Szkoda tylko, że czas mknie jak oszalały...
tdrapella (2011-05-27,21:13): Wiesiu, serdecznie zapraszam :)
ddrapella (2011-05-28,05:28): Kochany Tomku. Jak wiesz bardzo chcialem byc z Wami.Bardzo sie ciesze, ze Gaba z Jerzykiem skorzystali i Was odwiedzili. Na natepny rok dopisze do Teamu jeszcze Magde i Gosie i doloze staran bysmy pobiegli w wiekszym skladzie. Gratuluje organizacji i wynikow. Czytalem z radoscia i duma







 Ostatnio zalogowani
Bartuś
23:31
Admirał
23:16
szakaluch
22:56
Etiopczyk
22:26
jakub738
22:25
Nicpoń
22:21
marczy
22:13
lordedward
21:50
Wojciech
21:50
zbyszekbiega
21:43
michats
21:35
milosz2007
21:34
czewis3
21:34
szymk
21:29
zulek
21:29
janeta75
21:28
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |