Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [117]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
gerappa Poznań
Pamiętnik internetowy
gerappa

Agnieszka
Urodzony: 1979-10-29
Miejsce zamieszkania: POZNAŃ
119 / 180


2012-06-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Statek jest bezpieczniejszy, gdy kotwiczy w porcie, nie po to jednak buduje się statki… (czytano: 1175 razy)

 

Nie miałam odwagi, by zdobyć się na takie szaleństwo. Do wczoraj. Wiele razy o tym myślałam i zawsze się bałam. Bałam się wstydu, zawsze bałam się swej słabości. Jednak wczoraj najbardziej bałam się samej siebie. Czułam, że energia, która kumulowała się we mnie od bardzo dawna rozsadza mnie od środka. Postanowiłam dać jej upust. Jednak nie wyszłoby to tak fajnie gdyby nie splot pewnych wydarzeń, gdyby w pamięci nie utkwiło mi kilka zdań osób mi bliskich i tych, którzy tylko na chwilę pojawiają się w moim życiu. Nie wiem komu zawdzięczam wczorajszy wynik… czy Arturowi, który kibicuje mi zdalnie z Gdyni i zawsze czuję, że jest gdzieś obok… pamiętam jak powiedział: schowaj to ustrojstwo [pulsometr] i po prostu biegnij… czy też może Snipiemu, który jakiś czas temu mówił: ‘ograniczenia? – jakie ograniczenia? Kto to w ogóle wymyślił’ … i przyszedł czas na złamanie barier – wczoraj był na to czas. Czy też może Emi, którą goniłam ostatnie 10 km … bo jeśli ona może to ja mogę. Bo niby dlaczego nie? W czym jestem od niej gorsza? Jestem tylko 5 cm niższa… dam radę! ale jest ktoś kto zawsze stoi obok mnie. Piotrek – to on pomagał mi trzymać się w ryzach diety, to on zjadał pizzę w domu cichaczem i zanim wrócę do domu wietrzył pomieszczenie żeby mi nie robić apetytu, to w dużej mierze dzięki niemu miałam czas na większość treningów …

Tak naprawdę dobrze, że nie muszę dotrzymywać wszystkich swoich deklaracji, które rzucam przed startem… powiedziałam wczoraj do Ojca moich startówek: Michała Bartoszaka… że nie wiem na ile pobiegnę, na pewno na 21km :), ale wynik poniżej 1:50:?? ...chyba raczej nie jest realny i jeśli mi się uda złamać tą wielką dla mnie barierę to będę chodziła tutaj nago... :)... i wskazałam plac, na którym inni przygotowywali się do startu w GPS. Dobrze. Wszyscy Panowie entuzjazmem zareagowali na moją wizję bliskiej przyszłości … oprócz Piotrka.

Cieszę się bardzo z wyniku. Jednak teraz mam inny problem – zdiagnozować w czym tkwi sukces i jak to znów powtórzyć? Jak utrzymać wynik i co ja takiego mądrego zrobiłam do tej pory, że mi się TO udało. Czy na życiówkę jest jakaś recepta ? Tak trochę do mnie nie dociera, czytam wciąż sms od Organizatora GPS i nieeee to nie mogłam być ja… przecież ja tak ładnie nie biegam, to chyba diabeł we mnie wstąpił, że tak wyszło…

Od piątku w menu pojawiły się produkty zawierające mąkę :) rozpoczęłam ładowanie :) była jedna pizza, potem druga … sałatki, w sobotę trzecia pizza, czwarta i piąta – oczywiście nie zjadłam tego sama :) pomogli mi inni biegacze… był makaronik i bułeczki – tematu Euro w telewizorni nie da się uniknąć – podsłyszeliśmy że na dwa dni przed meczem piłkarze ładują jajka – to i była delikatna jajeczniczka, były gotowane jajeczka przemycone na warzywach… Jadłam różne węglowe przysmaki do późnych godzin nocnych … przygotowując listę przebojów na start. Lista przebojów pt.: Aga wiksa – sieczka, rąbanka, techniawka i ciężki metal – najpierw została obśmiana … jednak na trasie w Grodzisku okazało się, że to było niezły bodziec. Lubię słyszeć Kibiców i raczej chcę dosłyszeć co się do mnie mówi na trasie dlatego tylko jedna słuchawka była w uchu :) - podobało mi się. Gdzieś tam w tle energiczne kawałki nadawały mi rytm biegu a mimo to miałam kontakt z otoczeniem. Rano – mimo nastawionych kilku budzików – zaspaliśmy – śniadanie było ekspresowe: wędlina prosto z pudełka do gardła, szybka herbatka i sucha bułka w rękę + butelka wody i go go go na miejsce zbiórki… poranek w domu trwał jakieś 20 min – dobrze, że spakowałam się wieczorem… zdążyłam jednak nasypać sobie do pudełka porządną ilość płatków do pudełka – schrupałam je w aucie w drodze do Grodziska. Kiedyś Wiesiu przeprowadzał wywiad z Maratonką – Karoliną Jarzyńską. Wiesiu zapytał ją: ‘A co jesz na śniadanie przed startem w maratonie?’ Na co ona odpowiedziała: – ‘Dwa banany (śmiech) ale dzień wcześniej jem dość obfitą kolację. Lubię biegać z pustym żołądkiem, lubię czuć się lekka .‘ utkwiła mi w pamięci ta wypowiedź. Postanowiłam zaczerpnąć z doświadczenia najlepszych :) Rano Jarka zapodała mi banana – nie opierałam się. Więc przepis na żywienie mam. A co dalej?

Dalej wszystko potoczyło się samo. Najpierw rozgrzewka – 1 km spokojnego truchtania, potem tempo narastało a na końcu dwie ostre przebieżki. Było przyjemnie. Potem start honorowy na Rynek. Temperatura bardziej niż letnia! Nie mogłam się już lżej ubrać a jednak było mi gorąco. W ustach suchość – kaca nie było – to musiał być upał. Zdałam sobie sprawę jak wielkie znaczenie będzie miała tu gospodarka wodna. Pić, pić i jeszcze raz pić. Na starcie targały mną różne uczucia, nie wiedziałam jak mój organizm zareaguje na temperatury w Grodzisku tego dnia, nie wiedziałam czy się nie porywam ? czy się nie przeliczyłam z możliwościami. W końcu wygrała prawdziwa Aga: idź kurcze jak na treningu, odcinek za odcinkiem, baw się bieganiem i sobą, przestań się bać! Przecież nie jesteś taka straszna… i wystartowaliśmy… biegacze niczym wstęga baletnicy tańczącej gimnastykę artystyczną rozwinęła się na trasie… napiłam się już na pierwszym kilometrze :) biegłam ja, wokół kolorowi biegacze a mój strach we mnie. Ale wyprostowałam się i postanowiłam odwalić dobry trening.

Jarka została z tyłu z kontuzjowaną Anitą, która tym razem nie cisnęła – biegła na zaliczenie, lżej niż treningowo. Potem powiedziała, że jeszcze nigdy tak nie wypoczęła na biegu. Już wcześniej umówiłyśmy się z Emi, że jak poczuje powera to ma zasuwać i nie oglądać się na mnie, ja będę walczyć i ją gonić, obiecałam że się nie poddam tylko ma nie zwalniać ze względu na mnie. Pierwsze km to ona mnie hamowała – ta muzyka mnie tak niosła – trochę mi z tym dziwnie było … bo skoro ‘najszybsza z nas’ sugeruje zwolnić… tak też uczyniłam… jednak po chwili nogi znów niosły… skończył się czwarty km a ja miałam oddech równiutki – nie czułam bym się zajeżdżała tylko nogi jakieś krótkie były… zacisnęłam pięści, ściągnęłam łopatki i zasuwałam najładniej jak potrafiłam – równiutko i do przodu – moje lekkie buciki tylko mnie wspomagały – naprawdę czuję się w nich komfortowo – fantastyczna amortyzacja, dobre odbicie i ta minimalistyczna waga – urzekły mnie już dawno i zapałałam do nich miłością bezgraniczną. Emi biegła obok i wiedziałam, że jej też jest lekko – też ma startówki saucony :)

Na piątym padła decyzja o utrzymaniu wypracowanego tempa do 10 km. Tak też uczyniłyśmy. Pierwsza pętla brutto zegar pokazał 00:54:35. I tu włączył się analizer. Czy nie za szybko? Czy dam radę pociągnąć tak drugą pętlę? Za pierwszym zakrętem obawy ulotniły się niczym panna cotta z mojej lodówki :) Kibice dodawali mocy oklaskami, okrzykami i zimną wodą ze zraszaczy ogrodowych. Coś wspaniałego. Na dwunastym km Emi odskoczyła mi … zaczęła się oddalać. Jej postać wyglądała tak jak by na pośladkach próbowała usiąść chmura os… a ona im na to nie pozwalała… kręciła tyłkiem na obie świata strony a nogi niosły ją do mety. Potem jakiś czas jeszcze widziałam jej żarowiaste buty z daleka … ale potem to już pozostał po niej siwy dym… przedtem starałyśmy się trzymać w okolicach niebieskich baloników na 1:50. Ich widok delikatnie mnie paraliżował. Czasem wysuwałyśmy się przed nich żeby zrobić sobie SPAcerek na punkcie odżywczym…, gdzie potem znów ruszałyśmy za sympatyczną parką Pacemakerów :) . To byli prawdziwi ‘szefowie’ grupy, dzierżyli w dłoniach błękitne baloniki z cudownym dla mnie czasem 1:50. Szef sprawdzał, dodawał otuchy i motywował. Stali na czele biegowego orszaku i mało kto miał odwagę wyjść przed szereg, baloniki z magiczną liczbą wydawały się być w moim zasięgu… od dawna przebywały w moim worku marzeń.

Minęłam 14km, nie było mi ciężko. Biegłam jak ptak, jaskółka zwinna, przelatywałam innym koło nosa bezlitośnie zostawiając ich w tyle. Oddech nadal lekki tylko w ustach sucho. Pomyślałam: Aga, Ty to wytrzymasz, masz 15 pięknych km za sobą – dasz radę – przecież Ci, co są przed Tobą dali radę – oni wcale nie mają lżej. W ubiegłym roku życie ułożyło dla mnie inny scenariusz – mimo, że bardzo chciałam pobiec – byłam z drugiej strony barierki – kibicowałam. Przypomniałam sobie chłód żelastwa ściskanego w dłoniach z niemocy. Bo jak się jest Kibicem to wszystko wygląda inaczej… ma się wtedy dużo siły, wszystko zrobiłoby się lepiej od innych… takie biegowe mądrowanie się włącza… więc teraz nie miałcz! Wykorzystaj swą szansę! Nie bądź taka miętka… biegnie głowa, nogi to tylko narzędzia – a dziś twoje chodzą jak najlepsza maszyna! Pyknął 15 km i rozpoczęła się intensywna praca mojego umysłu matematycznego. To co działo się wtedy w mojej głowie to była makabra jakaś… zerknęłam na zegarek kontrolując : która to jest minuta biegu? 1:20:coś tam – czyli mam 5 km do mety i 30 minut. Nie kilometrów jest 6 i 30 minut. Łe kurde … muszę się streszczać, by mi nie brakło kilku sekund… bo druga taka szansa szybko się nie pojawi. Na wszelki wypadek policzyłam jeszcze raz: 20-15=5 + 1 do 21 = 6 km i 100 metrów.

Do roboty Aga! Teraz już możesz szaleć na te 6 km, czyli 3 +2 +1 km finiszu sił Ci bankowo starczy. Wiedziałam że za dwa kilometry trasa z obrzeży Grodziska wprowadzi nas znów do miasta. A tam… Kibice dadzą moc! Jak jestem silna? Tak jak pokonuję właśnie słabości. Łamię bariery, które są we mnie. Czas uwierzyć w siebie i własne siły. Przecież ja wcale nie jestem słaba! I w słuchawkach Rammstein pchał mnie do przodu, Szef sprawdzał czy wszyscy są… a nas było coraz mniej… zaczął się 17sty km nawet nie było ciężko, ale ta bariera wciąż istniała… Szef rzucił komendę: zostały nieco ponad 3 km – kto ma siłę – przygotowuje się do finiszowania… nie zauważyłam by ktoś się odważył, sama … nie wiem. Dobra. Podejmuję wyzwanie. Już przestałam zerkać na mój ‘tempomat’ przestało mnie to obchodzić. Zaczęłam wyprzedzać – ale jak już się biega w sektorze do 1:50 … to już nie jest takie proste… tam już nie ma popierdu[ó]łek tam już nie ma SPAcerujących , tam już jest walka, poczułam to… za każdym razem, kiedy próbowałam kogoś ‘wziąć’ – tam była moc i tam była już prędkość. Tam była wiksa. Ale mi się podobało! 19sty km – kurka jak ja mam mało czasu do tej mety – czas się rozpędzić… i poszłam na całość! 20sty km się skończył – ostatnie 2 x po 500m … minęły bardzo szybko… stopy, kostki stawy poczuły nierówności kostki Rynku w Grodzisku, jednak równo… krok za krokiem ! dawaj Aga… dawaj i raz i dwa i wiksa na maxa! I już się nie bałam , nie było czego. Kibice mnie witali :) kątem oka dostrzegłam tabliczkę nr 21:) . 21 kropek za mną. Zostało tylko 100 metrów – to każdy gupi potrafi :) i poleciałam zrelaksowana na metę… czułam jaką moje nogi wykonały pracę, wiedziałam też jaką robotę wykonała moja głowa… a na mecie nikogo z mojej ekipy – zegar pokazywał 1:49:20 brutto – nikt się mnie tak wcześnie nie spodziewał :) :) :) Emi na pewno wbiegła przede mną ale jak ją znam to stoi już w kolejce po piwo… albo pije już drugie…

Wynik dla mnie jest imponujący. Nie spodziewałam się. Bardzo chciałam ale nie spodziewałam się. Duma mnie rozpiera i nie zamierzam tego skrywać. A było tak: netto 1:48:22 ; [OPEN 723/2060] ; [K 31/348] ; [K30 5/71]
Emi wpadła na metę w czasie 1:47:13 . Taki wynik usytuował Zawodniczkę na II miejscu w K25. Tak, ja z nią biegam, ja z nią trenuję, to moja Psiapsióła biegowa i nie tylko!

Anitka [delikatnie przeciążyła sobie to i owo] przebiegła ten półmaraton bardzo mądrze – wolno i ‘na czuja’ – by sobie krzywdy nie zrobić. Jeszcze przed biegiem mówiła, że nie wie co ma zrobić… no to ją ‘pokręciłyśmy’ mówiąc: ’nie biegnij, posiedź na trybunach, popatrz jak inni biegają i później damy Ci medal potrzymać i możesz nam robić zdjęcia… ‘ pomogłyśmy jej podjąć decyzję, sapnęła głęboko spinając mocno usta, pokręciła głową i oczywiście, że zasłużyła na medal! wiele razy rozmawiałyśmy o tym jak się powinno biegać, kiedy jest upał, kiedy są przeciążenia, kontuzje i inne niedogodności osłabiające biegaczy… ale to byłą tylko teoria, najtrudniej jest wprowadzić to wszystko w praktykę! Jej się to udało! I brawo! Jarka życiówki tym razem nie miała – tydzień wcześniej wykręciła piękny czas w Murowanej Goślinie i tam zaliczyła pudło!
Chyba wszyscy mamy coraz więcej radości z tego biegania, szczególnie Kusy, który biega czując wciąż oddech Piotrka na plecach… Znajomi trenują systematycznie, każdy ma tam jakieś swoje metody… lekko lub mocno, wplata rower, siłownię lub basen… potem wszyscy spotykamy się na trasie a nasze endorfiny komponują niezły ‘kompot’ :)

‘Najbardziej to się zdziwiłem jak Cię zobaczyłem na mecie’ – powiedział Piotrek wieczorem w domu – ‘nikt się Ciebie tak szybko tam nie spodziewał’. I bardzo dobrze – ja też się siebie tam nie spodziewałam, ja zaskoczyłam samą siebie. Wygrałam z własnymi słabością. Najbardziej bałam się siebie. Zupełnie niepotrzebnie.


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Emi (2012-06-11,12:43): Impreza bardzo udana! A największą satysfakcją jest to, że my umiemy (i lubimy) biegać w takich upałach i robić na dodatek życiówki! Wyobraź sobie, co będzie jak temperatura spadnie o 10 stopni;)
ineczka16 (2012-06-11,14:31): Gratuluję!!! Wielkie uznanie za złamanie 1:50 :)
adamus (2012-06-11,19:20): Fajny bieg, jeszcze fajniejsza relacja z niego:)) Gratuluję!!! Jesienią 3:59 pęknie w Poznaniu z dużą rezerwą:-DDD
Aga Es (2012-06-11,21:03): Ależ fajna relacja,Aga! Aż chcę się założyć buty i poleciecć na trening.Wielkie gratki!!!
doogi (2012-06-11,23:38): Kurcze jaka fajna szczegółowa relacja:) Brawa za złamanie 1:50, następnym razem i mi się uda - bo jak mawiasz "jeśli ktoś może to i ja mogę, bo niby dlaczego nie?" :)
birdie (2012-06-12,14:22): hej,bardzo lubię Twoj blog. Jak czytalam dzis, to
birdie (2012-06-12,14:26): jakbym czytala swoje mysli z zyciowki w Poznaniu. Granica 1:50 byla dla mnie marzeniem, ale udalo sie i bylo cudownie. Twoj tekst "przecież Ci, co są przed Tobą dali radę – oni wcale nie mają lżej" zapisuje sobie to zestawu z cyklu "motywacyjne teksty na czarna godzinę"
gerappa Poznań (2012-06-12,14:48): bardzo mnie zawstydzają wszystkie komplementy dotyczące bloga... przestańcie już! :) ja nie czekam na pochwały... tylko na pozdrowienia na trasie i doping! doping! doping!
Agata68 (2012-06-14,07:27): Powtórzę to co w poprzednich wpisach- super, ekstra, fajna i szczegółowa relacja. Dzięki Agnieszko za chwilowe przeniesienie w świat półmaratonu mojego wymarzonego dystansu. Fajnie jest pobujać w obłokach i pomarzyć, bo jak narazie 12 km na treningu to maks, a 21 km i 97,5 metra marzenie
adamus (2012-06-16,02:04): A ta pani w kombinezonie też biega?? :))
Emi (2012-06-17,21:09): Pani w kombinezonie też biega, ale oczywiście nie w tym kombinezonie;)
gerappa Poznań (2012-06-17,21:34): Mirek, to jest Gunia - była ze mną w Krakowie :) teraz pewnie skojarzysz :)
Marysieńka (2012-06-22,12:43): G R A T K I..Żałuję, że nie mogłam oglądać Twojej radości:)))
gerappa Poznań (2012-06-22,12:51): radość utrzymuje się do dziś :)







 Ostatnio zalogowani
StaryCop
06:43
pbest
06:41
Kmicic
06:38
bobparis
05:54
kamay
05:53
biegacz54
04:49
kuzag
01:12
Marco7776
23:56
camillo88kg
23:43
przystan
23:39
inka
23:30
Roadrunner
23:21
conditor
23:12
Lektor443
22:21
pixel5
22:03
kornik
22:00
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |