Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [50]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Varia
Pamiętnik internetowy
Wariacje biegowe starszej pani

Joanna Grygiel
Urodzony: ------
Miejsce zamieszkania: ŻARKI LETNISKO
11 / 66


2014-03-31

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Zima, czyli wiosna (a może na odwrót?) (czytano: 1323 razy)

PATRZ TAKŻE LINK: http://www.jurarunning.com/



W niedzielę wzięliśmy udział w zimowym biegu crossowym. Nie, nic mi się nie pomyliło i jak najbardziej zauważyłam, że wiosna wczoraj wprost szalała. A jednak bieg -- z serii Cztery Pory Roku -- odbywający się w Morsku miał w nazwie ZIMA.
Myślę, że organizatorzy, czyli grupa Paleo, wpadli na genialny pomysł. Jura Krakowsko-Częstochowska jest piękna o każdej porze roku i warto to wyeksponować. A jeśli dołoży się jeszcze do tego jurajskie zamki, skały i pagórki, to otrzymanej mieszance nie sposób się oprzeć. I na tym właśnie polega genialność tej idei: o każdej porze roku biegamy wokół innego zamku. Teraz był to Bąkowiec w Morsku.
I tu problem - organizatorzy chyba sami siebie nie docenili... No bo tak:
-- zawody w pięknym miejscu,
-- dla każdego (trzy dystanse biegowe i dwa nordicowe),
-- można zapisać się na miejscu i zapłacić tyle samo,
-- a pogoda aż zmusza do wyjścia z domu!
Jak powiedziałam - czemuś takiemu oprzeć się nie sposób, toteż Leśne Ludki sie nie oparły, a wraz z nami kilkaset innych osób. No i teraz wyobraźcie sobie, co działo się w niezbyt dużym pomieszczeniu biura zawodów. Nazwanie tego chaosem i totalnym pogubieniem organizatorów będzie określeniem eufemistycznym.
Drodzy przyjaciele z grupy Paleo! Chcieliście za dobrze! Jeśli organizuje się takie zawody, to niestety trzeba być okrutnym i ograniczyć bałagan, wprowadzając większą opłatę na miejscu lub w ogóle ograniczyć rejestrację tylko do zapisów internetowych. A jeśli już doszło do sytuacji takiej, jak w niedzielę, to te same kolejki kłębiące się na świeżym powietrzu, a nie w dusznej piwnicy byłyby łatwiejsze do zniesienia zarówno dla zawodników, jak i obsługi. A tak, to niepotrzebnie traciliśmy siły i nerwy, źle zaczynając taki piękny dzień. No nic, wszyscy się uczymy na błędach, wierzę, że WIOSNA odbędzie sie już bez zgrzytów :)
Do Morska przybyły cztery Leśne Ludki: ja, Jarek, Kasia i Włodek. Ciągle jeszcze czuję w kościach pabianicki półmaraton, więc byłam raczej nastawiona na skromne poprzestanie na jednym okrążeniu (6,2km), no - może w porywach dobrego humoru myślałam o dwóch. Pani w biurze zawodów koniecznie chciała wiedzieć na ile biegnę, informując mnie jednak, że mogę biec mniej niż zadeklarowałam, ale więcej nie! Hmm, jakie jest uzasadnienie takiego pomysłu? Czy nie lepiej, tak jak na "dziku" zostawić decyzję zawodnikom? Przecież i tak to się do tego sprowadza, bo na wszelki wypadek wszyscy deklarowali więcej okrążeń... Kasia z Jarkiem planowali przebiec dwa kółka, a Włodek zdecydował się na dwa z kijkami (tak nawiasem mówiąc, tu uwaga do prowadzącego: ta dyscyplina nazywa się "nordic walking" a nie "nord").
W końcu udało nam się zdobyć numery, przebraliśmy się w letnie stroje, bo "zimowy" upał się nasilał i udaliśmy na rozgrzewkę. Wokół mnóstwo znajomych, przyjemna muzyka, wspaniałe widoki, słoneczko... Ogarnęło mnie totalne rozleniwienie i najchętniej to bym właściwie została na miejscu. Zwłaszcza, że start się opóźniał. Wszystkie efekty rozgrzewki diabli wzięli, na dodatek ogłoszono, że kijkarze startują razem z biegaczami, choć wcześniej była mowa, że wyruszą 15 minut po nas. Tłum zgęstniał i wreszcie ruszyliśmy.
Oj, niedobrze - trasa zaczęła się od bardzo ostrego zbiegu po kamieniach. To oczywiście spowodowało szaleńcze tempo na początek, a mnie, jak na złość, rozwiązała się sznurówka i to oczywiście ta z chipem! Choć może to i dobrze, bo musiałam wyhamować, by ją zawiązać i tym samym nie popędziłam w dół na złamanie karku, co u niektórych zakończyło się kontuzjami, a nawet paskudnym upadkiem. Lepiej zacząć pod górkę, a zbiegać potem. Tu było odwrotnie -- ale nie mogło być inaczej, skoro start i meta były usytuowane na zamkowym wzgórzu. No i w połowie okrążenia zaczęły się schody... Nie dosłownie oczywiście, mam na myśli stromy podbieg, który dawał mocno popalić. Wtedy już byłam pewna, że -- jak na dzisiaj -- jedno okrążenie to dla mnie dość. Trzeba jednak jakoś dotrzeć do mety. Stromy podbieg co prawda się skończył, teren się nieco wypłaszczył, ale w przyrodzie cudów nie ma. Ile się zbiegło, tyle trzeba wbiec! A trochę tego było. Wreszcie -- jest! Meta!
Schodzę z trasy i co widzę? Mnóstwo znajomych twarzy na poboczu. Chyba nie tylko mnie jurajski cross dał w kość. Jest i Kasia z Jarkiem. Ich nie można razem wypuszczać na wyścigi, bo nakręcają się wzajemnie jak dwa zegary! Skończyło się to naciągniętym ścięgnem u Jarka.
Jemy banany, odpoczywamy i czekamy na naszego Prezesa. Włodek nie poddaje się tak łatwo. Powiedział, że idzie dwa kółka, to nie odpuszcza.
W końcu dociera do mety, cieszymy się razem z nim -- zwłaszcza, że ma nasze talony na posiłek ;)Niestety, znów trzeba postać w długiej kolejce, a mnie już mocno burczy w brzuszku. Za to nagroda jest wspaniała: pyszna grochówka i łazanki z kapustą.
Na koniec decydujemy się na spacerek po zamku. Niestety, ruiny są zamknięte do zwiedzania. Trudno, pewno jeszcze tu przyjedziemy, bo blisko i pięknie.
Dzisiaj dopiero obejrzałam pełne wyniki i humor mi się poprawił. Byłam dwudziesta na 42 panie, a już myślałam, że przyczołgam się ostatnia :)
I zapomniałam jeszcze dodać, że bardzo podobają nam się medale i pomysł, że można z nich ułożyć puzzla!

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu







 Ostatnio zalogowani
s0uthHipHop
23:51
rdz86
23:34
soniksoniks
23:14
ula_s
22:54
mario1977
22:41
valdano73
22:29
ronan51
22:23
mieszek12a
22:12
gtriderxc
22:08
chris_cros
22:08
kostekmar
21:42
viesio
21:37
bobparis
21:37
jantor
21:23
aga74
21:23
zulek
21:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |