Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [26]  PRZYJAC. [123]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
paulo
Pamiętnik internetowy
moja radość-bieganie

Paweł Kasierski
Urodzony: --------
Miejsce zamieszkania: Poznań
133 / 355


2015-01-09

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
krótki powrót do dziciństwa :) (czytano: 2393 razy)

 

Kolejny rok za mną. Kiedyś usłyszałem, że jak się zaczyna wspominać lata dziecięce, to człowiek się starzeje. Ja chyba jestem już na tym etapie :), choć cieszę się jak nigdy wcześniej, że biegając, ruszając się zmieniam siebie i dzięki temu wiele spraw wokół traktuję z należytym dystansem.

Niemniej na progu Nowego Roku oraz często w obecnych czasach zbyt pedantycznym podchodzeniem do zdrowia, lekarzy i codziennego życia przychodzą mi na myśl lata 70 i 80, które to czasy wspominam z lekką nostalgią :)

Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy np. w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągała i odkażała fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę:)
Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola, ale rodzice jakoś nie martwili się, że będziemy lekko opóźnieni w rozwoju :). Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się pocimy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, natarcie spirytusem i pierzyna:) Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić :) Stwierdzała zawsze mama lub babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem :)
Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się, ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych.
Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą już do niej wracać :)
Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem :) Pamiętam, zawsze przyśpieszał na zakrętach. Czasami wtedy sanki zahaczały o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy :) Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem.
Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie informował jak wybrać numer na policję (wtedy milicję), żeby zakablować rodziców.
Swoje sprawy regularnie załatwialiśmy bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt z tego powodu nie trafił do poprawczaka :)
W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać :)
Na podwórku bawiliśmy się z innymi psami. Nikt nie wiedział co to są choroby odzwierzęce.
Siusialiśmy na dworze. Zimą trzeba było to robić tyłem do wiatru, żeby się przypadkiem nie obsiusiać i nie zaziębić :) Każdy to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas za to z laską :) Ciągle chodziła na nas skarżyć. Mama nadal kazała się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy.
Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie (za 3 błędy nie zdawało się matury). Nikt nie znał pojęcia dyslekcji, dysgrafii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód.
Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Wszyscy mówili: „jakie biedne dziecko” :)
Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też szare mydło, gumy Donaldy, chleb z masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania, oczywiście bez rozpuszczania, kredę, dziki rabarbar, kartofle z ogniska, kogel-mogel. Lizaliśmy też kwiatki od środka. Jak kogoś ugryzła pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię :)
Ojciec za pomocą gwoździa pokazał nam, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie :)
Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.
Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował. Żarliśmy placek drożdżowy do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę. Chłopaki też, jak nikt nie widział :)
Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną. I tyle. Nikt nie umarł.
W wannie kąpało się całe rodzeństwo w tej samej wodzie. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jak się poskarżyłeś na nauczyciela to jeszcze w łeb oberwałeś :) Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza tym, wolność była naszą własnością.

Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. Ale bardzo dziękuję moim rodzicom za to dzieciństwo. To dzięki nim spędziliśmy je bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, zamkniętych placów zabaw itd. A nam się wtedy wydawało, że wszystkiego nam zabraniają. Łezka się kręci w oku…
Ale dosyć tych wspominek; trzeba się brać za bieganie, bo kolejny półmaraton tuż, tuż :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


henryko48 (2015-01-09,12:09): Dokładnie Paweł,czasy dzieciństwa też wspominam z sentymentem,to się już nie wróci,pozdrawiam.
krunner (2015-01-09,12:10): Trzeci rząd (na samej górze), pierwszy z prawej strony :) :) ????
alchemik (2015-01-09,22:28): I do tej pory nie leczymy się antybiotykami.
Joseph (2015-01-10,00:17): Brawo Pawle, zupełnie tak jakbym czytał Andrzeja Stasiuka i jego "Jak zostałem pisarzem...". Pada tam takie zdanie: "Ostatnie szczęśliwe pokolenie". Coś w tym chyba jest...
kasjer (2015-01-10,11:14): Krótko mówiąc - recepta na szczęście :)
Mahor (2015-01-10,13:51): Ile "wyrwiemy" z dzieciństwa w dorosłe życie,tym jesteśmy szczęśliwsi.:)
andbo (2015-01-10,14:29): Idealnie opisałeś moje "szczenięce" lata!! Jak nam się to udało...!?
snipster (2015-01-10,22:40): czasy się zmieniają, czasem tylko my za nimi nie nadążamy
Admin (2015-01-12,09:08): Rewelacyjny, wspaniały wpis!!
żiżi (2015-01-19,19:55): ..i też niestety czasy się zmieniają na gorsze...szkoda,ze teraz nie jest tak fajnie jak kiedyś
Nurinka6 (2015-01-26,15:18): aż się łezka w oku kręci na wspomnienie tamtych dni..było jakoś inaczej....







 Ostatnio zalogowani
mirek065
14:42
M&M
14:41
zbyszekbiega
14:24
tomasso023
14:18
MarcinMC
14:07
Admirał
14:02
saul
13:58
Gapiński Łukasz
13:42
aktywny_maciejB
13:36
arco75
13:24
rys-tas
13:13
rlebioda
13:10
kos 88
12:20
konrad73
11:53
Jurek3:33:33
11:29
pgruba
11:20
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |