Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
77 / 151


2015-07-25

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
XXIII Bieg ... (czytano: 571 razy)



Co wy tam wiecie o działalności biura zawodów? W zeszłym roku opisywałem moje przygody przed biegiem. W tym roku nie było lepiej, było gorzej - biorąc pod uwagę, ze już prawie wszystko wiedziałem wcześniej, to mogłem się upomnieć o swoje.
Ja rozumiem, że to prowincja (nie tylko na mapie), że tu czas płynie wolniej, ja nawet się do tego przyzwyczajam, ale – mimo to – trochę mną trzepie.
Na forum MP pojawił się wpis z pytaniem: czy te zawody odbędą się, bo jeszcze żadnej informacji nie ma? Zdziwienie innych forumowiczów tez było duże. Biorąc pod uwagę, że to XXIII bieg, że to Mistrzostwa Polski, że ma być kilka konkurencji biegowych, to obawy były uzasadnione. Kilka dni przed startem pojawił się następny wpis z pytaniem o listę startową. Po zgłoszeniu się do biegu nie otrzymaliśmy żadnego potwierdzenia a regulamin groził, że zgłoszenie w dniu zawodów skutkuje większą opłatą, więc warto było wiedzieć czy jest się na liście. A tu nic. Zlitowała się dobra dusza Puchacza, który próbował zamieścić na MP listę ale bardzo długie oczekiwanie na akceptację spowodowało osobiste wysłanie do zainteresowanych osób e – maili na priv. z wykazem zawodników. Dwa dni przed zawodami. Dzień przed startem pojechałem po pakiet. Dwie panie w biurze, jedna wypisuje kwity dla pani trenerki, druga obserwuje. Jednak obserwuje tylko te dwie panie a na mnie nie zwraca uwagi. Nie chcę przeszkadzać i – właściwie – mi się nie śpieszy, więc nie zaburzam jej spokoju. Jednak przyszedł trener, który zabrał się do wypełniania zgłoszeń nie zważając na to, że może obserwującej przeszkadzać. Skoro on może, to i ja zachwiałem ciszę w spokojnym biurze. Dostałem kwit do wypełnienia, bez wcześniejszego sprawdzenia mnie czy jestem zapisany. Na moje pytanie o zgłoszenie przez internet dowiedziałem się, że gdzieś tam jestem. Skąd ona to wiedziała, może miała w głowie całą listę? Po moim podpisaniu się, pani zabrała się za wypisywanie rachunku za opłatę. Jak byk stało w moim zgłoszeniu internetowym i pisanym odręcznie, że jestem zwolniony z opłaty. Spytałem o to.
- Aaa, tak, nie płaci pan. Tu jest numer startowy, proszę wziąć sobie agrafkę do przypięcia (AGRAFKĘ – jedną?), a tu jest talon na posiłek.
- A gdzie ten posiłek będzie, bo informacji nie było? Wprawdzie wiedziałem ale co szkodzi dopytać.
- A koszulek, to nie ma, bo zawsze były, a i w regulaminie napisano, że mają być dla pierwszych stu zweryfikowanych?
- Eee, tak, są ale nie ma tego pana a on nimi dysponuje.
- A gdzie jest?
- Nooo, gdzieś tu jest, a może na trasie?
Co miałem zrobić, wziąć od nich zaświadczenie o nieotrzymaniu koszulki, czy czekać? Ale panie się przełamały i rozpruły pudełko dając mi koszulkę na którą też załapał się pan trener. Pytałem zamyśloną panią: co zrobią orgowie w wypadku burzy, bo jutro mają być (a w górach są szczególnie niebezpieczne)? - dwa razy, bez odpowiedzi. Pomyślałem, że trzy osoby do obsłużenia, to chyba za dużo dla tej pani i poszedłem sobie mówiąc dziękuję i do widzenia. Jednak pani trwale się zablokowała. Bardziej mi za nich (organizatorów) wstyd niż jestem wkurzony. Mimo to cieszy mnie, że rokrocznie odbywa się ten bieg w mojej okolicy, i że mogę być zwolniony z opłaty.
W ostatnią niedzielę odbywał się w Kudowie Zdr. Bieg Homolan. Taka skromna impreza, na którą chciałem się wybrać ale zawsze coś mi przeszkadzało. Wczoraj widziałem relację w miejscowej telewizji, podczas której syn zmarłego twórcy tego biegu mówił, że powinno być więcej zawodników, że powinno się tę imprezę bardziej rozpropagować, że w poprzednich latach było trochę więcej biegaczy w Kudowie. Ten pan pewnie nie wiedział, że biegacze też nie wiedzieli (o tym biegu), bo prawie żadnej informacji nie było. Ja, wiedząc o tym biegu, musiałem się trochę naszukać, bo nie pamiętałem, w którym miesiącu on się odbywał, a co powiedzieć o niemiejscowych? Poza tym zawody wyznaczono na dzień, w którym, po drugiej stronie Kotliny Kłodzkiej, odbywał się Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. Ot, takie zaściankowe myślenie. Bieg ma już kilkuletnią tradycję a widać, że orgom nie zależy na większej frekwencji. Impreza się odbyła, w kwitach jest odfajkowana, kłopotu z dużą grupą przyjezdnych nie ma, a tradycja trwa. Ale czy na pewno o to tu chodzi? Można powiedzieć, że klimat małych biegów ma swój urok. Tylko dlaczego nawet osoby ze środowiska organizatorów narzekają?
No, ale wracam do sedna. Upał, zanosiło się na burzę. Po raz pierwszy przepowiednie meteorologiczne trafiły w punkt, deszcz zaczął padać przed biegiem. To dobrze, bo żona biadoliła, że wszystko nam uschnie na ranczu. Pięć kilometrów dalej, czyli w miejscu zawodów lało porządnie, w związku z czym skrócono trasy biegów, bo deszcz spowodował, iż trasa stała się szczególnie niebezpieczna. Miast dwóch długich pętli i jednej krótkiej były tylko dwie długie. A u nas, na ranczu, ledwo pokropiło. Ot, taka sprawiedliwość, że daje się nie temu kto chce a zabiera wszystkim. Na starcie stanęły seniorki i weterani (niektórzy mówią – wytyrani) M – 50 i M – 60. Weteranów było 13, trochę więcej seniorek. Prowincja. Juniorzy, którzy kończyli swój bieg wyglądali strasznie, ubłoceni i umęczeni.
Po starcie, na drugim kilometrze – cały czas pod górę, że można powiedzieć, iż to była wspinaczka a nie bieg – dziękowałem niebiosom i organizatorom za deszcz i skrócenie dystansu. Przy kolejnej wspinaczce myślałem, że nie dam rady a nie mogłem zbytnio odpuścić, bo za mną było tylko kilka osób. Na drugiej pętli było jeszcze gorzej i nawet wyjątkowo radosne i zachęcające pokrzykiwania zagranicznych wolontariuszy (skąd się oni wzięli?) po polsku, angielsku i jakiemuś tam nie pozwalało wydusić z siebie większej szybkości ale sprawiło, że nie zszedłem z trasy.
Muszę powiedzieć, że w pełni pasuję do miejscowego klimatu organizowania zawodów, nie odbiegam od tej jakości, od zaścianka. Mój wynik to udowadnia, byłem piąty od końca. Na mecie dostałem medal i małą butelkę wody, odkręconą butelkę. Może zbierają nakrętki na zbożny cel? Zamiast umyć się w rzece tak, jak niektórzy zawodnicy (pryszniców, kranów, kibli i szatni nie było), opłukałem się wodą z butelki, przebrałem się w samochodzie, zjadłem gulasz z makaronem w knajpie, popatrzyłem chwilę na bieg seniorów i pojechałem do domu. Jeden z orgów - kiedyś biegacz - powiedział, że do takiego biegu nie powinni stawać ludzie, którzy maraton robią w czasie większym niż 4 godziny. Miał rację, ja jestem tego najlepszym przykładem. Nie nadaję się, ale i tak wrócę tu za rok, bo mam jeszcze cztery osoby za sobą nim będę ostatni na mecie.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


hosearcadio (2015-07-26,11:16): Przestań się mazać i zacznij biegać !!! Może sam coś zorganizujesz !!!
Hung (2015-07-26,14:07): Coś Ty, za duży wysiłek, to nie dla mnie. Jutro mi przejdzie.
paulo (2015-07-27,09:29): trzeba więc na przyszłość lepiej selekcjonować swoje starty i tyle. Pozdrawiam
Hung (2015-07-27,16:01): Pawle, ja się tak szybko nie poddam. Będę tu biegał i będę narzekał, aż się poprawi(ę).
paulo (2015-07-28,10:44): też tak można :)







 Ostatnio zalogowani
biegacz54
04:49
42.195
04:48
wochu6662
01:25
rolkarz
23:29
maxxxik822
23:24
Szura
23:16
Gapiński Łukasz
22:59
kasar
22:49
Robertkow
22:34
Inek
22:29
13
22:26
Arti
22:25
bibi
22:16
Jaszczurek
22:12
czewis3
22:07
Januszz
22:05
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |