Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  biegowaamatorszczyzna (2015-09-16)
  Ostatnio komentował  biegowaamatorszczyzna (2015-09-16)
  Aktywnosc  Komentowano 1 razy, czytano 235 razy
  Lokalizacja
 aaa - brak lokalizacji

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



biegowaama...
Paweł Kempinski

Ostatnio zalogowany
2018-07-17
07:24

 2015-09-16, 19:17
 Najważniejsze biegowe motywacje
LINK: http://biegaczamator.blog.pl/2015/09/16/najwazniejsze-biegowe-motywacje/
...... Co do argumentów przemawiających za ukończeniem przeze mnie maratonu, to napisze tylko jedno: szacunek i pokora dla dystansu. I na tym może poprzestanę. Co do mojego nagłego przeskoku treningowego o 100% więcej i jeszcze posiadania z tego radochy, to chyba jest tak jak napisałeś. Moja akceptacja do boju i wyzwania płynęła z trzech niezależnych obszarów. Duchowego, czyli zaakceptowałem to mentalnie, następnie mój umysł ogarnął to w sensie niemal matematycznym, a organizm uznał, że da radę po względem wytrzymałościowym. I tylko symbioza tych trzech nakładających się na siebie części mojego ja mogła przynieść efekt, że nie dosyć, że mam poprawę mocy, to jeszcze cieszę się z tego jak inteligentny inaczej z bateryjki. To jest przy okazji wprowadzenie do motywacyjnego dzisiejszego tematu. Bo motywacja nie bierze się sama z siebie. Ona także wypływa z naszego ducha, umysłu i ciała. I tylko czyste współgranie tych trzech elementów prowadzi do sukcesu. No i Robercie zgadzamy się w jednym. Nawet współgranie tych trzech elementów nie zagwarantuje sukcesu w biegu maratońskim, tj ukończenia go, nawet niezależnie w jakim czasie. Gdyż to jest maraton Królewski Dystans czyli 42 km z małym haczykiem. Dlatego do tego wszystkiego szacunek i pokora, bo bez nich to pozostanie tylko pupcia. I nie ma znaczenia, czy biała czy czarna.

Ostatnio kiedy kończyłem moje codzienne tup, tup zaczepił mnie znajomy z pytaniem: „ jak ty to robisz? Praktycznie dzień w dzień biegasz. Chce cię się tak? Skąd znajdujesz na czas?”. I tu myślę, że dochodzimy do istoty problemu, który dopada wielu z nas zarówno tuptających, jak i planujących zacząć tuptać, b stać się biegaczami. Bo wielu wie, ze to wspaniała pasja, by chciało, ale skąd wziąć w sobie siły i chęci by się zmusić do treningu. Nawet nie koniecznie 6 razy w tygodniu, jak to jest u mnie, ale sądzę, ze jakieś rozsądne minimum, by miało to sens, to są te 3 razy w tygodniu. Wtedy budujemy w sobie moc, by móc wystartować w biegu zorganizowanym na 5, 10 km czy w półmaratonie, czy na Królewskim Dystansie. Bez treningu podbiegać do startu opierając się tylko na wierze we własne siły, możliwości i napiszmy ogólne jakieś wysportowanie teoretycznie można. Na 10 takich przypadków, dwa może trzy zakończą się nawet sukcesem, że jakoś do strefy mety się doczołgamy, a bieg będziemy mogli powiedzieć, że zaliczyliśmy. Jest to jakaś forma ukończenia i jakieś rozwiązanie, ale na dłuższą metę trudne do praktykowania. By móc w pełni z radości biegania korzystać niezbędny jest trening, trening i jeszcze raz trening. Cytując klasyka można śmiało napisać” „ bez treningu nie ma niczego”.

Ok ktoś powie: „dobra, prochu gościu nie wymyśliłeś, to że trzeba trenować wiedzą wszyscy, ale jak się przekonać do treningu, kiedy jest zimno, kiedy za ciepło, kiedy pada deszcz, śnieg czy wbiegają do głowy setki innych powodów by nie iść biegać?”. No tak powodów mogą być tysiące, od najdrobniejszych, do poważniejszych. A to właśnie pogoda, a coś fajnego w TV, książka, wyprawa z rodziną do marketu ( w końcu ukochany sport Rodaków) czy setki innych. Tak naprawdę, to każdy powód jest dobry, byle nie iść biegać, odkładając trening na wieczne później. Jak się przekonać, że to już czas, pora i miejsce. Myślę, że dla nas, którzy już trochę mocniej i poważniej tym bakcylem zostaliśmy zarażeni, to nie problemu. Dla nas bieganie to niemal narkotyk. My musimy pójść biegać w swoich dniach, godzinach, czy co tam i jak mamy ułożone i zaplanowane. Nie ma że boli czasem musi boleć. „ No, tak” – ktoś zapyta – „ ale jak wyzwolić w sobie to pragnienie, jak wzbudzić pożądanie systematycznego treningu?”.

Myślę, ze tak naprawdę odpowiedź jest tak prosta i banalna, że już prostsza być nie można. Wszystko zależy od głębokości naszego wewnętrznego przekonania, że „tak, to jest ten czas, chcę zacząć biegać”. Tyle że to przekonanie nie powinno wynikać ze słów innych, z powiewu mody, który nas ogarnął, czy ulotnej myśli, że „może spróbuję”. Morze, to jest głębokie i szerokie i pływają w nim ryby. No chyba, ze to nasze „może spróbuję”, będzie właśnie takie głębokie, jak to morze. I kiedy to przekonanie faktycznie w nas wzrośnie i zmieni się w wielkie i trwałe jak dumny dąb pragnienie biegania, to wygraliśmy. I wtedy możemy zacząć poważniej do naszej pasji pobiegać. Bez tego to będzie klasyczny słomiany zapał, który zgaśnie błyskawicznie jak zapałka pod wpływem wcale nie najmocniejszego wiatru. Taki trochę sztuczny, modowy zapał ma stosunkowo niewielką szansę przetrwania. Mody się zmieniają, a prawdziwa pasja jest trwała. I tej trwałości każdemu z nas życzę.

No i jeszcze jedno ryzyko zaczynających tuptać biegaczy. Od razu rzucanie się długie dystanse, zarówno w biegach zorganizowanych, jak i treningowych. Trochę na zasadzie: „ co ja cienias, żeby treningi od kilkunastu minut zaczynać? Od razu na co najmniej godzinę się trzeba rzucać”. Jest to jakieś wyjście i jakaś możliwość. Ale ludzka natura jest taka, że lubi systematycznie od małych kęsów zaczynać, niż od razu na wielkiego „chapsa”, którego można nie przetrawić. Z mojego prywatnego spostrzeżenia i doświadczenia. Jest to porada dla tych, którzy wcześniej nie mieli praktycznie żadnych doświadczeń ( poza obowiązkowymi lekcjami wf w szkole, czy czasem przebiegnięciem się po piwo) w tej materii, czyli takich samych jak ja te 4 lata temu, Zacząć powoli systematycznie od zwykłych coraz szybszych spacerów na dystansie, kilkuset metrów. Potem powoli zacząć biegać kilometr po kilometrze systematycznie dokładać i tak z miesiąca na miesiąc systematycznie drobnymi kroczkami do przodu. No i w końcu sami opracujemy najbliższy naszym możliwością plan. Gdyż rzucanie się z motyką na słońce jest fajne, ale raczej charakteryzuje się dużym odsetkiem klap w realizacji.

Podsumowując to pod względem motywacji najważniejsze jest własne nastawienie. Na zasadzie chcę, to mogę, mogę, czyli zaczynam realizować. Jasne można się motywować w grupach, parach to wszystko zależy od tego jaki jest nasz charakter i jakie w tym zakresie możliwości. Są biegacze, którzy muszą czuć kogoś biegnącego obok, jego oddech, zapach ( w tym przypadku zapewne dotyczy to płci przeciwnej) czy odgłos miarowego tup tup. A przy całej motywacji do biegów nas napędzających nie zapominajmy o tym co najważniejsze, o czym wspomniałem na początku: szacunek i pokora. To jest najważniejsze.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (8 wpisów)


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
mateusz
10:55
Rajmund
10:46
Isle del Force
10:41
andrzej043
10:37
Citos
10:34
BOP55
10:33
batoni
10:22
Gapiński Łukasz
10:19
LucMoore
10:17
¦wistak
10:09
Andrzej5335
10:04
lordedward
09:51
zulek
09:44
Leno
09:36
biegacz54
09:24
mct
09:10
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |