Jestes
niezalogowany
ZALOGUJ

 

  WIZYTÓWKA  GALERIA [72]  PRZYJAC. [67]   BLOG   STARTY   KIBIC 
 
Patriszja11
Pamiętnik internetowy
Życie na przełaj

Patrycja Dettlaff
Urodzony: 1983-10-11
Miejsce zamieszkania: Nowa Iwiczna
93 / 93


2025-05-05

Dostęp do
wpisu:

Publiczny
Śliski Spiski Wędrowiec (czytano: 292 razy)

 

Mówi się że statek nie powinien wyruszać w rejs w złą pogodę
lecz nam Spiskim Wędrowcom nie było dane czekać aż przestanie padać deszcz
Nikt też nam nie kazał biec w ten mrok
Może właśnie dlatego to bieganie ultra górskie jest takie fajne
robi się w nim rzeczy których normalnie człowiek sam z siebie nie pomyślałby spróbować
A jednak tu jestem i swoją kolejną górską setkę z hakiem zaczynam od nocy
Deszczowej nocy
Wraz ze mną na taki pomysł wpadło ok 150 osób
Jest więc nam ciut raźniej i zdawać by się mogło że w tym szaleństwie jest jakaś reguła
O ile bieganie w błocie po ciemku ma jakieś zasady 😊
Chwilę po zmroku ruszamy więc korowodem czołówek w zamgloną otchłań Spiszu
Wiem że tam nie będzie widoków tylko błoto deszcz ziąb i mrok ale to też ma swój urok
Biegać ultra w nocy szczególnie lubię i nawet szukam sobie takich startów co zaczynają się tuż po zmroku
Jest w tym jakaś magia klimat nocy który wydobywa z człowieka pierwotny instynkt przetrwania
Pierwsza noc to zawsze sprawdzian charakteru na ile jest się tym ultrasem
Każdy w milczeniu we własnym rytmie kroków i oddechów to w górę to w dół zadaje sobie to pytanie
Zadaję je sobie i ja
Bajkowy za dnia Spisz przy pięknej pogodzie zdaje się w ogóle nie przypominać siebie
Śliskie ścieżki szlaku zmuszają nas biegaczy do 100% koncentracji na zadaniu
A i to czasem nie pomaga!
Co chwila ktoś ląduje w błocie
Upadam i ja rozkojarzona na chwilę próbując wyjąć z kieszeni kamizelki coś do jedzenia
Leżę cała w błocie a przebiegający obok mężczyźni sugerują którędy lepiej biec
Serio? Jest tu lepsza ścieżka?
W nogach dopiero 20 kilka kilometrów a wszystko już mokre
W butach chlupie woda od mijanych po drodze rzeczek i strumyków
Czy są tu zawsze czy teraz tylko w tej ulewie ?
Nie dowiem się
Pozostaje je jakoś pokonać i biec dalej
Góra Żar jest tym razem jeszcze bardziej niedostępna niż zwykle
zimna oślizgła próbuje zepchnąć nas wszystkich w dół ze swego zbocza
ale walczymy każdy wspina się jak umie
Kijki nie bardzo mi pomagają ale bez nich byłoby jeszcze gorzej
wspinam się po zaroślach byle do przodu takie życie na przełaj
W końcu jest zwycięstwo jest szczyt lecz to dopiero jeden z wielu na tych 133 kilometrach…
Za jeziorem Czorsztyńskim czeka świt nowy dzień i nadzieja że wreszcie przestanie padać że może będzie w punkcie ciepłej herbaty łyk na dalszą drogę
Noc jest bardzo zimna zwłaszcza jak się leci w mokrym ubraniu
Tym bardziej każdy czeka na coś ciepłego
W punkcie na Hubie jest herbata i kawa są bułki
Każdy w milczeniu próbuje się zagrzać choć na chwilę
Wejście nawet na moment do ciepłego kończy się prawie u wszystkich drgawkami na wyjściu
Przeżuwając bułkę przysłuchuję się rozmowie dwóch chłopaków
- to co oddajemy chipy i schodzimy
- nie biegnie mi się jakoś źle i nic mnie nie boli ale strasznie wymarzłem
- no ja też
I ja również dodaję sobie to w myślach do ich wypowiedzi tyle że dla mnie zejście w tej sytuacji jest nieuzasadnione
Jako ultraska co przeżyła już w górach niejedno wiem że to tylko ta chwila że to minie
Trzeba tylko zacząć dalej biec…
Przede mną i tymi co przetrwali pierwszą noc wspinaczka na Lubań o świcie
Długa mozolna niekończąca walka pod górę chwilami pod wiatr
Przestaje padać deszcz
w szarówce spod zaspanych drzew przykrytych mgieł lekką kołderką nieśmiało wyglądają pierwsze promyki słońca
ptaszki radośnie śpiewają że teraz już będzie pięknie
Muszę opanować jakoś senność i będzie dobrze
Wypijam łyk red bulla i zaraz lepiej
Od razu biegnie się już jakby lżej
tylko te buty tak ubłocone że odechciewa się biec
Na szczęście w połowie trasy jest punkt w Tylmanowej
Można się przebrać złapać w biegu kawy łyk
Duża sala pełna krzątających się ludzi
Prawie każdy tu zmienia buty i skarpetki
Jest więc co zamiatać 😊
Trochę mi głupio zostawiać to wszystko
Ale jak chcę dalej biec muszę się trochę odświeżyć
Świeże buty i ciuchy robią robotę
Jakbym złapała drugi oddech
Znów chce mi się biec
Choć nie ma tu zupy i jestem trochę głodna obiecują że na następnym punkcie na pewno już będzie
Pokrzepia mnie ta myśl jak promienie słońca
Przede mną Wielka Prehyba jak wielka przygoda w piękny poranek tak inny od nocy oby tylko starczyło sił walczyć pod górę i zapamiętać coś z tych widoków
Im dalej tym robi się ciężej
Ale nie ustaję w walce
Każda ultra podróż ma swój kryzys punkt krytyczny mam tu i ja
marzy mi się ta ciepła zupa w schronisku na Przechybie i obiecuję sobie że ją tam zjem
Kilometry mijają teraz leniwie jakby pasły się na pastwisku razem z owcami
Choć godzin już ciut upłynęło wskazówki zatoczyły koło
Trochę mi zimno a chwilami za gorąco i trochę uwiera stłuczone w nocy kolano kontynuuję dalej mój bieg
Skupiam się na zadaniu i odliczam minuty zakręty podbiegi i zbiegi
Od kilku godzin mam też nowy cel - mój Niepokorny Mnich zaczął już swój bieg i liczy że go dogonię
Czy dam radę? Czy będziemy razem biec nie wiem ale perspektywa jest pokrzepiająca
W końcu po długiej wspinaczce oczom moim ukazuje się schronisko a przy nim punkt
Zjadam zupę pomidorową na wietrze i wchodzę do schroniska na szarlotkę oraz ciepłą herbatę by się ciut ogrzać
Dosiada się do mnie Ewa z mojej trasy chwilę rozmawiamy i jemy
Od razu lepiej
Fajnie się siedzi ale czas płynie nieubłagalnie
Ruszamy więc dalej na szlak Ona i ja
Zbieg do Rytra boli już mniej niż ten z Lubania może to dzięki pysznej zupie a może po prostu meta bliżej i oczami wyobraźni chcę już tam być
Nabieram wiatru w żagle wyprzedzam Ewę i lecę luźno w dół
Znajomość tego odcinka trasy pomaga
W punkcie jestem dosłownie na chwilę
Łapie ciasto w biegu i lecę dalej co sił w nogach póki jest w dół ile się da
Długie podejście pod Niemcową to już marsz lecz rekompensują trud widoki Michał skacze z aparatem wokół strudzonych już lekko Wędrowców
A piękny siwy koń kłusuje po polanie razem z nami jakby chciał dołączyć i z nami dalej biec
Upijam wody łyk z wiadra od Pani z pod Kordowca i zaraz jakoś lżej
W Kosarzyskach nie ma nic tylko woda
Mówią by lecieć dalej przez Eliaszówkę na Obidzę a stamtąd już rzut beretem
Niby brzmi łatwo ale wykonać to
To już zupełnie inna sprawa
Słońce chyli się ku zachodowi a mój Mnich Niepokorny kończy już powoli swój bieg
Już wiem że go nie dogonię lecz wciąż jest dzień
Pokrzepia mnie ta myśl i napędza popołudniowe słońce
Pogoda jakże inna od tej w nocy aż się chce teraz biec i biec znów lecz nogi już jakby nie te same co na początku
Do Obidzy znów trochę marznę lecz perspektywa zupy mnie niesie
Jeszcze jedna więc zupa plus ziemniaczek i piękny zachód słońca za schroniskiem - tak to są te chwile dla których biegam to ultra
Ten jeden dwa widoki które się najlepiej pamięta na cały bieg
Niby mogłabym zatrzymać się teraz by na zdjęciu uwiecznić ten zachód słońca lecz postanawiam zachować go głowie
No bo jest jeszcze meta ale zanim ona po drodze kilka trudności w tym Wysoka podejście pod Durbaszkę i Szafranówka
Dziwne skałki to w górę to w dół a czasem na łeb na szyję które zdają się nie mieć końca
Wszyscy lecimy już na oparach lecz co znaczy te 15 kilometrów po tych 115?
To już z górki już prawie nic
Czepiając się tej myśli jak rzep psiego ogona i jakiegoś innego Spiskiego Wędrowca któremu padł zegarek akurat gdy mi się kończy czołówka lecimy do mety razem lecz osobno próbując zgrać rytm naszych kroków w tej nierównej walce pod nogami
W końcu nastaje ten moment na który się czeka całą noc i cały dzień - meta
Jedna z najtrudniejszych met na którą nie byłam pewna czy dotrę
Myślałam że tu się będę wzruszać ale mój Mnich krzyczy tak głośno „Dzida” że nie ma czasu płakać
trzeba się śmiać i dalej biec
Tym bardziej cieszy ten moment choć radości nie widać w ogóle na ciele
ale gdzieś pod skórą jest ten duch ultrasa spełniony choć zniszczony do granic
Już nic nie boli choć bolało wszystko i tylko tych butów żal co były prawie nowe a teraz to już chyba nastał ich kres
Nie mam siły zdjąć chipa
nie mam siły jeść
Jedyne o czym marzę to ciepłe łóżko
Idę więc spać z moim Mnichem Niepokornym zasypiamy jak zabici i tylko poranny ból nóg przypomina że to jednak nie był sen - przeżyliśmy to!
I to było to coś na co się czeka w tym ultra! To zmęczenie ten ból który trudno opisać i wytłumaczyć dlaczego właściwie człowiek chce to wciąż przeżywać i powtarzać
Jeśli potrafisz to rozumieć zapewne jesteś ultrasem 😊


Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicy

Dodaj komentarz do wpisu


dziadekm (2025-05-12,10:27): Przeczytałem kiedyś taką myśl: "Najtrudniejsze w bieganiu nie jest zacząć,ale przestać biegać...." Pozdrawiam







 Ostatnio zalogowani
soniksoniks
23:27
macius73
23:27
STARTER_Pomiar_Czasu
23:03
mandos
23:01
kgondek
22:35
kos 88
22:19
bobparis
22:08
pjach
21:44
prokopowicz87
21:42
JolaPe
20:45
Stonechip
20:45
żądło
20:24
marczy
20:03
Wojciech
19:53
tomekki
19:48
Jurek z Jasła
19:39
|    Redakcja     |     Reklama     |     Regulamin     |