2013-10-22
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Kiedy dajesz z siebie wszystko, a to nie starcza… (czytano: 1060 razy)
To miało być uroczyste zakończenie sezonu startowego 2013. Z Szamotuł miałem wracać z ostatnią życiówką w tym roku. Ostatnią – bo na wszystkich pozostałych dystansach, na których biegam wyniki już poprawiłem: dziesiątka na płaskiej trasie, dziesiątka w Krynicy, maraton i test Coopera. Na wszystkich progres. Na wszystkich, poza półmaratonem…
Bardzo mi zależało na dobrym wyniku. Pogodziłem się z myślą, że powoli zbliżam się sufitu moich możliwości biegowych i o nowe rekordy będzie coraz trudniej, ale jeszcze w tym roku chciałem (i miałem) poprawić wszystkie wyniki. Po raz ostatni…
Pod kątem biegowym początek roku nie był dla mnie udany. Ze względu na mocno absorbującą pracę porządne treningi robiłem tylko w weekendy, dokładając jeden, maksymalnie – dwa godzinne treningi w czasie tygodnia. Pod koniec kwietnia zrewolucjonizowałem jednak swoje życie, przegrupowałem priorytety, coś poświęciłem, coś zyskałem i zacząłem trenować w pełnym wymiarze. Nie było ‘zmiłuj się’: 5-6 treningów w tygodniu, do tego trochę basenu, wyjazdy w góry… Ukoronowaniem tego półrocza był maraton warszawski, który przebiegłem „śpiewająco”, zdejmując z życiówki 8 minut.
Nie spodziewałem się, że będę miał taki problem z połówką. W sierpniu poległem w Błoniu, we wrześniu w Tarczynie zabrakło kilku sekund. Z ostatniej próby – 20. października w Szamotułach – wróciłem na tarczy (a może bez tarczy…). Co poszło nie tak? Jak zwykle po nieudanym starcie po głowie krąży mi kilka wytłumaczeń – że stres związany z pracą, że kolano bolało, że za bardzo szarpałem tempo na początku, że coś tam, że coś tam… Z jednej strony warto na spokojnie zastanowić się, wyciągnąć wnioski i starać się w przyszłości nie popełniać tych samych błędów, ale z drugiej - tym razem po prostu nie chce mi się…
Co dalej?
Definitywnie wykreśliłem z kalendarza start w maratonie toruńskim w przyszłym tygodniu. Toruń miał być maratonem poprawkowym na wypadek, gdyby w Warszawie nie wypaliło. Wypaliło i to mocno, więc już wcześniej postawiłem znak zapytania przy Toruniu. No gdybym rozwalił tę połówkę w Szamotułach to ewentualnie dopuszczałem możliwość pójścia za ciosem i start w kolejnym maratonie. Tak się jednak nie stało – więc poprzestaję na maratonie warszawskim.
Niestety nie znalazłem już w kalendarzu, żadnej ciekawej połówki w najbliższym czasie. Poza tym odczuwam już silną potrzebę roztrenowania. W planach zostaje mi jeszcze świąteczna, niepodległościowa dziesiątka i tyle. No chyba, że jeszcze wynajdę gdzieś jakąś atestowaną połówkę na płaskiej trasie…
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu snipster (2013-10-22,23:07): raz na wozie, raz poza wozem... no i czemu te bieganie takie nieprzewidywalne? ;)
|