Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [71]  PRZYJAC. [87]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
snipster
Pamiętnik internetowy
rozrewolweryzowany rewolwer, stół z powyłamywanymi nogami...

Piotr Łużyński
Urodzony: 1977-05-23
Miejsce zamieszkania: Zielona Góra
283 / 338


2017-02-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
lutowe smerfolenie (czytano: 973 razy)

 

Zima. Cholera, Wciąż tylko Zima. Codziennie się łudzę, że obudzę się i będzie lato.
Z letnimi startówkami prawie nie rozmawiam. Powiedziałem tylko "okay, niech będzie, że zabiorę Was na bieżnie", kiedy czułem, że jak tego nie zrobię, to same wyjdą pobiegać w cieplejszych klimatach beze mnie.
Siedząc tutaj, chciałbym być w lecie. W lecie rozmyślałem, jak to fajnie by było pośmigać nagle w mrozie.

Mógłbym tak w zasadzie opisać moje poprzednie dwa tygodnie na wzór wejściowej gadki z "Czasu Apokalipsy".
Fajnie jest pobiegać sobie w lesie przy mrozie, kiedy pod butami trzaska zmarznięty śnieg, ale takie warunki niestety były krótko. Dawno temu.

Właściwie to mam już dosyć zimy. Mam dosyć tego lodowicha, gdzie w lesie panuje wszechdobylska zmarzlina, której unikają nawet lokalne żule, bo pionu tam nie idzie złapać nawet po łyku bełta. W mieście panuje wszechobecny smog, który raz mniejszy, raz większy, jednak daje po gardle.
Nie cierpię zimy z jeszcze jednego powodu - nie mogę normalnie poodychać, kiedy jest zimno. Przy większych intensywnościach po prostu jakby mi ściskało gardło i nici z głębokiego, swobodnego oddychania. Odczuwam to od razu przy byle podbiegach.


Treningowo zrobiłem parę kroków. Tak mi się wydaje. Wszak nie było to tylko same tuptanie, ale czasem ciekawe motywy wpadły.

Nie biegam już codziennie. Czasem robię poniedziałek wolny, czasem piątek, a czasem poniedziałek i piątek.
Spontany są fajowe, ale jakaś systematyczność i poukładanie ma również swoje zalety. Żeby pogodzić jedno z drugim czasem coś zmieniam, zamieniam - stąd dzień wolny raz tu, raz tam, oraz akcenty w różne dni.

Jednego tygodnia akcent w postaci Drugiego Zakresu (BC2 - okolice tempa/intensywność około-maratońska) zrobiłem w środku tygodnia w środę. W zasadzie takie coś już mi sprawia frajdę i brykanie po bieżni po 4:10 jest dla mnie bardzo smerfastyczne. Szczerze - polubiłem Drugi Zakres... taka dobra karma chyba :)
Zawsze kiedy śmigam BC2 mam w myślach zapach lukru z babki piaskowej, tudzież ówdzie z sernika, którego, przyznam się, rzadko ostatnio jadam ;<

W kolejnym tyglu zrobiłem już małą przestawkę i dołączyłem Tempo, które w zasadzie można porównać do tzw. "progówki".
Tu było ciekawie.
We wtorek po dniu wolnego od biegania, ale po saunie dzień wcześniej, zrobiłem owe Tempo - 10km po 3:56. Myślałem, że zrobię max 8km, ale biegło się nadspodziewanie lekko i w pewnym momencie nawet myślałem, czy by nie dociągnąć do 12km. Szok... ale odpuściłem. Trening na obecnym etapie nie ma być z tych, z gatunku "Gillette", tylko ma być zapas. Jest dopiero luty, a oranie na żyletki ma być nieco później, jako podbicie kilka tyg. przed maratonem.
Dnia następnego zrobiłem rozbieganie, nieco za długie - prawie 20km i tu już czułem nieco nieświeże nogi.
Dopełnienie było w kolejnym dniu, w postaci 12km BC2, na bieżni pod dachem.

Jako, że przyczaiłem wagę w kącie w tym klubie, gdzie tak sobie brykam na owej bieżni, postanowiłem się zważyć przed i po.
Wskoczyłem więc przed brykaniem - 73.2, po 71.8 mając mega mokrą koszulkę i spodenki (oraz trochę buty).
Straciłem więc przez godzinkę i niecałe dziesięć minut półtora kilo. Oczywiście nic nie piłem w trakcie, a szczerze, to nawet mi się nie chciało.

Niby dużo i mało.
Pamiętam jak po jednym maratonie we Wro się zważyłem przed odebraniem ciuchów z depozytu, po wypiciu z litra płynów wtedy ważyłem 70kg (a wagowo byłem podobnie, jak obecnie). Masakra, ile wtedy straciłem płynów...
Przemyślenia ogólnie tego, ile się traci w ciepłym na takiej bieżni, gdzie jest z 22C i następuje mini szok odnośnie pogody na zewnątrz, są jednak niezłe. Na pewno jestem przyzwyczajony do latania bez płynów, ale myślałem, że nieco mniej ze mnie wylatuje. Chociaż przyznam się, że leje się ze mnie i pakery ćwiczące w drugiej części sali spoglądają na mnie, jak schodzę z takim lekkim zazdro w oczach. A może to tylko zdziwienie ;)


Odnośnie bieżni, to bardzo fajnie w sumie jest, bo przy szybszych jednostkach czuję, jak mi pracują dwugłowe, co nieczęsto się trafia na ulicy przy takim tempie. Na ulicy dwugłowe czuję przy znaaaacznie szybszym tempie, czyli w okolicy zbliżania się do mety z prędkością nadświetlną ;)
Myślę, że jest to akurat zaleta. Dwugłowe tak w zasadzie są mega ważne i często zaniedbywane. Kilku fizjo już mi o tym wspominało, ale zawsze jakoś "brakuje czasu i weny" na ćwiczenia tych partii mięśni :>

Swoją drogą wykombinowałem, że ciekawą opcją jest Drugi Zakres i zaraz po nim kilos w tempie np. dychy, lub nieco szybciej. Po takich 12km brykania nagle wpada kilos i dopiero nóżkę można ładnie wypuścić i trzeba zdecydowanie zwiększyć moc odbicia, aby po prostu nie zaryć facjatą, lub nie zostać zrzuconym z taśmy :)))
Bieżna jest pod tym względem fajna. Jest jak psiapciółka, która nie wybacza. Nie przyniesiesz kwiata na spotkanie, lub nie masz weny do rozmowy, ta strzeli focha i tyle z udanego wieczoru.
Z bieżnią jest podobnie.
Lekko zmęczone nózie? "niemasorry"
Chwila zagapienia? "niemasorry"
nie ma obracania, patrzenia pod stopy, czy na sufit, względnie wypachnione łasice obok, które zgrabnie kręcą tym i owym. Wzrok przed siebie, trzymać fason i przede wszystkim tempo - inaczej lecisz do tyłu, albo rzuca na boki i błędnik świruje, jak u gimnazjalisty podczas Nad Niemnem w kinie ;)

Oczywiście bieżna to tylko dodatek i wyjątek - raz, dwa razy w tygodniu. Reszta to ulica i las. Niestety zeszły weekend to lodowicho i las praktycznie nie istnieje od tego momentu. Na szczęście dni coraz dłuższe, oraz nadchodzi ocieplenie.

Za nieco ponad tydzień będzie sporo biegania - odcinek ultra Nowych Granic tak jakoś ponad połowę trasy. Lodowicho mam nadzieję odpuści i stopnieje.
Dość mam zimy, dość mam mrozów. Przez tę pogodę moje ósemki znowu zaczynają świrować i niestety coraz częściej ibuprom zaczyna gościć w moich ustach po bieganiu... muszę w końcu z tym porządek zrobić, ale nie ma kiedy się wybrać do dentysty i umówić do chirurga.


Coś kiedyś muszę rozpisać się odnośnie tętna, które czasem mega mnie intryguje. Musiałbym z kimś znającym się na rzeczy, albo jakimś trenejro o tym pogadać. Czasem mam tak, że moje tętno dobija do mega niskiego poziomu. Z jednej strony fajnie, bo rozbieganie na średnim tętnie w okolicach 120 może cieszyć (przy ok 187 max), ale z drugiej strony przeważnie tak mam, kiedy latam po jakimś akcencie, albo dłuższym brykaniu - w skrócie zmęczeniu.
U niektórych efekt zmęczenia powoduje wysokie tętno, u mnie jest chyba odwrotnie, coś jakby organizm włączał "piąty stopień zasilania" i tryb Econo-Mode.
Może to ma związek z witaminkami Geriavita, które biorę w związku z niskim żelazem, które ratują mnie przed totalną padaką. Niedawno odstawiłem je na miesiąc i znowu miewałem zawroty głowy i tak dalej jazdy znane już z okresu anemii. Anyway temat zagadka.
Przeprosiłem się ze Spiruliną, którą dosypuję czasem do jogurtu, jednak nie żrę tego często, bo jest ohydne, niczym gluty z Matrixa oraz trochę dziwnie działa na bebechy.


W ogóle to jestem trochę zły na siebie.
Przez chwilę w styczniu myślałem o wybraniu się do Barcelony na połówkę, po raz drugi co prawda, w ramach krótkiego urlopu od stresu i pogoni w pracy, oraz lekkie urozmaicenie biegania w zimie w Polandii. Po Forst się zastanawiałem, zastanawiałem, aż było za późno ;)


Z dylematów to mam nadal "nie wiem" odnośnie marca - gdzie wystartować.
Będę po sporym kawałku Ultra pod koniec lutego (60km albo i więcej), więc parę dni czeka mnie odpoczynku.
Do tego nie wiem, czy wybrać się na dychę do Wrocka, wszak Maniacka jest spalona i niepewna.
Korci mnie połówka w Poznaniu... korciła też połówka w Wawie, ale trasa wg mnie nie jest fajna i nie jest płaska, a chcę się przeszlifować na tym dystansie przed maratonem. Poznań w porównaniu do Wawy ma się tak, że Poznań ma przewyższeń 115m, Wawa 147m - według wyrysowanych tras w Stravie, która akurat ma dobre algorytmy odnośnie terenu.
Pojawił się jeszcze evil plan, żeby śmignąć coś w marcu poza PL, ale nie wiem na ile to wypali z czasem i ogólnie życiem/pracą.
Leniwie zostaje więc opcja z Poznaniem jako półmaraton.

W marcu też bym chciał trochę poszlifować Tempo, które ładnie podbija, szczególnie przed półmaratonem, oraz Drugie Zakresy na zmęczeniu... które mocno pakują w stronę maratońską, a na tym mi chyba najbardziej zależy na wiosnę.
Dylematów jest sporo :)

Grunt to wszystko poskładać w całość, aby ze zdrowiem nie przegiąć i czegoś sobie po drodze nie zrobić ;)
No i najważniejsze - wiosno przybywaj! mam nuffki startóweczki, w sam raz na maraton - biało-pomarańczowe - są zajefajne i nie mogę doczekać się brykania w nich :)))



Aloha
pl


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


paulo (2017-02-17,07:41): chyba mógłbys konkurować ze mną w nie lubieniu zimy :) Tyle co ja w tym roku jej naprzeklinałem to chyba jeszcze nigdy :) Czasami sobie myślę, że chyba się starzeję i dlatego coraz gorzej znoszę tę porę roku :) Co do Twoich treningów to się nie wypowiadam, bo nawet nie śniłem o nich, gdyż na razie tylko pobieguję sobie i w planach jakieś tam treningi. Ciekawe jak wyjdzie Ci ten ultra, czy się nie "złamiesz" ? :) Pozdrawiam
Jarek42 (2017-02-17,09:11): Zima się chyba skończyła. Temperatury u mnie sporo ponad zero. Jeśli chodzi o zimę, to nie narzekam, ale biegam wyłącznie po ulicy. Na szczęście nogi nie mają z tym problemu.
snipster (2017-02-17,09:32): Paulo, my w ZG mieliśmy trochę śniegu... co prawda na ulicy, gdzie odgarniane było już go nie widać, ale w lasach sporo tego i lodowicho teraz jest niezłe. Odnośnie zimy to może bym tak nie marudził, jakby mniej wiało i jakbym nie miał problemów z ósemkami... no ale, nigdy nie jest idealnie :)
snipster (2017-02-17,09:33): aaa odnośnie Ultra to nie lecę na wynik, bez jakiś szybkich wyścigów na pewno to będzie, może nie wolno, ale nie zamierzam się tam zajechać czy coś sobie zrobić i mieć początek roku w plecy ;)
snipster (2017-02-17,09:34): z zimą to zobaczymy, teraz się ociepliło i mam nadzieję, że tak już zostanie i nic więcej z białego czegoś nie napada i mrozów już nie będzie :) ja zimę lubię, ale wyłącznie w górach na nartach, a w mieście jak dla mnie mogłaby trwać od 20 grudnia do 7 stycznia :P
tomsyl1966 (2017-02-20,15:33): zima jest ok.jak leży śnieg i świeci słońce lekki wiaterek żeby SMOGA przegnać i samemu gnać przed siebie
snipster (2017-02-20,15:57): dokładnie... ale jak wszędzie - są dwie strony medalu, albo dwie strony mocy ;)
żiżi (2017-02-21,19:51): Snipi jakby nie Twój wpis..jeszcze chwila i będzie ciepło,chyba już wszystkim obrzydła ta zima i panujące dzięki niej warunki.
snipster (2017-02-21,20:54): Żiżi, niby już bliżej do wiosny, niż dalej... ale najtrudniejsze jest zawsze jak jest blisko ;)







 Ostatnio zalogowani
szydlak70
06:45
Etiopczyk
06:34
Stonechip
06:32
Leno
06:23
shymek01
05:36
42.195
05:25
Łukasz S.
05:03
lordedward
00:02
ula_s
23:56
kos 88
23:54
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
Admin
22:39
Ty-Krys
22:27
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |