Żona, jaka jest każdy widzi. Składa się z Narządu wydającego dźwięki i żony właściwej. Kiedy biegacz idzie na trening, Narząd wydaje sygnały niczym syrena straży pożarnej, bo śmieci, bo dzieci, bo zakupy. Kiedy biegacz wyrusza na zawody Narząd nadaje sygnały odpowiednio wcześniej, a po powrocie biegacz sam nie wie co bardziej boli: ciało sponiewierane rywalizacją z innymi sobie podobnymi czy dusza poniewierana przez żonę właściwą i jej dźwiękotwórczy Narząd. Jednak czasami ów Narząd zasugerowany stroną fizyczną i psychiczną żony właściwej wydaje TEN dźwięk.
Rys.1 - małżeństwo składa sie z dwóch czynników - M i K
Chce biegać!!!
Biegaczowi mowę odbiera, potem powodowany strachem przed Narządem biegacz doradza. W taki to sposób biegacz ma towarzystwo niczym Adam w raju. Od tego momentu na treningach towarzyszy mu żona właściwa z Narządem. Na treningach Narząd pracuje. Jednak, gdy treningi są intensywniejsze, albo dłuższe, Narząd zamiera i wtedy oboje rozkoszują się ciszą. Żona właściwa zauważa, że cisza jest też piękna i od tego czasu w domu zaczyna gościć ten stan. Zdaje się, że czasami jakby cząsteczki powietrza zamierały w bezruchu, niczym w temperaturze zera absolutnego. I od tego czasu Narząd zaczął wydawać dźwięki w trybie pytającym. I to również było piękne!
Rys.2 - podczas jednego z ultrabiegów w Szwajcarii
Żona właściwa zaś posiadając nadwyżki energetyczne, pozostające wskutek małointensywnego użytkowania Narządu. I tu pojawia się pozytywne ujście, naturalnie złej kobiecej energii. Zamiast knucia i pasjonowania się tragediami serialu "M jak Mydliny" zaczyna się troszczyć rozwojem fizycznym żony właściwej. Gdy pewnego dnia biegacz nakrywa żonę in flagranti, gdy przerabia i zwęża swoje panieńskie sukienki musi stwierdzić, że ma w domu Biegacza. Poza wieloma pozytywnymi aspektami tego faktu są też negatywy. Jednak jest to mało istotne. Od tego dnia musi sobie biegacz właściwy uzmysłowić, że nie jest sam. Ba, mało tego. Musi wliczyć sobie ryzyko porażki, co może podważyć samczy autorytet w rodzinie u progenitur. A Biegacz jest ambitny, może ustępuje szybkością, może ma różne zespoły napięć takich czy owakich ale jest wytrzymały, zdopingowany, zdeterminowany i wyciągnął wnioski z porażek biegacza właściwego.
Czy w całej tej historii jest jakiś pozytyw dla biegacza właściwego. Jest. Kiedy już Biegacz będzie odnosił systematyczne sukcesy, kiedy biegacz właściwy zredukuje swoją rolę do peacemarkera czy serwisanta, w chwili wolnej np. oczekując jak jego Biegacz, do niedawna Narząd + żona właściwa, wchodzi na stopnie podium, aby odebrać laury za kolejny sukces pomyśli, że przecież to jest ich własny /wspólny/ sukces. Że przecież żeby nie biegacz właściwy, Biegacz nie byłby tym kim jest.
Rys.3 - żona - towarzyszka maratońskich tras
I tak to jest, że mąż narzekając na swoją żonę, tak naprawdę obniża swoją wartość. Natomiast sukcesy, choćby te najmniejsze żony, są powodem do dumy dla męża, który w swojej samczej duszy egoistycznie pieści, buzujący we krwi testosteron.
Morito
Zgierz 07.10.2007r.
12 rocznica ślubu;-)))
Ps. Tekst ten dedykuje mojej ukochanej żonie /BIEGACZOWI/ w 12 rocznicę naszego pożycia małżeńskiego, która na dzień dzisiejszy jest najlepszym maratończykiem w naszym mieście.
I tak to bywa;-)
|