Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [17]  PRZYJAC. [1515]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Jarek42
Pamiętnik internetowy
Biegnę więc jestem, jestem więc biegnę

Jarek Kosoń
Urodzony: 1962----
Miejsce zamieszkania: Kołczewo
12 / 292


2015-02-07

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Mój rekordowy marsz (czytano: 6464 razy)

 

A więc dzisiaj się przeszedłem. Gdzieś 7 godzin drałowałem. Było to dla mnie deko nieoczekiwane, tak jakoś spontanicznie. Jakoś się znalazłem w Świnoujściu o godzinie 6.30, no i zamiast pojechać do domu, to postanowiłem się przejść.
6.30 - ciemno wszędzie, głucho wszędzie - co to będzie co to będzie? No tak głucho i ciemno nie było, ale sobie to przypomniałem. Idę przez prawostronną część Świnoujścia - Warszów. Potem miałem iść prosto ulicą, ale ponieważ jeszcze było ciemno i nie miałem odblasków, więc postanowiłem dojść do morza i plażą przejść się przez Międzyzdroje do miejsca, z którego można dojść do Kołczewa (tutaj właśnie mieszkam). Poszedłem ulicą w stronę latarni morskiej, ale nie chciało mi się iść prosto do morza i skręciłem w las. Idę, idę, a morza nie widać. Las przypruszony śniegiem, cisza, spokój. Idę, idę, idę... Gdzieś po dwóch godzinach zobaczyłem wreszcie morze, nasze morze. Nakluczyłem i nabłądziłem nieźle, bo wyszedłem bardzo blisko Świnoujścia. Ale cóż, takie jest życie. Nie zawsze można prosto dojść do celu.
8.30 (2 godziny marszu) - wreszcie morze i można iść prosto do celu. Coś plaża raz miękka raz twarda, więc najlepiej idzie się po śniegu.
9.30 (3 godziny marszu) - zaczynam odczuwać mięśnie. Buty nie za dobre, chociaż wkładki dobre - wzięte ze starych butów biegowych.
10.30 (4 godziny marszu) - doszedłem wreszcie do Międzyzdrojów. Widzę pierwszych ludzi na plaży, bo do tej pory spotkałem tylko jednego człowieka i to takiego w wodzie (łowił ryby w woderach). Mijam molo, i dalej w kierunku Wisełki. Teraz widoki są bajecznie. Strome klify, wąskie plaże, potężne kamienie. Woda to potężny żywioł. W czasie sztormu nie można chyba tędy przejść.
11.30 (5 godzina marszu) - doszedłem do Wisełki i wreszcie skierowałem się w stronę lądu. Zmęczenie jest, ale zawsze sobie przypominam opowiadania Londona. Bohaterowie nie dość, że pocinali całymi dniami, to jeszcze po bezdrożach Alaski i przy ostrych mrozach. W moim marszu może było trochę dzikości, ale w stopniach 0 i powyżej zera nie powalało na kolana.
13.00 (6 godzina marszu) - doszedłem wreszcie do szosy. Do domu bardzo blisko. Po lewej stronie mijam pole golfowe (pierwsze w Polsce) i już jestem w domu.
13.30 (7 godzina marszu) - wreszcie w domu. Jak dzikie zwierzę rzucam się na jedzenie (od rana nic nie jadłem).
I to już koniec. Chociaż czuję mięśnie i ścięgna. Jedna noga obtarta.
Warto było - człowiek musi czasem zaszaleć.
8.00 (dzień po) - cóż, można było się spodziewać. Bóle mięśni, szczególnie ud. Gdybym dużo biegał i gdybym później poszedł na takiej trasie, to można byłoby się przekonać które mięśnie bardziej pracują podczas biegu, a które podczas marszu.




Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


sojer (2015-02-08,18:56): Trochę w marszowym temacie. Z wolna dobiega końca marsz Macieja Boińskiego wzdłuż Warty. Codziennie robi ok. 17-20 km, za nim 38 dni. Do Odry zamierza dotrzeć w piątek. Relację znajdziesz tu: http://www.kurier-nakielski.pl/index.php?id=168
Piotr Fitek (2015-02-09,10:36): Ładny marsz! Gratulacje :)
kpaw58 (2015-02-10,11:01): Gratuluję.Teraz spróbuj to przebiec.Powodzenia!!!
Jarek42 (2015-02-10,13:35): Przebiec? A po co? Rekordu długości biegu i tak nie pobiję (100km). Trzeba by gdzieś 3 razy tę trasę pokonać biegiem.







 Ostatnio zalogowani
andre 84
14:39
arco75
14:27
biegacz54
13:58
AleCzas
13:34
akaen
13:20
kostekmar
13:19
tomsudako
12:59
stanlej
12:50
Hoffi
12:38
raczek1972
12:21
fit_ania
12:04
conditor
11:50
Kapitan
11:35
bolitar
11:29
42.195
11:15
gabo
11:12
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |