Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [48]  PRZYJAC. [172]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
raFAUL!
Pamiętnik internetowy
poalkoholowe bełkotliwe mądrości

Rafał Kowalczyk
Urodzony: 1978-01-26
Miejsce zamieszkania: Wrocław
99 / 218


2010-12-29

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
coś na haryzoncie (czytano: 1094 razy)



Ostatnio, obowiązki zawodowe wezwały mnie do Gdańska, gdzie od jakichś trzech tygodni, podczas treningów, nieustannie zmagam się z warunkami, jakie zgotowała nam tegoroczna zima. To znaczy, że choć aktualnie nie wiem, jak wygląda to w innych częściach kraju, to mogę zdecydowanie powiedzieć, że tu jest naprawdę zimno. Duża większość moich jednostek treningowych przypadła na temperatury oscylujące w okolicach – 10 st.C, co oznacza, że przy tym przyjemniutkim nadmorskim wietrzyku, średnio twarz zamarza mi 5 razy w tygodniu. Zresztą generalnie marznę – mimo trzech warstw odzieży biegowej. A najbardziej dostają od aury moje ręce i głowa (twarz!!!). Radę za to dają, tylko te świeżo nabyte - podczas połówki w Toruniu - zimowe rajtki. I uwaga, jest to dzieło naszego rodzimego producenta!
No i tak sobie kręcę te rundki treningowe w pewnym małym parczku, który odkryłem dopiero przy tej ostatniej właśnie bytności w Gdańsku. Jest on o tyle atrakcyjny, że jedna jego strona jest dość solidnie zawsze odśnieżona (śnieg dalej leży, ale jest ubity i posypany piachem), a drugą już trochę udeptałem, poprawiając ślady jakiegoś samochodu, który tamtędy przejeżdżał (Bóg wie w jakim zresztą celu). Na dodatek, po godzinie 16 park jest całkowicie oświetlony.
Tak więc, od kilku treningów, ponieważ jest solidny mróz i śnieg nie pada, udaje mi się nareszcie BIEGAĆ, a nie, jak często do tej pory, tylko przez świeży i kopny śnieg brnąć. Choć trzeba dodać, że jest na tyle ślisko, że ciągle przekładam tempówki. Na szczęście jest na nie jeszcze czas.
Muszę przyznać, że jestem zaskoczony faktem, iż udaje mi się dość często spotykać biegaczy na tej „mojej” gdańskiej trasie. Głównie młodych. I to cieszy. Lubię mieć świadomość, że nie jestem jedynym politowania godnym świrem w okolicy (w oczach przemarzniętych przechodniów - ma się rozumieć). Ale ostatnio, to naprawdę spotkało mnie coś wyjątkowego, a w zasadzie, to ja spotkałem coś wyjątkowego. Otóż, lecę ja sobie (testując mimowolnie te śrubki, które powkręcałem w podeszwy moich starych Adasi) i widzę na horyzoncie biegacza/biegaczkę – jeszcze nie jestem w stanie rozpoznać – choć to na pewno szybko (szybciej niż pieszy) poruszająca się smukła sylwetka, w obcisłych ciuszkach. Myślę sobie, że to pewnie ten koleżka, co go kilka razy widziałem(swoją drogą biegał nawet wtedy, kiedy sypało z nieba gęstym śniegiem – oczywiście zupełnie tak jak i ja) i uśmiecham się w duchu do siebie, bo jak rano zobaczyłem –16 to natychmiast pomyślałem, że będę tego dnia truchtał sam. Podsypałem trochę do pieca i zaczynam się zbliżać do biegacza. No i tak wypatruję i spostrzegam, że coś dziwnie ten ktoś biegnie. Tak jakby kulał albo w ogóle nie odrywał stóp od ziemi przy przeskoku. Myślę sobie: aha tym razem to jakiś dziadek – bez obrazy – wielu starszych biegaczy w wyniku ogromnej liczby kontuzji i zwyrodnień sprawia wrażenie biegnąć, jakby ledwo powłóczyła nogami. Co WCALE nie oznacza, że robi to wolno! No ale wracając – nagle to „coś” zawraca w moją stronę i po chwili zdaję sobie sprawę, że to chodziarz!!! Taki, kurna, sto procent rasowy. Zapierdziela, aż miło patrzeć. A na dodatek … to dziewczyna, w sensie ona-chodziarz (jest minus naście na odczuwalnometrze). Mijamy się. Nieśmiało (dla biegaczy - zawsze, rowerzystów - nigdy) podnoszę rękę w geście powitania i zrozumienia, dla wytrwałości w reżimie treningowym tej zimy. Biegnę sobie dalej i co? Trafiam na drugą … chodziarkę, chodzierzycę, chodzicę? Obie sobie tak po prostu trenują !!! Pierwszy raz widzę, no i premierowo aż podwójnie. W każdym bądź razie, jedna z nich wydaje się być szybsza. Jak to ja, wiedziony liczbową ciekawością, gdzieś tak, na bodajże trzeciej rundzie zmieniam kierunek, zwalniam i po jakimś czasie zrównuję się z tą, która wydaje mi się, że ma wyższą prędkość. Pytam oczywiście jakim tempem „dysponują” chodziarze na podczas zwykłych treningów (OWB1). A dziewczyna (okazuje się, że bardzo ładna, bo czy zgrabna to trudno określić z powodu tych wygibasów, które wyczynia z biodrami i nogami przez te „chodzenie”) mówi, że: no tak po 5:15 , 5:20. Garmin szybko to potwierdza. 5:20 i to w młodzieżówce!!! Czaicie?! No zwłaszcza wy - od „przebiegłem maraton po 6:45/km”. Brnę z pytaniami dalej – 80km przebiegu (przechodu) tygodniowego. Czołówka w wieku startowym zasuwa po 4:20/km! Pozostawiam chodziarzycę w spokoju i dla zaspokojenia dalszej mojej ciekawości wrzucam na tempomat właśnie takie tempo. To iście nie do wiary. Musiałbym koło takiego chodziarza POBIEC i to poczuć, żeby uwierzyć. To jest zajebiście szybko. Jak na chód – to jasne, choć 50km w takim tempie robi wrażenie na niejednym biegaczu – na mnie na ten przykład - fest robi. Nawet jak biegłem koło tej dziewuchy te 5:20 (momentami 5:05) to nie czuć było różnicy … wynikającej ze stosowania innej dyscypliny. Ten ich chód jest tak niesamowity, tak płynny, że sprawiają wrażenie jakby dosłownie sunęli lekko nad ziemią. Przedziwne doświadczenie. Niby wyglądają tak samo, można pogadać, ale ten ruch, który miałem okazję podpatrywać kątem oka, podczas tego wspólnego odcinka, który udało mi się pokonać razem z chodziarzem wprawia w ogromne zdziwienie (zakłopotanie? – w końcu ten ktoś nie biegnie, a jednak porusza się z tą samą prędkością). Mimo, iż czasem trenuje się z osobami o dość specyficznym sposobie biegania (np bardzo wysokiej kadencji), to nie da się tego porównać. Jeśli będziecie mieć okazję, to koniecznie przyłączcie się do chodziarza chociaż na kilometr i sprawdźcie to na własne … nogi. Tak, oczywiście, że bardziej polecam (jeśli w ogóle będzie wybór) dziewczynę chodziarza.


Autor zablokował możliwość komentowania swojego Bloga


KARMEL (2010-12-29,00:34): Pojęcie politowania raczej odrzuciłbym.Przecież możemy być widziani jako obraz uniwersalnej bojowości.A wyczyny kobiet często są imponujące.
amd (2010-12-29,11:44): Park między Stocznią a Politechniką ? Oni/one tam "sobie chodzą" przez cały rok :) A odcinek Brzeźno - Sopot (alejka nad morzem) tez zaliczyłeś ?
raFAUL! (2010-12-29,22:39): Ten właśnie park. Zaliczyłem już Brzeźno - Gdynia - Brzeźno. Planuje tez coś konkretnego na sylwestra.







 Ostatnio zalogowani
AdamP
12:07
Daro091165
12:02
BORA
11:49
KKFM
11:47
biegacz54
11:46
arieloslaw07
11:12
BOP55
10:42
Admin
10:29
Gapiński Łukasz
10:19
eferde
10:10
arturM
10:03
błachu
09:45
lordedward
09:44
maur68
09:40
Hari
09:20
green16
09:19
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |