Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
156 / 218


2011-10-28

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
god save the runner (czytano: 2341 razy)



Gdy jesteś dzieckiem twój kręgosłup moralny i światopogląd jest kształtowany przez rodziców. Lub przez osoby, które bezpośrednio znajdują się w twoim najbliższym otoczeniu. Uczysz się od nich i w naturalny sposób przyjmujesz ich tok rozumowania i patrzenia na otaczającą nas rzeczywistość. To w szczególności tyczy się religii. Niby wiara jest kwestią wyboru…i wiary, ale gdy jesteś dzieciakiem, bierzesz istnienie bóstwa za prawdę stałą i na pewno nie jest kwestią twojego wyboru, czy chcesz w nie wierzyć czy nie. Skoro według rodziców istnieje, to jest to dla ciebie tak realne jak to, że skok z dużej wysokości wyrządzi ci śmiertelną krzywdę.

Dobrze pamiętam moment, w którym wyzwoliłem się z tego procesu. Kiedy zakomunikowałem wszem i wobec, że mam swój wybór i chcę z niego skorzystać. Innymi słowy ogłosiłem, że nie wierzę. To była tragedia dla rodziny, która uważała, że skoro nie wierzysz, to z pewnością jesteś złym człowiekiem, i że cię źle wychowali. Tym gorzej to wyglądało, że w tym konkretnym przypadku, ogłaszał to nastoletni smarkacz.
Będzie już z osiemnaście – dziewiętnaście lat jak jestem ateistą. I pilnie praktykuję ten swój ateizm, jeśli można tak powiedzieć. Pisze o tym dlatego, że przypomniała mi się pewna sytuacja, która może oznaczać, że jednak jestem gorliwie wierzącym, uduchowionym człowiekiem.

Wracając z Bieszczad na Pomorze, tuż po Biegu Rzeźnika, zwróciłem uwagę na to, że sporo samochodów jest oznaczona symbolem ryby. Wiadomo, co to oznacza – kierowca a raczej właściciel pojazdu deklaruje, że jego auto jest chrześcijaninem…no, dobra, wiadomo. Ja, wraz z dwoma kolegami pochodzącymi z Koszalina, przemieszczaliśmy się natomiast samochodem, który miał naklejony na masce symbol biegacza. Skojarzenie było natychmiastowe.
I tak zaczęły się porównania.
Może nie w każdą niedzielę chodzę na msze, ale i tak uczestniczę w niej częściej niż przeciętny Polak – zdeklarowany katolik. Moje msze święte to zawody biegowe. I nawet jeśli akurat w niedzielę nie startuję (nie uczestniczę w eucharystii), to zazwyczaj gorliwie się modlę, i to przez kilka godzin – robię długie wybieganie. Codzienny trening zresztą, to nic innego, jak moja modlitwa właśnie. Wracając do zawodów, to księdzem nazwałbym głównego sędziego i/lub startera. Całe duchowieństwo to grono organizatorów. Ministranci to wolontariusze na trasie. Kaplica to biuro zawodów. Komunia to medal na mecie. W obu przypadkach wierni są sposobnie wystrojeni na ten odświętny dzień. Tu i tu możemy mówić o obrzędzie czy rytuale. A, no i zapomniałbym o ofierze – tam na tacę, u mnie wpisowe. Ogłaszanie wyników, przemowy i dekoracje porównałbym z kazaniem. Bywa strasznie nudno. Tu i tu mamy dogmaty wiary. Niestety w jednym i drugim przypadku bywają czasem tak głupie, jakby były wyciągnięte wprost z lichej literatury sci-fi. Ostatecznie odłamów Kościoła i rodzajów liturgii jest tyle, ile różnych dystansów biegowych i teorii treningowych. Niestety nie znalazłem odpowiednika dla losowania nagród. Kościół raczej nie daje, i z tego, co pamiętam, to za wszystko trzeba płacić.

Reasumując – jeśli w ciągu niespełna trzech lat startowałem 84 razy, a trenuję 6 dni w tygodniu, to biorąc pod uwagę powyższe zestawienie, jestem jednak zajebiście wierzącym człowiekiem, a moja wiara, zbiera coraz większe rzesze wiernych.


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


zbig (2011-10-28,20:07): Ciekawe porównanie i bardzo trafne. Nie popadaj tylko w "fanatyzm" biegowy, bo to już jest szkodliwe :-) No i o izotoniku jako winie mszalnym zapomniałeś ;-)
sxi555 (2011-10-28,23:51): Rafał piłeś coś? :-P
sxi555 (2011-10-28,23:59): maraton jest jak pielgrzymka na Jasną Górę, na ogół biegnie się w określonej grupie, którą ktoś prowadzi po jezdni, po drodze karmią nas i poją, przechodnie machają do nas i podziwiają a gdy w końcu uda się dotrzeć do określonego miejsca (mety/Jasnej Góry) jesteśmy pełni radości i szczęścia, że się udało ;-)
raFAUL! (2011-10-29,09:31): Tak. O pielgrzymce też w ten sposób myślałem.
dziesiatka (2011-10-29,09:48): Losowanie to Caritas
Martix (2011-11-01,13:09): Porównanie co prawda piękne, ale było by jeszcze piękniej żebyś rzeczywiście się nawrócił i zaczął uczęszczac na dwie Msze Św.-tą prawdziwą w Kosciele gdzie obecny jest Chrystus w Tabernakulum,w ukrytej postaci{prawdziwy w Niebie} i oczywiście na tą biegową, jak każdy z nas!
raFAUL! (2011-11-01,19:16): Masz dar kolego. Nie powinieneś go marnować biegając, tylko od razu pojechać na Bliski Wschód i zacząć nawracać muzułmańskich ekstremistów.
zbig (2011-11-01,21:37): :-)







 Ostatnio zalogowani
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
42.195
11:15
gabo
11:12
Nicpoń
11:10
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:06
ikswopil@onet.pl
11:03
AntonAusTirol
10:52
michu77
10:42
rolkarz
10:28
jann
10:23
jaro109
10:11
dejwid13
09:52
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |