Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

METRYKA WATKU DYSKUSYJNEGO
  Dyscyplina  
  Status  Wątek aktywny ogólnodostępny
  Wątek założył  jolanta (2012-03-13)
  Ostatnio komentował  jolanta (2012-03-24)
  Aktywnosc  Komentowano 5 razy, czytano 388 razy
  Lokalizacja
 Zagranica - Niemcy

DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH



jolanta
jolanta jaworska-roellgen

Ostatnio zalogowany
2012-03-26
22:05

 2012-03-13, 23:15
 Braveheart Battle - bieg ekstremalny 24km z przeszkodami
LINK: http://www.braveheartbattle.de
Nie wiem w zasadzie od czego zaczac, zaczne od siebie, jezeli mnie jeszcze nie znacie to mam na imie Jola, nie jestem juz bardzo mloda ale ujdzie, w dzisiejszych czasach wiek sie inaczej liczy niz kiedys. Jestem sportowcem od zawsze- probowalam b. wiele roznych dyscyplin, im bardziej zwariowane tym lepiej!
Przed paroma dniami wzielam udzial w tak dziwacznej i rabnietej imprezie, ze chcialam sie z wami podzielic moimi wrazeniami. Nazywa sie to : Braveheart Battle i odbywa w Niemczech, w malym miasteczku Münnerstadt. Pamietacie na pewno film o nazwie: Braveheart z Melem Gibsonem.
Braveheart Battle jest to bieg na dystansie 24 kilometrow z ok.30-stoma przeszkodami. Zostal stworzony na przykladzie biegu w Anglii „ tough guy“. Od kilku lat biegi tzw. ekstremalne ciesza sie rosnaca popularnoscia- odbywa sie w wielu krajach tez „Fishermansfriends“. Pomysl wziecia udzialu w czyms takim chodzil za mna juz od dluzszego czasu, no i w koncu sie zapisalam. Co prawda termin poczatek marca byl dosc wczesny- woda zimna, w ogole zimno ale jak bieg ekstremalny to nalezy tez w ekstermalnych warunkach biec a nie np. w maju. Nie bylo az tak zimno: ok.6-7st, woda ok.3-4st. Startowalo okolo 2500 „zawodnikow“ z przeroznych krajow- slychac bylo hiszpanski, angielski, oczywiscie niemiecki ale polskiego niestety nie. W zasadzie nie ma klasyfikacji oficjalnej, jest co prawda zwyciezca i wyniki ale nie ma to wiekszego znaczenia, dla mnie tez nie mialo. Chodzi bardziej o przetrwanie i osiagniecie celu.
Bieg odbywa sie po prawie kompletnych bezdrozach, wadolach, dziurach i gorach,z kilkakrotnym przekraczaniem wplaw rzeki Lauer i innymi szykanami.
„Zawodnicy“ wygladaja bardzo roznie- duzo jest poprzebieranych w najrozniejsze, nie zawsze odpowiednie do biegu kostiumy np. szkockie spodnice do kolan, niektorzy sa prawie nadzy, pomalowani na niebiesko lub w inne dziwne kolory. Byla osobna nagroda za najciekawszy kostium .
Ja nie mialam kostiumu, postanowilam biec „normalnie“.
Start byl na stadionie sportowym, wiec calkiem jak zawsze, juz po krotkim czasie „zjazd“ z gliniastej skarpy ok. 300m w dol , 2-3km bieg na rozgrzewke i przez rzeke wiszac na rekach na rusztowaniu ok 10m. Faceci probowali na rekach przez rzeke ale duzo wpadalo do wody a tam bylo dosc wysoko. Wydawalo mi sie ryzykowne, do wody tez mi sie nie chcialo tak od razu na poczatek wiec wspielam sie na te rusztowania i na kolanach jakos przelazlam gora. Troche protestowali, ze trzeba na rekach ale polecialam dalej. Nic mi to nie dalo, bo juz za pareset metrow przez wode- tym razem zadnego rusztowania- woda do pasa- pelno kamlotow w rzece i zimna jak cholera. No trudno, w mokrych ciuchach lece dalej: a tam roznosci jak czolganie sie w kompletnym blocie, przelazenie przez opony, ktore tna na brzegach jak noze (kolana i lokcie) wspinanie sie po balach slomy i pniach na ciezarowkach- bloto, woda ostre kanty, kamloty i pulapki wszedzie, do tego mokro i zimno. Lecenie szybko na rozgrzewke nie pomaga bo dopiero minelo 5km i sily trzeba troche oszczedzac. Most linowy na rzece wyglada gorzej niz w rzeczywistosci jest-chyba ze sie wpadnie do rzeki bo w tym miejscu nie ma szans na wyjscie-stromy, gliniasty brzeg- rzucaja liny, na ktorych trzeba sie wspinac aby wyjsc. Udalo mi sie nie wpasc- lece dalej.
Dalej jest ciag przeszkod o nazwie „Neeb Fields“ sa to ok.2-2,5m glebokie doly w blocie wygrzebane, bloto jest wszedzie i w dolach klebia sie postacie, ktore nie moga sie wydostac. Trzeba stworzyc „lancuch“ czyli jeden pcha drugiego w gore, z gory ktos podaje reke lub noge- w zaleznocie co jest akurat dostepne- i wtedy mozna zostac wciagnietym na gore, potem trzeba samemu swoja reke lub noge udostepnic aby kolejny sie mogl po tobie wspiac. Z jednego dolu wylazlam- zaraz trzeba zjechac w kolejny i zabawa od poczatku. Nie musze dodawac ze to wszystko kosztuje sporo sil i o „normalnym“ biegu mowy nie ma, bez przerwa zmienia sie rytm i ciagle do zimnej wody- miesnie protestuja. Dalej czolganie sie przez rury i wlazenie na gore- bardzo slisko. Kilometry ubywaja bardzo wolno a sily szybko, bieg korytem potoku po wodzie, kamieniach, kolczastych zaroslach wyglada jak odpoczynek bo chociaz mozna troche truchtac. Niestety nie za dlugo- znowu na ziemie- czolganie pod drutami z pradem- jestem mala kobieta, wiec mnie nie kopnelo ale slychac bylo krzyki . Potem bieg i skakanie przez samochody, palace sie ognie i opony, no i potem rzeczywiscie cos czego nie zapomne- Loch Ness- czyli przeplyniecie rzeki. Ok. wiedzialam, ze trzeba calkiem do wody ale zimno bylo prawie nie do wytrzymania. Jezeli sie biegnie w wodzie nawet po pas- nie ma to porownania z plynieciem i nurkowaniem. W wodzie byly pnie i beczki powiazane i trzeba bylo pod nimi nurkowac. Potworne zimno ogarnia cialo i jakby „paralizuje“ ruchy i az nie mozna nabrac powietrza. Jedyna mozliwosc plynac jak najpredzej sie da, zeby wyjsc z wody- oczywiscie gliniasty stromy brzeg, na ktory trzeba sie wdrapac pazurami. Wdrapalam sie i po 50m zjazd w dol, czolganie sie pod galeziami po mokradlach i z powrotem do rzeki i plynac. No i tak 4 razy! Nie czulam swojego ciala tak bylo „zamrozone“, czwarty raz byla w wodzie gruba rura, przez ktora trzeba bylo sie przedostac- kolega mnie przeciagnal bo sama nie mialam szans. Bylo potwornie zimno! A tu jeszcze nawet 10 km nie minelo! Na szczescie pozniej byl bieg pod gore pare kilometrow, jakies przeszkody byly, ktorych dobrze nawet nie pamietam- rusztowania czy cos, no i pare pulapek jak bieg rura w wodzie do kolan- rury nie bylo widac i ktos sobie cos tam zlamal czy skrecil. Na gorze padal deszcz i wialo, byla tez herbata i nastepne niespodzianki- wspinanie po balach siana, czolganie po slomie pod drutami i dalej kontener, napelniony breja z wody, slomy, blota i nie wiem z czego jeszcze-wolalam sie nie przygladac. W kontenerze dechy, tak ze miedzy breja i dechami ok.10cm miejsca na twarz- reszta w brei zanurzona. Potwornie zimno znowu- no i kontener dla mnie stanowczo za wysoki aby z niego wyjsc- kolega mnie wyciagnal- prawdziwy dzentelmen, co prawda wyciaganie za kazdym razem dosc bolesne, bo przez metalowy kant ale lepiej niz w brei zamarznac i zostac pozartym przez piekielnego psa, ktorym straszyli.
Nastepnie dosc dlugi (pare kilometrow) odcinek „Heartbreak Ridge“- bieg pod gore (bardzo stromo) i po 200-300m „zjazd“ z gory- okreslilabym to jako serpentyny 6 czy 7 razy tak. Nie bylo zadnej sciezki, po prostu poprzez kompletne bezdroze, zwalone drzewa, krzaki, kolce- dosc niebezpieczne to wszystko- kilka osob sobie roznosci polamalo na tym odcinku. Sanitariusze mieli nosze na kolkach i linami je spuszczali, do zlaman i innych uszkodzen dolaczlo sie jeszcze wychlodzenie- widok lezacych postaci nie byl przyjemny. Do tego wszystkiego byla to dopiero polowa drogi. Postanowilam biec jak najwiecej sie da i jak najszybciej bo sil ubywalo wraz z czasem. Dosc dlugi odcinek mozna bylo biec, troche po trawie, sporo lesnymi sciezkami, kolce i bloto byly wszedzie-chyba specjalnie wybrali takie odcinki. Kilka znajomych juz przeszkod w drodze powrotnej, czolganie po blotach, i rurach, wdrapywanie sie pazurami na gliniaste zbocza, rzeka w roznych formach, na koniec jeszcze tylko ten 300m „zjazd“-tym razem pod gore i juz bylam prawie na stadionie. Przed samym koncem zbudowali „Event Wall“ – ok 3 m sciana z linami- trzeba bylo sie wspiac i po drugiej stronie spuscic na tych linach- w stanie dosc posunietego wyczerpania odgrywaly sie tam dosc dramatyczne sceny. Utknelam tam na gorze troche, bo chlopaka przede mna zlapal skurcz i nie mogl przelezc na druga strone i siedzial na kancie sciany-ja tam nie moglam za dlugo stac bo na takiej 1cm waskiej zasmarowanej blotem listewce dlugo sie nie postoi, no w koncu przelazl i spadl po drugiej stronie ale nic mu sie nie stalo.
Udalo mi sie dotrwac do konca i dolecialam!
Z uszkodzen to mam potwornie podrapane nogi i lokcie (kolce i tnace opony, sloma), siniaki (szczegolnie na kolanach- czolganie sie i przeciaganie po metalowych kantach), troche nadwyrezony nadgarstek i mala dziure w prawej rece- pojecia nie mam od czego- typuje kamloty w rzece.
Moj kolega-dzentelmen ma w zasadzie to samo, tylko zamiast malej dziury w rece ma spuchneieta reke bo sie zaklinowal na linach.
W obliczu drogi „przez pieklo“- jak okreslaja ten bieg organizatorzy nic nam sie nie stalo.
Impreza jest naprawde bardzo fajna, atmosfera fantastyczna, duzo kibicow i fanow na trasie, party przed i po wyscigu itd.
Polecam goraco- tylko nie zapomnijcie przed tym troche potrenowac- 24km i ok.750 m w gore, do tego przeszkody- troche trzeba potrenowac.
Mi zajelo to 3godz i 24min.-bez stresu.
Podaje strone internetowa : www.braveheartbattle.de - mozna juz sie meldowac na 2013, ja sie zamelduje!
Zajrzyjcie koniecznie na ta strone, sa zdjecia, filmy, mozna sobie obejrzec.
Pozdrawiam wszystkich i zycze powodzenia w realizowaniu wszystkich zwariowanych pomyslow!
Jola


  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA


Kedar Letre
RADOSŁAW Ertel
MaratonyPolskie
TEAM


Ostatnio zalogowany
---


 2012-03-14, 09:55
 
2012-03-13, 23:15 - jolanta napisał/-a:

Nie wiem w zasadzie od czego zaczac, zaczne od siebie, jezeli mnie jeszcze nie znacie to mam na imie Jola, nie jestem juz bardzo mloda ale ujdzie, w dzisiejszych czasach wiek sie inaczej liczy niz kiedys. Jestem sportowcem od zawsze- probowalam b. wiele roznych dyscyplin, im bardziej zwariowane tym lepiej!
Przed paroma dniami wzielam udzial w tak dziwacznej i rabnietej imprezie, ze chcialam sie z wami podzielic moimi wrazeniami. Nazywa sie to : Braveheart Battle i odbywa w Niemczech, w malym miasteczku Münnerstadt. Pamietacie na pewno film o nazwie: Braveheart z Melem Gibsonem.
Braveheart Battle jest to bieg na dystansie 24 kilometrow z ok.30-stoma przeszkodami. Zostal stworzony na przykladzie biegu w Anglii „ tough guy“. Od kilku lat biegi tzw. ekstremalne ciesza sie rosnaca popularnoscia- odbywa sie w wielu krajach tez „Fishermansfriends“. Pomysl wziecia udzialu w czyms takim chodzil za mna juz od dluzszego czasu, no i w koncu sie zapisalam. Co prawda termin poczatek marca byl dosc wczesny- woda zimna, w ogole zimno ale jak bieg ekstremalny to nalezy tez w ekstermalnych warunkach biec a nie np. w maju. Nie bylo az tak zimno: ok.6-7st, woda ok.3-4st. Startowalo okolo 2500 „zawodnikow“ z przeroznych krajow- slychac bylo hiszpanski, angielski, oczywiscie niemiecki ale polskiego niestety nie. W zasadzie nie ma klasyfikacji oficjalnej, jest co prawda zwyciezca i wyniki ale nie ma to wiekszego znaczenia, dla mnie tez nie mialo. Chodzi bardziej o przetrwanie i osiagniecie celu.
Bieg odbywa sie po prawie kompletnych bezdrozach, wadolach, dziurach i gorach,z kilkakrotnym przekraczaniem wplaw rzeki Lauer i innymi szykanami.
„Zawodnicy“ wygladaja bardzo roznie- duzo jest poprzebieranych w najrozniejsze, nie zawsze odpowiednie do biegu kostiumy np. szkockie spodnice do kolan, niektorzy sa prawie nadzy, pomalowani na niebiesko lub w inne dziwne kolory. Byla osobna nagroda za najciekawszy kostium .
Ja nie mialam kostiumu, postanowilam biec „normalnie“.
Start byl na stadionie sportowym, wiec calkiem jak zawsze, juz po krotkim czasie „zjazd“ z gliniastej skarpy ok. 300m w dol , 2-3km bieg na rozgrzewke i przez rzeke wiszac na rekach na rusztowaniu ok 10m. Faceci probowali na rekach przez rzeke ale duzo wpadalo do wody a tam bylo dosc wysoko. Wydawalo mi sie ryzykowne, do wody tez mi sie nie chcialo tak od razu na poczatek wiec wspielam sie na te rusztowania i na kolanach jakos przelazlam gora. Troche protestowali, ze trzeba na rekach ale polecialam dalej. Nic mi to nie dalo, bo juz za pareset metrow przez wode- tym razem zadnego rusztowania- woda do pasa- pelno kamlotow w rzece i zimna jak cholera. No trudno, w mokrych ciuchach lece dalej: a tam roznosci jak czolganie sie w kompletnym blocie, przelazenie przez opony, ktore tna na brzegach jak noze (kolana i lokcie) wspinanie sie po balach slomy i pniach na ciezarowkach- bloto, woda ostre kanty, kamloty i pulapki wszedzie, do tego mokro i zimno. Lecenie szybko na rozgrzewke nie pomaga bo dopiero minelo 5km i sily trzeba troche oszczedzac. Most linowy na rzece wyglada gorzej niz w rzeczywistosci jest-chyba ze sie wpadnie do rzeki bo w tym miejscu nie ma szans na wyjscie-stromy, gliniasty brzeg- rzucaja liny, na ktorych trzeba sie wspinac aby wyjsc. Udalo mi sie nie wpasc- lece dalej.
Dalej jest ciag przeszkod o nazwie „Neeb Fields“ sa to ok.2-2,5m glebokie doly w blocie wygrzebane, bloto jest wszedzie i w dolach klebia sie postacie, ktore nie moga sie wydostac. Trzeba stworzyc „lancuch“ czyli jeden pcha drugiego w gore, z gory ktos podaje reke lub noge- w zaleznocie co jest akurat dostepne- i wtedy mozna zostac wciagnietym na gore, potem trzeba samemu swoja reke lub noge udostepnic aby kolejny sie mogl po tobie wspiac. Z jednego dolu wylazlam- zaraz trzeba zjechac w kolejny i zabawa od poczatku. Nie musze dodawac ze to wszystko kosztuje sporo sil i o „normalnym“ biegu mowy nie ma, bez przerwa zmienia sie rytm i ciagle do zimnej wody- miesnie protestuja. Dalej czolganie sie przez rury i wlazenie na gore- bardzo slisko. Kilometry ubywaja bardzo wolno a sily szybko, bieg korytem potoku po wodzie, kamieniach, kolczastych zaroslach wyglada jak odpoczynek bo chociaz mozna troche truchtac. Niestety nie za dlugo- znowu na ziemie- czolganie pod drutami z pradem- jestem mala kobieta, wiec mnie nie kopnelo ale slychac bylo krzyki . Potem bieg i skakanie przez samochody, palace sie ognie i opony, no i potem rzeczywiscie cos czego nie zapomne- Loch Ness- czyli przeplyniecie rzeki. Ok. wiedzialam, ze trzeba calkiem do wody ale zimno bylo prawie nie do wytrzymania. Jezeli sie biegnie w wodzie nawet po pas- nie ma to porownania z plynieciem i nurkowaniem. W wodzie byly pnie i beczki powiazane i trzeba bylo pod nimi nurkowac. Potworne zimno ogarnia cialo i jakby „paralizuje“ ruchy i az nie mozna nabrac powietrza. Jedyna mozliwosc plynac jak najpredzej sie da, zeby wyjsc z wody- oczywiscie gliniasty stromy brzeg, na ktory trzeba sie wdrapac pazurami. Wdrapalam sie i po 50m zjazd w dol, czolganie sie pod galeziami po mokradlach i z powrotem do rzeki i plynac. No i tak 4 razy! Nie czulam swojego ciala tak bylo „zamrozone“, czwarty raz byla w wodzie gruba rura, przez ktora trzeba bylo sie przedostac- kolega mnie przeciagnal bo sama nie mialam szans. Bylo potwornie zimno! A tu jeszcze nawet 10 km nie minelo! Na szczescie pozniej byl bieg pod gore pare kilometrow, jakies przeszkody byly, ktorych dobrze nawet nie pamietam- rusztowania czy cos, no i pare pulapek jak bieg rura w wodzie do kolan- rury nie bylo widac i ktos sobie cos tam zlamal czy skrecil. Na gorze padal deszcz i wialo, byla tez herbata i nastepne niespodzianki- wspinanie po balach siana, czolganie po slomie pod drutami i dalej kontener, napelniony breja z wody, slomy, blota i nie wiem z czego jeszcze-wolalam sie nie przygladac. W kontenerze dechy, tak ze miedzy breja i dechami ok.10cm miejsca na twarz- reszta w brei zanurzona. Potwornie zimno znowu- no i kontener dla mnie stanowczo za wysoki aby z niego wyjsc- kolega mnie wyciagnal- prawdziwy dzentelmen, co prawda wyciaganie za kazdym razem dosc bolesne, bo przez metalowy kant ale lepiej niz w brei zamarznac i zostac pozartym przez piekielnego psa, ktorym straszyli.
Nastepnie dosc dlugi (pare kilometrow) odcinek „Heartbreak Ridge“- bieg pod gore (bardzo stromo) i po 200-300m „zjazd“ z gory- okreslilabym to jako serpentyny 6 czy 7 razy tak. Nie bylo zadnej sciezki, po prostu poprzez kompletne bezdroze, zwalone drzewa, krzaki, kolce- dosc niebezpieczne to wszystko- kilka osob sobie roznosci polamalo na tym odcinku. Sanitariusze mieli nosze na kolkach i linami je spuszczali, do zlaman i innych uszkodzen dolaczlo sie jeszcze wychlodzenie- widok lezacych postaci nie byl przyjemny. Do tego wszystkiego byla to dopiero polowa drogi. Postanowilam biec jak najwiecej sie da i jak najszybciej bo sil ubywalo wraz z czasem. Dosc dlugi odcinek mozna bylo biec, troche po trawie, sporo lesnymi sciezkami, kolce i bloto byly wszedzie-chyba specjalnie wybrali takie odcinki. Kilka znajomych juz przeszkod w drodze powrotnej, czolganie po blotach, i rurach, wdrapywanie sie pazurami na gliniaste zbocza, rzeka w roznych formach, na koniec jeszcze tylko ten 300m „zjazd“-tym razem pod gore i juz bylam prawie na stadionie. Przed samym koncem zbudowali „Event Wall“ – ok 3 m sciana z linami- trzeba bylo sie wspiac i po drugiej stronie spuscic na tych linach- w stanie dosc posunietego wyczerpania odgrywaly sie tam dosc dramatyczne sceny. Utknelam tam na gorze troche, bo chlopaka przede mna zlapal skurcz i nie mogl przelezc na druga strone i siedzial na kancie sciany-ja tam nie moglam za dlugo stac bo na takiej 1cm waskiej zasmarowanej blotem listewce dlugo sie nie postoi, no w koncu przelazl i spadl po drugiej stronie ale nic mu sie nie stalo.
Udalo mi sie dotrwac do konca i dolecialam!
Z uszkodzen to mam potwornie podrapane nogi i lokcie (kolce i tnace opony, sloma), siniaki (szczegolnie na kolanach- czolganie sie i przeciaganie po metalowych kantach), troche nadwyrezony nadgarstek i mala dziure w prawej rece- pojecia nie mam od czego- typuje kamloty w rzece.
Moj kolega-dzentelmen ma w zasadzie to samo, tylko zamiast malej dziury w rece ma spuchneieta reke bo sie zaklinowal na linach.
W obliczu drogi „przez pieklo“- jak okreslaja ten bieg organizatorzy nic nam sie nie stalo.
Impreza jest naprawde bardzo fajna, atmosfera fantastyczna, duzo kibicow i fanow na trasie, party przed i po wyscigu itd.
Polecam goraco- tylko nie zapomnijcie przed tym troche potrenowac- 24km i ok.750 m w gore, do tego przeszkody- troche trzeba potrenowac.
Mi zajelo to 3godz i 24min.-bez stresu.
Podaje strone internetowa : www.braveheartbattle.de - mozna juz sie meldowac na 2013, ja sie zamelduje!
Zajrzyjcie koniecznie na ta strone, sa zdjecia, filmy, mozna sobie obejrzec.
Pozdrawiam wszystkich i zycze powodzenia w realizowaniu wszystkich zwariowanych pomyslow!
Jola

Obejrzałem zdjęcia, na których widać ,że wszyscy świetnie się bawią. Mnie jednak troszeczkę od takich biegów odstrasza ....stanie w kolejkach do przeszkód.
Startuję od kilku lat w Biegu Katorżnika i lubię się sponiewierać ale to czekanie na swoją kolej , aby pokonać przeszkodę trochę mnie zniechęca.
Napisz Jolu kilka słów na ten temat.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (81 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (22 sztuk)

 



michal71
Michał Brzenczek

Ostatnio zalogowany
2015-09-02
08:42

 2012-03-14, 11:47
 Jestem pod wrazeniem.
Witam.
Jestem zdecydowanym wielbicielem takich imprez, to pozwala na pełne wyluzowanie w moim cyklu przygotowań do maratonów. Zaliczyłem juz dwa razy katorżnika i ciągle mi mało. Naprawde zastanawiam się nad ta imprezą.

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA
  PRZECZYTAJ MÓJ BLOG (45 wpisów)
  ZOBACZ GALERIĘ MOICH ZDJĘĆ (11 sztuk)


jolanta
jolanta jaworska-roellgen

Ostatnio zalogowany
2012-03-26
22:05

 2012-03-24, 21:35
 stanie w kolejkach do przeszkod...komentarz
2012-03-14, 09:55 - kertel napisał/-a:

Obejrzałem zdjęcia, na których widać ,że wszyscy świetnie się bawią. Mnie jednak troszeczkę od takich biegów odstrasza ....stanie w kolejkach do przeszkód.
Startuję od kilku lat w Biegu Katorżnika i lubię się sponiewierać ale to czekanie na swoją kolej , aby pokonać przeszkodę trochę mnie zniechęca.
Napisz Jolu kilka słów na ten temat.
czesc, sorry ze sie nie odzywam, ale wcale sie nie spodziewalam, ze ktos cos napisze a poza tym jezdze ostatnio duzo rowerem i nie zagladam do internetu zbyt czesto. W sprawie kolejek do przeszkod to bylo nie az tak zle. Organizatorzy nie puszczaja wszystkich na raz tylko przed startem jeden przechodzi przez grupe ok.100 ludzi i mowi, ze teraz ci wystartuja e reszta troche czeka. Wszyscy maja chipy, wiec co za roznica. Jezeli ktos ma ambicje to moze sie ustawic z przodu i biegnie w pierwszej grupie. Widzialam film faceta z pierwszej grupy i kolejek u nich nie bylo ale lecieli b. szybko, byli tez super przygotowani. Ja sie spokojnie ustawilam w ok.1/3 ludzi i zabralam sie z 3 grupa. Kolejki byly na 3 pierwszych przeszkodach wodnych bo bylo waskie wejscie, moze i specjalnie zrobii zeby sie rozciagnelo, potem nie bylo kolejek, moze sie stalo z 30 sek albo minute rozpartujac jakby calosc pokonac, doly z blotem byly dosc pelne utknietych tam ludzi ale zjezdzalo sie w dol i wszyscy sie podpychali i ciagneli i w zasadzie byla fajna zabawa. Na filmie faceta, ktory begl z przodu doly byly puste.Jakby tak policzyc czasowo to stalo sie przed przeszkodami okolo 20-25min-mam na mysli czas w calosci wszystkich przeszkod. W kolejce bylo smiesznie bo sobie wszyscy zartowali i smiali i wyglupiali sie, nie bylo tak jak kiedys po mieso.
W sprawie katorznika to wyslij mi prosze pare infos, nie mam za bardzo rozeznania co sie w Polsce w tych sprawach dzieje, ja mieszkam w Belgii.
Pozdrawiam serdecznie Jola

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA


jolanta
jolanta jaworska-roellgen

Ostatnio zalogowany
2012-03-26
22:05

 2012-03-24, 21:41
 
2012-03-14, 11:47 - michal71 napisał/-a:

Witam.
Jestem zdecydowanym wielbicielem takich imprez, to pozwala na pełne wyluzowanie w moim cyklu przygotowań do maratonów. Zaliczyłem juz dwa razy katorżnika i ciągle mi mało. Naprawde zastanawiam się nad ta imprezą.
czesc , fajnie ze sie interesujesz takimi imprezami, myslalam, ze jestem jakims dziwakiem, bo wszyscy znajomi w czolo sie pukaja, jak o czyms takim slysza, juz nikomu nie mowie. Jakbys mial chwile czasu podaj mi linki do takich dziwnych biegow w Polsce, ja mieszkam w Belgii na stale ale jakby byla fajna impreza to chetnie odwiedze Polske aby sobie po blotach pobiegac.
Pozdrawiam Jola

  SKOMENTUJ CYTUJĄC
  NAPISZ LIST DO AUTORA


DODAJ SWÓJ KOMENTARZ W TYM WĄTKU

POWRÓT DO LISTY WĄTKÓW DYSKUSYJNYCH




 Ostatnio zalogowani
Marcin1982
08:08
green16
08:08
42.195
08:07
Admin
08:00
Andrzej.
07:54
michu77
07:52
mariuszkurlej1968@gmail.c
07:52
Gapiński Łukasz
07:42
biegacz54
07:30
SonnyDogg
07:28
przemekf20@wp.pl
07:20
bobparis
07:08
przemek300
06:48
Januszz
06:46
jaro109
06:38
piotrhierowski
05:35
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |