Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [1]  PRZYJAC. [117]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
gerappa Poznań
Pamiętnik internetowy
gerappa

Agnieszka
Urodzony: 1979-10-29
Miejsce zamieszkania: POZNAŃ
114 / 180


2012-05-11

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Granice? Jakie granice? Kto to wymyślił ? (czytano: 3145 razy)

 

Nie ma nic bardziej wartościowego ponad to co nosimy w sobie, w środku. To jest jak tajny kod niemożliwy do rozszyfrowania. Kiedy ktoś zadaje pytanie, treść odpowiedzi zależy tylko od nas. Nawet procent prawdy w niej zawarty zależy od stężenia różnorakich uczuć. Nikt nie potrafi czytać w moich myślach i nikt nie wie co mam w środku. Często porównuję ciało ludzkie do narzędzia, które do czegoś służy, które można w jakimś celu wykorzystać ale tak naprawdę kieruje nim ‘osobisty ośrodek sterowania’. Zastanawiam się czasem dlaczego jestem jaka jestem? Skąd we mnie ciągle rodzące się nowe cele i czemu ja tak stawiam sobie kolejne wyzwania? Przecież inni są inni… Mam w sobie małe archiwum. Wspomnienia. Chyba one najbardziej kształtują moją osobowość. Kiedy wyciągam jakąś kartotekę ze swojego życia, niczym stary zeszyt z szuflady, przed oczami pojawiają się obrazy, wywołują różne emocje… są jak perfumy, mieszanka różnych zapachów i kolorów…

… stojąc na starcie Biegu Południowego na bieżni stadionu w Radziejowie, spojrzałam na swe stopy a na nich moje nówki funkielki buty startówki przeznaczone niedzielne występy… zanurzone w przesuszonym i przemielonym żużlu… pojawiła się myśl… jakie one były czyste… nowe buciki lanserskie a ja je tu zaraz uwalę … i wystartowaliśmy … było tak jak przewidywałam : tuman kurzu otulił nie tylko me buty ale i mnie całą, pył żużlowy przywarł do mego spoconego ciała… no tak – jak w kopalni :) 84 sztuk Zawodników ruszyło z impetem przed siebie. A ja delikatnie jak motylek boczkiem za nimi. Naiwnie wciąż myślałam, że może jednak je troszkę oszczędzę.

12:00 wybiegliśmy ze stadionu, przed nami 5 kilometrowa pętla, do zrobienia razy dwa :) trasa w 80% to asfalt pozostałe 20% to pachnąca lasem gruntowa droga. Już zapomniałam jak malownicza to okolica. Radziejów Kujawski to miasteczko, w którym urodziła się moja Mama a ja potem uczęszczałam tam do szkoły średniej, której i ona jest absolwentką. Pierwszy kilometr – nie interesowało mnie tempo, biegłam komfortowo, słońce paliło jak na pustyni – biała czapeczka wiele nie pomagała. Biegłam ulicą Kościuszki, mały podbieg miałam wrażenie, że wszyscy mnie wyprzedzają … a ja chłonęłam obrazy zapisane przed laty gdzieś głęboko w swoim archiwum. Po pierszym km w oddali znajoma siwa brama wjazdowa. Moje oczy wypatrywały w oddali postaci znajomych, nie widzianych od dawna. Są! Babcia i Dziadek! Moja Babcia i Dziadek stali i patrzyli. Usta rozwarte, ręce splecione na klacie… jakież było ich zdziwienie, gdy na chwilkę podbiegłam by się przywitać… kilka chwil, kilka słów wyjaśnienia… skąd ja tu?, dlaczego?, a po co ty tak biegniesz dziecko? - Babciu bo to przecież fajne jest! – odbiegłam odkrzykując. A oni nadal patrzyli na mnie z niedowierzaniem, że ich wnuczka potrafi przebiec 10 km na raz! :) …

Żar z nieba się lał …a ja biegłam jak na czarodziejskim treningu. Przypomniałam sobie Rynek, miejsce w którym zajadałam się lodami będąc nastolatką, knajpkę do której chodziłam wagarować, był nawet sklep, w którym zakupiłam kieckę na studniówkę… potem minęłam Farę a tam Kibice z piwkami… nic się nie zmieniło… trasa w Radziejowie do płaskich nie należy, podobał mi się taki trening.

Już na rozgrzewce opracowałam strategię: pierwsze 5 km postanowiłam biec szybko ale niezbyt szybko [jak na mnie] , kolejne 2 lekko przyspieszyć, 8smy kilometr zasuwać szybko a dziewiąty na maxa, natomiast 10ty ponad maxa – chciałam wskrzesić z siebie dużo więcej. Nie zerkać na zegarek tylko lecieć jak najszybciej potrafię. Ten bieg to nie był dla nie start, to był trening w pięknej scenerii z moich lat -naście:) z poprzedniego stulecia. Przed tym startem w ogóle nie byłam zdenerwowana, nie obchodziło mnie robienie życiówek, bo raz: trasa nie należała do życiówkotwórczych a dwa: upał był niemiłosierny. Mimo, że punkty z wodą były rozmieszczone co 2,5 km – widziałam jak mi zazdroszczą zawartości małego bidonika z którego siorbałam sobie średnio co 300 metrów.

I tak: pierwszy kilometr szybko, dziarsko ale z luzem, drugi tak samo,
trzeci ciut szybko – na trzecim był punkt z wodą, wspaniałą zimną wodą, jeden kubek pod czapkę, dwa na klatę :) - oczywiście był to polew kontrolowany, nie chciałam ochlapać swych nówek-startówek - meta była na stadionie a finisz to 300 metrów po żużlu… schłodzenie wodą odniosło skutek: orzeźwiona ruszyłam przed siebie, wbiegałam w teren częściowo zacieniony, a potem w las … a tam nogi same szły …
czwarty km sam wyszedł szybciej,

piąty to już wewnętrzne powstrzymywanie się przed wybuchem mocy… pierwsza pętla kończyła się tam, gdzie zaczynała :) zaliczyłam punkt z wodą :) zebrałam doping kibiców , kubek wody pod czapkę, dwa na klatę i jeden na twarz… słońce paliło coraz mocniej … zaczęłam podkręcanie tempa… biegłam ‘na czuja’ – postanowiłam się zabawić :) 3 ostatnie km pierwszej piątki biegłam niezbyt dalekiej odległości od biegaczy, którzy byli przede mną… starałam się ich trzymać a potem uczyniłam sobie z nich ofiary:) postanowiłam wyprzedzić. Jedne plecy drugie plecy i nawet fajnie szło…

na 6 km widziałam, że dwie biegaczki zrezygnowały… kurde, szkoda lepiej mieć za sobą więcej kobiet niż nie mieć wcale… a było nas tylko 14 na 84 uczestników biegu… cóż trudno, muszę wyprzedzać facetów, a mus… to mus ! więc do roboty ! jedne plecy drugie plecy… na siódmym biegacz idzie, na podbiegu… wyprzedziłam… jak zobaczył, że wyprzedza go kobieta… podjął jeszcze próbę walki, pobiegł ze 100 metrów a ja wyprostowałam się, pierś do przodu…. o o o gerappa o o o :) po chwili usłyszałam wzdech rezygnacji … szkoda… podobała mi się ta walka kto wie… może taka rywalizacja poprawiłaby mi wynik… no to czas na następne plecy :)

Na siódmym wyprzedziłam dwóch :) miło było, to uczynić… widać już było, że słabną a ja się dopiero rozkręcałam :)nie widziałam powodu do tego, by się oszczędzać, nogi chciały biec… już raz tędy biegłam więc wiedziałam co będzie potem i wiedziałam jak należy zrobić te podbiegi w tych upalnych warunkach.

Na ósmym parłam do przodu bo miałam tylko jedne plecy do ścigania, nikogo więcej i były dość daleko… były momenty, w których myślałam, czemu nie? Może uda się go dopaść i zostawić za sobą… i były też momenty w których gotowa byłam odpuścić – bo on za daleko jest – nie dam rady… szkoda energii… ale najważniejszy był ten moment, w którym przypomniałam sobie "wykład" Snipiego na temat przekraczania granic: ‘granice? jakie granice? kto to wymyślił?’ i ruszyłam w pogoń.

Ósmy km się skończył. Wbiegliśmy w las. W oddali widziałam tą jego zieloną koszulkę… mówię sobie: no buciki włączamy 6sty bieg! I do roboty! rwać ile się da! Wyciągnęłam z kieszonki mordoklejkę, wcisnęłam w policzek i to było moje turbodoładowanie… odległość pomiędzy zieloną koszulką a mną się zmniejszała…
Skończył się 9ty km. Czułam power … zaczął się kolejny – ostatni już podbieg…

10ty km – ruszyłam ile sił w nogach… było mi już bardzo gorąco ale chęć przegonienia ostatniej mej ofiary dodawała mi sił :) biegnę, biegnę, biegnę, już prawie go mam, 500 metrów do mety, punkt z wodą przed stadionem… i już prawie go mam, już prawie go dogoniłam dzieli mnie tylko dwa metry… a on co ? zatrzymał się, rękę podparł o biodro w pozycji spoczynkowej …wziął kubeczek i postanowił się napić… ja pierdziu… gościu masz 400 metrów do mety a ty sobie tu stołówkę urządzasz… no nie… nie tak to sobie wymyśliłam… miało być tak: ja go przeganiam a on mnie goni i że się ścigamy i mamy ostry finisz itd… a tu klops… zgarnęłam jeden kubek wody – ostatnie szybkie schłodzenie na klatę…
Wbiegłam na ten żużel sama, uwaliłam buty do końca zasuwając jak zając po polu :) finisz :) jak zwykle fantazja mnie nie zawiodła – był wspaniały… tylko jak ja te nówki funkielki buciki domyję…

Wynik brutto na "trasie nie na życiówki": 54:14 brutto.
Nie piłam żadnych izotoników, nie jadłam żadnych odżywek, [byłam czysta] żadnych specjalnych diet, nawet trochę mniej jadłam, żeby co nieco zgubić [przybrałam ostatnio na masie :) ] , start był w okresie odpoczynku pomaratońskiego, nie było specjalnie szybkich treningów, takie tam truchtanie na spalanie sadła. Chciałam pobiec tak jak mnie na to stać, mnie Gerappę, moje ciało i mój umysł. I oczywiście jestem zadowolona. Od tej pory każdy mój start będzie taki :)

Od 2012-03-05 Radziejowski Bieg Południowy 10km


Zajęłam tam 3cie miejsce na pudle w K30. Nie ma się czym chwalić, bo dwie K30 zeszły z trasy a w sumie było nas 6. Wśród 12stu sklasyfikowanych kobiet byłam 7dma. Takie tam średnie miejsce. Ale pudło było, puchar na salonach stoi :) a wspomnienia… mam głęboko w sobie…

Na zdjęciu: Gerappa

Piotrek oczywiście dobiegł przede mną :) prawie 10 minut – wrócił do auta po aparacik.. i pstryknął to fajne ujęcie na finiszu :)

i wspaniale było się przebiec ziemią, na której się wychowałam. Może kiedyś jeszcze tam wrócę...


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


tygrisos (2012-05-11,23:12): No gratulacje za pudło i bieg bez garmina :))
Inek (2012-05-12,05:14): Wspaniale! Możesz być z siebie zadowolona,a nawet dumna. :)
snipster (2012-05-12,10:44): Zającu żużlowy, zapamiętaj to dobrze ;) przyda to się w trudnych chwilach na Maratonach ;)
doogi (2012-05-12,22:28): gratuluję taktyki choć widzę że upał dawał się we znaki, no i fajna energia + radość na tym zdjęciu z mety.
gerappa Poznań (2012-05-12,22:32): chyba mi się podobają te biegi "na czuja"... jeszcze kiedyś tak spróbuję ...
doktorek33 (2012-05-13,08:12): Jest się czym chwalić, wynik sam się nie nabiegał. Moje gratulacje i do zobaczenia w Pszczewie.
sbogdan1 (2012-05-14,09:50): Świetnie napisane, czytałem z rozdziawioną szczęką,końcówka wręcz sensacyjna, no i finisz, super gratuluję. Pozdrawiam...
kinia0304 (2012-05-16,08:31): super bieg! super relacja! no i ten Rodzinny Klimat:)
ineczka16 (2012-05-16,17:35): Gratuluję :) takie chwile mile się potem wspomina, w szczególności gdy patrzy się na puchar. A jaka była konkurencja - nie każdy musi wiedzieć :)
Marysieńka (2012-05-21,09:16): Pudło to pudło...wielkie gratki:))) Zdjęcie..to w "locie" rewelacja:))







 Ostatnio zalogowani
nikram11
13:11
kubawsw
13:01
Leno
13:00
kostekmar
12:56
VaderSWDN
12:27
Łukasz S
12:23
runner
12:17
Januszz
12:07
benek
11:56
Admirał
11:48
Paw
11:45
szan72
11:39
mariuszkurlej1968@gmail.c
11:37
BeRuS
11:36
GriszaW70
11:31
stanlej
11:29
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |