Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Admin
Michał Walczewski
Toruń
WKB META LUBLINIEC
MaratonyPolskie.PL TEAM

Ostatnio zalogowany
2024-03-28,09:06
Przeczytano: 3071/92307 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:8/22

Twoja ocena:brak


Metoda Anty-Galloway
Autor: Michał Walczewski
Data : 2009-05-10

Mój przyjaciel opowiedział mi ostatnio pewną krótką historię. Otóż biegnąc półmaraton w pewnym momencie, znużony trudami trasy zaczął w okolicach 18 km maszerować krótkie odcinki, co pomogło mu systematycznie i uparcie, ale jednak mimo wszystko brnąć do mety. Jeden z przebiegających obok niego zawodników zakrzyknął: „Co, metodą Gallowaya biegniesz?”. Odpowiedział niewiele myśląc: „Nie, metodą oby do mety”…

Opowieść skłoniła mnie do zastanowienia się nad tym, czym jest tak naprawdę „metoda” Galloweya, komu dedykowana, i czy na pewno zasługuje na miano „metody”.

Może najpierw garść szczegółów, dla tych którzy są mniej zorientowani w temacie. Jeff Galloway to amerykański biegacz długodystansowy z lat 60 i 70-tych, olimpijczyk, właściciel rekordu życiowego na 10 mil na poziomie 47.49. Rekordu, który ze względu na inne jednostki miar, a więc i dystanse w Polsce niewiele nam mówi (chociaż w naszych mediach uparcie podaje się właśnie rekord Jaffa na 10 mil, by udokumentować jego karierę zawodniczą). W USA biega się okrągłe dystanse tak samo jak u nas, tylko że tam okrągły dystans to około 16 km (10 mil) a u nas 10 km (nieco ponad 6 mil). Bardziej wymierne do porównań jest więc wskazanie tempa w jakim trzeba biec, aby taki rezultat osiągnąć - tempo Jeffa przez rekordowe 16 km to niemal równe 3:00.

Stworzona przez Jeffa „metoda” polega na przeplataniu biegu (obojętnie czy na dystansie maratonu, półmaratonu czy 10 km) marszem. I to na przeplataniu po pierwsze częstym (co 1 milę - znowu nieszczęsny przelicznik jednostki miary), po drugie od samego startu (a więc nie od momentu, gdy zabraknie nam sił, ale od pierwszego kilometra). Długość odcinków marszu wahać się ma w zależności od tego jaki chcemy osiągnąć czas na mecie - od minuty do 10-20 sekund.

Tyle tytułem wstępu. Zastanowiło mnie od razu, czy proponowane rozwiązanie spełnia kryteria pozwalające na nazwanie go „metodą” czy też może bardziej „sposobem”? I tutaj zaczęły się ciekawostki.

Jeff Galloway chętnie informuje, a nasze rodzime media - zarówno internetowe jak i miesięczniki biegowe - chętnie powtarzają słowo w słowo, że kwintesencją „metody” Galloweya jest przeplatanie biegu marszem. Czy jest to wystarczające, by pomysł nazwać metodą treningowo-startową? A tym bardziej nazwać ten sposób swoim imieniem?

Marszobiegi to metoda treningowa stosowana w bieganiu od zawsze. Jak mówi Darek Sidor, (jeden z bardziej znanych w naszych kręgach trenerów biegów) marszobieg jako środek treningowy opisany i stosowany był już ponad 100 lat temu przez pierwszych francuskich długodystansowców. Marszobiegi stosuje się od dziesiątków lat w wojsku, by podnieść wydolność i sprawność poborowych (tzw. codzienne zaprawy), w harcerstwie jako formę forsownych, długich marszów i manewrów, oraz w szkolnictwie podstawowym jako element wychowania fizycznego. Nazwanie więc „marszobiegu” swoim imieniem tylko dlatego, że proponuje się zastosować to rozwiązanie bezpośrednio na zawodach, a nie jako część przygotowań treningowych wygląda na pierwszy rzut oka co najmniej na niesmaczne. W ten sam sposób mógłbym ogłosić „metodę Walczewskiego” polegającą na chodzeniu po zakupy pół-biegiem, pół marszem z równo obciążonymi zakupami siatkami, i robienie regeneracyjnych przystanków w sklepach co 500 metrów…

Może jednak jest to dość złośliwe spostrzeżenie wynikające z płytkiego zaznajomienia się z tematem. Postarajmy się więc rozpatrzyć konkretne argumenty, które przywołuje Jeff Galloway dowodząc o sukcesach swojej „metod:

Pierwszy z przywoływanych argumentów to „gwarancja bezkontuzyjności”. Otóż autor „metody” chwali się, że osoby biegające maratony w połączeniu z częstymi (od samego startu!) marszami - w tym on sam – nie cierpią na kontuzje. To tak niesamowite stwierdzenie, że aż sprawdziłem je w czterech różnych dostępnych mi źródłach. Jeff Galloway nie mówi o tym, że jest mniej kontuzji, czy są one mniej dotkliwe, tylko gładko stwierdza, że nie ma ich wcale! Niby przy okazji zawsze pada mimochodem stwierdzenie, że to ON nie miał kontuzji, ale jest ono ekstrapolowane na wszystkich korzystających z jego „metody”. Przyznam szczerze, że poczułem się jak w telewizyjnym sklepie MANGO, gdzie każdy produkt ma wyłącznie zalety… To, że autor twierdzi, iż od 30 lat nie miał żadnej kontuzji, niczego nie dowodzi. Osobiście przebiegłem 37 maratonów, i też nigdy nie miałem żadnej kontuzji. Mało tego - znam kilkunastu biegaczy, którzy też przez wiele lat nie mieli poważniejszych kłopotów niż bąble i otarcia naskórka. Argumentem koronnym może być dopiero profesjonalne badanie statystyczne grupy różnie trenujących zawodników, a nie subiektywne stwierdzenie autora. Cóż jednak udowodniłoby takie badanie? Jedynie to, że osoby trenujące bardzo spokojnie (a na tym oparta jest w praktyce cała „metoda” Gallowaya) rzadziej doznają kontuzji. Ale nie dlatego, że pokonują zawody i treningi marszobiegiem, tylko dlatego, że robią to w niskich zakresach obciążeń! Wykorzystanie więc argumentu, że unikają kontuzji dzięki „metodzie” jest całkowicie nieprawdziwe - w takim samym stopniu unikają kontuzji osoby siedzące na czterech literach przed telewizorem. Przypisanie więc spadku liczby kontuzji zastosowaniu „metody” to tania sztuczka myląca przyczyny ze skutkami, rodem z amerykańskich reklam fitness.

Kolejnym ważnym argumentem Jaffa Gallowaya świadczącym o doskonałości jego „metody” są wyniki osiągane podczas startów przez jego podopiecznych. Chwali się tym, że ponad 100 osób złamało w maratonie 3 godziny, a jedna z nich nawet osiągnęła czas 2:28:00. I to wszystko robiąc podczas biegu przerwy na marsz! Na pierwszy rzut oka wyniki świadczą same za siebie, ale…

Od dawien dawna wiadomym, i udowodnionym niczym Teoria Ewolucji jest fakt, że najlepsze wyniki podczas startów osiąga się wtedy, gdy cały dystans pokonuje się w ścisłym rygorze dyscypliny tempowej. W tempie idealnie dopasowanym do aktualnego poziomu wydolności i możliwości zawodnika. Bieg „po rekord” jak w nomenklaturze Jerzego Skarżyńskiego nazywa się start w zawodach, którego celem nie jest zwycięstwo ale uzyskanie możliwie najlepszego czasu, należy prowadzić przy minimalnie narastającej prędkości. Pierwszą połowę dystansu należy pobiec mocno, ale na tyle jednocześnie ostrożnie, by zachować siły na jeszcze silniejszą drugą połowę. Jeżeli zaczniemy za mocno, zabraknie nam sił na ostatnich kilometrach i cały wysiłek pójdzie na marne. Jeżeli zaczniemy za wolno, nie uda nam się odrobić strat w drugiej części dystansu, i w efekcie albo ponownie „zajedziemy się w końcówce” albo wbiegniemy na metę z niewykorzystanym zapasem sił.

Zasada „pierwsza połówka mocno ale wolniej niż druga” jest udokumentowana i nie podlega dyskusji. Pytanie jednak brzmi: „kto tak umie biegać?”. Osobiście przebiegłem w życiu 37 maratonów, i chociaż nigdy nie byłem „zawodowym” biegaczem, i zawsze tuptałem jako amator, to te maratony dały mi trochę doświadczenia startowego. Doświadczenia, które pozwala mi zrozumieć, że pobiec taktycznie cały maraton na „czas” jest niezwykle trudno. Udało mi się to zaledwie 5 razy. Zwykle okazywało się, że pierwsze 20-30 km pobiegłem jednak za szybko, i zabrakło na ostatnie kilometry sił. W efekcie „nadrobione” 5-10 minut, traciłem na ostatnich finiszowych kilometrach, płacąc przy okazji dodatkowymi minutami „frycowego”.

Pokonanie dystansu maratonu „metodą” Galloweya, czyli zawczasu wyliczonym i założonym marszobiegiem jest niczym innym jak „kagańcem na wyrywających się do przodu biegaczy”. Zaproponowany reżim przerw na marsz w sposób drastyczny spowalnia tempo biegu osób, które go stosują. Spowalnia bez względu na to, czy dana osoba potrzebuje w danej chwili odpoczynku czy nie. Nie tylko początkujący biegacze, ale i bardziej doświadczeni, mają problemy z utrzymaniem zakładanego tempa. Zastosowanie „kagańca” jest skuteczne, ale czy optymalne? Śmiem twierdzić, że osoby, które „metodą” Galloweya złamały 3 godziny w maratonie, gdyby tylko zamiast maszerować co kilometr po 20 sekund umiały biec od startu do mety w równym, zdyscyplinowanym tempie, miały by czas nie 2:59:00 ale 2:55:00 lub jeszcze lepszy. Osoba, która zrobiła wynik 2:28:00 gdyby zarzuciła „metodę” marszobiegu, zapewne złamałaby 2:20 jeżeli tylko umiałaby rozegrać bieg taktycznie i zgodnie z reżimem tempa. Dlatego też pozwolę sobie na sformułowanie: „metoda” Galloweya stosowana podczas zawodów nie jest absolutnie metodą, lecz tylko i wyłącznie TAKTYKĄ biegu. Taktyką, która ma zatrzymać niedoświadczonego, lub nie potrafiącego zapanować nad swoim tempem biegu zawodnika w miejscu. Stracone sekundy odzyskane zostają wprawdzie w późniejszym odcinku biegu, ale jednakże i tak są sekundami STRACONYMI. Niestety w żadnym z materiałów nie znalazłem informacji, by Jeff przyznał, że jego „metoda” dedykowana jest tym, którzy nie potrafią kontrolować swojego tempa…

Galloway twierdzi, że odcinki marszu przeplatające bieg pozwalają odpocząć mięśniom, gdyż podczas marszu pracują inne ich partie. Odpoczną przez 10-20 sekund ??? Podczas biegu tyłem też pracują inne partie mięśni, można by więc zaproponować, by co 1 km przebiec się tyłem - efekt będzie taki sam!

Wykorzystywanie szumnie, w każdej wręcz publikacji informacji o rezultacie 2:28:00 osiągniętym z zastosowaniem „metody” jest całkowicie dla mnie nie przekonywujące - z łatwością mogę sobie wyobrazić jednego ze startujących w Polsce Kenijczyków, który stosując „metodę Walczewskiego” - biegnąc co jakiś czas przez chwilę tyłem nabiega czas 2:18:00. Czy czegoś to dowiedzie? Absolutnie niczego, ale wygeneruje wspaniałą papkę medialną, a w telewizji pojawi się informacja, że podczas Maratonu w Lublińcu biegnący częściowo tyłem reprezentant Kenii zrobił doskonały wynik 2:18:00 - i tu nastąpi zgrabna manipulacja: wszystko dzięki „metodzie Walczewskiego”…

Irracjonalność takich argumentów przypomina mi wręcz anegdotę o tym, jak spotykają się dwie starsze Panie i jedna mówi do drugiej: „Widziałam dzisiaj jak listonosz przejechał kurę rowerem. Naprawdę? - mówi druga - Pani, to wojna będzie! Przed wojną też listonosz przejechał kurę!”

Nie wzbudza mojego zaufania stwierdzenie bijące z każdego wywiadu, że Jeff wie co mówi, gdyż trenował prawie 200 tysięcy biegaczy na całym świecie. Skrót myślowy wykorzystywany przy tym sformułowaniu jest wręcz niewiarygodny. Naprawdę musiała to być mrówcza robota - wytrenował więc 30 biegaczy dziennie, codziennie przez 30 ostatnich lat! Prawda, że wzbudza zaufanie?

Moim zdaniem „metoda” Galloweya nie jest żadną metodą a tylko sposobem. Obfituje w duża liczbę sztuczek marketingowych pozwalających sprzedać pomysł i koncepcję na całym świecie. Sztuczek, które jak to zwykle bywa wydają się poparte dowodami, oraz sprawiają wrażenie rozsądnych. Niemniej w moim odczuciu nie różni się niczym od obecnej od niedawna na naszym rynku innej sztuczki marketingowej - książki „Chi-Running: Rewolucja w bieganiu”. Książka stanowi ciekawostkę, próbę połączenia Tai-Chi z bieganiem. „Metoda” Galloweya” także jest taką ciekawostką, która minie niewątpliwie wraz z modą i „sezonem”.

Mój sprzeciw budzi nie tyle sama koncepcja, co użyte argumenty. Dla osób z niewielkim lub wręcz żadnym doświadczeniem biegowym proponowane rozwiązanie jest fajne i mądre. Ale marszobieg ani nie jest pomysłem autora, ani prawdziwą metodą treningową. Próbowanie reklamowania jej poprzez wykorzystywanie osiągniętych wyników poniżej 3 godzin jest mydleniem oczu, a co najgorsze argumentacja ta skierowana jest do osób zaczynających bieganie, które o bieganiu nie posiadają wiedzy, więc przyjmują wszelkie wiadomości dogmatycznie.

Marszobiegi towarzyszą biegom i aktywności fizycznej od dawna, i autor nie odkrywa żadnej „ameryki”, chociaż jednocześnie pozwala sobie ochrzcić marszobieg swoim imieniem. To chyba najbardziej budzi mój sprzeciw. Marszobieg jest naturalnym, oczywistym i ewidentnym początkiem przygody z bieganiem, i każdy z nas właśnie od marszobiegów zaczynał, bo trudno od razu biec 10 km bez przerwy. Teraz zaś dowiadujemy się, że używaliśmy „czyjejś metody”. Naturalną drogą rozwoju biegacza jest wydłużanie dystansu i nabycie umiejętności biegu ciągłego. Każdy uczestnik maratonu dąży do przebiegnięcia dystansu a nie jego przemaszerowania. Stawianie tezy, a wręcz nazywanie jej „metodą”, że bieg i marsz są równoprawne pod względem sportowym i wyczynowym, jest niepoważne, zwłaszcza gdy twierdzenie to wspiera się argumentami o braku kontuzji, o wspaniałych rekordach życiowych, o regeneracji sił podczas 20 sekundowego marszu.

Skąd wynika obecnie promowana przez media biegowe swoista moda na „Galloweya”? Marszobieg jest świetnym początkiem aktywności fizycznej i tak jak Nordic Walking jest doskonałym pomysłem na zachęcenie do ruchu nowych osób. Jest też rozwiązaniem dla osób starszych oraz z dużą nadwagą - pozwala im brać udział w zawodach sportowych i cieszyć się ruchem. A każda forma ruchu jest lepsza niż żadna, i takie same brawa należą się biegaczom, jak i osobom które chodzą z kijkami oraz pokonują zawody marszobiegiem. Jestem pierwszym i ostatnim, który będzie im klaskał. Ale mojego poklasku nie otrzymają osoby, które rozgrywają marketingowo swoje karty wykorzystując modę oraz zawłaszczając swoim imieniem istniejące już od dawna rozwiązania.

Niedawno podczas zawodów w Krapkowicach dziennikarz radiowy zapytał mnie co sądzę o tej wspaniałej, najnowszej rewolucji jaką jest chodzenie i bieganie z kijkami. Odpowiedziałem, że nic nie sądzę, bo w Polskich górach z kijkami chodziło się od zawsze. Podoba mi się, gdy osoby starsze bądź otyłe startują w ramach Nordic Walking w zawodach. Ale gdy widzę, jak zdrowe chłopy po 30-40 lat „wchodzą” na metę z kijkami, i po pokonaniu 9 km (jak podczas Silesia Maratonu) krzyczą z radości, że przeszli pierwsi, to myślę sobie: „Moja mama też chodziła w latach 80-tych do odległego o 3 km sklepu spożywczego, a potem maszerowała z siatkami pełnymi zakupów do domu. I nigdy w drzwiach nie krzyczała z radości, że jej się udało.”

Nie pomniejszajmy sobie celów, które stawiamy przed sobą, bo radość z ich osiągnięcia będzie mniejsza. Wyrazem charakteru jest bieg a nie marsz. Wyrazem taktyki - prawidłowe rozłożenie sił podczas zawodów, a nie zakładanie „kagańca” marszu. Nordic Walking jest dla osób, które nie mogą biegać, a nie dla zdrowych bysiorów.

Podobno tegoroczny Maraton Warszawski zamierza wprowadzić limit na pokonanie dystansu 8 godzin. Po co? Dlaczego? W imię udowodnienia, że maratończykiem może zostać każdy? Średnie tempo marszu to 6 km na godzinę. Idąc chodnikiem można dojść od startu do mety maratonu w 7 godzin, nie podbiegając ani nie truchtając ani przez chwilę. Czy taka osoba jest maratończykiem? Zapewne tak, ale czy na pewno TEGO chcemy? Jedyny rozsądny limit to 6 godzin, i jeżeli ktoś nie może pokonać dystansu 42 kilometrów 196 metrów w tym czasie, to znaczy, że nie jest jeszcze w stanie zostać maratończykiem. Bez względu na to, czy idzie o kijkach, maszeruje, czy używa „metody” Galloweya.

Nie udowadniajmy na siłę, że każdy może został maratończykiem, bo jeżeli tak jest, to co to za chwała nim być?

Ponieważ artykuł stworzył liczne kontrowersje, podpinamy wypowiedź Darka Sidora, trenera LA i autora popularnej serii ksiażek - poradników dla biegaczy - który ustosunkował się bardzo rzeczowo od strony trenerskiej do poruszonego zagadninia.

Dariusz Sidor (DS): "1. Słuszna uwaga autora – to nie jest metoda Gallowaya, to sposób rozwiązania problemu, który nagłośnił amerykański biznes (a lepszego nie ma na świecie). Twórcami metody są „wynalazcy” interwałów, lsd, zabaw biegowych, etc. Z całym szacunkiem do Jeffa – on nie, on jest popularyzatorem.

2. Marsz jest kagańcem dla osób mających problemy z utrzymaniem tempa. Sam też tak polecałem debiutantowi w „Debiucie” (cz.1 „Ukończyć maraton”). Ukończyć maraton marszobiegiem, ale już bardziej doświadczony biegacz powinien wiedzieć, że: jest takie tempo biegu, że wydatek energetyczny jest mniejszy niż podczas marszu! Wniosek – przebiegnięcie jednostajnym tempem jest ekonomiczniejsze, ale trzeba do tego przygotować układ mięśniowo-ścięgnisto-kostny. Stąd cykle przygotowań do maratonu i stosunkowo niewielki odsetek „rannych” w pierwszych latach rozwoju epidemii pod nazwą „każdy da radę”. Potem te proporcje zostały zachwiane, bo ludzie uwierzyli, że dadzą radę bez wysiłku, tak jak wierzą, że schudną oglądając reklamy ze szczupłymi modelkami, albo podłączając się do jakiś prądowych urządzeń, łykając jakieś tabletki, etc.

3. Tempo biegu 3:30/1 km. No, niejeden tak by chciał i co? „Gallowayem” da radę!
No, to powodzenia! A jest to średnia z rekordowego czasu, przy założeniu jednostajnego tempa, a jak wiadomo trzeba jeszcze doliczyć przerwy na marsz. Pewnie 25 przerw, bo co 1 milę. Mamy z tego piękny interwał 26 x 1600 m z przerwą meganiepełną, bo wynoszącą 20 sekund. Ciekawe kto da radę to znieść.

4. Marszobieg. W marszobiegu kryje się jedna pułapka. Aby odniósł swój pożądany efekt czas przerwy powinien umożliwić regenerację, skoro zaleca się 3-minutową przerwę do interwałów jako przerwę pełną, czyli dającą pełną możliwość odpoczynku, to i podobną powinno się polecać do marszobiegu, w przeciwnym wypadku, to co najbardziej zmęczy, to częsta zmiana tempa! Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek zrobił interwał 42 x 3:15 z 15-sto sekundową przerwą! Ale wyobrażam sobie amatora-debiutanta, który robi 8 x 5 km w tempie 6:20/1 km z 2-minutową przerwą na marsz i picie.

5. Przekładanie nakładu książek na wytrenowanych biegaczy. Hmm, mogę powiedzieć, że wytrenowałem ok. 90% biegaczy w Polsce, a Jurek Skarżyński pewnie 99,9%, co nam daje też po paręnaście tysięcy wytrenowanych biegaczy (muszę to przy wznowieniu umieścić na okładce) :) A wartości realne są takie, że nie da się rady porządnie zajmować grupą większą niż kilkanaście osób, a by mówić o jakiś efektach, to współpraca powinna trwać minimum 1 rok, najlepiej kilka lat. Łatwo wyliczyć, że trener przez 50 lat pracy jest w stanie wytrenować ok. 100 lub wliczając w to konsultacje, podpowiedzi, itp. do 200, góra 300 zawodników!

6. Marszobieg jako metoda treningowa. Tylko pod jednym warunkiem – gdy mowa jest o ultramaratończykach. Maratończycy poruszający się od startu do mety marszobiegiem nie korzystają z żadnej metody, są zbyt słabi by pokonać cały dystans biegiem. Wplatają marsz, by odpocząć, przed kolejnym intensywniejszym wysiłkiem.

7. Gdyby Gebreselasie szedł. Gdyby Heile szedł co jakiś czas, to złamałby pewnie 2:00 w maratonie. A może jeszcze nie słyszał o „metodzie Gallowaya”?
Och, i dzięki mu za ten przytępiony słuch. Tak więc, koleżanki i koledzy, używanie zwrotu „biegnę Gallowayem”, mając na myśli amerykańskiego popularyzatora marszobiegu dla amatorów jest poprawne! Błędem jest twierdzenie o używaniu „metody Gallowaya”!

Pamiętajcie – dążymy do tego by maraton przebiec!
Przygotowując się przez cykl treningów, bo to i zdrowiej, i bezpieczniej!"



Komentarze czytelników - 193podyskutuj o tym 
 

tytus :)

Autor: tytus, 2009-05-15, 10:05 napisał/-a:
zgodnie z sugestia Admina parę razy do tyłu.
Aha a przerwa na siku?

 

DzidkaO

Autor: Z-Dzida, 2009-05-15, 13:35 napisał/-a:
Ja swój pierwszy maraton (Silesia-3 maj 2009) pokonałam właśnie marszobiegiem, "metodą Orlika" (12min.biegu - 1min.marszu) ;-).
Biegam od 11 lat i zawsze maraton wydawał mi się dystansem nie do pokonania dla mnie, tymbardziej, że mąż biega i po każdym maratonie był okrutnie zmęczony, z bąblami, zakwasami itp. Nie wiedząc jak mój organizm zachowa się w czasie tak długiego wysiłku, postanowiłam pierwszy maraton marszobiegować. Teraz wiem jak "smakuje" ten dystans, jak się przygotować i dlatego następny maraton pokonam biegiem. Dla tych nie do końca pewnych swego przygotowania, dla tych "co pierwszy raz" polecam marszobiegowanie.

 

kwiatek_polny

Autor: ale.mocarz, 2009-05-16, 19:46 napisał/-a:
Ja dzisiaj biegłem galołejem na maratonie w Sielpi i muszę stwierdzić , że po raz kolejny się udało .Widać metoda Jeffa G. jest dla mnie stworzona .

 

Tusik

Autor: Tusik, 2009-05-16, 19:58 napisał/-a:
czas super! - brawo.

 

Anja

Autor: Anja, 2009-05-19, 09:21 napisał/-a:
Dziękuję za ten mądry, logiczny i zdroworozsądkowy artykuł.

 

Marecki

Autor: Marecki, 2010-09-08, 23:02 napisał/-a:
Wstukałem Metoda Danielsa w wyszukiwarce i wyskoczyła mi metoda Anty-Galloway.
Ciekawy artykuł, ale brakuje mi badań, wyników , testów, porównań - a może nie można ich wykonać? Bo z takiego "kawiarnianego" filozofowania można sobie...no właśnie pofilozofować i obalić np. teorię względności.

 

sqadnik

Autor: sqadnik, 2012-04-10, 08:20 napisał/-a:
Witam
Wczoraj, w ramach długiego wybiegania, postanowiłem zastosować marszobiegi. Przebiegłem/maszerowałem 42,5km w czasie 3h45min stosując 9min biegu/1min marszu.
Był to mój pierwszy tak długi dystans i jestem bardzo zdziwiony jak dobrze się dzisiaj czuję.
Moje pytanie to - czy ktoś trenując według Gallowaya poprawił wyniki na 5 lub 10km? Myślę o poprawie np. z 44min/10km na 40min/10km.

 

Martix

Autor: Martix, 2012-04-10, 11:06 napisał/-a:
Ja z koleii od pewnego czasu włączyłem do swojego treningu rower. I mimo krytyki niektórych biegaczy co do skutecznosci dla nóg jazdy rowerem powiem że mam odczucie że są coraz silniejsze. Jeżdżąc 30 km ze zmiennymi przełozeniami choc raz w tygodniu i to nie raz pod oporny wiatr nie ma przeszkód żeby nie wzmocnic sobie w ten sposób nogi. I po drugie nie zgodzę się że te mięśnie nie uczestniczą w bieganiu bo właśnie jakaś częśc uczestniczy.
Co do twoich przełożeń czasowych na treningu metodą Galloweya to powiem że są całkiem dobre jak na tą metodę.Pomyślałem sobie na tej podstawie, że Gallowey jest dobry nie tylko dla poczatkujących, bo również dla tych co mają problem z utrzymaniem m.w. równego tempa do końca maratonu z uwagi na niedotrenowanie na długich dystansach lub mniejsza wytzrymałośc. Otóż gdy biegniemy cały czas i nasza prędkośc zatryna spadac to na tym tracimy i gdybysmy pokonywali ten maraton metodą Galloweya właśnie z odpowiednio dobraną prędkością, to wyszło by nam ten sam czas na mecie a z mniejszym zmęczeniem.
Problem w tym że Gallowey wielu upokarza i zawstydza bo przeciez inni sobie mogą pomyslec że skoro chodzimy prawie od początku na pierwszych km maratonu to jesteśmy nieprzygotowani do maratonu.

 

marbej

Autor: marbej, 2012-09-13, 11:12 napisał/-a:

Michale!

Nie zgadzam się z treścią Twojego artykułu w 99%. Ten 1% lub może nawet mniej to to, że nie Galloway wymyślił marszobieg :)
O samej metodzie Gallowaya nie będę się wypowiadał - szkdoa naszego czasu na puste, kawiarniane dyskusje, do niczego nie doprowadzające. Powiem tylko tyle, jako sprostowanie, że Twoje twierdzenie, iż Galloway to 1.6km biegu i ileś tam sekund marszu jest nieprawdą w bardzo dużej części. A to dlatego, że w zależności od tempa biegu stosuje się różną strategię marszobiegu (angielska nazwa marszobiegu dokładniej oddaje proporcje run-walk-run). Pokonując odcinki biegowe w tempie np. ok 6:00/km strategia jest 3 minuty biegu, 1 minuta marszu.
Sam więc widzisz, że trochę mało zgłębiłeś temat na który tyle piszesz i nie do końca wiesz o co w metodzie marszobiegu chodzi. Choć przyznaję, że wiesz więcej niż zdecydowana większość na forach maratonypolskie.pl jednak w dalszym ciągu zbyt mało, by być dla mnie autorytetem, czy choćby nawet tylko "autorytetem" w sprawie techniki marszobiegu.

Tak na marginesie: tempo podajemy w czas/dystans, a nie w dystans/czas. Dystans/czas to prędkość, a nie tempo ;)

Chciałem natomiast zapytać Cię o nordic walking? Tak uczciwie drogi Michale ile kilometrów przeszedłeś poprawną techniką nordci walking?
Mam nadzieję, że nordic walking nie oceniasz po obserwowaniu ludzi którym się wydaje, że mając w dłoniach kije uprawiają nordic walking? Z moim obserwacji wynika, że bardzo trudno zobaczyć kogoś uprawiającego poprawnie nordic walking. Niestety najczęśniej jest to chód z kijami, bo na pewno nie o kijach, a już tym bardziej poprawną techniką nordic walking.

Poza tym nordic walking to nic nowego. W ten sposób od lat biegacze narciarscy trenują np. latem - oczywiście trenują latem nie tylko w ten sposób :) To właśnie stąd pochodzi Nordic Walking, który spopularyzował "twórca" nordic walkingu Marko Kantaneva.

Sprawa bysiorów. Gdybyś przeszedł poprawną techniką nordic walking choćby tylko (w Twoim przypadku będzie to aż!) jeden kilometr wiedziałbyś, że trasę pokonaną techniką nordic walking czuje się w rękach, a nie w nogach.
Na marginesie: nordic walkign między innymi rozwija siłę i wytrzymałość ramion, redukuje nacisk na piszczele, kolana, biodra. Ciężko więc bysiorów biegaczy, porównywać z bysiorami od nordic walkingu. I tu i tam pracują zupełnie inne partie mięśni.

Cytując Ciebie: "Nordic Walking jest dla osób, które nie mogą biegać, a nie dla zdrowych bysiorów."
Przepraszam Cię Michale, ale jest to jedna z większych bzdur jaką w życiu było mi dane przeczytać.
Mam nadzieję, że tych farmazownów nie czytał Tomasz Sikora lub Justyna Kowalczyk (oboje biegacze narciarscy), bo wniosek po powyższych Twoich słowach jest jeden: te bysiory (Tomek, Justyna) powinni biegać, a nie ślizgać się na nartach. Co to za wyczyn, prześlizgać się na nartach np. 10km ;) Spróbuj sam Michale. Wtedy raz jeszcze ocenisz, czy to wyczyn, czy nie. Czy to zajęcie dla PRAWDZIWYCH BYSIORÓW, czy raczej amatorska rozrywka ruchowa dla chcących się ruszyć z fotela.

Wiedz, że jest to wyczyn. I to nie mały!

Podsumowując: Gallowayem nie biegałeś, a krytykujesz ile wlezie. Widziałeś gdzieś w parku coś co przypomina nordic walking i też się o nim wypowidasz jakbyś schodził już nie jedną parę kijów.

Jaj zatem mam ocenić fachowość Twojego artykułu? Podpowiesz, bo chciałbym jednak oceny dokonać?

PS: bardzo polecam poprawną technikę nordic walking jako trening uzupełniający, lub podczas kontuzji, przy których możecie chodzić, a nie jesteście w stanie biegać. Tylko najpierw przygtujcie swoje ramiona do ciężkiej pracy, bo gwarantuję, że nie dacie rady iść dalej poprawną techniką nordic walking jak kilkaset metrów :)

Nordic walkink to nie rekreacyjny spacerek z kijami jak wielu myśli.

Mój cel tak za parę lat to przebiec biegiem ciągłym maraton w poniżej 3:30. Mam 41 lat więc szansę na takie osiągnięcie jeszcze mam. Mój staż biegowy na dzień dzisiejszy to równo 11 miesięcy.

A póki co, zapraszam wszystkich marszobiegaczy na najbliższy Poznań Maraton (14.X.2012) na linię startu. Razem ze znajomym z formum celujemy w granicę 4:30. Ruszamy z samego końca stawki. Potem już tylko wyprzedzamy bysiorów ;)
Strategia najprawdopodobniej 3/1. Tempo biegu 6:00/km. tempo marszu nie wolniej jak 09:00/km Idealnie by było utrzymać średnie tempo 6:24/km co daje szansę na złamanie 4:30 :)

Powodzenia dla wszystkich zmagających się z dowolnym dystansem i własnym ciałem.

--
Pozdrawiam,
Marcin

 

k77

Autor: k77, 2016-05-04, 15:31 napisał/-a:
Nasuwa mi się kilka rzeczy po przeczytaniu tego prześmiewczego artykułu.
Z wieloma metodami i prawdą o nich jest tak, że przechodzą one przez 3 etapy: 1. Wyśmiewanie. 2.Zwalczanie. 3.Akceptacja, bo przecież to jest oczywista prawda.
Artykułem próbuje sprowadzić czytelników do swojego poziomu i zabić czytających argumentami.
Nazewnictwo nie ma znaczenia, metoda, sposób, zasady itd. Marszobiegi również były znane od dawna, ale jak sam piszesz, ale Galloway zastosował je do osiągania celów. Bieganie też kiedyś było znane tylko biegało się polując na zwierzynę, a teraz biegnie się by wygrać maraton.
Większość Twoich argumentów jest żałosna- sorry, ale mam prawo mieć takie zdanie.
Coś tam słyszałeś, kawałek pobieżnie przeczytałeś, resztę ktoś Ci opowiedział w skrócie, ale ten ktoś też nie czytał i nie stosował. Teraz zrobiłeś doktorat z wyśmiewania i habilitacje ze zwalczania i błyszczysz. Najbardziej żałosne jest to, że nie przeczytałeś książki. Ona w znacznej swojej części (+ inna pozycja o treningach tego autora) zawiera treści dotyczące unikania kontuzji, radzenia sobie z nimi, treningu mentalnego itd., ale Ty o tym nie wiesz, bo nie czytałeś. Polecam lekturę i więcej pokory. Co do Nordic Walking to jest tak jak Kolega napisał, że właściwą techniką chodzi mały % uprawiających tę dyscyplinę, a kojarzy nam się głownie z osobami, które uprawiają pseudo nordic w.
Zgodzę się chyba tylko z tym, że amerykańska machina marketingowa ogłupia, i że 8h na maraton to już przesada.

 



















 Ostatnio zalogowani
Admin
09:06
rolkarz
08:45
kos 88
08:36
daNN
08:32
piotrhierowski
08:30
Tronidos
08:25
sparrow
08:24
kris64
08:21
Romin
08:18
Arasvolvo
08:17
Henryk W.
08:03
mariuszkurlej1968@gmail.c
07:47
platat
07:43
michu77
07:40
PIOTR29PK
07:28
POZDRAWIAM
07:26
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |