|
METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO | Dyscyplina | | Status | Wątek aktywny ogólnodostępny | Wątek założył | Kwadratowy (2013-01-29) | Ostatnio komentował | Paula94 (2013-02-12) | Aktywnosc | Komentowano 26 razy, czytano 172 razy | Lokalizacja | | Wątek wielostronicowy, wyświetlana strona: 1 2 | POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH
| | | | |
| 2013-01-29, 21:07 Najdziwniejsze rzeczy jakich się przestraszyliście.
LINK: http://www.kwadratowy.com.pl | Hej
Opowiem Wam czego sie dzis przestraszylem jak biegalem.
Miasto. Mokre chodniki. Swiatla aut i latarni odbijaja sie od wszystkiego co mokre. Biegne sobie, dosc mocno sie zamyslilem. Zamyslilem do tego stopnia, ze wszystko dzialo sie z automatu i zatracilem sie na chwilke. Nagle w moim kerunku widze, zblizajacy sie bialy, dlugi cienki przedmiot, ktory leci w kiernku mojej glowy. Unik jaki wykonalem byl dosc nonszalancki, szybki, nagly ;) Wszystko niby ok ale wystarszylem sie .... dymu z paperosa pewnej Pani, ktora patrzyla na mnie jak na wariata, tymbardziej, ze zaczalem sie smiac rownie glupio jak glupi byl moj odruch.
A Wy czego sie przestraszyliscie na swoich treningach? |
| | | | | |
| 2013-01-29, 21:22
2013-01-29, 21:07 - Kwadratowy napisał/-a:
Hej
Opowiem Wam czego sie dzis przestraszylem jak biegalem.
Miasto. Mokre chodniki. Swiatla aut i latarni odbijaja sie od wszystkiego co mokre. Biegne sobie, dosc mocno sie zamyslilem. Zamyslilem do tego stopnia, ze wszystko dzialo sie z automatu i zatracilem sie na chwilke. Nagle w moim kerunku widze, zblizajacy sie bialy, dlugi cienki przedmiot, ktory leci w kiernku mojej glowy. Unik jaki wykonalem byl dosc nonszalancki, szybki, nagly ;) Wszystko niby ok ale wystarszylem sie .... dymu z paperosa pewnej Pani, ktora patrzyla na mnie jak na wariata, tymbardziej, ze zaczalem sie smiac rownie glupio jak glupi byl moj odruch.
A Wy czego sie przestraszyliscie na swoich treningach? |
Biegnę sobie kiedyś leśną drogą ciemno jak cholera widzę tylko drogę oświatloną blaskiem czołówki.Bieg jest dość monotonny wieć biegnę zamyślony.Nagle z lewej strony z krzaków wystakuje sarna i dosłownie ocierając się o moją nogę przebiaga na drugą stronę.
Zatrzymuję się oszołomiony jestem w soku.
|
| | | | |
| | | | | |
| 2013-01-29, 22:34
2013-01-29, 21:22 - tomek20064 napisał/-a:
Biegnę sobie kiedyś leśną drogą ciemno jak cholera widzę tylko drogę oświatloną blaskiem czołówki.Bieg jest dość monotonny wieć biegnę zamyślony.Nagle z lewej strony z krzaków wystakuje sarna i dosłownie ocierając się o moją nogę przebiaga na drugą stronę.
Zatrzymuję się oszołomiony jestem w soku.
|
dosłownie szok, jak sarno zrobiła z Ciebie sok:) |
| | | | | |
| 2013-01-29, 22:39
2013-01-29, 22:34 - Krzysiek_biega napisał/-a:
dosłownie szok, jak sarno zrobiła z Ciebie sok:) |
| | | | | |
| 2013-01-30, 07:45
2013-01-29, 21:07 - Kwadratowy napisał/-a:
Hej
Opowiem Wam czego sie dzis przestraszylem jak biegalem.
Miasto. Mokre chodniki. Swiatla aut i latarni odbijaja sie od wszystkiego co mokre. Biegne sobie, dosc mocno sie zamyslilem. Zamyslilem do tego stopnia, ze wszystko dzialo sie z automatu i zatracilem sie na chwilke. Nagle w moim kerunku widze, zblizajacy sie bialy, dlugi cienki przedmiot, ktory leci w kiernku mojej glowy. Unik jaki wykonalem byl dosc nonszalancki, szybki, nagly ;) Wszystko niby ok ale wystarszylem sie .... dymu z paperosa pewnej Pani, ktora patrzyla na mnie jak na wariata, tymbardziej, ze zaczalem sie smiac rownie glupio jak glupi byl moj odruch.
A Wy czego sie przestraszyliscie na swoich treningach? |
Może nie do końca wystraszyłem się, ale widok był nadzwyczajny.
Biegnę sobie w zimowy wieczór przez pola. Wszędzie biało. W pewnym momencie natrafiam na stado dzików. Było ich na oko z 30-stu. Od małych okazów po olbrzymy. I stały. A ja biegłem. A one jak zaczarowane nawet się nie ruszyły.
Widok był piękny... :-)
Inny obrazek, który trochę napędził strachu:
biegłem niedawno też przez pola zasypane śniegiem. Wieczorem. Niby ciemno ale przecież jasno bo śnieg bieluśki wokół. I nagle coś białego błysło z nieba i pojawiło się przez moment na śniegu. To faktycznie mnie wystraszyło. Pomyślałem: "o kurna, UFO!!!". I przyspieszyłem na trzeci zakres (w umiarkowanych zaspach!). Do dzisiaj nie wiem co to było. :-)
Na szczęście innych mrożących krew w żyłach przypadków nie przypominam sobie. I dzięki Bogu. :-) |
| | | | | |
| 2013-01-30, 08:44
Neko dobrze, że Cie UFO nie porwalo ;)
Jesli chodzi o dziki miales chyba szczescie bo jak sa wsrod dzikow mlode to locha czesto czuje sie zagrozona i atakuje broniac malych. Wiem cos o tym, bo na wakacjach koledzy uciekali przez las, boso po szyszkach i do tego jeszcze po ciemku bo locha zaczela bronic malych;) Ja na szczescie jechalem wtedy taxi dookola tego lasku :D Taki kiedys wygodny bylem hehe |
| | | | | |
| 2013-01-30, 14:59
Niedaleko mojej trasy biegowej znajduje się rumuńskie koczowisko.Wczoraj wypadło stamtąd pięć czy sześć,jak sądzę niezbyt zadowolonych, psów.Ze strachu nie byłem w stanie wykazać się precyzyjną "buchalterią".Wizja rozszarpanych łydek nie wydała mi się szczególnie pociągająca,więc przyspieszyłem czym prędzej,ale w kilka sekund sfora znalazła się u moich stóp,bynajmniej nie z zamiarem łaszenia się do nich.Na szczęście dla mnie ta rozkoszna skundlona wataha dosyć szybko zawróciła i...łydki całe.Pewnie w miejscu odwrotu niewidoczna dla ludzkiego oka granica ich terytorium przebiega.
Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji.Jakiś czas później,w miejscu odosobnionym od elementu człowieczego,usiłowałem rozpaczliwie ,pod górkę, ćwiczyć coś,co miało w moim pojęciu upodobnić się do skipów i wieloskoków.Rozpacz nic takiego,z tym,że za chwilę zyskała na intensywności,bo zza górki na śnieg biały wytoczyło się coś...No ,pies to nie był.Wielkie,włochate coś.Wcześniej dzika widziałem w telewizji,więc trochę śniegu musiało stopnieć nim pojąłem,co widzę.Sport go chyba nie interesował.Do domu wróciłem tak jak wyszedłem.W ciemności.Według Garmina w dwóch momentach treningu tętno podskoczyło do 180 uderzeń... |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-01-30, 18:25
Eee, w zasadzie to poza przygodą Kwadratowego, nic szczególnego wam się nie przytrafiło. Ja też kiedyś trafiłem na dzika, tylko, że w odległości kilkunastu metrów ode mnie ktoś do niego strzelał i oczywiście ja byłem winny temu, że ranne zwierzę uciekło. Innym razem na drodze zatrzymał się samochód i facet zaczął mnie gonić z metalową rurką. Dopiero jak postraszyłem go policją wrócił do auta. Psy kilka razy mnie pogryzły, raz nawet usłyszałem: "niech się pan nie boi, on nic panu nie zrobi".
A więc takie rzeczy to nic nadzwyczajnego. Z niecierpliwością czekam na wypowiedź Matrixa. |
| | | | | |
| 2013-01-31, 20:48
Te wszystkie historie to nic! :-D Z miesiąc temu biegłem swoją trasą wzdłuż al. Włókniarzy w Łodzi. Była godzina 5 rano. Ścieżka w pół oświetlona latarniami ulicznymi. Zamyślony lecę przed siebie, gdy nagle słyszę od strony zarośniętego terenu ni to wycie, ni krzyk.. potwór jakiś! Przestraszyłem się na poważnie, bo dźwięk był okropny i przyspieszyłem kroku, lecz ciekawość kazała mi sprawdzić co to jest. Otóż był to pewien jegomość mający za sobą udany wieczór, któremu pewnie mocno zaszkodziły zakąski i postanowił je zwrócić w ustronnym miejscu. W przyszłości powinien on popracować nad większą dyskrecją, bo ludzi płoszy ;-) |
| | | | | |
| 2013-01-31, 21:05
często biegam późnym wieczorem lub wręcz w nocy
to było kilka lat temu, na obrzeżach osiedla na którym wtedy mieszkałam, miejsce nieco ustronne, tak po 1 w nocy wczesną wiosną- nikogo na widoku
robiłam tempówki i brałam właśnie ostry zakręt
zderzyłam się z czymś dziwnym
to było nieduże, sięgało mi ciut powyżej pasa, wydawało przedziwne dźwięki, no i nie spodziewałam się tam tego, naprawdę bardzo się wystraszyłam
udało mi się złapać równowagę i robiąc piruet ominąć to coś
to był człowiek
karłowaty, bardzo zdeformowany, no jak z hamerykańskich filmów o żyjących na odludziu potworach zabijających ludzi piłami ect
więc wystraszyłam się jeszcze bardziej
a później zrobiło mi się przykro i jakoś tak głupio- facet pewnie porusza się tylko w nocy żeby nie robić sensacji i najprawdopodobniej spotkanie ze mną było dla niego bardziej niemiłe niż dla mnie z nim
żal mi gościa
drugie takie....w sumie to nie powiem, i tak większość ma mnie tu za wariatkę, to tę opowieść sobie podaruję
zwierzątka, pijani, naćpani, agresywni, idioci w samochodach czy nawet rowerach to chleb powszedni, tu nie ma się czym za bardzo podniecać |
| | | | | |
| 2013-02-01, 00:29
Biegłem szeroką aleją nawijając stopami kłęby seledynowej waty cukrowej. Tuż za mną pędziła potężna locha. Na jej grzbiecie podskakiwał, niczym podczas rodeo, zdeformowany karzeł z wielkim cygarem w zębach. Jeźdźcowi za uprząż służył dziwaczny, koronkowy splot. To były skręcone w rodzaj powrozu biustonosze. Pierwsze oznaki zmęczenia poczułem dopiero mijając usadowionego w bujanym fotelu Davida Lyncha. Okazało się, że wata utworzyła już wokół stóp i łydek ciężkie, cukrowe „buły”. Lynch wrzeszczał, żebym spieprzał z planu. Nie wiedzieć czemu, strasznie się przejąłem niezadowoleniem reżysera i za wszelką cenę usiłowałem przyspieszyć, czując już na plecach gorący oddech lochy. Oczywiście nie byłem w stanie znacząco podkręcić tempa. Karzeł wykrzykiwał raz po raz: „Dorwałem cię, Magdaleno! Nie licz na miętową herbatkę, mała!”.
Obudziło mnie nosowe kwękanie prezesa PIS. Przecierając oczy macałem wokół w poszukiwaniu pilota. Wtedy do mnie dotarło, że życie w Polsce jest jak ten bieg cukrową aleją. Niby słodko, ale w gruncie rzeczy straszno i od czapy.
|
| | | | | |
| 2013-02-01, 10:55 Treningi w Glasgow - Gdzie nie warto biegać, a gdzie tak...
W Glasgow biegałem codziennie w parku, oddalonym od mojego domu o zaledwie 300 metrów. Wybiegam więc kiedyś z tego parku, jak przez ostatnich kilka tygodni i tradycyjnie zmierzam "do siebie". Truchtając wąską drogą między ogrodzeniami, natrafiam na grupę młodocianych szkotów. Patrzą na mnie z daleka - czekają. Myślę, uciekać nie będę, bo wtedy przegrałem, bić się nie będę, bo już więcej z domu nie wyjdę.
Przebiegając obok nich, widzę ich wrogie spojrzenia i słyszę obraźliwe teksty. Rzucają we mnie kulkami śniegu, krzyczą coś. Dostaję w tył głowy, słyszę śmiechy i wtedy nie pozostaję dłużny. Łapię garść śniegu i rzucam z całej siły. Robią uniki, cofają się i też we mnie rzucają, coś tam ordynarnie krzycząc. O dziwo, rzucam tak zajadle, robiąc kilka szybkich kroków w przód, że ustępują i się wycofują. Wreszcie odpuszczają. Wracam do domu.
Na drugi dzień biegnę do parku, myśląc o wczorajszym zajściu. Śnieg się roztopił, więc nie ma czym rzucać - we mnie ;-)
Więcej takich sytuacji nie miałem, sprytnie zresztą i za wczasu omijając kilkuosobowe grupy szkotów (zmiana stron ulicy, skręcanie w bok za wczasu). Generalnie biegając, byłem łatwym i widocznym celem, jednak cudem uniknąłem bliżyszych kontaktów z miejscowymi, a Glasgow i okolice przebiegałem wzdłuż i wszerz. Ostatecznie ostatni rok biegałem w dużym parku Glasgow Green (100% wolnej przestrzeni) gdzie czułem się w pełni bezpiecznie. |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-02-01, 11:55 Biegacz na emigracji i uroki jego treningu.
Co czuje każdy biegacz, mieszkający i trenujący poza granicami Polski? Przede wszystkim, w pierwszych dniach emigracji - "biegowe" osamotnienie.
Nim zadomowimy się w nowym miejscu zamieszkania, nim na dobre poznamy nową, niezawsze urokliwą dzielnicę, już zaczynamy myśleć o treningu, bo mimo wielu zadań, które nas czekają, trenować przecież trzeba.
Tymczasem, jeśli przeprowadziliśmy się do dużego miasta, pełnego budynków, blokowisk, sklepów, parków i nieznajomych ludzi, to zaczyna w nas narastać pewien niepokój. Nie znamy przecież okolicy, bojąc się nie tylko tego, że zabłądzimy wśród dziesiątek podobnych ulic, ale także tego, że napotkamy na swej drodze nieodpowiednich ludzi. Jeśli do tego nie znamy dobrze ich języka, to kłopot murowany. Druga strona medalu, to oczywiście chęć poznania nowego terenu, podniecenie temu towarzyszące i nutka ryzyka, bez którego życie byłoby nudne.
O ile samo bieganie, nie różni się niczym o biegania w Polsce, tak strach przed czymś nieznanym sprawił, że pierwszych kilka tygodni spędziłem na jednej tylko ulicy i w jednym niewielkim parku. Miejscowy park, dzieliła tylko jedna ulica o długości 1000 metrów. Przede mną otwierał się nowy świat, pełen zatłoczonych ulic, sklepów, skrzyżowań, ludzi i wszystkiego tego, co później stanie się częścią mnie.
Każdego dnia odwiedzałem mój "Aleksandra Park" o zaledwie 2 km pętli i powracałem do domu tą samą ulicą. To był nudny schemat, ale na początek mojej biegowej przygody, całkowicie bezpieczny. Za każdym razem, przy zakładach bukmacherskich mijałem bandę młodych, agresywnych szkotów (krzyki, kaptury, dresy itp) co tylko wzbudzało moje obawy. Ci jednak, nie zwracali na mnie uwagi a ja wolałem biegać drugą stroną ulicy, trzymając się zasady "jeśli możesz, omijaj bandy miejscowych dla świętego spokoju".
Trenowanie w parku było w pełni bezpieczne, natomiast ulice pełne grupek nastoletnich bandytów (Glasgow - miasto gangów małoletnich i kultu noża) zaliczałem tylko z konieczności dobiegu do parku.
Dwa miesiące później nadażyła sie okazja. Przeprowadzka do domu, oddalonego od "mojego" parku o ledwie 300 metrów. Czas sprawił, że przyzwyczaiłem się do swojej ulicy, ale też zaczęło mnie to parkowe bieganie nudzić. Zacząłem więc "zaliczać" co raz to nowe ulice, a to biegnąc tym razem nie w prawo a w lewo, lub do końca ulicy i jeszcze kawałeczek dalej i dalej, i dalej. Niebawem nabyłem Garmina, co całkowicie zmieniło moje bieganie. Nudne, wymierzone trasy przeszły do historii i pierwszy raz udałem się na drugi koniec miasta, zapoznając się z miejscami do których uwielbiałem wracać, i z terenem który omijałem później szerokim łukiem. |
| | | | | |
| 2013-02-01, 18:54
Choć ta historia pasuje też do innego wątku na tym forum, to jednak strach, to strach a tu mowa o nim właśnie. Wybiegłem sobie dzisiaj, gdy było jeszcze jasno i - jak to w górkach bywa - nagle zrobiło się ciemno jak u murzyna w spiżarni. W drodze powrotnej, w pewnym momencie oślepiło mnie auto, więc się pochyliłem i przysłoniłem oczy. Nagle z odległego o kilkadziesiąt metrów domu ktoś coś krzyczy, myślałem, że do mnie ale nie mogłem zrozumieć o co chodzi, no i nic nie widziałem. A tu słyszę głośne sapanie i kilka metrów przede mną zobaczyłem zarys dużego psa biegnącego na mnie. Od razu wydałem z siebie głośny krzyk: "buda, poszedł, buda", i zrobiłem krok w kierunku psa, który zatrzymał się i cofnął ale zaczął szczekać. Po moim następnym kroku i okrzyku pies się wycofał o kilka metrów ale nadbiegł drugi i z tym pierwszym do spółki znowu na mnie. Nie cofnąłem się a moje "budy" były chyba głośniejsze od psich szczeków. Wreszcie cofnęły się i wróciły na swoją posesję. Ich pan oczywiście nawet nie przeprosił (bo i kogo, jak też mnie pewnie nie widział?), tyko lekko zrugał psiny. Dreszcze miałem mocne, i teraz wiem, że czołówka pozwoliłaby mi wcześniej zlokalizować agresora. |
| | | | | |
| 2013-02-01, 20:53 ja się jednak przestrszyłam chyba najgłupiej
hmm biegłm wieczorem a na mojej trasie jest jeden niefajny kawałek , dosc ponury i odludny. Staram się tam biec czujnie i jak najszybciej. W pewnym momencie serce mi zamarło-zobaczyłam przede mną cień człowieka, którego nie powinno tam byc. Hmm na szczęscie okazało się, że na łuku zmienił się kąt padania światła z latarni a cień był jak najbardziej mój. |
| | | | | |
| 2013-02-01, 21:14
2013-02-01, 20:53 - husky123 napisał/-a:
hmm biegłm wieczorem a na mojej trasie jest jeden niefajny kawałek , dosc ponury i odludny. Staram się tam biec czujnie i jak najszybciej. W pewnym momencie serce mi zamarło-zobaczyłam przede mną cień człowieka, którego nie powinno tam byc. Hmm na szczęscie okazało się, że na łuku zmienił się kąt padania światła z latarni a cień był jak najbardziej mój. |
Nie chciałem o tym mówić ale skoro Ty, to i ja ... powiem, że też głupio sobie przywidziałem. Zdarzyło się to dzisiaj. Jak wspominałem wcześniej było już bardzo ciemno ale we wsi mizerna lampa świeciła a ja zbiegając w dół widziałem kilkadziesiąt metrów przed sobą kobietę, która się w miejscu poruszała. I to nie był problem ale zastanawiałem się, czy nie ma psa ze sobą (och te psy niemiłe dla biegaczy), bo coś mi było podejrzane. Gdy dobiegłem do miejsca, w którym ona powinna być okazało się, że nikogo nie zastałem. A tą kobietą (skąd ten zwid, że kobieta?) okazał się słup, a poruszała się, bo za słupem była skrzynka pocztowa i gdy ja kiwałem się biegnąc, to te dwa przedmioty wyimaginowały mi postać płci pięknej, która - jak to z kobietami bywa - okazała się tylko moim zwidem.
"Bo z kobietami nigdy nie wie, oj nie wie się ...". |
| | | | | |
| 2013-02-03, 08:11
2013-02-01, 20:53 - husky123 napisał/-a:
hmm biegłm wieczorem a na mojej trasie jest jeden niefajny kawałek , dosc ponury i odludny. Staram się tam biec czujnie i jak najszybciej. W pewnym momencie serce mi zamarło-zobaczyłam przede mną cień człowieka, którego nie powinno tam byc. Hmm na szczęscie okazało się, że na łuku zmienił się kąt padania światła z latarni a cień był jak najbardziej mój. |
Ano właśnie. Wyobraźnia, gdy robi się klimat grozy, płata figle. Parę razy zdarzyło mi się biec po zmroku w kiepskim miejscu i mimo, że tam nikogo i nic nie było wyobraźnia podsuwała mi dziwne obrazy. I chwilami one się jakby na ułamek sekundy materializowały aby zaraz zniknąć. To paskudne uczucie.
Staram się takim miejsc unikać, ale nie zawsze się da. Jednakże uważam że kobiety absolutnie powinny takich miejsc unikać za wszelką cenę bo są po prostu bardziej narażone na napad. |
| | | | |
| | | | | |
| 2013-02-07, 11:48
Wczoraj miałem kolejna zabawną historię. Jakiś starszy jegomość na przystanku, gdy koło niego przebiegałem, wystawił mi nogę tak dla żaru bym się potknął .... On pewnie myślał, że to zabawne a przez muzykę w uszach słyszałem tylko jego śmiech i okrzyk "taki żart...." Taki żart, że miałem ochotę go #@$#@$ ;) |
| | | | | |
| 2013-02-07, 15:10 SOKISCI
a ja z innej beczki..czasami biegam po Franowie w Poznaniu..tereny kolejowe..ale nie ogrodzone...no i spoko,cisza,pociagi itp..stacja przeładunkowa Poznania..ale bardzo rozciagnieta...pewnego razu ....juz pewno wiecie..przestraszylem sie SOKISTÓW..ktorzy raptem sie pojawili w nieoznakowanym aucie...i wtedy...STÓJ BO STRZELAM!!..tak sie wystraszylem ze sie nie zatrzymałem..i spIer**** gdzie mnie oczy poniosa przez tory.Teraz pojawiam sie tam ale juz nie tak czesto jak kiedys.Tetna nie mierzylem-sorka. |
| | | | | |
| 2013-02-07, 17:48 Piorun
Pod koniec lat 90-tych. Las obok Leśniczówki Bielawy gdzie 8 razy organizowałem Kamus Maraton, obok osiedla "Na Skarpie" w Toruniu. Zanosi się na burzę, jest przed godziną 18-tą. Koledzy czekają, ja w tamtych czasach " nawiedzony". Muszę wyjść!- żona mówi przeczekaj!
Nie posłuchałem , jak zwykle :) gdzieś na wysokości leśniczówki zerwała się potężna burza deszcz, który leśny dukt zamienił w rzeczkę. Nagle! coś czego nie zapomnę nigdy piorun, który uderzył kilkanaście metrów ode mnie. Swąd spalonego drzewa,hałas,dziwny zapach , smak powietrza, STRACH. Nagle zrozumiałem, że natura to natura.
Nie chcę już czegoś więcej podobnego doświadczać.
P.S.
Koledzy: jeden ukończył już trening dobiegał do domu, drugi zatrzymał się przy Pogotowiu Ratunkowym przeczekał nawałnicę. Nigdy już nie będę wychodził biegać przed burzą.
Pozdrawiam |
|
|
|
| |
|