Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Kamus
Kazimierz Musiałowski
Smogorzewiec

Ostatnio zalogowany
2024-03-06,18:05
Przeczytano: 471/59590 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:10/4

Twoja ocena:brak


Maraton na Atlantyku
Autor: Kaziu Musiałowski
Data : 2008-07-22

Po cichu, jeszcze w Grecji, zacząłem przygotowania do tego maratonu. Zakupiłem duże ilości wody mineralnej z mikroelementami. Wszak cały czas na statku mieliśmy wodę pitną, „odzyskaną” z wody morskiej. Grecki armator nie był rozrzutny. Woda pitna kupiona w porcie kosztuje. W mój pomysł przebiegnięcia dystansu maratońskiego wtajemniczyłem kapitana, jednocześnie prosząc o zgodę. Zmierzyłem taśmą mierniczą dystans jednego okrążenia, które wynosiło 512,08m. Nie byłem świadom do końca na co się porywam.



Najbardziej przeszkadzały rury, które przebiegały aż na dziób statku. Poradziłem sobie z nimi kładąc na nie palety, coś na kształt małego drewnianego wiaduktu. Nie wiedziałem, ile ta nagła zmiana warunków będzie mnie sił kosztowała. Trzeba było uważać, właśnie na tych podbiegach i zbiegach po paletach. Do liczenia okrążeń – czyli komisja sędziowska zgłosili się sami dwaj polscy członkowie załogi i Filipińczyk. Był to dzień wolny od pracy, jedynie wachty miały służbę. Moje obawy co do pogody dotyczyły temperatury. Atlantyk w tym rejonie był spokojny. Start do tego biegu wyznaczyłem na godzinę 15-tą. W ostatnią noc przed maratonem wyrysowałem na kartce ilość okrążeń. Potrzebowałem ich 82, do tego musiałem wyznaczyć odcinek 204,44m, tak aby cały dystans wynosił 42,195m. Sędziowie Jacek Gańko, Zbigniew Kaczmarczyk, oraz Filipińczyk Maximo Ladera sami przygotowali stół sędziowski, napoje, odżywki oraz pomyśleli o muzyce, która tak bardzo pomogła, przy pokonywaniu ostatnich kilometrów. Jeszcze wieczorem, kiedy słońce powoli chowało się w wody Atlantyku przeszedłem cały dystans z miotłą, aby wyczyścić pokład. Ten statek był już stary, liczył 22 lata. Rdza na pokładzie powodowała, że co chwilę olbrzymie płaty skorodowanego metalu odrywały się i mogło być niebezpieczne. Któregoś razu podczas spaceru kapitan pokazał mi pęknięcie statku od burty do burty. Widzi pan, ochmistrzu, na jakim statku pływamy?- zapytał kapitan. Widziałem nie tylko w tym miejscu, że ten statek już jest stareńki.



Zgodziliśmy się na nim pracować, wraz z kapitanem polecieliśmy do Rzymu, potem do Bolonii, następnie do Ravenny jechaliśmy już samochodem agenta. Powiązały się nasze losy. Kapitan Rutkowski był spokojnym, rzeczowym człowiekiem. Był już na emeryturze. Pracował w Polskich Liniach Oceanicznych. Nie chwalił się tym, ale zauważyłem na jego ręce wytatuowany numer z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Miałem także okazję poznać podczas rejsu do Filadelfii w USA jego syna. Kiedy przez dłuższy czas obaj nie dawaliśmy znaku życia do domu (brak łączności),nasze żony telefonowały do siebie szukając informacji i uspokojenia. Takie to było niełatwe życie marynarzy oraz ich żon.





Rys.1 - Maraton na Atlantyku 22.07.1987r



Obawiałem się także tego, że pokład podczas maratonu może się „pocić”, czyli różnica temperatury pokładu i powietrza jest taka, że na pokładzie powstaje szron. Często miałem takie niespodzianki w tropiku. Wówczas bieganie po takim pokładzie jest naprawdę niebezpieczne. Jedynym środkiem na uniknięcie poślizgów już podczas biegu na pokładzie to posypanie pokładu solą. Na taką ewentualność byłem przygotowany.



Dzień maratonu



Filipiński kucharz stara mi się dogadzać podczas śniadania. Z wielu propozycji dziękuję, z czego on nie jest zadowolony. Mówi tak, jak moja śp. Mama ”trzeba jeść aby były siły„. Na godzinę przed startem, zaczyna się ruch na pokładzie po prawej burcie. Sędziowie i niektórzy członkowie załogi wystawiają na pokład leżaki, krzesła, oraz stół na napoje. Mają także dwa niezależne stopery, które otrzymali od II oficera. Jest także radio, wąż gumowy podłączony do kranu.
Godzina 1500 - sygnał okrętowej syreny obwieszcza mój start. Wielkie napięcie. Wiem, na co się decyduję. Boję się tego dystansu. Ten strach jednak dodaje sił, oraz postanowienie –„muszę to zrobić”.



Tak, wystartowałem, wokół spokojny Atlantyk. Powiewa gorący wiaterek od Afryki, „Scirocco”. Niesie ze sobą drobinki pustynnego piasku. Potem przekonam się, jak bardzo mi to przeszkadzało. Nie nałożyłem koszulki. Każdy, nawet malutki powiew, to ochłodzenie organizmu. Biegnę w spodenkach zakupionych w Danii, butach w Grecji. Robię te pierwsze nawroty. Nogi pracują dobrze. Z rytmu wybija mnie przeszkoda na dziobie - palety, które muszę pokonać. Wracam do moich przebiegniętych maratonów na lądzie. Jestem także tam daleko, w lesie, gdzie odbywam moje treningi podczas pobytu w domu. Zaliczyłem 25 okrążeń jest to około 12,8 kilometrów. Czas 1 godzina, siedem minut, dwadzieścia sekund. Czuję się doskonale. Obsługa spisuje się znakomicie. Zawsze są dwie osoby, aby wynik był wiarygodny. W pewnym momencie przyszedł filipiński kucharz. Kiedy zatrzymuję się przy stoliku z napojami, stał onieśmielony, uśmiechając się przyjaźnie. Mnie to było bardzo potrzebne.
Zaliczyłem już 40 okrążeń, czas 1 godzina 48 minut, zastanawiam się, czy nie biegnę za szybko? Przebiegłem ponad 20 kilometrów, sporo jeszcze ich przede mną. Słoneczko powoli zbliża się do fal Atlantyku. Tylko na oceanie jest takie, w tropiku. Nagrzane powietrze. Leciutkie kołysanie statku, prawie niedostrzegalne. W bulajach na mostku kapitańskim nowa wachta, przypatruje mi się. Mam już zaliczone 50 okrążeń, ponad 25 kilometrów. Coraz dłużej zatrzymuję się przy stoliku z napojami. Dużo piję! Nie zastanawiam się dlaczego. Moi opiekunowie polewają mnie „zimną” z nazwy wodą. Powoli zaczynają brać mnie skurcze. Powoli słoneczko zniża się, wydaje się, że powinno być chłodniej. Nic z tego, nagrzany pokład oddaje ciepło jak żelazko. Czuję je jak promieniuje od dołu. Już kończę 60 - te okrążenie, czas 2 godziny 56 minut. Ponad 30 kilometrów. Pozostało „tylko” 12, mało i dużo. Zawsze mówię sobie, zaliczysz 30 - tkę, maraton ukończysz! Lecz te warunki są naprawdę inne. Zaczynam coraz częściej przystawać. Czuję narastający wszędzie ból. Ramiona, plecy, szyja. Nigdy czegoś takiego nie zaznałem. Wiem, że po przebiegnięciu 70 - ciu okrążeń mam już za sobą 35 kilometrów. Moi opiekunowie widzą zmiany w moim zachowaniu. Są bardziej opiekuńczy. Staję, obie nogi wymagają masażu. Kładę się na pokład, lecz szybko wstaję - za gorący. Opieram dłonie o reling, nadbiegają sędziowie, masują. To nic, że tracę kilka minut. Nie ważne, trzeba biec dalej. Maraton nie może być przerwany. Nie można zaliczać go na raty. Mam już 75 okrążeń, czyli 38 kilometrów. Jeszcze trochę! Sędziowie dopingują - ukończysz! Słoneczko już schowane za dziób statku, tam są magazynki bosmańskie i windy kotwiczne. Mam ochotę położyć się. Lecz czy potem wstanę. Zmienia barwę Atlantyk, zawsze tak jest podczas zachodu słońca. Powalony jestem, pytam się samego siebie? Jeszcze mam siłę podziwiać to. Gdzieś tam w środku, kiełkuje powoli maleńka radość. Prawdopodobnie ukończę ten maraton. To samo zawsze czułem podczas każdego maratonu, kiedy już widać metę, lub odgłos z megafonów. Na tę całkowitą radość trzeba jednak jeszcze zapracować. Wysiłek i siła woli. To recepta na ukończenie maratonu. Łatwo to napisać. Gorzej, jak to trzeba wykonać. Ostatnie kilometry, są najgorsze, Jacek z Maximo są uśmiechnięci, kiedy stoję przy napojach. Nagle słyszę „Hej Jude”..The Beatles. Wiedzą, że ich kocham, ma to mnie uskrzydlić. No i tak się dzieje. Nucę sobie pod nosem. Może ból, zmęczenie ucieknie. Gdzieś tam uśpił się. Jestem na 80 - tym okrążeniu, jeszcze dwa, nagle niespodzianka słyszę dzwonek Skąd oni go wzięli? Zbyszek potrząsa nim mocno, cieszy się, że to już koniec. Na pewno i oni mają już dosyć tego maratonu. Jeszcze jedna niespodzianka. Drugi mechanik, nic nie mówiąc, utrwalił to na kliszy. Jacek daje znać marynarzowi wachtowemu na mostek kapitański. Po chwili słychać syrenę. Potem to wszystko zostanie odnotowanie w Dzienniku Okrętowym. 19:15 czasu okrętowego UKOŃCZYŁEM MARATON!





Rys.2 - Certyfikat ukończenia maratonu na Atlantyku



Nikt nie wie, co się czuje po pokonaniu takiego dystansu, jeżeli sam tego nie zrobi. Tutaj jeszcze to wszystko było utrudnione, przez okoliczności, w jakich się odbywało to wydarzenie. Dziękowałem później wszystkim, którzy mi pomagali. Radość emanowała z nich, powoli dochodziła do mnie. Cała załoga składa gratulacje. Kapitan przesyła butelkę szampana. Wlokę się do kabiny. Zostałem sam ze zmęczeniem i wrażeniami. Zasnąłem w fotelu nie wiedząc kiedy. Budzi mnie jednak delikatne pukanie do drzwi kabiny. To kucharz filipiński przyniósł mi kolację z puszką dobrze schłodzonego piwa. Pamiętam jego smak do dzisiaj.



Komentarze czytelników - 9podyskutuj o tym 
 

MEL.

Autor: MEL., 2008-07-22, 15:50 napisał/-a:
Kaziu, nieźle zakręcony jesteś! Brawo za pomysł i za realizację! Świetnie się czyta.

 

benek

Autor: benek, 2008-07-22, 17:13 napisał/-a:
i pomyslec Kaziu ze juz tyle czasu minelo o tego wydarzenia...

 

Stalwart

Autor: Stalwart, 2008-07-22, 17:28 napisał/-a:
Originalny pomysl,swietne wykonanie - Gratulacje !!!
Czy mozemy spodziewac sie "Korony Oceanicznych Maratonow" w najblizszym czasie?

 

lopezz

Autor: lopezz, 2008-07-22, 22:18 napisał/-a:
Rewelacja:D

 

Eloo

Autor: Piotr TTX, 2008-07-22, 22:26 napisał/-a:
Bardzo oryginalny pomysł;)Grattuluje!

 

Arti

Autor: Arti, 2008-07-23, 09:59 napisał/-a:
Już wtedy byli tak zakręceni ludzie ;-) Ale aura biegu musiała być fantastyczna !!! BRAWO !

 

kpaw58

Autor: kpaw58, 2008-07-27, 10:37 napisał/-a:
właśnie z takich zakręconych składa się świat maratończyków-nasz świat.Wspaniały pomysł,realizacja godna podziwu.Brawo!!!!!!!!!!!!!

 

Grażyna W.

Autor: Grażyna W., 2008-07-27, 11:04 napisał/-a:
I to jest właśnie cały Kaziu, romantyczny, zakręcony, żywiołowy i ciekawy świata :-)
Serdecznie pozdrawiam.

 

flisek522

Autor: flisek522, 2008-08-04, 14:53 napisał/-a:
Gratulacje,na przełomie lat 1988/1989 odbywałem ponad półroczny rejs na statku "Bataliony Chłopskie",żeby utrzymać formę również biegałem na statku a w czasie postoju na lądzie,ale przebiec maraton na statku to prawdziwa sztuka, jeszcze raz gratutacje.

 



















 Ostatnio zalogowani
michu77
10:42
rolkarz
10:28
jann
10:23
jaro109
10:11
dejwid13
09:52
Wojciech
09:51
Januszz
09:27
Gapiński Łukasz
09:27
waldekstepien@wp.pl
09:27
marswi60
09:17
conditor
09:10
rdz86
08:58
runner
08:48
Romin
08:40
TomekSz
08:34
Jorgen P..
08:21
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |