2011-12-07
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| Z archiwum X - mój pierwszy start (czytano: 1425 razy)

Pamiętam jak dzi¶, jedenastego listopada 2009 roku pojechali¶my razem z żon± i znajomymi na bulwar w celach, nazwijmy to leczniczych;). W planach było wci±ganie jodu na promenadzie nadmorskiej i filtracja nerek złotym napojem bogów w pobliskiej Mindze. Ku naszemu zdziwieniu, napotkali¶my na spory tłum ludzi, jak na tę porę roku. Okazało się, że jest rozgrywany jaki¶ bieg w dal na 10k dla kosmitów w rajtkach i krótkich gatkach , brrrr. Postanowili¶my zakupić zimny trunek i trochę popatrzyć na trud dżogerów. Wszyscy fajnie się prezentowali, ale szczególnie wzrok mój przykuł samotny kolo prowadz±cy stawkę. Biegł sobie tak lekko, płynnie, aż chciałoby się powiedzieć majestatycznie. Prawie nie usłyszałem jego oddechu, kiedy mijał nasz± wesoł± grupkę. Normalnie zrobił na mnie nieziemskie wrażenie. Był takim clebryt±, showmanem dla zgromadzonego tłumu. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ten kole¶ to Radek Dudycz, dobrze znana persona w ¶wiecie biegowym. Kiedy tak wbijałem wzrok w ten kolorowy, pędz±cy tłum u¶miechniętych ufoludków, postanowiłem, że za rok i ja spróbuję się zmierzyć w tym miejscu, z tym dystansem. Jak sobie postanowiłem, tak zaraz przy piwku publicznie wszystkim obwie¶ciłem. Z przygotowaniami nie było jednak już tak łatwo. PóĽna jesień to niezbyt fajna pora na rozpoczęcie treningów biegowych. W tym czasie wolałem ciepł± sauenkę, ewentualnie basenik. Zima, to samo ,plus narty. Wiosn± nic mi się nie chciało, a latem, plaża, browarek pod parasolem i skakanie przez fale. Jesieni± się przemogłem i wyruszyłem w las. W paĽdzierniku ograniczyłem co nieco spotkania towarzyskie, zreszt± i tak chyba na dłuższ± metę nikt nie chciał mnie słuchać, bo byłem lekko) monotematyczny (temat biegowy oczywi¶cie;)).10 listopada wieczorem dopadł mnie cykor nie na żarty, następnego dnia miałem wystartować w swoim pierwszym biegu jako pełnoprawny ¶cigant długodystansowy. Noc bezsenna, zwiększona wizytacja kibelka, w którym zlokalizowałem, przy okazji , trochę prasy biegowej. Każdy artykuł przeleciałem nerwowo ze trzy razy;) (że też się nie nabawiłem jeszcze hemoroidów??:). Na starcie , 11.11.2010, pojawiłem się pół godziny przed wystrzałem, ale okazało się, że organizator przeci±gn±ł o kolejne trzydzie¶ci minut rozpoczęcie impry. Ubrałem „se” czapeczkę bawełnian±, w której normalnie chodziłem do pracy, bieliznę narciarsk±, termoaktywn± , kurtawę The North Face, któr± obecnie być może jeszcze założę gdy temperatura spadnie poniżej – 15 i spodnie dresowe Adka( wstydziłem się jeszcze rajtków;). Pięć minut przed startem spociłem się jak na saunie. Ustawiłem się obok tabliczki 60 minut i pamiętam jak się zastanawiałem, jak można tak dokładnie wycyrklować swój czas (teraz już jestem trochę m±drzejszy i potrafię do¶ć dokładnie okre¶lić swoje tempo, bez spogl±dania na Garminka), wydawało mi się to dziwne. Rozległ się strzał, emocje opadły, robiłem swoje, biegłem, czułem się dumny i wyróżniony. Medal na mecie jeszcze pogłębił to uczucie. Wiedziałem już, że ta przygoda potrwa trochę dłużej.
Blog moga komentować tylko Przyjaciele autora |