Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 304 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Moja pierwsz trójka
Autor: Marek Krośnicki
Data : 08-17

Moja pierwsza trójka

Moim pierwszym maratonem był Maraton Ekologiczny w Lęborku (kiedyś o
tym pisałem). Po jego przebiegnięciu byłem bardzo z siebie
zadowolony. Jednak w krótce zacząłem się zastanawiać czy nie mogłem
go przebiec w lepszym czasie. Pomyślałem że skoro wytrwałem pół roku
biegając, to warto siebie wynagrodzić i kupiłem sobie Sport
Tester.
Po ustąpieniu zakwasów (trwało to jakieś dwa dni) zacząłem
dalej biegać. Początkowo planowałem pobiec następny maraton dopiero
w październiku w Poznaniu. Jednakże smak maratonu Ekologicznego tak
mi utkwił w głowie, że postanowiłem wystartować już miesiąc później
w Pucku.
Tutaj dostałem następną nauczkę. Na trzy godziny przed
maratonem zjadłem w barze obiad (Ziemniaki+Surówki+Gotowane pulpety
a na deser budyń). Po obiadku poszedłem w okolice stadionu i
położyłem się w cieniu drzewa. Upalna pogoda zmorzyła mnie snem i
obudziło mnie dopiero pikanie stopera, a więc już czas pomyślałem i
powoli zatelepałem się do Wujka Czesia, a potem do autobusu. W
autobusie był istny ukrop. Usiadłem na tylnym siedzeniu tuż obok
weteranów biegów maratońskich (m. in. Pana Mariana Parusińskiego).
Ożywiona rozmowa i cenne rady doświadczonych biegaczy skróciły czas
dojazdu do Strzelna do mgnienia oka.
Na miejscu pozostało mi
jedynie wskoczyć w strój sportowy i pomaszerować na start. Tu
niespodzianka, okazało się że moja żona przyjechała dodawać mi
otuchy na starcie (bo ja tchórzliwy jestem), a umawialiśmy się, że
będzie mnie reanimować na mecie w Pucku. Po drobnych opóźnieniach
ruszyliśmy. Postanowiłem sobie że w takim upale będę biegł na
3:10-3:15. Spokojnie człapiąc do mety, na każdym 5km piłem wody ile
wlezie, i rozglądałem się dokoła. W Karwi przywitał nas głośny
doping kibiców. W tym tumulcie naprawdę biegło się wspaniale,
musiałem siebie hamować, aby nie przyśpieszyć. Tuż około 20km
zrównał się ze mną bardzo wesoły i gadatliwy biegacz, który zaczął
nawijać że dziś biegnie rozrywkowo - rzednie mi mina i mówię, iż to
jego "rozrywkowo" to czas poniżej trzech godzin. On na to, że wcale
nie, po prostu śpieszy się na piwo które chce wypić na
trasie. Pomyślałem sobie że pewno robi mnie w balona. Dobiegając do
Starzyna zobaczyłem z powrotem tego samego Pana, wybiegającego z
baru GS zbierającego ogromne brawa od miejscowej
publiczności. Przebiegł znów koło mnie i stwierdził (o ile dobrze
usłyszałem), że po dwóch to mu się odbija. Ciągnąc szczękę po
asfalcie dalej biegłem na 3:15. W tem, na 36 km dał znać o sobie
obiadek i poczułem rewolucję w żołądku. Zmusiła mnie ona do pójścia
na stronę. Po wyjściu z chaszczy zacząłem biec dalej. Jednak kłopoty
z trawieniem nie ustały- zacząłem wymiotować - wtedy niestety
musiałem zwolnić. Chciałem iść, ale pomyślałem, że na mecie żona
będzie się niepokoić, więc człapałem truchtem do mety i dotarłem tam
z czasem 3:26:34 (Arturze z Tych dzięki za wsparcie!). Na mecie
dostałem medal. Sympatyczne powitanie zgotowała mi żona, która
zorganizowała jeszcze dwójkę kibiców (koleżanka żony z bratem).
Dostałem od nich śliczny, własnoręcznie zrobiony dyplom (wielkie
dzięki!) - w stosunku do niego dyplom otrzymany od organizatorów
nie miał startu bo nawet nie był wypisany (dostawało się go in
blanco!). Po prysznicowej reanimacji poszliśmy w czwórkę na kolację.
Teraz, pomyślałem, trzeba sobie zrobić przerwę od maratonów i
popracować nad formą przygotowując się do Poznania. Pojechaliśmy z
żoną na wycieczkę rowerową po Kaszubach. Na wycieczce biegałem
nieregularnie i wpisy w dzienniczku treningowym zaczęły we mnie
budzić kaca moralnego. W dodatku miałem straszliwą ochotę na długi
bieg. Przyjechaliśmy do domu na dwa dni przed maratonem w
Gdańsku. Pomyślałem sobie: "skoro na długich treningach robię
30-35km to może zamiast hasać po lesie pobiegnę sobie maraton w
Gdańsku, przynajmniej nie będę miał problemów z noszeniem ze sobą
picia." Poza tym, pogoda w przeddzień maratonu była niezła (tzn.
było pochmurno).
Wstałem rano tym razem przezornie zjadłem lekko
strawne śniadanko (płatki na mleku). Wyjrzałem za okno - na przekór,
akurat w dniu maratonu zrobiło się pogodnie i ciepło. Jednak decyzja
została podjęta, klamka zapadła. Biegnę swój trzeci maraton. Wziąłem
ze sobą Sport Tester i postanowiłem biec z początku na 159ud/min - w
końcu chciałem siebie trochę posprawdzać! - dokładnie takim tętnem
przebiegłem pierwszą połówkę maratonu, której część była lekko
zacieniona. Zaraz po wybiegnięciu na ulicę Grunwaldzką ogonek mi się
podkulił, poczułem żar lejący się z nieba i bijący z powrotem z
asfaltu. Pomyślałem że w takiej temperaturze mój motorek może mieć
problem i zacząłem biec na 149ud/min. Piłem ile mogłem chłodziłem
się pod prysznicami na trasie. I tak udało mi się doczłapać do mety
bez żadnych sensacji w czasie 3:27:??, czyli gorszym niż w
poprzednich dwu startach. Jednak pocieszyłem się tym, że zająłem
takie samo miejsce jak w Pucku, (51 miejsce) a w Gdańsku startowało
więcej osób. Poza tym, odhaczyłem swój trzeci maraton! A jak na
szczawika co biega dopiero osiem miesięcy to nieźle (????). W
doborowym nastroju wróciłem do domu . Pomyślałem że teraz będę biegł
dopiero w Poznaniu (chyba że ...?!!!)
Jeśli miałbym podsumowywać, który maraton (z mojej trójki)
najbardziej mi się podobał to kolejność była by następująca:
1)Maraton Ekologiczny w Lęborku
2)Maraton Solidarności
3)Maraton Ziemi Puckiej
Na mą ocenę
największy wpływ miały dwa czynniki. Po pierwsze zabezpieczenie
trasy, w maratonie Lęborskim i Gdańskim ulice były zamknięte dla
ruchu samochodowego, natomiast w Pucku trzeba było na siebie uważać
bo ruch był tylko wstrzymywany.
Drugim ważnym elementem dla mnie
była obsługa na mecie (pal licho biuro zawodów tam przecie człowiek
nie jest zmęczony). W Lęborku kończących bieg zawodników
pielęgniarki pytały jak się czują i troskliwie odprowadzały do
szpitalika, w Gdańsku powiedziano mi gdzie jest namiot z masażami
(pewnie za dobrze wyglądałem?!). Natomiast w Pucku nie przejęto się
zawodnikami na mecie nic a nic (tam po mych ekscesach musiałem
wyglądać jak okaz zdrowia!).
Chciałbym podziękować wszystkim
organizatorom za trud włożony w przygotowanie maratonów, bo wydaje
mi się że każda z tych imprez ma swoje plusy i jest warta
polecenia. Poza tym na wszystkich imprezach świetnie się bawiłem i
chyba o to chodzi.

Pozdrawiam
Człapak Marek Krośnicki



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
piotrhierowski
20:08
Palbow
19:40
przemek300
19:35
rzemek1980
19:34
soniksoniks
19:28
Wojciech
19:21
wwdo
18:51
gpnowak
18:50
b@rtek
18:26
INVEST
18:22
jann
18:16
kubawsw
18:12
Henryk W.
18:12
Hieronim
17:59
przystan
17:39
kasjer
17:11
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |