Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 338 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


Tylko 26,2 mile do końca...
Autor: KazimierzMusiałowski
Data : 2004-01-07

Jeżeli masz gdzieś być, to będziesz. Dojdziesz, dojedziesz, dopłyniesz, dolecisz. Do Londynu doleciałem, spełniając przepowiednie starego bosmana. Lotnisko, polskie rodziny, powitanie, Londyn, dom. Dzień drugi. Klub Olimpijczyka, pani Inka, historia polskiego sportu w kraju i na obczyźnie. Fotografie, sprzęty, medale, polski makowiec, angielska herbata, swymi zapachami wypełniają nasz polski dom. Dzień trzeci, moi gospodarze, Krystyna i Zenon tłumaczą, jak wysiąść na Waterloo Station. Jest już z daleka widoczne biuro maratonu.

Namioty, pamiątki, sprzęt foto- video, medale, certyfikaty – biznesowa otoczka biegu dla 25 tysięcy zawodników. Doliczyć trzeba spanie, jedzenie, transport. Jest to czysty zarobek dla miasta. Dzień czwarty. Jedziemy na start. Siedzę obok Jana Huruka, pytam o szansę – chcę wygrać – powiedział. Był drugi, przegrał o pięć sekund z Pinto. Renata Kokowska także druga. Południk Zerowy – Greenwich na wszystkich statkach w radiostacjach jest czas ustawiony. Głośni są włoscy biegacze, hałasują także Skandynawowie. Wystrzał armatni – start.

Po kilku minutach biegnę bardzo wolno. Uświadamiam wreszce sobie, jestem tutaj, największy maraton na świecie. Mijam piękny żaglowiec Cutty Sark. Wielu przebierańców, orkiestry, pozdrowienia. Dumny jestem z orła, którego przyszyła mi Krystyna – „Polski” – pokazują na mnie londyńczycy. Szukam oznaczeń kilometrowych, są wreszcie, gubię się w tych milach. Tower Brigde- na dole Tamiza, u góry helikopter Eurosportu. Stary Londyn. Nie czujemy tych niedogodności, są siatki i dywany. Trzydziesty kilometr, chcę pić, nie wiem, z których rąk wziąć napój, aby nikogo nie urazić. Wyciągnięte dłonie dzieci, po to, aby „klapnąć” i pobiec i pobiec dalej. Jest już Buckingham Palace, potrójny szpaler kibiców. Westminster Bridge, przebiegam obok „Big Bena”, widzę bramę mety.

Jestem na 6.671 miejscu. Ukończyłem ten londyński maraton, czas nieważny. Medal na szyi, bolące nogi, móc ciszyć się teraz na mecie. Jestem w miejscu, o którym marzyłem. Dzień piąty i szósty zwiedzam Londyn. Powrót, myślę o starym bosmanie – było trudno, ale dobiegłem tam, gdzie miałem być.



Komentarze czytelników - brakskomentuj materiał



















 Ostatnio zalogowani
benfika
22:12
rolkarz
22:05
Yatzaxx
21:52
ronan51
21:42
INVEST
21:28
zmierzymyczas.pl
21:21
romangla
21:00
tete
20:56
Stonechip
20:55
Admirał
20:52
42.195
20:29
entony52
20:24
Namor 13
20:06
golus3
20:05
TomekSz
19:52
StaryCop
19:36
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |