Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

09 pazdziernika 2014, 08:45, 1520/143533Marek Grzelka
Lubisz żyć?




      Trudno jednoznacznie określić, na czym to polega. Na rekordach upublicznianych poprzez dostępne dla użytkowników smartphone’ów aplikacje? Na gubionych przez kilometry kilogramach? Na „i like this” na facebooku dla tych, którzy biegać zaczęli i wciąż biegają, i jest to swoistym powodem do chluby i dumy? A może to jest tak, że te wszystkie wybiegnięcia w plener świadczą tak naprawdę o tym, że żyjemy, jednak, bo jesteśmy aktywni?

Nie spodziewajcie się dziś drodzy czytelnicy porad ekspertów, ich pełne są strony o bieganiu i fora dla takowych. Nie spodziewaj się dziś czytelniku ostatecznych, jasnych znaków, że podążając za owymi opiniami zyskasz pełny focus i zoom na szczęście i je złapiesz za nogi, a nawet za łydki, które ścina biegającym skurcz.

Ale wychodzi na to, że lepiej biegać, niż nie biegać. Że racjonalnie stąpając ze stopy na stopę, w tempie jakimkolwiek, żółwia czy młodego konika, robisz sporo dla swojego zdrowia. Dla swojego życia.

Pokochaj swoje serce
Tydzień temu moi rozmówcy opowiadali, dlaczego zaczęli biegać. Powodów pewnie tyle, ilu biegających, dominują chęć odrestaurowania zdefraudowanej kondycji czy potrzeba zrzucenia tego, w co obrośliśmy przez kilka minionych lat. Do biegania pcha ludzi całe spektrum powodów. Tak, wszyscy mamy w sobie coś z kotów. Kiedy jesteśmy młodzi ruch jest czymś naturalnym, potem, kiedy okazuje się, że tak naprawdę mamy pięć kończyn a nie cztery (mowa o krześle które zwykle wyrasta nam w pracy) jakimś przedziwnym sposobem okazuje się, że jesteśmy jacyś tacy niemrawi. Że się mało ruchu chce. Wstać rano z łóżka, wsiąść do auta, usiąść przy biurku, wsiąść do auta, rozłożyć się na fotelu, pogapić w telewizor i przykimać a potem położyć się spać. Na dziennym liczniku wychodzone może 200m, no chyba że ktoś ma duży dom i daleko do łazienki.

Z ruchliwych, smagłych kociaków zmieniamy się w stare kociska, które albo się snują, albo leżą, albo jedzą. Od świata zaczyna nas odcinać grubsza warstwa tego i owego, którą zaczynamy obrastać niezauważenie, po troszkę, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Z tego gnuśnego, aczkolwiek przecież miłego życia wyrywa nas zazwyczaj niespodzianka. Idziemy do kolegi na czwarte piętro i okazuje się, że musimy wchodzić na raty. Jedziemy z dziećmi na wakacje i podczas pieszej wycieczki zauważamy, że mimowolnie namierzamy jakąś knajpkę, by zasiąść i odpocząć. Wnosząc teściowej nową pralkę widzimy, że pralce idzie lepiej od nas.

Tymczasem jak się okazuje, serce jest mięśniem, tak jak podczas kanapowo – krzesłowego życia wiotczeje nam nieco tu i ówdzie, podobnie jest z sercem. Z mięśnia łatwo zamienia się w niewielki, chlupoczący woreczek, lichutki, popukujący słabiutko jak dzięcioł w styropian, siorbiący krew jedną stroną a spluwający nią drugą dziurką. Zarasta jak płytki stawek mułem i wodorostami. No w sumie można powiedzieć, a po co nam to silne serce, przecież nie uganiamy się od rana za sarnami po lasach, nie musimy bić się o teren z innymi łotrami o zarośniętych grzbietach. Jakoś się kulamy, jakoś działamy, czasem nas zakłuje przy większym wysiłku, przed oczami ciemno się zrobi, ale na Boga, przecież co ile lat musimy teściowej wnosić pralkę? Nawet jak jest zawodową praczką, to i tak rzadko.

I można z tak działającym woreczkiem w klacie dożyć nawet śmierci. Gorzej, jeśli okaże się, że zaczynamy ją widzieć, jak stoi za firaną, jak wyłazi i robi krok w naszą stronę. Że lądujemy na pogotowiu albo daj Bóg tylko u lekarza. Oczy nam się jakoś silniej otwierają, że kurczę, szkoda trochę, czemu tak szybko, że można było bardziej o siebie dbać, lepiej jeść, nie palić, nie dawać tyle w palnik, nie denerwować się...

Na szczęście nigdy nie jest za późno, żeby to swoje własne, życiodajne serduszko ukochać, przytulić i obiecać mu poprawę. Zamiast po pracy dospawać do odwłoka kanapę, wyjść się przejść. Nikt nie każe ci czytelniku kupować butów za 400zł, dresu za 500 i zegarka za 1000, żebyś wszedł do tej rodziny ludzi, którzy kochają, jak im żywiej w klacie tłucze, że nie kapie w niej jak deszcz o karton a wali jak kowal o kowadło. Jak zaznaczali tydzień temu nasi rozmówcy – krok po kroczku, nic na siłę. Kiedyś w końcu zamiast zwykłych butów na przechadzkę ubierzesz trampki, podbiegniesz podczas spaceru 100m, że aż pies rozdziawi ze zdziwienia paszczę, znów się przejdziesz, znów podbiegniesz.

I tak po kawałku, po troszkę, aż po kilku tygodniach biegiem z domu ruszysz, biegiem wrócisz i tylko pies będzie miał pretensje, że spacer po znanej trasie trwał połowę krócej. Ale serce pomyśli: chyba mnie znów kocha. Mamy tę świetną możliwość, że nie mieszkamy w centrum zabetonowanego po niebo molocha. Że w każdym miejscu miasta znajdziemy miejsce, gdzie można się przejść lub przebiec. Wieczorami tych biegających widać wszędzie, strefa, nowa droga za szpitalem, ul. Wodna, stadion, Kacza Górka, gdzie komu bliżej i wygodniej.

Jedno jest pewne. Jeśli racjonalnie rozpoczniesz swoją krucjatę do miłości serca, jeśli po drodze nie wpadnie ci do głowy zostać mistrzem świata, jeśli przed bieganiem na wszelki wypadek spytasz lekarza, czy na pewno możesz, krzywda na pewno ci się nie stanie. Ruszysz do przodu, to pewne.

Kto nie działa, ten nie żyje
Ci, którzy wkręcili się już w bieganie tak, że niemal muszą łykać te tabletki, żeby nie biegać w nocy, zachwalają dobroczynne aspekty biegania. Że biegając wyłączają się na godzinę, że ze słuchawkami lecą przez świat, ale jednak poza nim, piętnaście centymetrów nad chodnikiem. Że się świetnie czują, że dawne myśli po powrocie z pracy „Jezu, ale jestem dziś zdymany” zamieniły się w chęć do działania na każdym polu. Że zamiast leżeć na boku z sączącą się na kanapę śliną i oglądać narodowych mądrali obróconych leżeniem o 90 stopni, są w ciągłym ruchu, nabrali energii, łatwiej rozwiązują problemy, załapali jakiś optymizm. Takie przedziwne fluidy, że nabierasz ochoty na życie, gdy podczas biegania pocą ci się tors oraz łydy.

Nie da się ukryć, to ruch jest wyznacznikiem czasu. A skoro czas płynie, to znaczy, że najprawdopodobniej jednak jeszcze żyjemy. Co więcej, ci którzy zajmują się bieganiem, dokonują jakiegoś progresu, namacalnie i symbolicznie, bo nie tylko poprawiają sobie swoje malutkie rekordzistki dające ogromną satysfakcję, ale również dają jasny znak: ja się jeszcze rozwijam, idę do przodu, nie wysiadłem na jednym przystanku życia i tam je spędzam człapiąc dookoła, jadę dalej.

Straszne jest zgnuśnieć, przestać robić kroki do przodu, pchać jedynie swoją karuzelę dzień za dniem powtarzając w kółko to samo, czasem jedynie los tak sprawi, że jakieś fajerwerki nam się zdarzą, ale rzadko – jak co roku te w imieniny Sylwestra.

Tak, ruszyć do przodu, a potem faktycznie jest się czym pochwalić. Skoro kolega z Twojej szkolnej ławki i facebooka oznajmia, że biega, że przebiegł dziś wieczorem 8km, to nie mów, że nie czujesz malutkiej zazdrości, szpileczki wbitej w ten twój i tak lichy woreczek wiszący smutno na żyłach w klacie jak mokra perliczka zaplątany w krzaki. Bo w sumie nie za bardzo wiesz, jak Twoje życie wyglądało dziś między 20:00 a 21:00, kiedy on biegł te 8km, czyli pewnie było takie jak zazwyczaj, gapiłeś się w telewizor lub monitor i przekąszałeś, w międzyczasie miałeś kontakt ze zewnętrznym światem rzeczywistym, bo zapaliłeś na balkonie. No ale co, przecież nie wpiszesz na fejsie, że nic dziś nie zrobiłeś sensownego, że paliłeś na balkonie z nadzieją na lajka.

Tak, ot taki rzut okiem na to bieganie pozwoliłem sobie Tobie czytelniku sprezentować. Można oczywiście jak zawsze potraktować ten tekst jak inne okołofelietonowate bajdurzenia Grzelki jako namacalny przykład, że są jeszcze głupsi ode mnie. Ale można też inaczej. Nie trzeba, ale można. Sprawdź tylko, czy masz w szafie jeszcze te stare trampki, co w nich pięć lat temu ostatni raz grałeś w piłkę.

Komentarze czytelników - 3podyskutuj o tym 
 

loodvic

Autor: loodvic, 2014-10-09, 21:08 napisał/-a:
Świetny tekst. Właśnie po to wystartowałem, "aby żyć". Może nie pochłaniam setek kilometrów, ale także nie pochłaniam setek kilokalorii gapiąc się w TV czy lajkując posty na fejsie.Człowiek jakby młodszy, optymistyczny, wyluzowany.
Dziękuje autorowi za kolejnego motywatora aby trwać.
Pozdrawiam wszystkich "żyjących".

 

agafpaw

Autor: agafpaw, 2014-10-10, 07:17 napisał/-a:
Taak, swietny tekst
Przypomniales mi , ze mam kogo motywowac, znowu, smutne, ale nie poddam sie bez walki:-)
Dzieki za szturchańca;-)

 

brooks

Autor: brooks, 2014-10-12, 02:21 napisał/-a:
Tak naprawde 1. krok - wyjscie z domu i 2. krok - skierowac sie w strone natury, nieco dalej od cywilizacji. 3. krok - bieg lub cokolwiek innego, co sprawi nam przyjemnosc. 4. krok - odprezyc fizycznie cialo a równiez i 5. - zluzowac glowe.

 


















 Ostatnio zalogowani
s0uthHipHop
23:51
rdz86
23:34
soniksoniks
23:14
ula_s
22:54
mario1977
22:41
valdano73
22:29
ronan51
22:23
mieszek12a
22:12
gtriderxc
22:08
chris_cros
22:08
kostekmar
21:42
viesio
21:37
bobparis
21:37
jantor
21:23
aga74
21:23
zulek
21:15
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |