Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [18]  PRZYJAC. [278]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Truskawa
Pamiętnik internetowy
Biegam, więc żyję.

Izabela Weisman
Urodzony: 1972-02-
Miejsce zamieszkania: Żory
383 / 483


2013-03-12

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Bochnia 2013 :) (czytano: 2099 razy)

 

Do Bochni jechałam po raz trzeci i po raz trzeci pomyliłam szyby. Można? Można. Znowu zamiast zameldować się pod szybem Campi obejrzałam sobie z Miłoszkiem szyb Sutoris. Zawróciłam w tym samym miejscu gdzie w zeszłym roku. Wcześniej w tym samym miejscu pomyliłam drogę, a wszystko przez Hołka, który dość niejasno mówił o co mu chodzi. Zakupy też robiliśmy w tej samej Biedronce co rok wcześniej. Tak sobie myślę, że może ja się nie będę powtarzać tylko zrobię kopiuj-wklej z zeszłorocznego wpisu. Miłosz powiedział mi żebym tylko zmieniała imiona i nazwiska. Reszta z grubsza by się zgadzała. :)
Tegoroczna sztafeta to Michał Rutkowicz, Miłosz Kamieniak, Tomek Marcol i ja. Ika zapewniała nam serwis i foty, a Gaba towarzystwo, foty i doskonałą herbatkę podaną w idealnym momencie, ale to tym będzie później.
Piątkowy wieczór to bardzo zdradliwy czas. Chciałoby się posiedzieć i pogadać, bo przecież nie widujemy się na co dzień a tu się tak nie da i trzeba iść spać o w miarę normalnej porze. Próbowaliśmy też ustalić jakąś strategię na sobotę i tu się okazało, że w sumie mamy zgoła rozbieżne oczekiwania co do częstotliwości zmian. Zdaje się jednak, że Tomek jako kapitan uciął wszelkie dyskusje i mieliśmy biegać w parach po godzinie, zmieniając się co okrążenie. Trochę kręciłam na to nochem ale w sumie okazało się, że dla mnie to nie było złe rozwiązanie.
W sobotę stres się nie pojawił tak jak było rok wcześniej. W ogóle nie myślałam o tym co będzie. Jedynie przed samą zmianą przyszło mi do głowy, że właściwie to mi się nie chce biegać. Gadaliśmy nawet z Miłoszem, że chyba będziemy się oszczędzać i że to ma być chyba raczej zabawa. Taaaaa… Tośmy sobie pogadali. :))
Jak tylko stanęłam w strefie zmian wiedziałam, że bieganie na luzie nie wchodzi w grę. Nie ta atmosfera. I też wcale nie chodzi o to, że darliśmy tam nie wiadomo jak. Chodzi raczej o to, że pobiegliśmy na tyle na ile było nas stać, i to cała czwórka. Kompletnie nie rozumiem postawy całkowicie unikającej rywalizacji. Nie trzeba przecież za każdym razem umierać na mecie i wyprzedzić wszystkich, których można ale raz na jakiś czas to na pewno dobrze robi każdemu. Robienie religii z zamykania zawodów jest dla mnie jednak nieco zabawne. Sport to rywalizacja i tak po prostu jest, czy to się komuś podoba czy nie.
Pierwsza zmiana to taki trochę szok dla organizmu. Zaczyna się pod ten lodowaty wiatr, który w tym roku był naprawdę paskudny. Rysowałam sobie w głowie trasę: kawałek prostej pod górkę, szybko w prawo i uważać na tory, stemple i nawrót i teraz to już można mieć wszystko w dupie bo wiatr właśnie pacha nas na powrót do strefy zmian. Najprzyjemniejszy kawałek do pobiegania. Potem kaplica św. Kingi, znowu pod górkę i trzy głośniki, strasznie wąsko, szybki nawrót i wio klepnąć Miłosza i sobie odpocząć. Jakoś poszło.
W ogóle dość dobrze nam to wszystko grało, aż do momentu kiedy Ikusia zaczęła karmić odpoczywających chłopaków ciasteczkami. Kończyłam akurat moje trzecie kółeczko zmiany, cieszyłam się, że zaraz odpocznę. Pomyślałam jednak, że lepiej nie pójdę jeszcze na dół, tylko zaczekam aż Miłosz skończy bieg, bo nie wiadomo czy chłopaki z dołu zdążą. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, żeby ich nie było ale licho nie śpi. Ubrałam się, czekam, nikogo nie ma, słyszę, że sędzia wywołuje nasz numer, no to staram się szybko rozebrać a to nijak nie idzie. Wrzeszczę do Miłosza, żeby zaczekał bo ja jestem tylko się rozbieram.. No i poleciałam. Oczywiście trochę focha złapałam, że ja tu się cieszę na odpoczynek a dostałam w promocji dodatkowe kółko. Szybko mi jednak przeszło i uznałam swojego focha za rzecz niegodną, nieładną i postanowiłam się z nim nie obnosić. Jak chłopaki wrócili to już byłam zdrowa i trzasnęłam Tomka w łapkę bardzo przyjaźnie. Poleciał.

Poszliśmy z Miłoszkiem jeść. No i tak się rozpędziłam z tym jedzonkiem, że kolejne trzy kółeczka były dość ciężkie do zniesienia ale jakoś dałam radę. Pomijając podroby cała reszta czuła się doskonale. Nic mnie nie bolało, nic się nie zakwaszało. Tak to można sobie biegać.
Przy kolejnej zmianie Tomek i Michał dali nam cztery koła wolnego. Kazali zjeść makaronik, odpocząć, a potem Miłosz i ja mieliśmy biegać cztery, żeby oni mogli się najeść. Super. No i to była zmiana, po której powiedziałam dwa bardzo brzydkie wyrazy ale się nie przyznam jakie, wystarczy, że wie Michał i Ika. A powiedziałam je, bo po tym czwartym kółku byłam dość zmordowana i już widziałam się pod prysznicem, przebrana w suche i pachnące ciuchy. A tu się okazało, że Tomek nie może już biegać. Noga mu padła. Boże.. jak nisko można upaść, żeby jęczeć że ktoś ma kontuzję.. A tak to właśnie wyglądało. Ogarnęłam się jednak, rozumek wrócił na miejsce i już było ok. Mogłam biegać dalej. Nawet nie tyle mogłam co musiałam po prostu, bo właśnie skończyły się długie przerwy. Od tego momentu biegaliśmy już tylko po jednym kółeczku i byliśmy coraz bardziej zmęczeni.
Przed którąś ze zmian złapałam niezły kryzys z głupawką. Stałam w strefie zmian, czekałam na Miłosza, który zaraz powinien się pokazać. A mi właśnie odwaliło i robiłam sobie głupie miny do sędziny Agnieszki, ona się uśmiechała i nagle wrzeszczy: Miłosz poleciał! No jasny gwint… No to mam za te swoje fochy. Biedaczek zrobił dwie rundki pod rząd i nieco go to zmęczyło. Nie było wyjścia, trzeba było Miłosza przepraszać. :)

A zmęczenie zaczynało się nawarstwiać i coraz trudniej było mi się rozgrzać. Doszło do tego, że po jednej ze zmian miałam na sobie koszulkę z długim rękawem, z krótkim, bluzę, kurtkę i byłam przykryta śpiworem i nadal mną trzepało. Czułam się po prostu fatalnie. A tymczasem Tomek wymyślił herbatę z cytryną i cukrem. Gaba zrobiła, przyniosła i to mnie postawiło na nogi. Znów mogłam biegać.

W ogóle strasznie podobają mi się te bocheńskie obyczaje. Na początku przy strefie zmian jest tłum. Nie można się przecisnąć żeby dopchać się i zmienić partnera na trasie. Potem, w miarę jak impreza się rozkręca życie przenosi się na dół, a u góry są tylko Ci, którzy muszą. I w końcu kiedy już zmęczenie nas zaczyna zabijać niemal wszyscy znów są u góry. Koczują w śpiworkach, poubieranie w grube ciuchy i czekają na zmianę. Jest fajnie, tylko nie wszystkim chce się gadać, bo zaczyna ich dopadać znużenie. Ale nie szkodzi. Tak tam po prostu jest i tyle.

Najlepszy moment to ten kiedy znika jedynka na zegarze. W tym momencie u mnie spada napięcie. Cieszę się, że to już koniec i wiem, że tyle to już wytrzymam nawet gdybym sama miała biegać przez cały czas. Ale nie musiałam. Zostało czterdzieści minut do końca i mogłam sobie już pójść pod prysznic. Dzięki chłopakom nie musiałam stać w kolejce. Wykąpałam się i poszłam po zapiekankę ( w Bochni mogłabym się żywić wyłącznie nimi, bo to są prawdziwe zapiekanki, takie wymęczone jak dwadzieścia lat temu w Bydgoszczy na osiedlu Leśnym). Tak sobie stoję, obserwuję nieprzytomnym wzrokiem ludzi kiedy zeszła nasza banda na dół a Tomek pyta: kąpałaś się już? Kiwnęłam głową, że tak. A Tomek drąży temat: śmierdzisz mydłem? I ja w tym momencie umarłam … W takim stanie człowiekowi po prostu niewiele trzeba.

Co by nie mówić, poziom w Bochni jest coraz wyższy i coraz trudniej zająć jakieś logiczne i przyjemne miejsce. To oczywiście nie jest najważniejsze ale fajnie jeśli się tak całkowicie nie obstawia tyłów. W tym roku poszło nam zdecydowanie lepiej niż rok wcześniej. Bardzo chcieliśmy biegać. Nikt z nas nie potrafił odpuścić i robiliśmy co było w naszej mocy żeby zająć jak najlepsze miejsce. Cały czas pilnowaliśmy wyników, żeby nie polecieć przez przypadek. I to nam się udało. Po takim bieganiu czuje się dumę i radość, że było się częścią fajnego zespołu, a na pewno taki zespół mieliśmy.

Muszę jeszcze napisać parę zdań o Kamilu. Ten „dzieciuch” biega tak, że głowa mała. Przyjemnie było na niego patrzeć i mu kibicować. Jeśli chodzi o Kamila to wiadomo kiedy czuje się dobrze, a kiedy nie, bo zaczyna jęczeć w czasie biegu i to jęczy tak, że ciary przechodzą i człowiek się zastanawia nad tym czy on przeżyje te zawody i to wcale nie jest żart. Co mi powiedział to nieważne, bo nie mówił, że mogę się tym dzielić ale przez pewien czas naprawdę się o niego bałam. A przez jeden, jedyny moment chciałam się zachować jak matka (różnica wieku w pełni mnie do tego upoważniała) i ściągnąć go z trasy dając przy okazji solidnie po łbie bo naprawdę byłam przekonana, że on przypłaci ten bieg co najmniej zdrowiem. No ale Kamilek to bestia z charakterem do biegania i wybiegał zdaje się tyle i ile Marcin Swierc. Cała jego sztafeta z Łubianki poleciała świetnie i obroniła drugie miejsce. Na szczęście tym razem nie musieli biegać w trójkę. No nie ukrywam, że to moja ulubiona sztafeta i stąd Kamil tutaj. :)

Taaaa.. a w sobotę wieczorem to już nawet można sobie posiedzieć i pogadać ale niektórzy są tak zmęczeni, że zasypiają na siedząco więc poszli się położyć. Myśleli, że pośpią dość długo, bo zakończenie imprezy było przewidziane na 9.00 w niedzielę ale… No ale są rzeczy popakowane w woreczki foliowe i niedziela też zaczyna się dla tych śpiochów dość wcześnie. Ale to nic. Jeśli o mnie chodzi to impreza jest taka, że Tomek Głód może zabronić spania w ogóle, a ja i tak będę chciała biegać w kopalni. Bo bieg w Bochni jest jeden, jedyny i niepowtarzalny, zrobiony dla nas. Znów chcę tam jechać i pewnie przed wyjazdem znowu będę marudzić, że mi się nie chce, a potem pojadę i będę piszczeć, że nie chcę wracać do domu, a potem będę marudzić, że mi się nie chce jechać… Tylko niech nas co roku losują! :)


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


Michału (2013-03-12,14:26): Przeżyjmy to jeszcze raz :) Świetna relacja ;)
mkmilosz (2013-03-12,14:28): oooo taaaak ... Bochnia - TO JEST TO :)
mkmilosz (2013-03-12,14:29): jak zwykle kogoś na zdjęciu brakuje :D
michu77 (2013-03-12,14:42): Gratuluję i... zazdroszczę!!! Muszę w końcu pomyśleć o tej Bochni...
snipster (2013-03-12,14:46): poczułem się, jakbym tam leciał ;) spoko, niezły klimat jak widzę jest w Bochni :) a fragmenty o imprezie pod ziemią kojarzą mi się... z filmami o strajkach w kopalniach :)
jacdzi (2013-03-12,16:02): Mimo ze kolejny raz wciaz jak widze wspaniala przygoda.
Truskawa (2013-03-12,19:07): Ech.. fajnie było. Nie lubię jak Bochnia się kończy, choć niewątpliwie odczuwam niesamowitą ulgę na dźwięk syrenki kończącej zmagania. :)
Truskawa (2013-03-12,19:08): MIchał koniecznie pomyśl. Nie będzisz żałował. No i myślę, że przez najbliższe dziesięć lat nie będzie już tak zimnej edycji.
Truskawa (2013-03-12,19:08): No Ciebie brakuje, bo biegaleś i wszyscy to przecież wiemy! :))
Truskawa (2013-03-12,19:09): Eeee no co Ty. NIkt tam nie strajkował. Wręcz przeciwnie, każdy odwalał robotę jak należy. :)
Truskawa (2013-03-12,19:10): No i Ciebie Jacku zabrakło. :)
mamusiajakubaijasia (2013-03-12,19:22): Relacja fajna, ale.... jest pewna luka logiczna. Mianowicie piszesz, że Tomek złapał kontuzję i przestał biegać - biegaliście w trójkę, a potem jak królik z kapelusza wyskakuje Tomek z propozycją herbaty. Bo on przecież wrócił na trasę:) A tego w tekście nie ma:)
DamianSz (2013-03-12,20:32): Gratuluję wyniku całemu zespołowi. Za rok już nie odpuszcze i choć spróbuje załapać sie na Bochnię, bo obok Rudawy to chyba najbardziej integracyjne zawody ? ps. podobno jeszcze w Bydgoszczy jest fajnie, ale tam nie byłem.
papaja (2013-03-13,07:37): Zaraz, zaraz... Tego zadowolonego z siebie typa po prawej znam jakby z widzenia ;)
szlaku13 (2013-03-13,11:03): Izula... Nie ma tragedii... Zawsze można się było bardziej pomylić i zajechać do Wieliczki... :-D
szlaku13 (2013-03-13,11:09): A wynik Teamu Maratonów byłby lepszy, gdybyś sprawy wzięła w swoje nogi i mniej dała biegać męskim członkom... :-) Ale rozumiem... Jak zawsze zasady Matki Polki wzięły górę... :-P
Maria (2013-03-13,13:05): Wyglądasz jakbyś mantrę uskuteczniała;)
kris0309 (2013-03-13,15:23): Gratulacje Iza! Fajny wpis poza tym. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wystawimy co najmniej ze 3 drużyny jako HRmax Żory... może szczęście dopisze w losowaniu.
Truskawa (2013-03-13,18:11): Bo nie wszystko musi tu być Gabrysiu. I tak ten wpis jest za długi. :)
Truskawa (2013-03-13,18:12): Brakowało Cię Damku. Mam nadzieję, że się wszyscy dostaniemy za rok do Bochni. Nie biore pod uwage innej opcji. To najlepsza impreza w roku i zaraz po niej oczywiście Żorski Bieg Uliczny. :D
Truskawa (2013-03-13,18:13): No. :)) Dziękuję Aśko za pozdrowienia! Myślałam, że z ławki spadnę. Fajne to było! :D
Truskawa (2013-03-13,18:14): Ani nie mów Arturo. Ja naprawdę dużo potrafię w tym temacie. :)) A Matka Polka raczej nie. Zdecydowanie nie. :)
Truskawa (2013-03-13,18:15): Ja się ze wszystkich sił starałam rozgrzać Maryś. Było mi tak zimno, że nie potrafiłam się na niczym innym skupić, tylko na tym, żeby mi znowu było ciepło. Herbatka potem była. Pycha!
Truskawa (2013-03-13,18:16): Byłby niezły numer Krzysiek, gdyby całe 12 osób pojechało do Bochni. :)))
cosmita (2013-03-14,07:55): Te pilnowanie miało być dyskretne. Trochę mi się od żony dostało.Ale jakoś przeżyję.
Truskawa (2013-03-14,08:14): A to nie był żart? Jesli nie to słusznie dostałeś po głowie. :)
papaja (2013-03-14,08:41): A jednak się umyślny wywiązał z obietnicy :)
Truskawa (2013-03-14,08:53): Oczywiście. I to była bardzo miła niespodzianka. :)
Marysieńka (2013-03-14,10:20): Jaką modlitwę w myślach odmawiałaś??? :))
Truskawa (2013-03-14,10:21): To była modlitwa o ciepło. :)
Marfackib (2013-03-15,09:44): Gratuluję Iza wyniku :-)))
Truskawa (2013-03-16,18:07): Dziękuję! A gdzie Ty się Marku podziewasz?? Już tylko rower Ci został? :)
(2013-03-20,13:29): Wow! Jak to mówią: "SZACUN"!
Truskawa (2013-03-21,11:04): A dziękuję za całą czwórkę. :)
Woland (2013-03-29,14:37): Dopiero teraz przeczytałem i zerknąłem na zdjęcia - to musi być naprawdę fantastyczna impreza. Gratulacje!







 Ostatnio zalogowani
marekwroc
11:25
rokon
11:25
Admin
11:20
marynarz
10:56
stanlej
10:51
GriszaW70
10:43
camillo88kg
09:41
kos 88
09:22
biegacz54
09:18
scianka
09:16
kostekmar
08:57
Serce
08:54
mirotrans
08:43
Leno
08:22
luki8484
08:01
platat
07:59
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |