Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Przeczytano: 693/1607814 razy

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:0/0

Twoja ocena:brak


I wreszcie maraton w Danii, w Kopenhadze
Autor: Andrzej Wojakowski
Data : 2025-05-21

Dania jest krajem tak blisko Polski, a moja noga do tej pory tam nie stanęła. Ale wreszcie tam poleciałem, city-break - z maratonem w roli głównej - wykonałem. Ale po kolei. Nauczony doświadczeniem sprzed miesiąca, byłem bardziej ostrożny.

Poleciałem wtedy do Mediolanu, również na maraton, ale po raz pierwszy zdarzyło mi się, że przyjechałem na miejsce, a w zawodach nie wystartowałem. Ostra infekcja górnych dróg oddechowych skutecznie pokomplikowała bowiem moje plany aż na dwa tygodnie. Przed Kopenhagą bardziej zadbałem o zdrowie, a przygotowałem się w Lesie Kabackim. I tu ukłony dla pracowników pawilonu tenisowego w Parku Kultury i Wypoczynku w Powsinie za okazaną logistyczną pomoc w moich przygotowaniach biegowych. Poza dziennymi biegami (średnio 4x w tyg.), codziennie rano 30 brzuszków, wieczorem gimnastyka siłowa (ok. 20 min), raz na tydzień basen (1000 m), codzienna jazda na rowerze, to główne elementy mojego treningu.


Do Kopenhagi poleciałem tym razem LOT-em, była to dla mnie najkorzystniejsza kombinacja czasowo-finansowa. Wczesny wylot w Pt., późno popołudniowy powrót w Pn., co by zyskać jak najwięcej czasu do swobodnej dyspozycji podczas tej eskapady.

Niedzielny wczesny poranek przywitał biegaczy chłodną temperaturą. I tak było w sumie przez większość dnia. Temperatura najwyżej 15 stopni - bardzo dobra dla biegaczy. Na rozległą arenę – punkt zbiorki uczestników - docieram w miarę wcześnie, oddaje rzeczy, udaję się do swojej grupy startowej. Na miejscu spotykam kolegę Krzysztofa z Ursynowa. Trzeci raz się już spotykamy na zawodach, nie umawiając się wcześniej.

Czekam spokojnie na sygnał startu, który ma - wg mojej wiedzy - nastąpić o 9.30, podziwiając rzeszę biegaczek i biegaczy wokół mnie. Ale o tej godzinie to był start dla elity; ja, jako amator, przekroczyłem linię startową dopiero 15 min i 33 sek. później. Trasa maratonu - bardzo płaska, praktycznie bez przewyższeń, tylko kilka kilkumetrowej długości wzniesień, głównie na mostach. Przez większość czasu podczas tego biegu świeciło minimalne słońce przez chmury.

Maraton przeprowadzono ulicami miasta, poprzez najciekawsze miejsca, trasa miała kształt wielkiej pętli z wieloma zakrętami po drodze. Mnie po starcie biegnie się aż za dobrze, jak na moja kondycję. Pierwsze 5 km, 10 km, pokonuję w tempie – odpowiednio - 5:15 i 5:20 min/km. Ale później dochodzi do głosu nagrzewająca się lewa stopa. Przerwa, zdjęcie buta, wyjęcie wkładki, polanie wodą, krótkie schłodzenie. Takich przerw było aż pięć (w sumie ok. 20 min w plecy)

Na półmetku osiągam jeszcze czas 1:56:54 (jeszcze dobry jak na mnie), później moje tempo spada. Jednak na ostatnich 3 km (po mojej ostatniej przerwie), zrywam się do walki, biegnę szybciej, sporo biegaczy wyprzedzam, na metę wpadam z rezultatem netto: 4:14:45. Gdyby nie lewa stopa, spokojnie uzyskałbym czas znacznie poniżej 4 godz. A po mecie to już tylko czas na przyjemności. Medal, prostokątny, na żółtej szarfie (całkiem ładny), włożyła mi na szyję młoda, naturalna blondynka (takich kobiet jest w Kopenhadze całkiem sporo), później napoje, owoce, batony energetyczne, cola w kubkach.

Jednym ze sponsorów maratonu był Red Bull, swój ”przydział” tego specyfiku wypiłem chyba za dwuletni okres. Następnie przebranie się (w ciepłym słońcu), jednak każdy skłon do stóp to bolesna w skutkach decyzja, ale żadnego skurczu nie „zaliczyłem”. Później, przy alei finiszowej strzelam fotki maratończykom trochę wolniej biegnącym, i spokojnym, wolnym spacerem udaję się do stacji metra. I to tyle.

Ogólne uwagi. Maraton b. dobrze zorganizowany, jedyna negatywna uwaga, to że prysznice i miejsca do przebrania były w znacznej odległości od areny uczestników, którzy ukończyli bieg. Ja nie udałem się tam, za daleko. Ten maraton ukończyło ponad 18 tysięcy biegaczy (to dużo jak na małą Danię), wcześniej w Sb. był organizowany mini maraton i bieg śniadaniowy w parku Tivoli. Mnóstwo młodych kobiet uczestniczyło, sporo z nich wyprzedzało mnie na trasie, dlatego mogłem podziwiać ich smukłe sylwetki również od tyłu. Przez dużą część dystansu „ścigałem” się z jedną rudą, w charakterystycznych warkoczykach, biegaczką, raz ja byłem szybszy, a po mojej przymusowej przerwie znów była przede mną, i tak kilka razy, ale na końcowych km skutecznie ją zostawiłem w tyle.

Niedaleko przed metą wyprzedziłem również grupę „Eskimosów” ciągnących sanie (w charakterystycznych ubiorach rodem z Północy), trzech z przodu, dwóch z tyłu, a na saniach grała ostra, odtwarzana, muzyka. Tuż przed finiszem widziałem też grupę 6 mężczyzn biegnących razem, a ubrani byli jednolicie (koszulka, spodenki, podkolanówki) w jaskrawo różowym kolorze. Raz widziałem aniołka ze skrzydełkami, ale leciał (raczej truchtał) wolno, jego czas to ok. 5,5 h. Raz też widziałem wikinga, z rogami na głowie. W kilku miejscach działały kurtyny wodne.

Stacje napojenia liczne (woda, ewentualnie izotonik w kubkach), były 2x banany, 2x można było dostać również żel energetyczny. Było parę miejsc z muzyką, raz mijałem na zakręcie grupę bębniarzy. Wzdłuż trasy masa kibiców, takich tłumów b. dawno nie widziałem, chyba z pół Kopenhagi wyszło na ulice i place, aby dopingować biegaczy. Jednak często kibice, czy rowerzyści przechodzili przed uczestnikami maratonu, niekiedy trzeba było uważać, aby nie doszło do kolizji, nie wszędzie bowiem były barierki.

Polecam ten maraton. Trasa przychylna dla biegaczy, tylko kilka lub kilkanaście metrów n.p.m., można pokusić się o dobry wynik. Organizacja maratonu bez zarzutu. Pierwszy raz widziałem drukowanie nr. startowego na poczekaniu, po sprawdzeniu kodu QR, na moich oczach. Następnie dolepiono pasek czasowy i wręczono mnie. Żadnych kopert! Tak w Dani dba się o drzewa. Pomimo że Dania nie jest tanim krajem, 3-4 dni nie nadwyrężą budżetu. A z takiego Szczecina, Koszalina, Gorzowa, czy z innych okolicznych miejscowości zachodniej Polski jest bliżej do Kopenhagi niż do Warszawy, która nie jest za tanim miastem do pobytu.

Stolicę Danii warto zobaczyć również od strony turystycznej, do obejrzenia szereg pałaców, kościołów, muzeów, galerii malarstwa (jakie piękne obrazy w muzeum NY Glyptoteket !). Tak w ogóle, centrum Kopenhagi to jedna wielka klimatyczna starówka. Hamlet mówił o tym kraju „Źle się dzieje w państwie duńskim, ja zaś sparafrazuję i powiem „Dobrze się dzieje w państwie duńskim”.

Jeśli czytelnik zainteresował się moją maratońską pasją to poinformuję jeszcze, że aktualnie staram się zrealizować następne wyzwanie, tj. być w Klubie Siedmiu Kontynentów. Chodzi o ukończenie maratonu na każdym kontynencie. Pozostała mi niestety Antarktyda. Wszystkie dotychczasowe moje starty sam finansowałem, nie mam żadnego sponsora, na swoją pasję zarabiam ostatnio pracą w Niemczech. Jednak w przypadku Antarktydy zaczynają się dla mnie finansowe Himalaje.

Impreza organizowana przez Marathon Tours and Travels, startująca z Buenos Aires (trzeba tam jeszcze dolecieć) zaczyna się od ponad 7 tys. USD. Niestety, wykonywana praca w Niemczech szybko nie pozwoli mi uzbierać takiej kwoty. A czas leci, mam już ponad 65 lat. Stąd zwracam się o ewentualne finansowe wsparcie moje projektu, tj. umieszczenie ostatniego, najdroższego diamentu w Koronie Kontynentów - Antarktydy. Jeśli uznają Czytelnicy, że warto poprzeć mój projekt, podaję poniżej nr kont do wpłat. Wiem że jest wiele pilniejszych potrzeb do wsparcia (np. zdrowie), ale jeśli uznają Czytelnicy że nie mogą mnie finansowo wspomóc, to moja prośba o rozesłanie tego listu z moim projektem wśród swoich znajomych, rodziny, koleżanek i kolegów. Będę wdzięczny za takie poparcie.

Dla wszystkich, którzy prześlą nawet symboliczne 1 PLN, 1 EUR, 1 USD lub 1 GBP na jedno z podanych poniżej kont, a w tytule przelewu podadzą swój osobisty adres mailowy (oświadczam że nie sprzedam nikomu bazy adresów mailowych) to obiecuję, że po ukończeniu ostatniego maratonu wyślę moją relację i zdjęcie z medalem jako skromne podziękowanie, a jednocześnie potwierdzenie, że środki zostały wykorzystane zgodnie z przeznaczeniem.

Nr kont SWIFT (BIC) – INGBPLPW
w PLN :PL 81 1050 1025 1000 0097 1014 1921
w EUR: PL 91 1050 1025 1000 0097 1014 2614
w USD: PL 29 1050 1025 1000 0097 1014 2663
w GBP: PL 17 1050 1025 1000 0098 1810 0290

Relację przygotował: Andrzej Wojakowski.
11.05.2025



Komentarze czytelników - 1podyskutuj o tym 
 

ProjektMaratonEuropaplus

Autor: ProjektMaratonEuropaplus, 2025-05-27, 12:02 napisał/-a:
Gratuluje ukończenia zawodów.
Biegłem tam w 2023r. i ten start jest jednym z tych, które wspominam baaaaardzo pozytywnie ze względu na ilość kibiców i klimat jaki robili na trasie :)
W tym roku też tak dali czadu? :)

 




















 Ostatnio zalogowani
malkon99
19:56
sopel
19:48
rezerwa
19:26
."RoBsoN".
19:06
setkaMP
18:45
benfika
18:42
mario1977
18:34
zwolanek
17:28
kubawsw
17:26
eldorox
17:00
Lech Komenda
16:37
Tyberiusz
16:31
marczy
15:58
VaderSWDN
15:47
Falko
15:35
czewis3
14:53
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |