Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
155 / 218


2011-10-22

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
wyniki e2.v02.102011 (czytano: 853 razy)



Tak naprawdę wszyscy to dobrze wiedzą. Ja też. Zawsze zresztą wiedziałem. Ale facet, jak to facet, wytłumaczy sobie wszystko w najgłupszy, czy też najprostszy sposób. Ot chociażby – jestem twardy czy nie, to czy tamto nie zaszkodzi. Co, ja nie dam rady?

Nie był mi potrzebny sześciotygodniowy eksperyment, choć w zasadzie był. Był, tyle, że w innym celu. Tak czy inaczej, fascynujące w moim przypadku jest to, że jestem w stanie zrobić bardzo dużo, żeby coś sprawdzić. Empirycznie. Na sobie.

Czy spożywanie alkoholu ma wpływ na osiągi sportowe, a w tym szczególnym wypadku - biegowe?
Ma. Ogromne. I z bardzo ciężkim sercem musze napisać, że zdecydowanie negatywne.
Stwierdzam to nie dlatego, że zrobiłem na jesień – nie pijąc – kilka dobrych wyników. Zawsze o tej porze roku miałem dobre rezultaty. A w tym roku spodziewałem się ich, gdyż mocno na nie pracowałem, no i pojąłem w końcu, kilka istotnych rzeczy dotyczących treningu samego w sobie.
Wyniki eksperymentu: forma kontra niepicie są jednoznaczne. I choć wielu z nas zrobiło niejeden ciężki trening na kacu, ba, na lekkiej bani, poprawiło swój życiowy wynik na jakimś tam dystansie, to gwarantuję, że na trzeźwo byłoby jeszcze lepiej. Ach. Istotna tu jest warstwa biegaczy, do której kieruję te słowa. Nie mówię, o kimś, kto pije trzy razy do roku lub chociażby trzy razy na miesiąc. Mówię o typie, którego klasyfikuję jako: przynajmniej dwa piwka wieczorem i wódeczka przy każdej okazji. Nie kręćcie głowami, nie jest nas aż tak mało. Biegaczy, w sensie, bo Polaków ze 60%.

Wytłumaczę dlaczego. Jak już wspomniałem, mogę się upić, a i tak wstanę rano i zrobię daną jednostkę treningową. Jak wielu z nas. Zrobię to, choćby miały to być moje super-nieulubione czterysetki. Zrobię je solidnie, bo będę oszołomiony i powiedzmy - znieczulony. Mogę też wykonać taki trening, to znaczy w podobnym stanie, dnia następnego i być może jeszcze kolejnego. Tłumacząc sobie, że trzeba to wypocić, zabić potwora, czy po prostu skatować się z powodu wyrzutów sumienia. Czwartego dnia też. Piątego i nawet kolejnego. Potrafię mieć serię dwudziestu kilku dni z rzędu z alkoholem, więc wiem, o czym mówię. Piszę w zasadzie. Klucz w tym, że przy regularnym piciu – spożywaniu napojów alkoholowych – zmienia się kilka rzeczy. Raz – rośnie tętno spoczynkowe, dwa – ciśnienie, trzy – odwadniamy się, cztery – podrażnia się śluzówka gardła, pięć – zaburza się tryb dnia(snu), sześć – zaburza się tryb spożywania i jakość posiłków, siedem – w związku z trzy, pięć i sześć – ubożeje możliwość regeneracji organizmu. To ostatnie jest szalenie istotne i pewnie do tego wrócę jak nie zapomnę, bo piję własnie drugie wino. Co najważniejsze w tej wyliczance, to fakt, że żeby poczynić postęp we własnych możliwościach biegowych, musimy trenować na odpowiednim, stale rosnącym poziomie. To znaczy w odpowiednich tempach, zakresach tętna i na określonym kilometrażu. I tak, jeśli po trzech dniach wieczornego piwkowania, czy trzech kolejnych dniach imienin skoczy nam spoczynkowe o 5 uderzeń (wierzcie, że skoczy bardziej) to sporo rzeczy się zmienia. Szybciej np. wejdziemy w dwójkę (chodzi o zakres treningowy tętna), a dwójka bardzo szybciutko, szybciej niż normalnie, przejdzie w trójkę. Zrobimy, ma się rozumieć, na kacu zaplanowane tak zwane BC2, bo my przecie twardzi, tyle, że tętno będzie jak w BC3. Niebagatelny wpływ na ten fakt, mimo iż wypiliśmy litry płynu, będzie miał stan odwodnienia - poza walką organizmu w usuwanie toksyn oczywiście. Jeśli tętno nie wzrusza, to pokażę to na tempie treningowym. Załóżmy, że biegamy BC2 w odcinku pięciokilometrowym po 4:15/km. W tym czasie nasze tętno zazwyczaj siedzi poniżej - dajmy na to - 162 ud./min. Po trzydniówce, coś co przychodzi z łatwością (te 4:15/km) przyjdzie z trudem. A nawet dużym trudem. Nagle zadowolimy się 4:25/km przy średnim tętnie 183. Trening, który ma na celu udoskonalenia wytrzymałości zmieni się w nieudolną próbę podniesienia VO2max. Dlaczego, bo serducho wysila się przy takim niezbyt ciężkim treningu (BC2), co najmniej jak przy interwałach. A przez naszą „waleczność” te interwały nie trwają 4 minuty tylko 5km. Słowem – stoimy w miejscu. To niczemu nie służy. Nie wspomnę o tym, że jednak kilometraż tygodniowy spadnie, bo na kacu nie ma różnicy czy to 25 czy 33km.

Czułem zmiany. W funkcjonowaniu organizmu, tak w ogóle. W metabolizmie i w świeżości treningowej. Po trzech tygodniach trzeźwego biegania zrobiłem 1:26 w półmaratonie przy zakładanym 1:28, po pięciu 3:07 w maratonie przy zakładanym 3:12. Za każdym razem byłem zaskakiwany ze strony swojego organizmu. Na plus jak widać.
Obecnie trenuję pod „dychę”, która ma miejsce za dwa tygodnie. Dalej ograniczam picie, choć nie tak rygorystycznie. Piję dziś (nie z własnego wyboru), w poniedziałek (imieniny) i w poniedziałek za tydzień (halloween), jakby ktoś się chciał dołączyć. Tak, teraz wyznaczyłem sobie ścisły limit na banię. A jutro, na wszelki wypadek, nie robię treningu.


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


KARMEL (2011-10-23,16:47): A z drugiej strony odrobina etanolu jest medykamentem.Ja często przed zawodami nacieram nogi wacikiem nasączonym AMOL-em a nawet naparstek kropli żołądkowych zażywam dla stabilności żołądka na wszelki wypadek, oczywiście popijając dużą ilością mineralnej niegazowanej. A jedno i drugie stanowi esencję ziół na bazie etanolu ( około 70 % ).







 Ostatnio zalogowani
Mario998
10:22
raputita
10:10
Dana M
10:02
LukaszL79
09:58
karollo
09:57
Admin
09:41
Ty-Krys
09:24
INVEST
09:14
Jerzy Janow
09:04
romangla
09:03
gpnowak
09:02
rsova
08:38
dejwid13
08:36
cinekmal
08:28
andbo
08:07
platat
08:02
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |