2025-04-26
Dostęp do wpisu:
Publiczny
| PKO PÓŁMARATON GDYNIA (czytano: 243 razy)

Po raz pierwszy biegowo w Trójmieście. Pierwotnie miałem tu biegać w 2020 r. w ramach Mistrzostw Świata w Półmaratonie i miała to być największa impreza biegowa w Polsce ( zapisanych ponad 30 tys. zawodników ). Niestety pandemia zmiotła bieg z kalendarza i pozostało tylko wspomnienie podsycone pakietem, który organizatorzy rozesłali do domów ( koszulka asics, poręczny nieduży czarny plecak i najbardziej okazały medal w mojej kolekcji w formie otwieranego kompasu z bursztynem na pokrywie ).
Tym razem udałem się do Gdyni nietypowo z żoną (na przedłużony weekend) , która nie jest entuzjastką mojego biegania, od kiedy startuję wyczynowo w zawodach. Zakwaterowaliśmy się w hotelu przy samym morzu, obok którego przebiegała trasa biegu ( 19 kilometr).
Biuro zawodów znajdowało się na Skwerze Kościuszki. W pakiecie tylko numer startowy z czipem ( koszulka dodatkowo płatna ). Mój numer 2250 bez siódemki ( po zsumowaniu dwóch środkowych cyfr znalazła się ,co miało mi przynieść powodzenie 😊
Opłata startowa od 139 zł w górę w zależności od terminu zapisu.
Ja płacę 80 zł ( z 50% zniżką za opłacony nieodbyty bieg w 2020 r. ).
Wychodząc z hotelu na start celowo założyłem numer startowy na pierś i tym sposobem zawarłem znajomość z Jarkiem – mocno zafiksowanym pozytywnie, początkującym biegaczem – jego pierwszy start w półmaratonie. Całe 2 km dojścia na start wymienialiśmy się swoimi doświadczeniami biegowymi.
Największym mankamentem zawodów było brak jakiejkolwiek infrastruktury ( oprócz niewystarczającej liczby TOI – TOI i namiotów depozytowych) przy niskiej temperaturze otoczenia ( początkowo 8 st. C, na koniec ok. 3 st. ) Po oddaniu depozytu pozostaję w stroju startowym - cały czas truchtam chcąc uniknąć wychłodzenia. Nie wyobrażam sobie tego biegu rozgrywanego w deszczu.
Tak jak 2 tyg. temu w półmaratonie postanowiłem pobiec z peacemakerami na 1:35, potem się zobaczy, generalnie chcę zakończyć bieg poniżej 1:40 ( w Poznaniu było 1:37).
Start o godz. 20:30.
Trasa ciekawa umożliwiająca zwiedzanie Gdyni prowadząca szerokimi ulicami – tłoku nie było, zawodników puszczano falami co 3 min. Punkty z wodą na 6,11,15 i 18 kilometrze. Na plus trzeba zaliczyć organizatorom butelki 0,5 l z dziubkiem umożliwiające bezproblemowe picie.
Od 6 km zacząłem lekko odstawać od moich peacemakerów, by zgubić ich ok. 11 kilometra. Na tym etapie miałem mały mentalny kryzys, ale wziąłem się w garść i od 16 km zacząłem znowu przyspieszać. Biegłem od tej chwili z pewnym trzydziestoparolatkiem, który na zmianę przyspieszał i zwalniał, więc co rusz jeden z nas obejmował prowadzenie – aż do mety biegliśmy razem.
Na trasie było kilka dłuższych podbiegów, ale na 18 kilometrze długi zbieg ulicą Piłsudzkiego do samej zatoki i ostatnie 2 km wypłaszczone po nadmorskiej promenadzie, aż do mety. Za metą piękny ruchomy medal oraz robię zdjęcia, które przesyłam do rodziny i znajomych ( w pierwszej kolejności do żony z adnotacją, że znowu przeżyłem 😊. Czas 1:37:20 i 5 miejsce w M 60. Jarek kończy bieg z dobrym czasem 1:40:42 ( przysłał mi zdjęcie z grawerem). Za metą każdy dostaje worek z napojami i jabłkiem. Bezproblemowo odbieram mój depozyt, szybko przebieram się w suche ubranie, owijam się otrzymaną folią termiczną i szczękając zębami szybko udaję się w 2 km spacer do hotelu.
Nie przepadam za nocnymi biegami – na ogół wszyscy za metą szybko zbierają się do domu i impreza jest mało towarzyska.
Bieg ukończyło 4128 zawodników.
Z gdyńskich spostrzeżeń socjologicznych – w mieście duża liczba osób aktywnych ruchowo zarówno wśród dorosłych jak i dzieci. Obserwowałem codziennie dużą liczbę biegaczy, rolkarzy, rowerzystów, a nadmorskie siłownie na świeżym powietrzu cieszyły się powodzeniem przez cały dzień ( ogólnie mała liczba otyłych spotkanych na mieście ).
Blog moga komentować wszyscy zalogowani czytelnicyDodaj komentarz do wpisu |