Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
14 / 292


2015-02-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Rekord po latach - 2:57:16 - 7 Poznań Maraton 2006 (czytano: 1822 razy)

 

Luty 2015, czyli od 7 Maratonu Poznań minęło ponad 8 lat. Postanowiłem napisać to, co jeszcze pamiętam z tamtego maratonu. Szkoda, że nie napisałem o nim w 2006 roku, ale lepiej później niż wcale. Dlaczego wracam do lat przeszłych? Bo w tamtym maratonie ustanowiłem swój rekord życiowy i wątpię czy go jeszcze poprawię.
A więc po kolei. Po latach prób wreszcie w 2006 udało mi się złamać 3 godziny w maratonie.

Ważniejsze starty w 2006 roku:
12.02.2006 - 15km - Świnoujście - 1:02:14
19.03.2006 - 15km - Kołobrzeg - 59:25
26.03.2006 - 21,1km - Świnoujście - 1:30:31
09.04.2006 - 42,2km - Dębno - 2:59:10 (rekord życiowy)
10.06.2006 - 21,1km - Szczecin - 1:26:20
11.06.2006 - 15km - Domacyno-Karlino - 1:01:16
18.06.2006 - 42,2km - Lębork - 3:00:22
02.09.2006 - 42,2km - Świnoujście-Wolgast - 3:11:43
10.09.2006 - 21,1km - Piła - 1:25:57
15.10.2006 - 42,2km - Poznań - 2:57:16 (rekord życiowy)
Czyli dwa razy połamana trójka i raz w pobliżu.

Patrząc na wyniki startów, czas w Poznaniu nie powinien być niespodzianką. Ale ten kto biega maratony wie jak trudno przebiec go w optymalny tempie i równo. Mnie nigdy, aż do maratonu Poznań 2006, nie udało się przebiec pierwszej i drugiej połówki w tym samym lub lepszym czasie. Druga połówka była blisko pierwszej, ale zawsze gorzej. I wreszcie pierwszy raz mi się to udało. Pierwszy i jak na razie ostatni.

Jak trenowałem przed tym maratonem?
Po latach otworzyłem swój dziennik biegowy i przedstawię to co musiałem zrobić, żeby połamać 3 godziny.
Przebiegnięte kilometry:
styczeń - 216km (śr. 7,0 km/dzień)
luty - 361km (śr. 12,9 km/dzień)
marzec - 445km (śr. 14,4 km/dzień)
kwiecień - 261km (śr. 8,7 km/dzień)
maj - 372km (śr. 12,0 km/dzień)
czerwiec - 335km (śr. 11,2 km/dzień)
lipiec - 280km (śr. 9,0 km/dzień)
sierpień - 403km (śr. 13,0 km/dzień)
wrzesień - 307km (śr. 10,2 km/dzień)
październik (do maratonu) - 119km (śr 8,5 km/dzień)
Czyli do maratonu w Poznaniu przebiegłem 3100km. Można wyróżnić dwa okresy ładowania akumulatorów - luty-marzec i sierpień, co nie dziwi, ponieważ było to przed startami w maratonach.

Bezpośrednie przygotowania do maratonu zacząłem 18 września. Moja strategia była taka, że jednego dnia biegam więcej, drugiego mniej. To więcej rosło do ponad 30 kilometrów.
18.09 - 12km
19.09 - 10km
20.09 - 16km
21.09 - 10km
22.09 - 9km
23.09 - 22km
24.09 - 10km
25.09 - 22km
26.09 - 0km
27.09 - 28km
28.09 - 0km
29.09 - 28km
30.09 - 3km
01.10 - 8km
02.10 - 30km
03.10 - 10km
04.10 - 0km
05.10 - 0km
06.10 - 8km
07.10 - 36km
08.10 - 3km
09.10 - 0km
10.10 - 8km
11.10 - 10km
12.10 - 0km
13.10 - 0km
14.10 - 6km
15.10 - 42km
Z zapisków wynika, że kilometry te biegałem średnio i średnio-szybko. Ostatnie 7 dni to luzik. Jak ja lubię takie dni.

Więc trening odbębniony i czas na start.
Do Poznania przyjechałem w przeddzień zawodów wieczorem. Tramwajem udałem się do biura, gdzie odebrałem pakiet startowy. Co w nim było trudno po latach powiedzieć. Ale na pewno był to numer startowy i okolicznościowa koszulka. Potem znowu tramwajem (bezpłatnie na numer startowy) pojechałem do miejsca zakwaterowania (hala Arena). Tam zjadłem kolację (jak zwykle chleb z masłem i miodem - tyle ile wejdzie, popite herbatką). Gdzieś przed północą położyłem się spać (śpiwór, karimata). Pamiętam jak dziś, że kimałem gdzieś na środku hali koło spotkanego znajomego. Pamiętam, że znajomy, ale kto to był już nie. Chyba dlatego po raz pierwszy przed maratonem przespałem się kilka godzin. Zawsze z tym miałem kłopot. Rano śniadanko - znowu chleb z masłem i miodem, tym razem bez przejadania się i herbatka. Na dwie godziny przed maratonem zabrałem się podstawionym autobusem na miejsce startu. Tutaj przygotowałem butelkę wody z przyklejoną plastrem odżywką na punkt odżywczy (gdzieś na 25 kilometr o ile mnie pamięć nie myli). Pamietam, że była produkcji czeskiej, smaku jabłkowego. Więc odżywkę oddałem i mogłem przygotować się do startu. Podczas tego przygotowania przypomniałem sobie, że nie przebiłem tubki z odżywką. Więc jak dostanę się do żarełka? Myślę, myślę i wymyśliłem. Wpięłem do koszulki dodatkową agrafkę, którą będę przekłuwać jedzenie. Przebrałem się, oddałem rzeczy na przechowanie, trochę rozgrzewki i udaję się na miejsce startu.
START
No i poszły konie po betonie. Dwa okrążenia po ulicach Poznania. Początek swobodny. Pierwsza połówka -szybko, ale nie za szybko, żeby starczyło na końcówkę biegu. Pierwsze okrążenie szybko minęło i zbliżam się do 25 kilometra. Ciągle ktoś mnie wyprzedza. Choinka - będzie jak zawsze? Czyli szybko zaczynam i wolno kończę? Przegania mnie Zbyszek Malinowski z Kołobrzegu i wielu innych biegaczy. Na 25 kilometrze krzyczę swój numer, bo zbliżam się do punktu odżywczego. Chwytam butelkę, odżywkę przekłuwam przygotowaną agrafką, jem, piję. No i dalej w drogę. Do mety jeszcze daleko. Nie wiem czy to jedzenie, czy picie, czy jedno i drugie, czy psychika, ale wstąpiły we mnie nowe siły. Zacząłem przyspieszać i przeganiać biegaczy. Dobiegłem do Zbyszka. Zdziwił się chyba, ale co miał robić? Utrzymać się mojego tempa - no i utrzymał się. Tak we dwójkę przegoniliśmy sporo ludzi. Ah jak przyjemnie - przypominają mi się słowa przedwojennego szlagieru. Do następnego punktu odżywczego było pod górkę. Postanowiłem tam urwać kolegę. No i urwałem, ale po kilku kilometrach mnie dogonił, przegonił i poleciał w siną dal. A ja biegłem, biegłem, nie mając jakiegoś większego kryzysu. Na kilka kilometrów przed metą przegoniłem suchowatego Keniola. był to jeden z biegaczy czołówki, ale zapewne spuchł. Dlaczego biegł do mety nie wiem - nie moja sprawa (ci z czołówki nie kończą biegu gdy coś nie idzie). Jakże byłem dumny - przegonić mistrza! Meta była blisko. Ostatni kilometr był z górki. Więc pocinałem zdrowo... No i meta. Finisz i jeeest. Rekord!!!!!!!
Pierwsza połówka w tym samym czasie co druga!

Po całonocnej tułaczce pociągiem dotarłem do domu. 4 dni nic nie biegałem. Na 5 dzień - 3km, potem do końca miesiąca po 6km.
Po kilku dniach otrzymałem pocztą oficjalne wyniki.
Czas brutto - 2:57:20
Czas netto - 2:57:16
Miejsce - 97 na 2211 sklasyfikowanych
Miejsce w kategorii M-40 - 18

Więc było pięknie!!!!

... na zdjęciu - jestem na mecie!!!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Mahor (2015-02-11,20:05): Na tych wspomnieniach wykluje się chyba maratońska życiówka...czego serdecznie Tobie życzę.
paulo (2015-02-12,08:40): Piękne osiągnięcie. Gratuluję. Może jednak jeszcze się nie poddawaj ? :) Ja w 2012 miałem 3:48 :) i trudno mi go pobić :)
Jarek42 (2015-02-12,08:52): Ja się nie poddaję, ale na razie nie planuję startów w maratonach. Swoje przebiegłem. Ale jak ktoś powiedział - nigdy nie mów nigdy. Może kiedyś?







 Ostatnio zalogowani
Jarek42
18:03
lida401
18:01
kasjer
17:58
alex
17:39
s0uthHipHop
17:21
soniksoniks
17:05
Lektor443
16:59
Piotr Czesław
16:52
Darek102
16:32
romangla
16:28
INVEST
16:12
BTK
16:04
Stonechip
16:03
chris_cros
15:53
tomasso023
15:06
benfika
15:04
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |