Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
35 / 292


2015-08-16

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Czy trzynastka jest szczęśliwa? (czytano: 1803 razy)

 

Dwa biegi i prześladująca trzynastka. Pierwszy bieg jubileuszowy, bo 300 w mojej karierze - 15 sierpnia 2015 - 4 Mile Jarka w Dziwnowie. Dystans koło 9,5 km. W tym dniu nie wiadomo było czy będzie deszcz czy upały. Deszcz był, ale wieczorem. Natomiast upały dochodziły do 30 stopni w cieniu. W słońcu oczywiście dużo więcej. Postanowiłem przyjechać na bieg rowerem. Przy okazji mała rozgrzewka i trening rowerowy. Może kiedyś wystartuję w jakimś duatlonie czy wyścigu rowerowym? Dystans z Kołczewa do Dziwnowa - no cóż, nie ma się co oszukiwać - 13 kilometrów. Było to wyzwanie, bo na drodze tłok a samochody śmigały tuż obok mnie czasem wymijając się na trzeciego. Taka już jest polska kultura jazdy. Ale tak tylko do Międzywodzia, bo dalej jest "ścieżka rowerowa". W cudzysłowiu, bo w większości to stary chodnik z płyt i jechało się jak po tarce. Przyjechałem do Dziwnowa półtorej godziny przed startem. W biurze zawodów odebrałem numer startowy i chipa. Zgadnijcie jaki to numer? Już z tytułu tego wpisu można się domyśleć, że 13. Jak zwykle przy takich okazjach mówiło się czy ta 13 to nieszczęście czy szczęście. Zdania były podzielone z przewagą tych na szczęście. Zmienić numeru nie dało się za bardzo, bo wynikało to z zapisów internetowych. A i ja za bardzo przesądny nie jestem. Postanowiłem tylko za bardzo w biegu nie szarżować. Słońce zaczęło palić, więc znalazłem jakieś zacienione miejsce na ławeczce w parku. Trochę posiedziałem, przebrałem się i byłem gotowy na bieg przez piekiełko. Jak później okazało się, to z tą gotowością nie było tak do końca.
START
Ruszyłem w umiarkowanym tempie za bardzo nie szarżując. Biegliśmy ulicami Dziwnowa a potem chodnikiem do Dziwnówka. A na tym chodniku afrykańskie upały. Czuję, że się roztapiam, energii coraz mniej. Zwalniam i zwalniam, wielu biegaczy mnie prześciga. Myślę sobie - aby do plaży w Dziwnówku - tam będzie trochę chłodniej, bo przecież po plaży. Dobiegłem do plaży ugotowany. Od razu wbiegłem w wodę i często tak wbiegałem nawet do kostek. Niestety nic to nie pomagało. Może trzeba było schłodzić całe ciało? Energia uciekała i uciekała a kolejni biegacze wyprzedzali mnie. Patrzę przed siebie a mety jak nie widać tak nie widać. Wreszcie widzę banner mety. Jakoś udało mi się do niego doturlać. Tuż przed końcem wyprzedzają mnie dwie kobiety. Jakieś dziwne. Nie - to nie kobiety, to mężczyźni w blond perukach i tiulowych sukienkach. Cóż, byli lepsi. Na mecie wręczano koszulkę (tym razem brązowa) i litr napoju, który zaraz wypiłem. No cóż - mój organizm jest nieubłagany i walczy o swoje. Odmówił większego wysiłku przegrzewając i odwadniając się szybko. Gdybym polewał się często wodą i dużo pił może byłoby kilka minut lepiej. Czas 45:34, 63 miejsce na 191 tych, którzy dotarli do mety. Dwóm biegaczom się nie poszczęściło i długo dochodzili do siebie w karetkach. Wręczenia nagród i czwórka tych co biegli 17 razy (w tym i ja) znowu dostała puchary. Pogratulowaliśmy sobie i umówiliśmy się za rok. Droga powrotna wbrew "13" przebiegła bezproblemowo.

Drugi bieg - IV Woliński Bieg im. Henryka Tomczaka odbywał się dzień później. Znowu rowerem. Tym razem dystans Kołczewo - Wolin, to 15 kilometrów. Szosa nierówna, ciężko się jechało, ale się dojechało. Przynajmniej ruch o wiele mniejszy niż do Dziwnowa. Tym razem numer szczęśliwy, bo 21. Chociaż sam ten numer szczęśliwy nie był. Chyba jako jedyny nie dotarł do mety. Żeby nie było nieporozumień - ja dotarłem. Na którym miejscu? Oczywiście na 13. Bieg już nie tej rangi co w Dziwnowie, więc startujących tylko 28. Dystans krótszy, bo 4,7 km. Pogoda była taka jak dzień wcześniej, czyli koło 30 stopni w cieniu i słoneczko. Pomny wczorajszych perturbacji postanowiłem pobiec z butelką wody i po drodze się polewać. Gdzieś po kilometrze wylałem wszystko na głowę i z głowy polało się na całe ciało. Ponieważ numer startowy był papierowy więc rozmiękł i nie pomogły 4 agrafki. Odpadł sobie a ja postanowiłem nie wracać po niego. Kilku kolegów (jak mi powiedzieli na mecie) widziało ten numer i zastanawiało się chyba co się stało z właścicielem...? Na mecie kłopotów zbytnich nie było, bo zamiast wizualnego numeru podałem numer głosowo. Woda spowodowała, że dobiegłem jako takim tempem. Jednak w upale woda to życie!!! Po powrocie do domu wreszcie poczułem tą dwudniową trzynastkową eskapadę. Tak czy inaczej dalej nie wiem czy trzynastka jest szczęśliwa czy pechowa.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


szczupak50 (2015-08-22,20:53): Mimo upału czas niezły. Ja biegam w upały z butelką, a nawet stawiam kogoś z drugą butelką na trasie ,bo wody od organizatora jest zawsze za mało :)







 Ostatnio zalogowani
lordedward
00:02
ula_s
23:56
kos 88
23:54
Fredo
23:33
Henryk W.
22:58
marczy
22:57
Wojciech
22:42
Admin
22:39
Ty-Krys
22:27
wigi
22:10
kubawsw
22:03
Jawi63
21:49
rolkarz
21:46
Rehabilitant
21:44
entony52
21:38
valdano73
21:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |