Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2016-05-27)
  Ostatnio komentował  biegowaamatorszczyzna (2016-05-27)
  Aktywnosc  Komentowano 1 razy, czytano 181 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2016-05-27, 07:58
 Biegający bon ton czyli kultura biegania
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/


Muszę przyznać, ze wczoraj nabiegła mi myśl, by napisać tekst o zasadach I kulturze, które powinny obowiązywać w naszym biegowym światku. Mam pewną zasadę, że nim coś skrobnę lubię zerknąć w sieci, czy już podobny tekst nie został przez kogoś popełniony. No i faktycznie okazało się, ze w listopadzie 2012 roku podobny tekst został napisany przez Marcina Nagórka w Maratonach Polskich. Generalnie zgadzam się z tezami przez autora postawionymi, no może z jednym wyjątkiem, ale do tego wrócę na końcu tekstu:

„Wśród biegaczy, podobnie jak w każdej społeczności, istnieje pewna gama zachowań nieakceptowalnych. Istnieją też niepisane reguły mówiące o tym, co i jak wypada robić w pewnych sytuacjach, swoisty bon ton. W tej materii zachodzą jednak ciągłe zmiany.

Np. kilka lat temu dobrze widziane w środowisku było pozdrawianie się wzajemnie na trasie przez nielicznych i szykowanowanych przez ogół społeczeństwa biegaczy. W tej chwili w wielu miejscach jest to praktycznie niewykonalne, ze względu na ilość biegacza na metr kwadratowy. Szykanowani zaczynają być niebiegający ;)

Jak przypuszczam, opisane poniżej zachowania dla zdecydowanej większości czytelników są wypaczeniem, a ich unikanie oczywistością. Mimo wszystko pewna liczba biegaczy była zainteresowana poruszeniem kwestii savoir vivre w Poradniku. Dla nich jest ten tekst.

Najwięcej sytuacji krytycznych rodzi się na styku biegania w pełni rekreacyjnego z tym nastawionym na wynik lub zyski innego rodzaju. Być może poniższe wskazówki pozwolą uniknąć chociaż części z nich.

1. Bieganie bez numerów

Jedno z najczęściej spotykanych wykroczeń towarzyskich. Polega na uczestnictwie w zorganizowanym biegu bez zarejestrowania się i dokonania opłaty. Biegacz rusza na trasę wraz z innymi uczestnikami, a najbardziej bezczelne typy potrafią na mecie odbierać przeznaczone dla innych pakietowe koszulki i medale. Ci nieco bardziej przyzwoici schodzą z trasy przed przekroczeniem linii mety.

Całą sytuację można porównać do wproszenia się na przyjęcie charytatywne bez wymaganego wykupionego biletu. Część wchodzi na bezczelnego i gości się, jakby było to naturalne, inni „tylko” wchodzą za darmo i zastrzegają, że nie kosztują serwowanych potraw.

Oba zachowania są wykroczeniem nie tylko przeciwko organizatorowi, który wziął na siebie ciężar organizacji imprezy, ale także przeciwko kolegom i koleżankom biegaczom. Dla kulturalnego człowieka sytuacja jest prosta: coś mi się nie podoba, nie ubiorę udziału w imprezie, a jeśli biorę, to akceptując reguły. Organizacja biegu to nie taka prosta sprawa, jak wydaje się niektórym. To wydatki m.in. na zabezpieczenie trasy, zmiany organizacji ruchu w mieście (w większych miastach nawet kilkaset tysięcy złotych!), pomiar czasu, numery startowe, napoje, chipy itd. Te koszty biorą na siebie solidarnie wszyscy uczestnicy imprezy, uiszczając opłatę startową. Biegający bez opłaty są w tym przypadku pasożytami żerującymi na zdrowej tkance społecznej i przykre, że trafia się ich tak wielu – jest to kilkanaście, kilkadziesiąt osób w skali dużego biegu.

2. Start: wpychanie się na początek

Skoro o biegach ulicznych mowa, to zastanówmy się, dlaczego w Polsce nie sprawdza się stosowanie stref czasowych przeznaczonych dla biegaczy z różnych poziomów zaawansowania. Nie zdaje to egzaminu, bo zbyt wielu startujących osobników staje nie tam, gdzie powinni. Na świecie zwykle nie ma z tym problemu, u nas jest. Zawodnicy elity, ruszający na trasę z bardzo dużą prędkością początkową, chyba tylko w Polsce mogą napotkać na swojej drodze nobliwą starszą panią lub dziarskiego emeryta, którzy postanowili, że pierwsza linia startowa to miejsce właśnie dla nich.

Takie zachowanie utrudnia życie i organizatorom, którzy nie mogą sprawnie i bezpiecznie poprowadzić startu, i innym biegaczom oraz biegaczkom. Szczególnie widać to w warszawskich biegach, mających bardzo dużą liczbę uczestników. Ktoś, kto biegnie na czas, powiedzmy 45:00 podczas Biegu Niepodległości i ustawi się w odpowiedniej strefie, musi liczyć się z tym, że pierwsze 2-3 kilometry spędzi, depcząc po nogach i przepychając się pomiędzy wolniejszymi biegaczami, którzy mieli fantazję stanąć z przodu. Uzyskanie w tych warunkach założonego i zgodnego ze strefą czasową wyniku jest prawie niemożliwe.

Ci, którzy wpychają się do pierwszej linii, między wyczynowców, nie wiedzą nawet, jak ryzykują. Tam walka idzie o duże pieniądze i prestiż, w grę wchodzi adrenalina, pobudzenie przedstartowe. Łokcie idące w ruch to na starcie takiego biegu norma, zdarza się więc, że emerytka przeżywa przykrą niespodziankę i może znaleźć się na ziemi. Czy jeśli przebiegnie po niej 8 tysięcy uczestników Biegu Niepodległości, będzie to wystarczająca nauczka na przyszłość? Dla niej może tak, ale w kolejnym biegu znajdą się inni z ułańską fantazją.

3. Biegi: wszelkie możliwe oszustwa

Poruszenie tego tematu wydaje się pozornie niepotrzebne, sprawa oczywista. Skąd w takim razie tylu biegaczy, którzy oszukują (nie wiadomo kogo bardziej, siebie czy rywali) na trasie? Skracanie trasy, podwożenie autem czy oddawanie swojego chipa komu innemu zdarzają się na prawie wszystkich zawodach. I nie mam na myśli popularnego ścinania zakrętów, przed czym trasa powinna być po prostu zabezpieczona. Mówię o ordynarnym, celowym i w pełni świadomym zmienianiu trasy, w celu poprawienia swojego wyniku w danej klasyfikacji.

Myślicie, że stosowanie środków dopingowych to domena wyczynowców? Niekoniecznie – zdarza się na wszystkich poziomach zaawansowania. A zwykle wolniejsi biegacze, jako kompletnie niezagrożeni jakąkolwiek kontrolą, pozwalają sobie na więcej, na bardziej ordynarne, łatwo wykrywalne i intensywnie działające środki. Tu dygresja: przerażającym zagłębiem tego typu praktyk są różnego rodzaju biegowe egzaminy, np. wśród osób ubiegających się o przyjęcie do wojska.

Bardzo nieprzyjemnym, a zdarzającym się oszustwem jest podawanie się za niepełnosprawnego, żeby załapać się na nagrodę w tej kategorii. Tego typu oszustwa są właściwie łamaniem nie tyle dobrych obyczajów, co wręcz prawa. Na szczęście, chociaż zdarzają się w wielu biegach, dotyczą tylko ułamka procent biegowej społeczności. Mimo wszystko wspominam o nich z kronikarskiego obowiązku.

4. Ustąp lepszemu.

Kwestią sporną, dla części biegaczy w ogóle obcą, jest wykonywanie treningu na stadionie lekkoatletycznym. Grzeczne jest tu stosowanie reguł wywodzących się ze sportu wyczynowego: słabszy ustępuje miejsca szybszemu. Zbyt często zdarza się u nas, że np. na pierwszym torze stadionu pojawiają się, powiedzmy, trzy spacerujące panie. Ani myślą schodzić komukolwiek z drogi. Tymczasem dla kogoś, kto wykonuje szybki, mierzony trening (i dlatego wybrał się na stadion), konieczność ciągłego obiegania kolejnych truchtającyh grupek oznacza nadkładanie nawet kilkunastu metrów na okrążeniu, zaburzenie rytmu biegu, dodatkowy stres i czasami wręcz utratę sensu wykonywania danego bodźca.

Dlatego przestrzegam: zawsze sprawdzajcie, czy komuś nie przeszkadzacie. Dotyczy to biegacza z każdego poziomu zaawansowania. Nawet mistrz Polski na treningu ustępuje tym, którzy są danego dnia szybsi – widziałem to niejeden raz na własne oczy. A w zatłoczonej Szklarskiej Porębie nikt nie robi rozgrzewki na tartanowym odcinku, bo to przeszkadzałoby innym – truchta się gdzie indziej.

W USA zauważyłem ciekawe zjawisko – rekreacyjni biegacze często unikają pierwszego toru i spacerują oraz truchtają po zewnętrznych. Dla kogoś, kto nie musi mierzyć czasu z dokładnością do sekundy, jest to bez różnicy, a dla szybkich biegaczy duże ułatwienie.

Przy okazji przykry obrazek z maratonu w Poznaniu z 2011: czołówka biegaczy dubluje na drugiej pętli tych wolniejszych, a oni jak gdyby nic spacerują falangami, po 5-6 osób ustawionych obok siebie. Czołówka leci wymuszonym slalomem, w pewnym momencie jeden z Kenijczyków zderza się z taką grupą i traci te kilka, kilkanaście metrów do prowadzących. Albo tegoroczne 10km w Lęborku: czołówka zderza się z przechodzącymi widzami i truchtającymi bezładnie wolniejszymi zawodnikami. Przykład spoza czołówki? Oto biegaczowi amatorowi brakuje na mecie w Lęborku kilku sekund do wymarzonego złamania 40 minut. Stracił je na obieganiu grupek. Niby drobiazg, ale komuś może być przykro.

Skoro w warszawskim metrze można się ustawić po jednej stronie schodów, aby zapewnić przejście tym, którzy się spieszą, to chyba można to samo zrobić w czasie biegu na kilku pętlach, gdy wie się, że jest się wolniejszym uczestnikiem ruchu?

5. Pozdrawianie

Dla wielu to sentymentalna podróż w czasie. Biegowy savoir vivre zaczął się właściwie od rozważania sensowności pozdrawiania na trasie innych biegaczy. Kilka czy kilkanaście lat temu było nas tak niewielu, że niemal wszyscy się znali przynajmniej z widzenia, nie tylko w jednym mieście, ale praktycznie w całym kraju. Wtedy machnięcie ręką do mijającego nas biegacza było czymś niemal oczywistym, jak „dzień dobry” do sąsiada w windzie. Osoby, które tego nie robiły, uznawano za gburów, niekoleżeńskich czy przestraszonych.

Dzisiaj sytuacja jest inna. W mniejszych miejscowościach pozdrawianie się pozostało i jest miłe, ale w miastach takich jak W-wa jest trudne do wykonania w praktyce. Na ścieżkach mija się tak wielu biegaczy, że chcąc pozdrowić wszystkich, można przeciążyć nadgarstek. Mimo wszystko, gdy jest okazja, warto uśmiechnąć się czy pomachać, okazując solidarność towarzyszowi treningowego znoju.

6. Kwestie higieniczne

Jeśli chodzi o wszelkie sprawy związane z fizjologią, biegacze zwykle pozwalają sobie na dużo, dużo więcej niż przeciętni przechodnie. Jeśli jest to ograniczone do konkretnej grupy treningowej, w której nikomu nie przeszkadza, nie ma sprawy. Warto jednak pamiętać, że smarkanie na chodnik, plucie czy wręcz załatwianie się w biegu (co podobno robią niektórzy zawodnicy z czołówki, aby uniknąć straty czasu), o ile nie szokują na treningu w lesie, tak na ulicy potrafią wywołać bardzo negatywną reakcję.

Skoro zaś o higienie mowa, warto zauważyć, że zaniedbania w tej kwestii odbijają się nie tylko na naszym zdrowiu, ale również na samopoczuciu osób, które startują z nami w jednym biegu. Bardzo przykrą sytuacją jest, gdy na trasie zawodów spotyka się śmierdziela. Ktoś taki biegnący z przodu, nie dający się wyprzedzić, potrafi przyjemność płynącą z biegania zamienić w koszmar.

Nieco pokrewna jest sytuacja, która spotkała jedną z naszych czytelniczek podczas biegu w Jarosławcu. Startujący przed nią biegacz oblał się na starcie wodą z kubka z takim impetem, że większość płynu znalazła się na jej twarzy i okularach. Następnie została trafiona w głowę wyrzucanym kubkiem. Podczas nawadniania warto więc pamiętać, że na trasie nie jesteśmy sami – i dotyczy to nie tylko wyrzucania wszelkich możliwych przemiotów, ale i wydalania płynów oraz gazów.

7. Zającowanie

Kolejna sprawa niby błacha, ale potrafiąca wywołać sytuacje konfliktowe. Gdy biegnie się na określony czas, dobry „zając”, prowadzący bieg na tempo, jest na wagę złota. Bywa jednak, że osoba, pod którą się podczepiamy, wcale nie jest tym zachwycona. Prowadzący zawsze zużywa więcej energii niż ten, który biegnie za nim. Niektórych cień trzymający się z tyłu potrafi też obciążyć psychicznie. Chociaż więc nie ma w tym wypadku reguły postępowania, warto wiedzieć, że jest to potencjalna sytuacja konfliktogenna i nie każdemu może pasować.

8. Malkontenctwo

Znamy to dobrze z forum. Jak wiadomo, biegaczowi nigdy się nie dogodzi. A to zupa jest za słona, a to niedogotowana. Numery za duże, koszulki za mało wypasione, kiełbaska nie tej jakości. Trasa fatalnie oznaczona, do tego źle zmierzona, bo GPS pokazał inaczej. Wody za mało na punkcie żywieniowym, a za dużo w strażackich sikawkach. Masaże zbyt delikatne lub zbyt mocne, a kolejka do nich za długa. I na domiar złego, nawet jeśli biegacz zostanie godziwie napojony i nakarmiony, to i tak może się okazać, że organizator nie zamówił odpowiedniej pogody.

Malkontenctwo jest naszą cechą narodową, ale nawet w narzekaniu nie należy przesadzać. Jest to zdecydowanie w złym tonie. Podsumowując, można rzec: żyj i pozwól żyć innym. Biegacz to często samotnik, ale nawet samotnik, gdy znajduje się w towarzystwie innych samotników, musi dostosować się do pewnych reguł.”

Muszę przyznać, że bardzo ciekawy tekst. Są fragmenty pod którymi podpisuję się wszystkim co może do tego służyć. Oczywiście nie akceptuję biegania na sępa i niezasłużone korzystanie z darów organizatorów, ale daleki jestem o pisaniu o raku drążącym zdrową tkankę. Trochę mi to podbiega pod przymiarkę do wycinania imperialistycznej i kapitalistycznej chorej tkanki przez zdrowe nożyczki proletariatu. Już kiedyś pisałem ze jestem w stanie zrozumieć kogoś, kto chce poczuć smak biegu i zejdzie przed metą. Sam kiedyś się ustawiłem na trasie poznańskiego maratonu na Śródce i „podprowadziłem” kilkanaście osób około 100-150 metrów motywując do większego wysiłku. Po ubiegnięciu takiego kawałka wracałem i „opiekowałem” się kolejną osobą. Z ostatnią przebiegłem około kilometra, czy nawet dwóch i potem zszedłem z trasy. Oczywiście nie korzystałem z żadnych nienależnych mi wspomagań. Czy w takim razie także jestem rakową tkaną drążącą zdrowy biegowy organizm?

Co do wpychania się na początek, ustąpienia lepszemu, pozdrawianiu się na trasie, czy kwestie higieniczne to sprawa nie wymagająca komentarza. Jasne, logiczne i zrozumiałe. Co do zającowania, to w moim odczuciu nie powinno być tematu, bo jak ktoś się zgadza być zającem, to nim jest. A jeżeli ktoś się na kogoś wbrew jego woli podwiesza, to już jest biegowy sęp, a nie goniący zająca. Co do oszustw w pełnym tego słowa znaczeniu, czyli ścinania trasy, używania dopingu, czy podawanie się za niepełnosprawnego by uzyskać z tego powodu korzyści, to cóż … wiadomo, ze z natury jestem typem unikającym ostrych słów, więc tylo skrobnę, że to bardzo nie fair .a podszywanie się to już jest zwykłe sku…… podbiegnięcie pod potomka pani lekkich obyczajów. Co nie zmienia faktu, że taka pani ma naprawdę często wyjątkowe dzieci.

No i na końcu, co do malkonteństwa. Cóż tutaj mam trochę inne zdanie od autora. To, że jestem zarażony pasją biegania nie znaczy, że mam przed organizatorami padać na kolana całując z namiętnością to miejsce, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Gdzie orgowie dają nam niewiele, żądając niewspółmiernie wiele, zawsze będę krzyczał i dym robił. Może i jestem malkontentem, ale ja zawsze będę za biegającymi, a nie za kasującymi. Takie już mam zasady.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
CZARNA STRZAŁA
12:44
gpnowak
12:41
glowas
12:41
smszpyrka
12:39
panpanda
12:37
BOP55
12:32
arco75
12:31
kmajna
12:14
kolor70
12:09
marczy
11:57
StaryCop
11:43
tete
11:28
kostekmar
11:28
conditor
11:20
sa111
11:05
pawko90
10:57
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |