Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

Prezes
Zbigniew Rosiński
Lubliniec
WKB META LUBLINIEC

Ostatnio zalogowany
2024-03-17,22:09
Przeczytano: 585/61790 razy (od 2022-07-30)

 ARTYKUŁ 
Srednia ocen:7/6

Twoja ocena:brak


Flora Londyn Marathon w krzywym zwierciadle
Autor: Zbigniew Rosiński
Data : 2008-04-16

Maraton Londyn to już na wstępie porażka. Daleko, drogo i na dodatek nie po naszemu tylko wszędzie in English please. Biuro, start i meta - każde w innej części miasta, a miasto to 7 milionowa aglomeracja! Ktoś zapewne powie, że było za to się kogo zapytać o drogę ale jak? skoro i tak nikt nie abla in Polish...






Biuro zawodów. Jeszcze człowiek się nie rozejrzy, a już cię ktoś łapie za rękaw i kieruje wbrew logice w inny sektor niż sugeruje to twój numer startowy. Nie może być tak, że mając numer 57000 ktoś wyciąga mnie z kolejki i prowadzi do boksu z numerami 56000. Co prawda w tym boksie nie było kolejki ale to tak jakby ktoś stojąc w kolejce po bilet na pociąg kupił bilet na tramwaj bo tam było pusto…. niby podobne ale jednak nie to samo i wprowadza bałagan. Jak już weźmiesz numer to cię nie puszczą zanim nie objaśnią co, jak i gdzie z tym wszystkim należy czynić. Czy ja do cholery wyglądam na takiego co pierwszy raz bierze udział w biegu?. Może nie, ale to tak jak ze stewardesą w samolocie, chociaż nikt jej nie słucha ona i tak pokazać musi jak zapina się pasy, aby potem nie było, że nikt nie objaśnił. Nie pozwala się ludziom wykazać własną inwencją twórczą w tej dziedzinie.






Za chipa nie biorą kaucji, niby dobrze ale w jaki sposób je odda te 1000 osób, które zeszły z trasy? Zapewne wpisowe jest już tak skalkulowane żeby pokryć nie takie straty, które kumulują się już od samego początku, czyli od chwili wydawania pakietu startowego. Nikt nad tym nie panował i nie kontrolował. Można było chodzić w koło i za każdym razem odbierać kolejne reklamówki (jedynym ograniczeniem mogła być tylko wizja ewentualnej dopłaty za nadbagaż w samolocie, który z kolei mógł przekroczyć wartość „fantów”), a wystarczyłoby tylko obcinać rogi numeru startowego i po bałaganie. Wszyscy wiedzą, że biegacze nie czytają regulaminów więc po co wydawać go w formie 180 stronicowej broszury i wysyłać ją razem z informacją jaki mamy numer. W zamian wystarczyłoby wywiesić alfabetyczne listy zawodników. Zaoszczędzoną kasę proponuję przeznaczyć chociażby na banany, których na maratonie w Londynie nie uświadczysz.

Start. Nie dość, że zawodników ponumerują to jeszcze pokolorują (nie żebym był rasistą). Karygodne. Nie ma wspólnego startu. Łaź teraz człowieku po obszarze jak Krakowskie Błonia. Niby są jakieś tablice, jacyś ludzie pokrzykują ale jak pisałem na wstępie - tylko po „tubylskiemu”. Nie wierzę, że w Londynie nie można znaleźć dostatecznie szerokiej ulicy tak, żeby wszyscy wystartowali razem. Same wejścia do stref startu też mogli by lepiej pilnować bo jak kiedyś wszyscy postanowią uderzyć z pierwszej bramki to będzie kolejne Waterloo. Na starcie brak odliczania albo chociażby strzału z armaty tak jak na przykład w Sobótce… no ale jak im wytłumaczyć „What the f…k is Sobotka?”. Zdecydowanie za ciasno po starcie. Przecież nie ma zawodnika, który powodowany dzikim stadnym instynktem nie chciałby wyprzedzać innych.. W Londynie nam to uniemożliwiają jak stadu owiec zamkniętych w zagrodzie.

Bieg. Trasa nie jest równa, zakręty, podbiegi i zbiegi na mostki, wiadukty i do tuneli, które wytrąciłyby z rytmu nawet perkusistę. Zbyt dużo na niej wysepek i tzw. „śpiących policjantów”. Co prawda są tablice, obsługa krzyczy ale pochłonięty biegiem zrozumiesz ich dopiero jak wywiniesz orła (wersja polska) lub strusia na betonie (wersja anglosaska).






Na każdej mili i co 5 km witają nas łuki triumfalne z oznaczeniem dystansu. Wygląda to pięknie ale już zamontowane na nich zegary wskazywały tylko czas brutto co wpływało negatywnie na morale i łącznie aż 36 razy musiałem przeżywać gorycz obserwowania czasu gorszego od zakładanego. W dodatku zanim przeliczysz czasy na tych cholernych milach (powinni im tego zabronić jak i ruchu lewostronnego) już jest kolejny zegar, a ty gubisz w matematycznym zamyśleniu cały plan i rytm. Co dwie mile stoi 10 stanowisk Toi Toi. W Warszawie to dobiegamy do Łazienek, sikamy pod drzewkiem jak natura przykazała i możemy pędzić dalej. Tu do drzewka trzeba by się przedzierać przez kordon obstawiający całą trasę. Wszak nie będąc chamem, trza kulturą osobistą się wykazać biegnąc do toalety. Te natomiast stojąc tak sobie zupełnie za darmo sprawiają, że chyba londyńczycy wychodzą na trasę tylko po to żeby z nich korzystać bo wolnego siedzonka nie uświadczysz.

Skoro jesteśmy przy kibicach to wrzeszczą i piszczą tak ze człowiek swoich myśli nie słyszy (o obliczeniach matematycznych nie wspomnę). Chyba wtedy objawia się ich prawdziwa kultura. Na co dzień przybierają maskę cichych, spokojnych i flegmatycznych by na maratonie zachowywać się jak wypuszczone z klatki dzikie zwierzęta. A skoro jesteśmy przy zwierzętach to właśnie na trasie wszelkiej maści ptactwa, robactwa, zwierzactwa i innego przebieractwa było setki. Wlokły się one godzinami poza wszelkimi limitami czasowymi wypaczając ideę sportowej rywalizacji.

Natomiast jeżeli chodzi o zabezpieczenie na trasie to z pozoru jest wszystko fajnie. Co dwa kilometry woda, co pięć izotoniki, w międzyczasie jakieś żelki, pomarańcze (gdzie są te banany!?) marsy czy inne cukierki. Bez różnicy czy podchodzisz do tego z powodu „zapłaciłem to biorę” czy żeby podającemu sprawić satysfakcję, że jest potrzebny, twój żołądek ma ograniczoną pojemność i w końcu nadchodzi moment jego buntu. Bez szkody dla zawodników ilość punktów można zmniejszyć o połowę, w końcu to podobno twardzi ludzie. Pierwsze Maratony Pokoju nawadniały nas co 5 km i krzepiły cukrem, a mimo to kończyliśmy je szczęśliwi choć nie było bananów ale z całkiem innych powodów…






Meta. O ile na trasie wąsko tak na mecie szeroko i pełno nastawianych bram. W dodatku nie pobiegniesz do najbliższej bo dla organizatorów jesteś tylko jednym z wielu kolorów, a Ty sam czujesz się niczym Teletubis pocieszając się tylko, że nie koloru purpury… W każdym bądź razie chcesz czy nie w kolorki musisz z nimi grać do samego końca. Kolejnym elementem, który należałoby kategorycznie zmienić to ten następujący po przekroczeniu 37-go, największego z Łuków Triumfalnych.

Co dla biegacza na mecie jest najważniejsze? MEDAL. Dlaczego więc zaraz za nią nie zawiśnie na mojej szyi tylko muszę pedałować co najmniej ze 100m , chociaż wcześniej zaliczyłem cały maraton?. Gdy tak zmęczony widzę wreszcie pęk czekających medali to najpierw muszę jeszcze wgramolić się na podest żeby paniusia na krzesełku mogła wygodnie odciąć chipa z buta. Przecież ona nie pokonała maratonu i mogła by się schylić do umęczonych stóp. Dalej szatnia, nie pod dachem tylko wprost z samochodu, kolejny pakiet, w którym tym razem jest również koszulka Finiszera z miniaturowym logo londyńskiego maratonu. Idąc w niej chodnikiem nie każdy to zauważy, a powinien nawet gdyby szedł drugą stroną ulicy ciemną nocą.

Podsumowanie. Najgorsze jest to, że wyniku w Londynie nie można zaliczyć do życiówek bo dystans liczy nie 42 km tylko 26 mil, a to się nie liczy, bo… kto to przeliczy? Równie dobrze można by podać dystans w wiorstach czy łokciach – rezultat ten sam...






Powyższy opis zadedykowany został dla tych wszystkich, którzy wszędzie organizowali by zawody po swojemu wdrażając na każdym kroku „cudowne” ulepszenia i „genialne” pomysły. Tak na poważnie Maraton Londyn to Perła w królewskiej Koronie Światowych Maratonów, a start w Londynie wart jest każdych pieniędzy. Wspaniała, perfekcyjna, fantastyczna, doskonała, cudowna, wyjątkowa, fenomenalna, idealna, superancka, jednym słowem miodzio organizacja i atmosfera. Dbałość o każdy szczególik, przyporządkowanie wszystkiego biegaczom i dla biegaczy. Objaśnienia i zabezpieczenia, że mucha nie siada, a komar nie powącha. Jako przykład podam tylko, że kibelków była taka ilość, że u nas trzeba by chyba ściągnąć je w jedno miejsce z całego kraju. W metrze nadają zapowiedzi, że odbywa się maraton i jeżeli państwo widzą jakiegoś stojącego zawodnika to proszę mu ustąpić miejsca. Pełny „Szacun” dla biegaczy i to na każdym niemal kroku wszak to ON jest tutaj najważniejszym w tym dniu Cool gościem, a zresztą No Coments and No More Questions!

oto wyniki Polaków:


position pl age no. name age time

100 21 57226 SARAPUK, KRZYSZTOF (POL) M35 2:35:17
2011 443 57228 BARTKOWIAK, DARIUSZ (POL) M40 3:11:52
2884 438 57233 ROSIŃSKI, ZBIGNIEW (POL) M45 3:20:07
4921 1005 54323 PODOBA, JACEK T (POL) M35 3:34:59
10756 333 57231 KRASKA, TADEUSZ (POL) M55 4:05:46
11344 1992 57234 JANKOWIAK, MACIEJ (POL) M30 4:09:00
12831 2250 54300 WOZNIAK, PAWEŁ (POL) M30 4:17:01
13929 2636 57229 ODZIOBA, ANDRZEJ (POL) M35 4:22:56
15029 1106 57232 TERLECKI, JÓZEF (POL) M50 4:28:37
20802 443 57230 NOWAK, KRZYSZTOF (POL) M60 5:15:47
22378 1701 57227 SZUMERA, PIOTR (POL) M50 5:45:42



Komentarze czytelników - 47podyskutuj o tym 
 

KRIS

Autor: KRIS, 2008-04-17, 17:23 napisał/-a:
Swoją wypowiedzią niewiele różnisz się od cytowanej Pani gdyż zamiast oceniać całość artykułu wyławiasz z niego tylko wątki, a właściwie tylko szczegóły mające tutaj charkter nadający całości tylko kolorów.
Jak już jesteśmy przy kolorach i tych nieszczęsnych Teletubisiach (w dziedzinie których jesteś zadeklarowanym ekspertem) to Prezes widocznie nie będąc nich aż tak blisko zacytował pewnie Dziennik.pl Wydarzenia gdzie możemy przeczytać cytuję:
"nie tylko torebka jest wyznacznikiem orientacji Tinky Winky'ego. Sam kolor - purpura - może świadczyć o tym, że ktoś jest ..." Koniec cytatu.
Idąc dajej tym tropem Purpura a fiolet – nieporozumienia językowe, to niekiedy zakłada się, że fiolet to mieszanina czerwonego i niebieskiego, jednak właściwsze jest określanie w ten sposób purpury. Znaczy to, że purpura nie jest barwą tęczy. Natomiast fiolet to raczej nazwa koloru odpowiadającego najkrótszym falom światła widzialnego.

Na zakończenie angielskie nazwy bohaterów:
Tinky Winky (purple)
Dipsy (green)
Laa-Laa (yellow)
Po (red)

W ten sposób zamiast o wrażeniach z maratonu w Londynie czytamy o Teletubisiach rozpatrując kwestie ich kolorów gubiąc po drodze to co autor chciał nam przekazać.
Czy aby wszyscy potrafimy przeczytać czyjąś relację do samego końca i dopiero ocenić jej zawartość?

 

morito

Autor: morito, 2008-04-17, 19:29 napisał/-a:
Faktycznie Krzysiek masz racje, ze roznica miedzy purpurowym a fioletowym jest niewielka. Za slownikiem jezyka polskiego:
Purpura - ciemna czerwien z dodatkiem fioletu. Tlumaczenie z j. angielskiego moze byc zwodnicze bo w jezyku angielskim raczej rzadko uzywa sie terminu "violet" a raczej wszelkie kolory mieszczece sie miedzy ciemna czerwienia a fioletem okresla sie jako "purple".
Czy niewiele roznie sie od p. Sowinskiej? Jesli nie dostrzegasz roznicy ... pozostawiam to bez komentarza.
Pozdrawiam

 

Prezes

Autor: Prezes, 2008-04-17, 21:02 napisał/-a:
Cały czas w tle maratonu przewijała się 100-na rocznica. Tak naprawdę wtedy narodził się dystans który z taka atencją teraz pokonujemy.
W biurze zawodów na zamontowanej scenie odgrywano scenki z przebiegu maratonu w 1908 roku. Wszystko ze sprzętem i w strojach z tamtej epoki, zaś dekoracji dokonywano oryginalnym medalem i pucharem z tamtego maratonu.

 

Krzysiek_biega

Autor: Krzysiek_biega, 2008-04-17, 21:10 napisał/-a:
Na życzenie - już skorygowałem news i tytuł

 

KRIS

Autor: KRIS, 2008-04-17, 21:13 napisał/-a:
No tak, przepraszam. ale okulary łudząco podobne........ ;P

 

pawel 75

Autor: pawel-wozniak, 2008-04-18, 08:07 napisał/-a:
Jako jeden z niewielu Polaków miałem okazję wziąść udział w tym Maratonie i jestem pod wielkim wrażeniem tego co zobaczyłem .Tysiące biegaczy poprzebieranych w najrózniejsze stroje , czasami wręcz niemożliwe aby w czymś takim pobiec, atmosfera wielkiego show wśród biegaczy na trasie i dopingujacych ich kibiców.
Przez cała trasę nie było miejsca gdzie nie staliby kibice dopingując biegaczy w bardzo różny orginalny sposób.
Troszeczkę może pogoda sprawiła psikusa bo kilka razy porządnie padało i wiało ale to w końcu Anglia.
Przed Maratonem wspaniała , szybka obsługa na expo i bardzo duzy wybór pamiatek związanych z maratonem.
Jako dla poczatkującego maratończyka ( 11 maraton w tym 3 zagraniczny ) było to wspaniałe przeżycie i doświadczenie które na pewno długo będe pamietał.Choć już na spokojnie muszę stwierdzić że maraton był tylko dodatkiem do wspaniałej wyprawy do Angli dzięki towarzyszom z którymi mogłem tam byc a przede wszystkim dzięki Pani Edycie z Marathon Trawel która wyjazd do Londynu zorganizowała w sposób perfekcyjny.Pozdrowienia dla całej grupy.

 

morito

Autor: morito, 2008-04-18, 11:25 napisał/-a:

 

t.kraska

Autor: t.kraska, 2008-04-19, 12:17 napisał/-a:
Dla mnie ciekawostką tego maratonu był pomiar czasu.
W wynikach mamy tylko jeden czas i jest to wg.mnie czas netto.Byłem mocno zdziwiony gdy dobiegając do mety zauważyłem biegnący czas /z boku bramki/odpowiadający mojemu pomiarowi /pulsometr uruchomiłem przekraczając linię startu po ok.4min.45sek./.Wyniki międzyczasów też wskazują na to,że są to czasy netto-regułą jest pierwszy międzyczas brutto.Pomijając elitę,gdzie oczywiście czas netto=czas brutto,w kat.wiekowych kolejność odpowiadała więc wynikowi netto-a nie kolejności na mecie.Również moja pozycja na mecie została de facto ustalona na podstawie czasu?? Nie ma to dla mnie oczywiście żadnego znaczenia,ale tak podane wyniki to fajna sprawa-chyba,że coś zamieszałem.

 

piotrhierowski

Autor: piotrhierowski, 2008-04-28, 07:59 napisał/-a:
Hej Pawcio!Gratuluję występu w Londynskim maratonie,a gdzie teraz biegamy?Pozdrawiam

 

ks-surf

Autor: ks-surf, 2008-04-30, 18:58 napisał/-a:
Moje odczucia są również bardzo pozytywne. Szkoda, że nie udało mi się spotkać z żadnym z ziomków ale wszystkim gratuluję.

ks

 



















 Ostatnio zalogowani
conditor
09:10
rdz86
08:58
runner
08:48
Romin
08:40
TomekSz
08:34
kamis
08:33
Jorgen P..
08:21
Admirał
08:19
Stonechip
08:12
jarecki112
07:51
platat
07:50
Admin
07:48
cinekmal
07:34
mieszek12a
07:20
ula_s
07:08
szydlak70
06:45
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |