Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA   GALERIA   PRZYJAC. [26]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Hung
Pamiętnik internetowy
Co w butach piszczy.

Marek Piotrowski
Urodzony: 1961-06-12
Miejsce zamieszkania: Wrocław
9 / 151


2014-01-04

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Nieustająca walka biegacza. (czytano: 3545 razy)

 

Nie należę do osób, dla których bieganie jest jak narkotyk, które przed treningiem mają skowronki w głowie i motyle w brzuchu, dla których bieganie, to sens życia, które nie wyobrażają sobie swego bytu bez truchtania. Nie. Ale bardzo się cieszę, że mogę biegać, że mogę pokonać niemały dystans, bo kiedyś - pomimo kilku prób - nie dawałem rady przebiec więcej niż kilometr, a i ten był na pograniczu życia i śmierci. Byłem wysportowany ale nie miałem kondycji biegowej. W momencie, gdy przełamałem pierwsze lody niemocy truchtania, postanowiłem, że będę biegał, bo szkoda mi było stracić to, co sobie wywalczyłem. I od tej pory biegam kilka lat. Ale tu jest problem, bo nie mam tego narkotyku i żeby wyjść na przebieżkę kilka razy w tygodniu bardzo często zmuszam się. Nie dlatego, że biegania nie lubię, a dlatego, że zawsze coś jest przeciwko: a to pogoda kiepska, a to jestem zmęczony pracą lub czymś innym, a to przeziębienie, a to mi się nie chce, bo mi się nie chce. Ciągle coś się znajdzie, ale ponieważ postanowiłem biegać, to walcząc ze swoim leniem mówię: co z tego, że pada i zimno? to właśnie dlatego wyjdę, żebyś sobie leniu nie myślał, że mnie na złą pogodę weźmiesz. Ale to nie koniec wiatru w oczy. Wówczas do gry wkracza żona, która w trosce o mnie mówi: czyś ty głupi, kto to widział, żeby na taką pogodę wychodzić, przeziębisz się i znowu będziesz kichał i prychał, o lekarstwach nie wspomnę (że trzeba kupić). Na wszelki wypadek z żoną nie walczę, tylko udaję, że nie słyszę, bo przecież na dwa fronty, to nawet Hitler nie wygrał. Zwieńczeniem tych ciężkich treningów (nie, że takie ostre, tylko że w ogóle są) zazwyczaj są jakieś zawody, i jeśli jest to bieg powyżej 10 km, to staram się - zgodnie z zaleceniami - nawadniać dzień wcześniej. Wcale nie są to wielkie ilości płynów, ale wystarczające, by przed startem mieć częstomocz. To dziwne, wypije człowiek szklankę a wysika pół wiaderka. To chyba z nerwów, tylko dlaczego się denerwuję, skoro moje miejsce jest do przewidzenia i nie wchodzi tu w grę żadna strata miejsca z nagrodą? No i walka o pisuar, nie dosłowna ale żeby odczekać swoje w kolejce do kibelka, to trzeba z organizmem nieźle powalczyć. Najczęściej na starcie już jest ok. Nieraz myślę, że może nie ma sensu wcześniej się nawadniać, bo i tak więcej oddaję niż przyjmuję, więc po co? Zdarza się, że i w trakcie biegu pęcherz przyciśnie, tak miałem na początku półmaratonu, ale nie odpuściłem a na mecie już mi się nie chciało. Dziwne. Innym razem, na maratonie, myślałem, że też tak będzie i nie odpuszczałem, tylko walczyłem z ciśnieniem i kilometrami. Efekt był taki, że musiałem zaliczyć krzaki w momencie krytycznym. Po co ta walka, skoro od razu mogłem pójść do toy toya? Człowiek musi rywalizować, jak nie z kimś innym, to ze swoim organizmem. Gorzej, gdy zechce się na "dwójkę", to wówczas utarczka nie jest równa i może trwać dłużej, bo możliwości zawarcia ugody są mniejsze a i skutki negocjacji mogą być bardziej odczuwalne. Wielu mówi, że jak coś boli, to trzeba odpuścić, bo może to skończyć się kontuzją. Mnie zawsze podczas dłuższego biegu coś rozboli. Gdybym za każdym razem chciał przerwać bieg, to żadnego bym nie ukończył, więc ciągle walczę z bólem. Na pierwszym maratonie, po kilkunastu kilometrach, pytałem moich doświadczonych kolegów, czy ich już coś boli, a oni odpowiedzieli, że nic. Ależ byłem podłamany, bo mnie już cała prawa noga rwała. Po zawodach siadam do kompa i wypisuję opinię o danym biegu czy to na forum, czy to w odpowiedniej zakładce. Oczywiście nie zawsze jest ona pochlebna a nieraz jest tam tylko niewinna uwaga do organizatorów. A tu nagle ze wschodu i z zachodu nalot na moją opinię, bo jak śmiem mówić, że coś było nie tak, skoro dla nich było ok. Ponieważ pisanie, to nie bieganie, więc zazwyczaj jeszcze potrafię wykrzesać siły i wtedy dawaj stawać do walki na słowa. Całe to bieganie, to przecież też jest bój z czasem i to nie tylko z tym na stoperze sędziego, to walka z upływającym życiem, które wielu z nas chce trochę oszukać, by poczuć się - mimo lat - młodziej albo, by w lepszej kondycji i uśmiechem móc spojrzeć na równolatka (co tam równolatka, młodszego), który nie potrafi się podciągnąć na drążku lub ma problem z dojściem do tramwaju.
Tak, bieganie, to ciągła walka i chociaż nigdy nie dostaję pucharu, to nieustannie się biję, nawet ... z myślami.

Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


mamusiajakubaijasia (2014-01-04,15:40): Rewelacyjny wpis!
Hung (2014-01-04,16:20): Dziękuję, bardzo się z tego cieszę.
snipster (2014-01-04,16:36): niestety, albo i stety - jest to ciągła walka... ale, co by było, jakby jej nie było? przeciwności nami sterują i albo się im poddajemy, albo właśnie walczymy ;)
Hung (2014-01-04,16:46): To prawda, snipster, gdyby nie przeciwności, to wszystko byłoby łatwe, wyniki lepsze, ale nudne: przebiegłem maraton, nic mnie nie bolało, mało trenowałem, nic mi się nie chciało i nie było się z kim ani z czym ścigać. Pokonywanie trudów daje nam większą satysfakcję z tego co robimy i odróżnia od tych, którzy tylko oglądają.
tomekg281 (2014-01-04,21:24): WSZYSTKO TO CO CHŁOPIE PISZESZ TO PRAWDA,MAM TO SAMO PLUS JESZCZE CZĘSTE CHOROBY I KONTUZJE POZDRAWIAM.
Hung (2014-01-04,21:37): tomekg281, "Życie, to śmiertelna choroba ...", dlatego brońmy się przed "kosą" biegając ile w naszej mocy z nadzieją, że choroby ustąpią, czego Ci życzę.
Artur Solec (2014-01-05,00:40): ten wpis jest identyczny jakbym słyszał siebie i swoje myśli a ten moment z żoną to jest dopiero walka o możliwość bitwy z samym sobą. coś jest z tymi żonami jednak nie tak. z jednej strony "o urwałeś minutę na wyniku !!!" albo "szybciej, meta już blisko" a z drugiej "znowu wychodzisz biegać??". życie biegacza żonatego wcale nie jest takie proste. ile się trzeba natrudzić żeby się jeszcze zmęczyc. ale co jak co, wyzwanie to nasza domena. pozdrawiam !!!
krokodyllos (2014-01-05,00:59): No nareszcie, wszyscy piszą, jakie to wspaniałe jest bieganie, myślałem , że sam jestem taki dziwak, a tu proszę... świetny wpis
Lolomil (2014-01-05,10:45): Też walczę. Na szczęście moja żona zaczęła biegać, zdarzają nam się wspólne treningi a na ten rok wspólne cele.Pozdrawiam
Ja0306 (2014-01-05,11:01): Brawo za Walkę z Pogodą, naprawdę warto, biegacze choć pojedynczo to jednak znajdują się i tacy co biegają jak pada albo jest chmurno, jak dzisiaj i w piątek. od 2 do 5 widywałem i bardzo dobrze, nie poddawali się.
andbo (2014-01-05,12:24): No i właśnie o to - jak mawia klasyk - "się rozchodzi"! Ma boleć, ma się nie chcieć, ma się walczyć z samym sobą!! Na tym właśnie to wszystko polega ... w życiu! Dzięki za wpis, wbrew pozorom budujący.
Hung (2014-01-05,14:09): Artur Solec, wydaje mi się, że wielu tak ma a gdy dojdą dzieci, praca i inne życiowe sprawy, to dopiero jest wyzwanie, by się nie poddać.
Hung (2014-01-05,14:11): krokodyllos, no to jest nas dwóch i jest to również dla mnie pocieszenie. Mam też nadzieję, że znajdzie się takich więcej ale jeszcze się ukrywają. Dzięki.
Hung (2014-01-05,14:15): Lolomil, to gratuluję, bo mam znajomego, zapalonego wędkarza, który wziął rozwód z żoną, przeciwniczką wychodzenia po karpia, i teraz wspólnie z inną panią łowią rybki.
Hung (2014-01-05,14:17): Ja0306, u mnie to wyszło jakoś naturalnie, że pogoda nie może mi przeszkodzić a potem zobaczyłem innych biegających w deszczu.
Hung (2014-01-05,14:21): andbo, można pomyśleć, że jesteśmy masochistami ale to nie prawda, my łamiemy swoje słabości a to musi boleć. To, co się złamie lubi się odbudować, więc bądźmy czujni.
Hung (2014-01-05,14:25): Aniad1312, choć z tym Hitlerem może być nieetycznie, to chciałem podkreślić wielką siłę żon.
vaszek (2014-01-05,14:51): Brawo, rewelacyjne oddanie tego co chyba wszyscy mamy.Pozdrawiam
Hung (2014-01-05,15:15): vaszek, większość z nas to ma ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, i dobrze, bo po co dodatkowo mają się męczyć świadomością swoich słabości.
puszek (2014-01-05,21:31): 100 % prawdy napisałeś na temat lenistwa ,kiedyś usłyszałem ,ze śmierć jest bardzo leniwa idzie sobie z kosą bo biegać nie lubi - po co ma biegać jak nie musi i tnie najpierw tych co siedzą przed TV przy chipsach ,w knajpach przy gorzale innych leniwców itp.wiec lepiej uciekać .... biegać ,biegać ,biegać !!!!
Hung (2014-01-05,21:48): puszek, to jest tak jak z deszczem, można w czasie ulewy iść powoli albo można biec, by uniknąć większego zmoczenia. Są tacy, którzy twierdzą, że uciekając przed kroplami łapiemy to, co i tak na nas spadnie a do tego jeszcze nabieramy na klatę to, co z rozpędu. Mimo to wolę uciekać, by mieć czyste sumienie, że zrobiłem to, co w mojej mocy.
An_Hal (2014-01-06,12:29): Też męczyły mnie kontuzje, biegłem z pękniętymi żebrami maraton, ostatnie 14km z wybitą piętą w Dębnie. Sikanie tak jak wielu z nas przed biegiem. Wiele podobnych sytuacji jak u Ciebie. Chyba większość z nas tak ma, chociaż o tym nie mówimy. Zyczę sukcesów w Nowym Roku i pozbyciu się kontuzji. Z kolanem też walczyłem, ale teraz spoko.
An_Hal (2014-01-06,12:29): Też męczyły mnie kontuzje, biegłem z pękniętymi żebrami maraton, ostatnie 14km z wybitą piętą w Dębnie. Sikanie tak jak wielu z nas przed biegiem. Wiele podobnych sytuacji jak u Ciebie. Chyba większość z nas tak ma, chociaż o tym nie mówimy. Zyczę sukcesów w Nowym Roku i pozbyciu się kontuzji. Z kolanem też walczyłem, ale teraz spoko.
BETTA (2014-01-06,16:05): SAMO ŻYCIE! nie jesteś sam.
Hung (2014-01-06,16:07): An_Hal, to jest to, że mimo przeciwności losu nadal próbujemy się zmagać ze swoimi planami. Dziękuję i życzę zero kontuzji.
Hung (2014-01-06,16:10): BETTA, dobrze jest wiedzieć, że jest ktoś jeszcze, kto zmaga się z podobnymi problemami, choć - oczywiście - nie życzę ich nikomu.
ona (2014-01-12,18:55): pamiętaj, biegasz dla siebie , i inni też są tacy, a nie dla pucharu...i tak młodzi chcą być mistrzami..gdy będą mieć te lata, to zobaczą...bo już my ich w starszym wieku od nas obserwujemy.. fajowo piszesz , będę tu czytać i zapraszam do przyjaciół
Hung (2014-01-12,19:48): ona, to prawda, że biegam dla siebie i nie liczę na nic więcej, tylko z tym obserwowaniem młodych mam kłopot, bo wzrok słabnie ... a jest co oglądać.







 Ostatnio zalogowani
stanlej
19:10
evaci57
19:06
bartonfink9
18:52
rokon
18:40
Denali
18:26
rezerwa
18:23
kubawsw
17:58
Biela
17:46
pawlo
17:07
INVEST
17:03
alex
16:59
BonifacyPsikuta
16:44
setkaMP
16:38
biegacz54
16:31
42.195
16:03
Piotr Czesław
15:54
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |